01. 08
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Piętno śmierci
ZANIM JESZCZE WYLĄDOWALI NA AJAN KLOSS, Zála miała już całkowitą pewność, że coś jest nie w porządku. Czuła to w każdej komórce swojego ciała. Nawet BB-8 wirował w kółko po podłodze, przeczuwając dziwaczną atmosferę. Wylądowali w wyznaczonym miejscu, a gdy tylko opuścili statek, zostali wręcz zaatakowani przez jedną z rebeliantek.
— Zálo, Poe, stało się coś okropnego.
Kenobi spojrzała na pilota z przerażeniem. Złapał jej dłoń i uścisnął ją, chcąc dodać otuchy i odwagi. Wreszcie przełknęła ślinę. Musi się dowiedzieć. Musi zapytać.
— Czy Pani Generał...
— Nie żyje — dokończyła za nią Komandor D'Acy, a słowa te zabrzęczały jej w uszach z siłą podobną do wielkiego dzwonu. Przeczuwała to, ale czym innym było dziwne przeświadczenie, że czegoś jej brak, a czym innym słowa. Proste. Jednocznaczne.
Leia Organa nie żyje.
— KIJIMI? Ale jak? — zapytał Poe skołowany. Wszędzie panowało straszne zamieszanie, a teraz, jak gdyby mieli mało problemów, Imperium właśnie zniszczyło całą planetę.
— Strzał z gwiezdnego niszczyciela. Nowej floty Sithów — wyjaśniła D'Acy.
Zála położyła dłoń na ramieniu Poe. Kiwnął do niej na znak, że wszystko w porządku, ale jak mogło być w porządku, skoro na tej planecie najpewniej zginęli właśnie jego przyjaciele. Zorii, Frik... mnóstwo innych.
— Okręt Imperatora z Exegol? — zapytała Zála tylko żeby się upewnić. — To znaczyłoby, że wszystkie okręty mają broń do niszczenia planet.
— No jasne — powiedział Poe, jego głos spokojny, ale przepełniony w głębi gniewem. — Więc tak chce nas wykończyć.
— Słyszycie? Jest na wszystkich kanałach. — Rose zwiększyła moc dźwięku, a kilka osób stojących w najbliższym towarzystwie przybliżyło się do maszyny.
Ruch Oporu przestał istnieć.
Ogień Sithów znowu płonie.
Poddajcie się albo zginiecie.
Nadchodzi Ostateczny Porządek.
Nie mogła w to uwierzyć. Teraz, gdy są już tak blisko celu.
— Leia mianowała cię dowódcą, Zála. Tak jak obiecała. Jakie rozkazy?
Kenobi podniosła wzrok na Rose i z przerażeniem odkryła, jak wielki ciężar właśnie spadł na jej ramiona. Nie miała pojęcia, co powiedzieć, co zdecydować. Wydawało jej się, że uwielbia rządzić, ale teraz miała ochotę skulić się w kącie i po prostu zniknąć. Leia, kobieta, która właściwie ją wychowała, zniknęła. Już nigdy z nią nie porozmawia, już nigdy nie wysłucha jej pouczających kazań, ani ciętych uwag.
Kilkukrotnie otwierała i zamykała usta, aż wreszcie odwróciła się na pięcie i popędziła w przeciwną stronę, kompletnie ignorując nawoływania przyjaciół.
SCHRONIENIE PRZED REBELIANTAMI znalazła dopiero w jaskini Lei, gdzie nakryte białym materiałem spoczywało jej martwe ciało.
Jej dziadkowie dawno zginęli, jeszcze przed jej narodzinami. Ojciec wychowywał ją właściwie samotnie, bo matka była obecna tylko po to, by zatruwać jej życie i wylewać na nią gorzki smak swoich własnych niepowodzeń. Gdy Qui-Gon odszedł, to właśnie Leia, jego dobra przyjaciółka, przygarnęła pod swoje skrzydła Zálę.
Zála straciła rodziców, a Leia syna. Moc połączyła ich ścieżki w doskonałym momencie. A teraz jednej z nich już nie było.
Usiadła na ziemi i kilkukrotnie pociągnęła nosem.
— Nie mam pojęcia, co dalej, Leia — powiedziała, wyciągając przed siebie rękę. Dotknęła przez materiał jej zimnej dłoni, a z oczu natychmiast pociekły łzy. Poe wreszcie ją znalazł i powoli wszedł do wnętrza jaskini. Zála odetchnęła drżąco. — Jak to robiłaś? — zapytała przerażona. — Nie potrafię... nie jestem gotowa.
Dameron przykucnął obok niej i pozwolił, by oparła się o niego. Zaszlochała gorzko, a on przeczesał jej włosy, szepcząc słowa pocieszenia do jej ucha.
— My tez nie byliśmy — powiedział niespodziewanie jakiś trzeci głos. Zála otarła łzy, przestała płakać i powoli podniosła się z ziemi, a Poe razem z nią. Wciąż trudno jej było oddychać. Nie potrafiła zrozumieć, jak dalej ma to robić w świecie, gdzie brakuje Lei, ale wiedziała, że jakoś musi. Organa powierzyła jej misję dokończenia swojego najważniejszego dzieła. Tak bardzo nie chciała jej zawieść.
Lando podszedł o kilka kroków bliżej.
— Luke, Han, Leia, ja... — kontynuował — Nikt nigdy nie jest gotowy.
— Więc jak to zrobiliście? — zapytała Zála, z nadzieją, że choć jedno z zadanych dziś pytań otrzyma jasną odpowiedź. — Jak pokonać Imperium, gdy nie ma się... prawie niczego?
— Mieliśmy siebie nawzajem. I to wystarczyło.
Kenobi przez chwilę miała wzrok wbity w jeden punkt, aż wreszcie zrozumiała. Pokiwała głową i popatrzyła na Poe.
— Poe, musisz dowodzić ze mną — powiedziała pewnie. Najpierw wyglądał na skołowanego, ale wkrótce zrozumiał, że mówi całkiem poważnie. Jeszcze niedawno gotów był wydłubać jej oczy za tę fuchę, ale dziś wcale nie liczyła się rywalizacja.
— W porządku. Co najpierw?
— Przecież nie mogę ci już rozkazywać, Panie Generale.
Pokręcił głową rozbawiony.
— Możesz, czy nie możesz, przecież wiem, że chcesz.
Wzruszyła ramionami, zgadzając się z nim całkowicie.
— Musimy znaleźć Finna.
— FINN! Finn, tu jesteś.
— Mam ważną wiadomość. Wszędzie was szukam. — Kiwnęła mu głową na znak, by kontynuował. – Ten droid. — Wskazał na maleństwo, które tak łudząco przypominało Záli suszarkę na kółku. — To kopalnia wiedzy o Exegol.
— Ta suszarka? — zapytał Poe, wręcz czytając jej w myślach.
— Jestem D-O — oburzyła się suszarka.
— Wybacz, D-O.
— Był w towarzystwie Ochiego. Miał przywieść jedną dziewczynkę z Jakku do Imperatora. I miał ją dostarczyć żywą.
Zála i Poe od razu zrozumieli powagę sytuacji. Cokolwiek widział i słyszał ten robot, miało to ogromny związek z Rey.
— W takim razie, D-O, pokaż nam proszę, co wiesz — powiedziała Zála.
Droid rzeczywiście okazał się niezwykle pomocny, bo gdy Finn podłączył go do komputera, odnaleźli na jego dysku wszystkie dane do ataku na Exegol. Cóż, prawie wszystkie. Brakowało wskazówek na temat tego, jak w ogóle się tam dostać.
— Co to za atmosfera?
— Piekło. Wiry magnetyczne.
— Wiatry słoneczne.
— Jak oni w ogóle startują?
Zála zacisnęła usta i ze skupieniem wpatrywała się w ekran, słuchając uwag przyjaciół. Jeśli dane od D-O były precyzyjne, a na właśnie takie wyglądały, to ominięcie wszystkich przeszkód będzie wymagało idealnej znajomości terenu. Ktoś zwyczajnie musiałby ich poprowadzić. Szkoda tylko, że nie znali nikogo takiego.
— Przepraszam bardzo. Chyba doszło do spięcia w obwodach logicznych R2.
Kenobi uniosła wzrok na złotego droida, który najwyraźniej odzyskał już pamięć.
— Upiera się, że odbiera sygnał od pana Luke'a.
Cokolwiek rzeczywiście to było, należało to natychmiast sprawdzić. Na radarze wyraźnie widać było migotliwy sygnał starego X-Winga Skywalkera.
— Przesyła nam swój namiar — powiedziała Zála sama do siebie i w skupieniu zacisnęła brwi. Potem coś nagle przemknęło przez jej umysł i zrozumiała. — Leci w kierunku Nieznanych Regionów. Przecież to Rey.
Zála i Finn wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
— Leci na Exegol i pokazuje nam drogę — dokończył.
— Więc lecimy — oznajmił Poe. Finn popatrzył na niego dziwnie.
— A od kiedy ty wydajesz rozkazy?
— A od kiedy mianowałam go współ-generałem jakieś pięć minut temu — przyznała Zála z udawanym zrezygnowanym westchnieniem — Już zaczynam żałować.
— Ha ha, bardzo śmieszne.
— TAK DŁUGO, jak niszczyciele są blisko powierzchni, możemy je załatwić. Nie włączą tarcz, zanim nie wyjdą z atmosfery — powiedziała pewnie Zála. Stała wraz z Poe w centrum okręgu wytyczonego przez zebranych dookoła rebeliantów.
— A na Exegol wcale nie jest to proste — dopowiedział Dameron — Potrzebują naprowadzania. Atmosfera jest tak gęsta, że bez niego nie wiadomo nawet którędy do góry.
— A wiec jak statki stamtąd startują? — zapytała jedna z czerwonych pilotów.
— Sygnał z wierzy nawigacyjnej, takiej jak ta. — Poe włączył hologram, który przedstawił dokładnie jej wygląd. Potem spojrzał na Zálę i kiwnął do niej krótko na znak, by kontynuowała.
— Ale tym razem go nie dostaną. Grupa powietrzna ją namierzy, a desant naziemny wysadzi.
— Naziemny? — zdziwił się ktoś z tłumu. Zála uśmiechnęła się lekko i mrugnęła do Finna.
— Mamy na to pomysł — odpowiedział czarnoskóry z niekoniecznie adekwatną ekscytacją.
— Kiedy wieża padnie, flota będzie uwięziona, ale tylko na kilka minut.
— Kilka bardzo cennych minut, bez tarcz i bez drogi ucieczki — doprecyzowała słowa Poe, żeby mieć pewność, że wszystko jasne. — Uważamy, że trafienie w działa przeciąży reaktor.
— No to wiemy, co robić. — Generał Lando zmierzył świeżo upieczonych dowódców dumnym spojrzeniem i choć był to ogromny zaszczyt, to wyraz jego aprobaty i zaufania sprawił, że wnętrzności Záli zaczęły skakać fikołki. Nie w przyjemnym tego wyrażenia znaczeniu.
Taka ogromna odpowiedzialność, tyle ludzkich żyć na ich barkach. Wymyślili ten plan wspólnie, wraz z Poe, Finnem, Rose i obliczeniami nieomylnego C-3PO, ale przecież nigdy nie mogła być niczego pewna.
Miała tylko nadzieję, że nie umrze dziś kolejna osoba droga jest sercu.
Podczas gdy Zála walczyła z nieprzyjemnym uczuciem formującym się w jej żołądku, rebelianci zdążyli wyrazić swoje wątpliwości na głos.
— Dajcie spokój, to szansa jedna na milion — zaprotestował Finn, na pomysł któregoś z pilotów. Zála niestety nie miała pojęcia z czym mają dać sobie spokój, bo zwyczajnie nie usłyszała. Trochę kręciło jej się w głowie od tej całej uwagi. — Rozwalimy działa, to dobry plan. Tylko musi być nas więcej.
Rozległy się niezadowolone protesty.
— Nie możemy na to liczyć!
— Prawda, to szaleństwo! Jesteśmy sami przeciwko całej flocie, lecimy na pewną smierć.
Zála przełknęła ślinę i zebrała się w sobie. Nie mogła być dzisiaj zagubioną, młodą dziewczyną. Dzisiaj była Zálą Kenobi. Wnuczką Obi-Wana, Generałem, Dowódcą Rebelii.
— Tym zajmą się Lando i Chewie. Polecą Sokołem do jądra galaktyki i nadadzą sygnał o pomoc do wszystkich. Wciąż mamy sprzymierzeńców — powiedziała.
— Przylecą, jeśli zrozumieją, że jest nadzieja i że jest to nasza ostatnia nadzieja. — Znów niezadowolone szepty.
— Zjawią się, zobaczycie. Najwyższy porządek od ciągle wmawia nam, że zostaliśmy sami. Ale to nieprawda. Ludzie staną do walki, jeśli ich poprowadzimy. Trzeba tylko pokazać im jak. Nikt przecież nie mówił, że będzie łatwo.
Poe uśmiechnął się dumnie.
— Leia się nie poddała — dodał, mierząc wszystkich zawziętym spojrzeniem. — My też nie możemy. Pokażmy Porządkowi, że się nie boimy. Oni walczą dla władzy. My walczymy za wolność, za naszych bliskich. Dzisiaj przekonają się, co znaczy zlekceważenie takich powodów.
— Dzisiaj stajemy do walki ostatni raz. Za galaktykę. Za Leię. Za wszystkich, których straciliśmy.
SŁOWA OTUCHY ZASIANE W SERCACH REBELIANTÓW PRZYNIOSŁY PLON. Ajan Kloss aż szumiał i drżał od dźwięku odpalanych silników. Panowało ogólne zamieszanie, w którym Poe i Zála coraz sprawniej potrafili się już odnajdywać.
— Zaraz BB-8 — powiedział Poe, schylając się i szybko głaszcząc go po głowie. Droid zapiszczał coś, a Dameron zaśmiał się lekko. — Tak, masz rację. Muszę ją znaleźć i jej powiedzieć.
Potem tak jak obiecał, wyprostował się z rękoma opartymi luźno po obu stronach bioder rozejrzał w jedną i drugą stronę. W końcu dostrzegł ją niedaleko, jak pochylała się nad swoim X-Wingiem i przekręcała jakieś śruby. Mógłby całymi dniami patrzeć na to, jak słońce odbija się w jej ciepłych oczach i migocze na zwilżonych wodą ustach. Wyglądała przepięknie z włosami upiętymi w ciasne zawijane warkocze i w tym jaskrawoczerwonymi stroju pilota.
Przez chwilę po prostu na nią patrzył. Chciał dobrze zapamiętać tę chwilę, na wypadek gdyby... nie, nie mógł tak myśleć.
Poczuła czyjś wzrok na sobie i przerwała pracę. Szybko odnalazła winowajcę.
— Odebrało ci mowę, Panie Generale? — zapytała prześmiewczym, ale ciepłym tonem. Spotkali się w połowie drogi i Poe od razu dotknął dłonią jej policzka, przyciągając do pocałunku.
Kilka osób wokół, widzących tę interakcję wytrzeszczyła oczy, a dwójka czerwonych pilotów w oddali wymieniła się pieniędzmi: jeden zadowolony, drugi niekoniecznie.
Tym razem pocałunek nie był ostry ani zachłanny, tak jak wtedy na pokładzie Sokoła Millenium. Tym razem był jak głos szepczący nad uchem słodką obietnicę powrotu.
— A żebyś wiedziała, Pani Generał — odpowiedział jej tym samym, a potem złożył jeszcze krótki pocałunek na jej czole.
— Nie przesadzaj, Poe, tu są ludzie — zaprotestowała nieco zakłopotana.
— Niech patrzą — odpowiedział, kręcąc głową. Szturchnęła go, zanim z jej ust wydobył się melodyjny śmiech. — Zála, musisz wiedzieć, że...
— Nie! — przerwała mu szybko, aż zdziwiony przekręcił głowę na bok. Nie miał pojęcia, o co jej chodzi. Zamknęła oczy i powoli wypuściła powietrze. — Cokolwiek chcesz mi powiedzieć, zrobisz to jak wrócisz.
Teraz zrozumiał, co ma na myśli, ale wydało mu się to po prostu skrajnie głupie.
— Nie chcesz wiedzieć, na wypadek gdyby...
Zaprzeczyła.
— Chcę, żebyś wrócił. — Bardziej zażądała niż poprosiła, a potem objęła ciasno jego szyję i na moment pozwoliła sobie zapomnieć przed jak wielkim zagrożeniem właśnie stoją. Skupiła się tylko na tym, że jeśli wszystko dobrze pójdzie, to w końcu wygrają tę wojnę. Raz na zawsze. — Jeśli zginiesz, to chyba cię zamorduję — zagroziła, wymachując mu przed twarzą palcem.
Parsknął, a potem zaczął iść w kierunku swojego statku.
— To nie ma sensu, Zála.
— Cicho bądź.
— Do zobaczenia w wolnym świecie.
Odpowiedziała na jego słowa tylko pełnym nadziei uśmiechem.
— Do zobaczenia, Poe... — wyszeptała pod nosem, zanim wsiadła na pokład swojego X-Winga.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro