Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01. 11





ROZDZIAŁ JEDENASTY
Piękna obietnica




GDY ZOSTALI SAMI, zapanowała kompletna cisza.

Poe, który przykucnął obok kanapy, jedną ręką głaskał włosy Záli, a drugą trzymał jej dłoń i co jakiś czas podnosił ją ku górze, całując jej wierzch. Tak jakby musiał upewnić się, że wciąż jest ciepła.

Nie mógł zrozumieć, dlaczego nie powiedziała mu, co się z nią dzieje, gdy miała okazję. Myśl, że mu nie ufa, bolała znacznie bardziej niż powinna i niż by chciał. Kochał ją, ale był wściekły. I nawet fakt, że leżała tam na wpół żywa, mało pomagał mu powstrzymać się przed wykrzyczeniem jej wszystkiego, co myśli w twarz.

— Powiedz to... — wyszeptała słabo, jakby (a może nawet nie jakby) czytając w jego myślach. Uniósł szklisty wzrok w jej kierunku, prychnął i pokręcił głową na „nie".

— Postąpiłaś głupio, ale nie możesz się tym teraz zadręczać. Wszystko już w porządku.

— Poe... Zdenerwuj się, jeśli masz ochotę. Wrzeszcz. Obrażaj mnie. Cokolwiek. Tylko nie milcz i nie patrz się tak na mnie.

— Po prostu chyba nie rozumiem, dlaczego nic nie powiedziałaś.

— Zatrzymałbyś mnie. I miałbyś rację, ale wtedy jeszcze tego nie rozumiałam.

— Nie możesz mi tak robić. Jeśli mamy być, czymś więcej, to nie możesz po prostu... Śpisz?

Odpowiedział mu tylko miarowy oddech. Westchnął nakrył ją szczelniej kocem.

— Aż tak bardzo boisz się usłyszeć, że cię kocham, że za każdym razem znajdujesz sposób, żeby od tego uciec? — zażartował pod nosem, a potem pocałował jej policzek.

A ona spała dalej, całkiem nieświadoma słów wypowiedzianych właśnie przez Poe.






NIEDŁUGO PÓŹNIEJ WYLĄDOWALI NA AJAN KLOSS, w bazie rebeliantów. Zála nie śmiała nawet przypuszczać, ze tak prędko spojrzy na swój tytuł z przeświadczeniem, ze jest właściwie bezużyteczny. Dopiero co została generałem, okazała się nim raczej średnim, a teraz już nie miała, czym się zajmować.

— Jesteśmy bezrobotni — powiedziała do Poe, który wykrzywił brwi w pytającym geście, a potem po prostu parsknął śmiechem.

— Jesteśmy wolni — poprawił ją i ustabilizował jej rękę na swoim barku. Uparła się, że stanie przed swoimi ludźmi o własnych siłach. Bez upokarzającego noszenia na rękach.

Raz po raz przychodzili kolejni rebelianci, znajome twarze uśmiechały się do niej i obserwowały ciekawsko wielką czerwoną plamę na jej mundurze, a pod nią ukrytą za bandażem ranę. Chewbacca prawie ją zgniótł, Finn nie mógł przestać jej przytulać (wracał do niej co kilka minut), a Rey niecierpliwie tupała nogą i zaciskała palce na jej dłoni.

Straciła Bena. Jedyną osobę, z którą czuła niesamowite połączenie, zapisane w ścieżce Mocy. Niezwykłe. Zála nie była pewna jak ma dalej żyć z myślą, że chciała odebrać mu życie. Ani z myślą, że i tak je stracił.

Nie miała pojęcia jak pocieszyć Rey. Czy po tym wszystkim, co im sie przytrafiło jakiekolwiek słowa czy czyny mogły przynieść ukojenie?

Cóż, narazie musiała im wystarczyć szokująca świadomość wygranej, uhonorowanie rodzin, radosne śmiechy rebeliantów ściskających siebie nawzajem i pyszny, drapiący gardło alkohol. Wcale nie było aż tak źle, jak się zdawało.

Gdy Poe i Finn oddalili się na chwilę, Zála usiadła obok Rey i podała jej kubek napełniony do połowy mocnym trunkiem. Młodsza dziewczyna wzięła go do ręki i wzięła spory łyk napoju. Zála uśmiechnęła się półgębkiem.

— Nie tak szybko, bo posądzą mnie o rozpijanie nieletnich¹. — Rey, która miała już dwadzieścia lat przewróciła oczami.

— Dziwne, że na Naboo możecie rządzić państwem, ale pić alkoholu już nie — odpowiedziała ze śmiechem, ale po krótkiej chwili w kącikach jej oczu zagościła zaduma i smutek. Kenobi położyła dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęła się słabo. — Dziwnie się czuję... — wyznała wreszcie i zakołysała cieczą w kubku. — bez niego. Od kiedy zrozumieliśmy połączenie naszej Mocy, prawie cały czas go czułam, a teraz... — Głos nagle uwiązł jej w gardle.

Walczyła z samą sobą, ale nawet ona, tak silna, nie mogła sobie z tym poradzić. Straciła człowieka, w którym zaczynała się zakochiwać i którego uratowała spod uścisku ciemności. Wreszcie cichy, rwany szloch opuścił jej gardło, a Zála instynktownie objęła ją ramionami i przyciągnęła do siebie, kołysząc w tę i z powrotem.

Rey była dla niej jak siostra, której nigdy nie miała i nie potrafiła znieść widoku jej tak zniszczonej. A najbardziej bolały ją pytania bez przerwy kłębiące się w jej głowie. Czy gdyby mniej go nienawidziła, mogłaby mu pomóc? Czy gdyby nie była tak zaślepiona, wszystko potoczyłoby się inaczej, a on wciąż by żył? Nie wiedziała, co dokładnie stało się podczas walki z Palpatinem, ale poczucie winy uporczywie szturchało ją i szczypało, przypominając o jej własnych błędach.

Zacisnęła oczy, wciąż mocno trzymając płaczącą Rey. Nie mogła naprawić już przeszłości, ale przyszłość tak.

— To nie twoja wina, przestań się zadręczać, Zála — powiedziała nagle Rey odczytując myśli przyjaciółki i odsunęła się od niej. Po policzkach płynęły pojedyncze łzy, a oczy miała czerwone od pękniętych naczyń krwionośnych, ale jej wyraz twarzy na powrót był zawzięty. — Może trudno to zrozumieć, ale cały świat nie kreci się wokół ciebie i nie wszystko, co złe jest spowodowane twoją obecnością.

Szturchnęła ją palcem, a Kenobi wytrzeszczyła oczy. Cóż, może był to twardy sposób na powiedzenie, żeby sobie przebaczyła, ale znacznie bardziej przemawiał do niej niż poklepywanie po plecach. Uśmiechnęła się szeroko, a Rey wraz z nią.

— Ale jego świat kreci się wokół ciebie. Od kiedy tylko was poznałam, a pewnie i dłużej.

Zála nie miała pojęcia, dlaczego tak prędko zmienił się temat i jakim cudem Rey przestała płakać. Gdyby to Poe zginął, Zála nie potrafiłaby się odezwać przez bardzo długi czas. Może po prostu potrzebowała chwili słabości i teraz było już w porządku. A może jeszcze nie była gotowa o tym mówić i żałowała, że się rozkleiła. Tak, czy siak, sprytnie zmieniła temat.

— Gdybys tylko widziała, jak zareagował, gdy cię dziś zobaczył... — Uśmiechnęła się znacząco. Chciała powiedzieć, że przecież widziała, ale nie była jeszcze gotowa opowiedzieć Rey o tym, co zobaczyła na skraju śmierci. Zamiast tego złapała się swojej ulubionej broni. Ironii. Przewróciła więc oczami, gotowa do żartu, ale Rey ją uprzedziła. — Daj mu się wreszcie wysłowić, co? Skarżył się Finnowi, że zawsze kończysz rozmowę, zanim... ach, z resztą. Po prostu go dziś wysłuchaj, co?

Jej usta mimowolnie rozchyliły się ze zdziwienia. Rey pokręciła głową z miną „nic ci nie powiem" i uśmiechnęła się szatańsko. Zála wystawiła język, a potem wstała.

— W takim razie idę trochę postraszyć pilotów. W końcu nadal jestem Panią Generał.






JESZCZE TEGO WIECZORA, gdy większość świętowała zwycięstwo, Poe poprosił ją, żeby się z nim przeszła. Wiedząc, że Dameron bezcelowe, mało zabawne spacery uznaje za praktycznie bezużyteczne, natychmiast zrozumiała, że spełniają się słowa Rey. Gdyby nie ona Zála zaczęłaby się z niego nabijać i powiedziała, że znacznie bardziej ma ochotę się upić i potańczyć (tak dawno tego nie robiła!), ale dzięki jej ostrzeżeniu postanowiła się zgodzić.

Z rozbawieniem zastanawiała się, jak wiele razy nieświadomie spławiła Poe. Najwyraźniej była kompletnie ślepa.

Dameron poprowadził ją z dala od wesołego tłumu, w kierunku szerokiej łąki. Słońce powoli
zachodziło za widnokręgiem, rzucając na wszystko szarą poświatę. Wiatr kołysał złocistą wysoką trawą, a pojedyncze świetliki migotały pomiędzy jej źdźbłami.

Zála z paniką próbowała odnaleźć temat do rozmowy, a Poe, nieco bardziej spokojny, zdawał się całkowicie zadowalać ciszą. Wreszcie skończył się nad czymś gorączkowo zastanawiać i spojrzał na nią z pewnym siebie usmieszkiem. Przybliżył się, wsunął dłoń w tylną kieszeń jej spodni pocałował jej skroń.

— Nie chcę być dociekliwa, ale czy na pewno nie prowadzisz mnie do lasu, żeby mnie zamordować? — zapytała z udawanym przerazeniem. Pokręcił głową.

— Jesteś niemożliwa. — Widząc jej nieciepliwe spojrzenie, westchnął. — Już zaraz będziemy.

I rzeczywiście nie minęła nawet minuta, a na skraju lasu dostrzegła starego X-Winga przerobionego tak, że tworzył przyjemny kącik do siedzenia i obserwowania gwiazd. Z kokpitu ustunieto wszystkie konsole, a w powstałej ten sposób przestrzeni zmieściła się sterta kocy i poduszek. Silniki zostały odczepione od reszty statku i poustawiane na dole w formie kolumn stabilizujących resztę budowli. W jego grzbiecie spory ubytek po jednej z walk, w którym ukryto plątaninę wiszących światełek i mały stolik, a na nim kieliszki z czerwonym winem. Zála musiała obejrzeć go z każdej strony, aby mieć pewność.

— Czy to...

— Pierwszy X-Wing którego razem rozbiliśmy — powiedział zadowolony. Zála parsknęła śmiechem. Dzisiaj było to zabawne wspomnienie, ale gdy wracała myślami do zdarzeń tamtego dnia, nadal wyraźnie pamietała, jak bardzo się pokłócili. Cóż, nie żeby było to, coś nadzwyczajnego.

Wyciągnął do niej rękę i poprowadził w kierunku stolika, gdzie oboje wzięli do rąk kieliszki z winem. Właściwie głównie milczeli, spoglądając na siebie nawzajem z niesamowitym zaciekawieniem. Krew buzowała w ich żyłach, a płuca, choć całkiem zdrowe, ledwo spełniały swoje zadanie. Wreszcie, gdy napięcie było nie do zniesienia Poe oznajmił jej, że teraz zaprowadzi ją do dawnego kokpitu.

Weszli do środka, wpadając od razu na stertę kocy i poduszek. Ułożyli się na plecach, jedno obok drugiego, a ich palce same odnalazły do siebie drogę. Przez długi czas oglądali po prostu świetliste punkty na niebie. Gdy zaczęli uważniej się przyglądać dostrzegli nawet kilka księżyców i planet. Wymieniali się spostrzeżeniami, a czasem kłócili o to, kto ma rację i wszystko zdawało się takie... proste.

Imperium nie było. Wojna się skończyła. A oni oboje to wszystko przeżyli.

Dlatego gdy spadająca gwiazda przeleciała po czarnym płótnie nieba, a Poe szarpnął nią w górę, kazał zamknąć oczy i pomyśleć życzenie, nie wiedziała, o co prosić. Miała wszystko.

— Czego sobie życzyłaś?

Uśmiechnęła się chytrze.

— Żebyś przestał być taki wkurzający.

Wciągnął powietrze ustami, wyraźnie oburzony i przewrócił ją na bok, szturchając, szczypiąc i łaskocząc na zmianę. Turlali się w plątaninie koców, kilkukrotnie niewiele brakowało, żeby bezpowrotnie zawinęli się w nie na amen, jak dwie gąsienice, aż nagle Poe spoważniał całkowicie.

— Poe? — zapytała po chwili ciszy, która zdawała się jej dłużyć w nieskończoność. Dameron podniósł się usiadł na własnych nogach. Odchylił głowę do tylu i ze sfrustrowanym warknięciem wymamrotał coś pod nosem.

— Musisz wiedzieć, że to nigdy nie było dla mnie takie trudne — powiedział wreszcie.

— Mhmm... — Spojrzała na niego ironicznie, ale on nawet się nie zdenerwował. A przynajmniej nie na nią, bo ręce trzęsły mu się od kilku minut. Kenobi podniosła się na ramionach.

— Jesteś najbardziej, irytującą i upartą osobą jaką kiedykolwiek znałem. — Oho, jeśli tak brzmiała ta wielka wiadomość, o której mówiła jej dziś Rey, to nie była pewna czy chce ją słyszeć. Ugryzła się w język powstrzymując od „nawzajem". — Potrafisz być naprawdę okropna, zawsze musisz mieć ostatnie słowo, a twoja zarozumiałość... — Zaśmiał się pod nosem. — przekracza wszelkie granice. Ale kocham cię, Zála. Kocham cię od pierwszego dnia. Kochałem cię przez wszystkie dni, kiedy tak bardzo starałaś się mi dokopać. Kocham cię dzisiaj. I będę cię kochał tak długo, jak starczy mi na to sił.

Jego oczy błyszczały w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Wyobraził sobie mnóstwo różnych scenariuszy. W jednym (najmniej prawdopodobnym) po prostu się ucieszyła. W drugim, była przerażona i nie chciała się angażować. W trzecim wreszcie, nabijała się z niego w najlepsze. Ale w żadnym z nich, nie biła go wściekłe poduszką. A jednak tak właśnie się stało.

Przez dobre kilka minut trwał ten dziwny napad, aż wreszcie Poe zdołał ją zatrzymać. Siedzieli naprzeciwko siebie. Jej klatka piersiowa unosiła się niespokojnie ze zmęczenia, a dłonie zaciśnięte w pieści miała w górze. Dameron trzymał ją za nadgarstki z pytającym wyrazem twarzy. Co tez jej tym razem zrobił?

— Wcale nie jestem zarozumiała!

— Kobieto, ty jesteś jakaś niepoważna.

— Słucham? — zapytała oburzona.

— Właśnie wyznałem ci miłość, a ty zapamiętałaś tylko „zarozumiała"? — zapytał zirytowany. — Masz ze sobą POWAŻNY problem.

— JA mam problem?! Słuchaj, ty zidiociały...

Zanim zdołała dokończyć zdanie, poczuła jego usta na swoich. Cała frustracja i zirytowanie były w tym jednym pocałunku. Zachłannym, wytęsknionym.

Jego dłonie zacisnęły się na jej biodrach i przyciągnęły do sobie, tak że teraz siedziała mu okrakiem na kolanach. Przez chwilę trwali w tej sytuacji, oboje całkowicie poddając się szalejących w nich uczuciach. Poe oderwał się by zaczerpnąć powietrza.

— Po prostu przyznaj się, że mnie kochasz. Przecież i tak o tym wiem — wyszeptał jej do ucha, a potem złożył na nim długi pocałunek. Uśmiechnęła się mimowolnie, a z jej ust wydobył zduszony pomruk.

— Nie bądź taki zarozumiały, Dameron.

— A ty lepiej się ze mną nie drocz, bo potrafię się odpłacić — zagroził. Dreszcz przeszedł po jej plecach.

Była Zálą Kenobi więc nie mogła sobie odpuścić.

— Pamiętasz tego swojego kolegę, pilota z Tatooine? — zapytała. Nie dostała odpowiedzi, ale po prostu kontynuowała. — Był całkiem niezły w...

Nie skończyła, bo Poe oderwał się od całowania jej szyi i zmierzył ją spojrzeniem, które wyprost paliło jej skórę. W jego brązowych oczach po raz pierwszy w życiu dostrzegła coś dzikiego. Wręcz zwierzęcego.

— Pożałujesz tego.

Kiedy górna część ubrania Záli zniknęła, Rey zasłoniła usta w przerażeniu, a potem ręką zakryła oczy BB-8.

Ona i Finn stali w odległości kilkudziesięciu metrów od X-Winga. Przyszli tu chwilę temu byś sprawdzić, czy jeszcze się nie pozabijali, czy coś. To mieściło się raczej w kategorii „czy coś" i zdecydowanie nie wymagało ich interwencji.

— Masz racje BB-8 — powiedziała Rey i cała trójka w ułamku sekundy odwróciła się na pięcie i zniknęła w lesie. — Czy ona przed chwilą nie była umierająca? — zapytała, gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości.

— Najwyraźniej nie wystarczająco — powiedział poważnie Finn. Wymienili spojrzenia a po chwili ciszy wybuchnęli śmiechem tak beztroskim, o jakim myśleli, ze już nie istnieje. Ledwo mogli oddychać, gdy kierowali się w kierunku kończącej się już imprezy. — BB-8, nawet nie masz pojęcia jak bardzo zazdroszczę ci, że możesz to wszystko po prostu wymazać sobie z pamięci.

Znów śmiech.

BB-8 najwyraźniej uznał to za wspaniały pomysł, bo zamigał do nich kilkukrotnie, a potem popędził na poszukiwania R2-D2.



KILKA GODZIN PÓŹNIEJ Zála wciąż jeszcze nie spała, choć Poe, w którego ciało była wtulona, smacznie chrapał. Spojrzała na jego twarz, taką spokojną i łagodną (niesamowite, jakim aniołkiem się wydawał, gdy spał! to dopiero ironia losu), a potem ostrożnie odgarnęła kręcony kosmyk włosów, który opadł mu na czoło.

Z trudem, z powodu zaciskającej się na jej talii ręki, odwróciła się na plecy i popatrzyła w migoczące punkciki. Uśmiechnęła się lekko. Czekała ją długa droga, zanim rzeczywiście zdoła sobie wybaczyć, ale rozmowa z przodkami ponownie zasiała w jej sercu miłość i ufność do gwiazd. I gdy Poe był tuż obok, i kochał ją, szczerze. Nie mogła, ani nie chciała, uwierzyć, że tak po prostu nie miało się stać. W pewnym sensie była to gwiazd ich wina.






KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro