Rozdział 5. Spacer.
Jestem bardzo szczęśliwa będąc w związku z Sakim. Saki zawsze się o mnie troszczy. Jesteśmy ze sobą już 2 miesiące. Oczywiście nie rzuciłam pracy. Pracuje 5 godzin dziennie. Jednak czasem wezmę zastępstwo za kogoś przez co mam dodatkowe pieniądze. Lizzy rośnie jak na drożdżach. Czasem w nocy wychodzę z Sakim i małą na dwór. Obecnie byłam z Lizzy i z Sakim na jednym z dachów. Siedziałam na kocu i patrzyłam jak Saki próbuje nauczyć małą chodzić. Było to zabawne. Saki zaczął się rozglądać. Lizzy siedziała na pelerynie Sakiego który chodził. Lizzy się zaśmiała mając smoczek w buzi.
-O tu cie mam.- Powiedział Saki biorąc małą na ręce. Uśmiechnęłam się. Saki zaczął łaskotać małą która się śmiała uroczo.
(Perspektywa Karai)
Byłam na patrolu z chłopakami. Od kiedy Iris opowiedziała nam o tej całej Melody to patrolujemy kilka razy w dzień i w nocy. Martwi mnie to, że jakaś niepełnoletnia dziewczyna zadaje się ze Shredderem. Zaczęłam się rozglądać. Nagle usłyszałam cichy śmiech Mikeyego.
-Co ciebie tak bawi Mikey?- Zapytał się Raph.
-Shredder jest nianią.- Powiedział Mikey dalej się cicho śmiejąc. Podeszłam do niego i zauważyłam coś dziwnego. Shredder uczył chodzić jakąś małą dziewczynkę, a na dodatek na kocu siedziała jakaś dziewczyna.
-To ta Melody.- Powiedziała Iris patrząc przez lornetkę.
-Jest sam możemy to wykorzystać.- Powiedział Raph i zaczął biec w stronę przywódcy wrogiego klanu.
-Raph nie!- Krzyknął Leo biegnąc za bratem. W końcu wszyscy biegliśmy za Raphem.
(Perspektywa Melody)
Saki podał mi małą na ręce. Wtedy do nas zaczęli biec jakieś zmutowane żółwie i pięć nastolatków. W tym Iris. Przytuliłam do siebie Lizzy. Czułam jak mała się trzęsie. Saki staną przede mną zasłaniając mnie.
-Ani kroku dalej.- Powiedział Saki dalej stojąc w miejscu.
-Shredder to niania. Shredder to niania.- Mówił mutant w pomarańczowej przepasce. Sakiemu to się chyba nie spodobało. Wtedy nastolatek w masce hokejowej rzucił krążkiem od hokeja. Gdyby nie Saki który złapał krążek to by ten krążek walną by mnie. Przez to Lizzy zaczęła płakać.
-I co narobiliście?!- Krzykną Saki kucną przede mną.- Ciiii... Lizzyś nie płacz. Już cichutko.- Mówił Saki głaszcząc małą po głowie. Saki wziął małą na ręce i stał. Sama też wstałam.
-Zaraz bo już nie czaje. Ty i ten świr jesteście razem? Dziewczyno życie sobie marnujesz.- Powiedziała dziewczyna o rudych włosach.
-Tak jesteśmy razem to po raz. Po dwa nie macie prawa oceniać Sakiego pomimo jego błędów. A i życia sobie nie marnuje.- Powiedziałam okrywając Lizzy w koc.- Poza tym gdyby nie on ja i moja córeczka byśmy umarły na ulicy.- Dodałam i poszłam z Sakim i Lizzy do domu. Poszłam z małą do łazienki. Zaczęłam robić kąpiel. Kiedy woda była odpowiednia rozebrałam siebie i Lizzy. Następnie weszłam trzymając córeczkę do wanny. Zaczęłam siebie i małą myć. Po kąpieli przebrałyśmy się i poszłam z małą do pokoju. Położyłam ją do łóżeczka, a następnie położyłam się do łóżka. Po czasie zasnęłam zmęczona tym dniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro