Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01. 07





ROZDZIAŁ ÓSMY
Kef Bir

KEF BIR BYŁ PIĘKNYM KSIĘŻYCEM. Jego powierzchnie pokrywały w znacznej części oceany. Nawet powietrze pachniało tam solą, a fale były tak ogromne i majestatyczne, że właściwie nie dało się opisać ich żadnymi słowami.

Niestety lądowanie ich statku było nieco mniej piękne.

Za sokołem ciągnął się głęboki brązowy pas ziemi. Oczywiście Zála i Poe kilkukrotnie zdążyli się już pokłócić o to, czyja to wina i porównać różne sposoby podejścia do sprawy. Tych dwoje uwielbiało kłócić się o sprawy, na których naprawienie było już za późno. Może to poniekąd czyniło ich dobrymi pilotami. Bo choć było przy tym wiele nerwów, z każdej takiej sytuacji wyciągali nowe wnioski.

Pozbierali kilka najpotrzebniejszych rzeczy i (niektórzy wciąż się kłócąc) ruszyli pod górę, w kierunku morza. Gdy dotarli na szczyt, a przed ich oczami w pełnej okazałości objawiła się potęga żywiołu wody, Zála nie mogła powstrzymać wzruszonego westchnienia.

— Podobają ci się fale? Może chcesz obejrzeć z bliska? — zapytał Dameron, szturchając ją żartobliwie w stronę krawędzi. Fuknęła coś na niego o braku wrażliwości, a potem zamilkła, przyglądając się Rey.

W dłoni Jedi spoczywał sztylet. Mrużąc jedno oko, przykładała go na wszystkie możliwe sposoby do majaczącej w oddali Gwiazdy Śmierci.

— Tylko ta klinga to wie... — wyszeptała pod nosem po raz kolejny. Jeszcze moment, a będzie można śmiało myśleć, że zbzikowała. Wreszcie odnalazła jednak jakieś wgłębienie w uchwycie, a gdy je wcisnęła, na zewnątrz z głośnym „klik" wysunął się półokrągły kształt. Jakieś narzędzie do mierzenia odległości.

Teraz wszystko stało się jasne. No może poza sposobem, by dostać się na drugi brzeg.

— Uwaga. Mamy towarzystwo.

Odwrócili się i dostrzegli zmierzającą ku nim dużą grupę jeźdźców. Czarnoskóra kobieta o burzy kręconych włosów wysunęła się naprzód. Najwyraźniej to ona tu dowodziła. Jej oczy powoli zeskanowały obcych, zanim się odezwała.

— Twarde lądowanie?

— Widziałem gorsze — odpowiedział Poe. W jego dłoni tkwił blaster wymierzony wprost w nieznajomą. Zála trzymała już rękojeść miecza i podobnie jak reszta grupy była gotowa do ewentualnego ataku.

Plemię wyglądało niegroźnie, ale ostrożności nigdy zbyt wiele.

— A ja lepsze — powiedziała — Wy z Ruchu Oporu?

— Zależy, kto pyta — oznajmiła jej Zála nieco spokojniej. Jakieś przeczucie, najpewniej moc, podpowiadało jej, że kimkolwiek są ci ludzie, nie mają złych zamiarów.

— Dostaliśmy cynk od niejakiego Babu Frika. Mówił, że przyjedziecie i że w was cała nadzieja.

— Musimy dostać się na ten wrak — poprosiła Rey — Jest na nim coś ważnego.

— Mogę zabrać was łodzią.

— Przez to morze? — zdziwił się Finn, ubierając w słowa, wątpliwości Záli.

— Nie przy takich falach. To zbyt niebezpieczne. Jutro.

Kenobi zacisnęła usta. Za kilka godzin Najwyższy Porządek zaatakuje i jeśli nie zdążą go powstrzymać, to wszystkie te lata trudów i wyrzeczeń pójdą na marne.

— Nie mamy czasu do jutra — powiedziała zawzięcie Rey.

— Ani wyboru — zauważył Dameron, choć wcale nie sprawiło mu to najmniejszej przyjemności. — Trzeba naprawić statek.

Zála kiwnęła do niego głową i ponownie przyczepiła miecz do swojego miejsca na pasku.  Wiedziała, że Rey będzie chciała znaleźć jakiś sposób na przyspieszenie sprawy, więc jeśli się jej uda, oni muszą być gotowi do startu. Uśmiechnęła się do przyjaciółki pocieszająco, a potem zwróciła się do przywódczyni miejscowych.

— Macie jakieś części?

— Trochę. Jestem Jannah.

— Zála.




SKANDALICZNE WARUNKI PRACY — narzekał C-3PO, dłubiąc przy jakiejś drobnej naprawie. Z tylu Chewie rozpracowywał szerokie zarysowanie na przedniej szybie, które mogło pęknąć w każdej chwili, jeśli ktoś się z nim nie rozprawi, a Zála wraz z Poe ślęczeli przy grubszej robocie. Usiłowali zrozumieć wadę w podwoziu.

— Nie widziałeś jeszcze skandalicznych warunków 3PO — odpowiedziała droidowi, uśmiechając się lekko. Miała na dłoniach nieco za duże rękawiczki od Poe, bo swoje gdzieś zagubiła, a on zawsze miał dwie pary. Niestety były raczej średnio dopasowane, bo wszystko umykało jej z między palców. — Mógłbyś podać mi... — Spojrzała na Damerona i okazało się, że ma pożądane przez nią narzędzie między zębami.

Niezbyt ucieszona chwyciła jego jeden koniec, a on otworzył usta, pozwalając jej je zabrać. Zrobiła skwaszoną minę.

— Czy naprawdę musiałeś całe obślinić? To jakieś męskie znakowanie terenu, czy co?

— Nie narzekaj, tylko pracuj, Zála. Dobra, chyba wiem, co nawaliło. — Przysunęła się bliżej i posłuchała, co ma do powiedzenia.

— Cóż, jakimś cudem ma to sens — przyznała, wstając i przygotowując się do załatwienia sprawy.

— No, jasne, łatwizn... Jakimś cudem? — zapytał urażony. — Słuchaj, no...

W tym momencie BB-8 wtoczył się do pomieszczenia.

— Co tam, kolego? — Poe schylił się, by z nim porozmawiać. Jego ręka powędrowała do lewego barku, by poprawić bandaż. Zála cały dzień widziała, jak się z tym męczy, choć próbuje nie zwracać na siebie uwagi. Mieli ważniejsze sprawy niż głęboka rana postrzałowa. O dziwo.

Sięgnęła do materiału i delikatnie go poprawiła. Chociaż tyle mogła zrobić.

— Czekaj, jak to zniknęła?

— Daj spokój, przecież to Rey. Oczywiście, że zniknęła — wymamrotała Zála niemal znudzonym tonem, ale Poe kompletnie ją zignorował i wybiegł za BB-8.

Zaraz poleci z resztą szukać Rey, ale ma robotę do dokończenia.

Kiedy wyszła, zastała przyjaciół kłócących się na zboczu znanego jej już wzniesienia.

— Co jej odwaliło? — denerwował się Poe, odpinając paski swoich rękawic i schodząc w dół agresywnym tempem. Jannah, Chewbacca i droidy stali w nieco większej odległości i z dużo większym spokojem. Finn szedł tuż za Dameronem.

— Musimy ją dogonić...

— Jak naprawimy Sokoła — wciął się Poe.

— Właśnie, jeśli chodzi o Sokoła. Prawie skończyłam, ale potrzebuje kogoś do...

— Wtedy będzie za późno. — Kompletnie ją zignorowali, więc zatrzymała się w pół kroku. To był chyba zły moment.

Poe odrzucił głowę do tyłu i jęknął zirytowany. Potem gestykulując żywo, zaczął przedstawiać swoje racje.

— Olała nas. Mamy ją gonić wpław?

Záli cisnęło się na usta, że jak przestaną się kłócić, jak stare małżeństwo i dadzą jej skończyć zdanie, dowiedzą się, że Sokół może być gotowy do startu dosłownie za trzy minuty. Ugryzła się jednak w język. Nawet by jej nie zauważyli. Czy ona i Poe też byli tak irytujący?

— Nie wiesz, z czym walczy! Nie jest sobą.

Odwrócił się gwałtownie.

— A ty wiesz? — zapytał. Jego ton był nieprzyjemny, wręcz wyzywający. Finn zastanowił się, a potem zerknął na Zàlę, która stała ledwie dwa metry od nich.

— Tak, wiem. I Zála wie.

— Nie mieszaj mnie w to — zaprotestowała.

— I Leia wie — skończył.

— Cóż, nie jestem Leią! — Poe wyciągnął rękę przed siebie i palcem wymierzył w przyjaciela. Finn odepchnął jego dłoń niezadowolony.

— To akurat jasne. Pokazujesz to na każdym kroku, Poe.

Auć.

Kenobi nie bardzo wiedziała, jak go pocieszyć. Podziwiał Leię, z resztą jak wszyscy. Chciał być jak ona na wielu płaszczyznach, a Finn dobrze to pamiętał. Gdy ktoś zbyt długo cię zna, zawsze wie, gdzie uderzyć, by najbardziej zabolało.

W końcu Zála złapała dłonie Poe i zapięła z powrotem rękawiczki do pracy. Obserwował ją uważnie, powoli się uspokajając. Kiedy podniosła na niego wzrok, całkiem złagodniał.

— Mówiłaś, że...

— ...że potrzebuję drugiej pary rąk. Znalazłam usterkę i większość naprawiłam. Zostało kilka głupich przepalonych, poplątanych kabli. Robota na kilka minut.

— Chociaż jedna dobra wiadomość — szepnął do siebie. Zmrużyła oczy, zastanawiając się, co dalej. Zeszli już prawie na sam dół, do statku.

— Finn na pewno nie miał tego na myśli. Po prostu się denerwuje, bo chodzi o  Rey. — Podkreśliła jej imię, nawiazując do częstego tematu rozmów. — Nie jesteś taki jak Leia, ale to wcale nie czyni cię gorszym.  To prawda, jesteś irytujący, impulsywny i zarozumiały, ale też diabelnie dobry w tym co robisz, cholernie odważny i masz dobre serce. A to cechy doskonałego przywódcy.

Uśmiechnął się w podziękowaniu.

— I nieziemsko przystojny, nie zapominaj.

Uderzyła go w ramię. Niestety w to zranione, więc syknął z bólu.

— Przepraszam, zapomniałam!

— Bicie współpracowników jest karalne. Jest, prawda?

— Nie uwierzę, że chciałabyś rozpowiadać po rebeliantach, że pobiła cię dziewczyna.

Zastanowił się a potem pokiwał głową.

Roześmiali się wspólnie. Gdy weszli wreszcie do Sokoła, niemal natychmiast zabrali do rzeczy. Pracowali jak dobrze naoliwiony mechanizm. Jedno zawsze wiedziało, czego potrzebuje drugie, zanim jeszcze wypowiedziano to na głos. Dlatego często zajmowali się naprawami w kompletnej ciszy. Oczywiście z małymi wyjątkami, na sytuacje, gdzie akurat mieli ochotę posprzeczać się o byle pierdoły.

Kilka minut później, dokładnie jak Kenobi obiecała, wszystko było gotowe. Uśmiechnęła się dumnie i ścignąwszy rękawiczkę z prawej dłoni, przybiła Poe piątkę.

— Ale jesteśmy zdolni!

— Skromność to podstawa.

— Mówi mistrz skromności — wytknęła mu, dotykając palcem wskazującem środka jego klatki piersiowej.

Cokolwiek właściwie się stało, podziałało jak płachta na byka. Jeszcze w jednej w chwili stali w przyzwoitej odległości, tylko się sobie przypatrując, a w kolejnej tak blisko, jak jeszcze nigdy. Świadomość jego ust stykających się z jej własnymi i jego dłoni, zostawiających ciepłe odciski na całym jej ciele, całkiem ją otumaniała. Wplotła palce między burzę jego ciemnych loków i zaczęła się nimi bawić.

Jego ręce powędrowały wzdłuż jej talii, plącząc się na moment przy skrytkach w pasku. Wreszcie odnalazły jednak drogę do ud. Chwycił ją mocno i posadził na metalowym blacie. Strącili na ziemię jakiś klucz, a jego głuchy huk na chwilę odwrócił jej uwagę. Wkrótce potem znów była jednak cała dla Poe, którego wargi drażniły się z delikatną skorą jej szyi. Odnalazł jej czuły punkt, a ona gwałtownie wciągnęła powietrze nosem.

Uśmiechnął się dumnie, a potem znów ją pocałował. Pragnął jej więcej, ciagle wyraźniej, a z każdym dotykiem tylko głębiej tonął w tej potrzebie. Uczucia Záli były idealnym odbiciem jego własnych, lecz gdzieś w tym całym zawirowaniu nagle pojawił się niezrozumiały niepokój. Jak szpilka, powoli drapiąca materiał, coraz wyraźniej dawał o sobie znać. Próbowała to zignorować, zepchnąć na dalszy plan, ale w pewnym momencie po prostu już nie mogła.

— Leia... — powiedziała między pocałunkami. Poe warknął pod nosem.

— Naprawdę chcesz mówić teraz o Lei? — zapytał niezadowolony, wciąż nie przerywając poprzedniej czynności. Zála stała się nieco apatyczna, więc złożył ostatni, krótki pocałunek na jej ustach, a potem kciukiem zaznaczył linię jej żuchwy. Zmarszczył brwi w geście zmartwienia. — Co się stało? Coś do ciebie mówi? — zapytał, rozważając wszystkie opcje.

Pokręciła głową i wreszcie zwróciła spojrzenie z powrotem ku jego brązowym oczom. Wyglądała na przestraszoną.

— Nie. Jej chyba... nie ma — powiedziała, kompletnie zbita z tropu tym, co podpowiada jej własny umysł. — Nie czuję jej już. Nie wiem... — Zebrała się w sobie i zacisnęła szczękę. Cokolwiek się stało Leia Organa na pewno zabiłaby ją za takie bezczynne siedzenie. Zeskoczyła na ziemię i minęła Damerona w drodze do kokpitu. — Musimy zabrać resztę. Lecimy do domu.






AUTHOR'S NOTE

czy ktoś może mi wyjaśnić, jakim
cudem jest 31 sierpnia? 😬

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro