01. 03
ROZDZIAŁ TRZECI
Stare sekrety
W JEDNEJ CHWILI BYŁA W POWIETRZU, a w kolejnej wylądowała w kupie czarnego piachu. Przeturlała się po nim bezwładnie i niemal machinalnie sięgnęła po przyczepiony do paska blaster. Z tym że wcale go tam nie było. Leżał kilka metrów dalej. Usiłowała po niego sięgnąć, ale w międzyczasie jej przyjaciele rozprawili się już ze szturmowcem.
Jako pierwsza dostrzegła coś niepokojącego w ich położeniu. Jej broń powoli tonęła w czarnym piachu. Może tylko się jej zdawało, lecz trudno było oprzeć się wrażeniu, że ją także szarpie w dół jakaś siła.
— Ruchome piaski! — krzyknęła, zatopiona już po pas.
— Złapcie się czegoś!
— No nie!
Zála odwróciła się w kierunku głosu Poe, ale już go nie było.
— DAMERON!
Wbrew instynktom przetrwania, które kazały jej piąć się w górę, rzuciła się w kierunku miejsca, gdzie wciągnęło Poe i wkrótce sama zniknęła pod powierzchnią. Przez chwilę czuła się tak, jakby drobne ziarenka dostawały się do wszystkich zakątków jej płuc, a przerażenie niemal ją sparaliżowało, ale nim się obejrzała, wylądowała po drugiej stronie, kasłając i mrugając, by pozbyć się piachu.
Gdy próbowała się podnieść, poczuła ból na wysokości łopatek. Musiała się w coś uderzyć, będzie miała niezłego siniaka. Rozejrzała się dookoła, mrużąc oczy. Nie żeby wiele jej to pomogło, bo otaczająca ją ciemność była właściwie prawie zupełnie czarna.
— Dameron? Dameron, odezwij się!
— Zála? — zapytał dobrze znany jej głos. Odetchnęła z ulgą. Wkrótce potem rozbłysło światło latarki i dostrzegła go w niedalekiej odległości.
Ledwo opanowała potrzebę popędzania w jego kierunku i przytulenia go mocno.
— Nie rób mi tak więcej. — Uśmiechnął się mimowolnie, nad wyraz zadowolony tym, że przejęła się jego zniknięciem. — Gdzie Rey, Finn i Chewie?
— Mnie pani nie wspomniała, ale mam się dobrze — rzekł C-3PO. Pokiwała mu głową i uśmiechnęła się lekko, ale zaraz potem zaczęła rozglądać się za resztą przyjaciół.
Gdy wszyscy wreszcie przeszli, a raczej spadli, przez warstwę piachu, Zála zdążyła już przyjrzeć się strukturze dziwnych jaskiń, w których wylądowali. Nie miała pojęcia, co je wydrążyło, ale wiedziała, że nic, co chciałaby spotkać.
– Co to za miejsce?
— I jak stąd wyjść?
Rey włączyła miecz świetlny, a Poe tuż obok niej latarkę. Mrugnął do Záli i uśmiechnął się radośnie. Dzieciak. Mimo wszystko także się uśmiechnęła, oczywiście kiedy już nie patrzył.
— Musimy się spieszyć — oznajmiła Rey i ruszyła w przeciwnym kierunku, tak że Poe i Zála zamiast na przodzie, zostali na szarym
końcu. — To o co chodziło?
— Z czym?
— Z tym, co chciałeś mi powiedzieć.
— Kiedy?
— Kiedy tonęliśmy, zacząłeś mówić...
— Powiem ci później. — Zatrzymali się po obu stronach korytarza, więc Poe i Zála przeszli między nimi.
— Jak mnie nie będzie? — zapytał pilot.
— Tak. Mhm.
— Mamy tu umrzeć, a ty robisz tajemnice? — oburzył się, choć nie na poważnie. Finn patrzył na niego niezadowolony.
— Powiem ci, jak ty powiesz, jak nauczyłeś się kraść. Albo ty powiedz, Zála, przecież wiesz!
— Nie mogę. Jestem jego byłą żoną. Obowiązuje mnie jakaś, nie wiem... tajemnica czy coś.
Poe parsknął śmiechem, a potem uniósł latarkę i zaczął iść.
— Nie uważasz, że to wyglada trochę jak korytarze jakiegoś... gigantycznego gryzonia albo...
— Chyba nie chcę wiedzieć.
— Sądząc po średnicy, wydrążyły je...
— Powiedziałem, że NIE chcę wiedzieć. Nie chcę, C-3PO.
Gdy skręcili, ich oczom ukazał się start wrak jakiegoś statku.
— Śmigacz?
— To jakiś antyk — powiedziała Zála głaszcząc jego zakurzoną powierzchnię.
– Może znajdziemy właściciela — zasugerował C-3PO.
— Zgadzam się BB-8. Prędzej zwłoki.
— A niech mnie! Amulet mroku. Symbol popleczników Sithów.
— Sithów... Luke to wyczuł — stwierdziła Rey — Ochi nie opuścił planety.
— Jak tu trafił?
— Pewnie wracał do statku i... piach nasypał mu się do oczu? Potknął się? To zawsze ten głupi piach — skwitowała Zála.
— W takim razie jak wylazł?
— Nijak — powiedziała Rey. Zaciekawiona Zála wysunęła się do przodu. Pośród jasnego piasku, w kolejnym korytarzu leżała sterta starych, wysuszonych kości.
— Kości... Nie lubię kości — powiedział niemrawo Poe. Zála zmierzyła go zdziwionym spojrzeniem.
— Przecież sam masz kości.
— Ale ich nie widzę!
— Wielka mi różnica. Nie przesadzaj.
— Nie przesadzaj? A kto ciagle narzeka na piach?
— Cśś! — syknęła na nich Rey, której BB-8 usiłował coś pokazać. Uklęknęła na ziemi i spomiędzy klatki piersiowej kościotrupa wyciągnęła ostrze.
— Są jakieś znaki...
— Spróbuję przetłumaczyć — zadeklarował droid. Podała mu nowo-odkryty obiekt, a on zaczął czytać. — Ta inskrypcja zawiera wskazówki, jak dotrzeć do tellurium. Dokładnie tego szukał pan Luke.
— I? Gdzie jest? — zapytał Finn.
— Tego niestety nie mogę powiedzieć.
— Znasz dwadzieścia pierdylionów języków, ale tego akurat nie?
— Ten też. Wiem, gdzie znajduje się tellurium. Niestety ta informacja jest zapisana pismem Sithów. Nie wolno mi go tłumaczyć.
— Jak raz możesz gadać z sensem, to będziesz milczeć, tak? — zirytował się Poe.
— Ironia losu.
— To nie były gryzonie — powiedziała nagle Kenobi.
— Nie mamy czasu bawić się w... — Gdy spostrzegł zagrożenie natychmiast złapał za ramię Zálę i odciągnął ją do tylu, chowając za sobą.
— WĄŻ! WĄŻ! WĄŻ!
— WIDZIMY C-3PO! — odkrzyknęła Zála, ledwie powstrzymując się od zdzielenia go w łeb. Tylko głupi sentyment sprawiał, że jeszcze nie przerobiła go na części zamienne.
Rey dała znak, by obniżyli broń.
— Co ty...
Bez słowa oddała Finnowi miecz i powoli postawiła kilka krojów w kierunku gada. Wił się i charczał. Był obrzydliwy, a Zála znalazła kolejny powód, by nie lubić piasku. Takie... potwory! Mieszkańcy dość wyraźnie świadczą o samym domu.
— Finn, zaraz strzelę.
— Lepiej nie.
Rey była już w środku uformowanego przez cielsko węża okręgu. Przykucnęła i nie spuszczając wzroku z jego głowy delikatnie dotknęła fragmentu łusek, który był poraniony. Zamknęła powieki. Chwilę później rana zniknęła.
Wąż uspokoił się i usunął im z drogi, odsłaniając wyjście, a światło natychmaist wpadło do jaskiń.
— Jesteś chora. Poważnie — powiedziała Kenobi, w końcu oddychając spokojniej.
NIE BYŁO CZASU NA ODPOCZYNEK. Grupa niemal od razu zabrała się do wspinaczki na wzniesienie, które podczas ucieczki przed szturmowcami dostrzegła Rey. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a zmęczenie udzielało się wszystkim rebeliantom.
— Od razu widać, że ten szmelc nie poleci — oznajmił im w połowie drogi C-3PO.
— Musimy działać. Znajdziemy kogoś do tłumaczenia. Sensownego droida.
Zála zdzieliła go w głowę.
— Taka prawda — szepnął w jej kierunku agresywnie.
— Nie jego wina, że ma takie oprogramowanie — odsyknęła. C-3PO ją także potrafił strasznie zirytować, ale bądź co bądź był jednym z nich. Poza tym R2D2 chyba by się już do niej nie odezwał, gdyby porzuciła jego przyjaciela w jakiejś piaskowej zaspie.
— Sugeruję wracać na pokład Sokoła — powiedział złoty droid. Kenobi westchnęła niezadowolona, a Poe uśmiechnął się do niej w wyrazie zwycięskiego „a nie mówiłem".
— Na pewno tam na nas czekają, 3PO — powiedziała najłagodniej jak potrafiła. Trochę z uwagi na sentyment, a trochę (bardzo) bo nie chciała dać Poe satysfakcji.
— A z ciebie zrobią ruchomy cel — dodał Dameron. Wkrótce potem Finn wspiął się na miejsce obok niego i pomógł wdrapać się na górną półkę skalną.
Poé wyciągnął dłoń w kierunku Záli. Zrobiła niezadowoloną minę, szybkim ruchem przejechała dłonią po pasku, gdzie teraz brakowało znajomego ciężaru blastera (zapomniała poszukać go w jaskini, niedobrze), a następnie złapała jego rękę. Odepchnąwszy się z impetem od ziemi i z pomocą Poe prędko znalazła się na górze.
— Co wy tak nagle ucichliście? — zapytała zaciekawiona. Zero odpowiedzi. Gdy spojrzała w dół, na przyjaciół, okazało się, że Rey wypatruje czegoś na horyzoncie.
— Za chwilę was dogonię, wszystko gra.
Poe i Zála wymienili porozumiewawcze spojrzenia, ale nic nie mogli zrobić. Skoro
chciała iść, niech idzie. I tak nie zdołają jej powstrzymać.
— Wiesz o co jej chodzi? — zapytał Dameron.
Zála wbiła wzrok w horyzont, a nieprzyjemna, znajoma sensacja ogarnęła jej zmysły. I choć bardzo nie chciała korzystać z mocy, to ona w jakiś sposób przez nią przesiąknęła, wołając do niej dobrze znane, nieprzyjemne imię Kylo Rena. Był już blisko, a ona ledwie opanowała ochotę by wyjść mu na spotkanie. Przypomniała sobie Leię, to jaka była dla niej dobra i jak ważny jest dla niej jej jedyny syn. Zacisnęła więc tylko szczękę i wzruszyła ramionami.
— Niby skąd? — skłamała.
Drzwi statku Ochiego otworzyły się i platforma zjechała w dół, więc dziewczyna natychmiast na nią wskoczyła i ruszyła do wnętrza pojazdu, mając nadzieję zapomnieć o Renie. Dlaczego to musiało być takie trudne?
— No nie wiem. Moc, te sprawy. Przecież jesteś Jedi.
To nie był jej szczęśliwy dzień, bo Poe najwyraźniej wziął sobie za cel wypytywanie jej od sprawy związane z Mocą.
— Byłam Jedi — poprawiła go krótko, jakby od niechcenia — Gdybyście znaleźli gdzieś jakiś blaster, czy cokolwiek, to chętnie go przyjmę.
— A co zrobiłaś ze swoim? — Zdziwił się Finn.
— Musiałam go zgubić.
— Masz jeszcze miecz świetlny — zagadnął Poe, doskonale wiedząc, że stąpa po cienkim lodzie.
— Odczep się, co, Dameron? — warknęła wreszcie. Zatrzymał się naprzeciw niej i skrzyżował ręce. Wokół Finn, Chewie i dwójka droidów powoli zaczynała poszukiwania.
— Po prostu uważam, że jesteś samolubna. Masz dar i to nie byle jaki. Ale zostawiłaś to... w imię czego?
— Mój ojciec za to zginął.
— A za twoją urazę zginie mnóstwo ludzi! Wiesz, co moglibyśmy zdziałać z drugą Jedi?
— Nie rozumiesz. Nie jestem Jedi i nigdy nie będę już Jedi. To nie twoja decyzja. — Już otwierał usta, by kontynuować kłótnię, ale Zála miała dość.
Wszyscy ciągle naciskali na nią, by wróciła do dawnych praktyk, tak jakby nie starczało im, że jest wspaniałym pilotem i świetnym technikiem. Wiele zrobi dla rebelii, ale tego nie. To by ją chyba zabiło.
— Są takie rzeczy z przeszłości, których nie chce się odgrzebywać. Ty, ze wszystkich ludzi, akurat powinieneś to rozumieć!
Wytrzeszczył oczy, a w ich kojącym brązie zamigotała wyraźnie uraza. Zála wiedziała, że uderzyła w czuły punkt, ale wcale nie miała zamiaru przepraszać. Była wściekła.
Bardziej na siebie, niż na niego, ale to nie miało teraz dla niej znaczenia.
Poe przełknął ślinę i uśmiechnął się smutno.
— Idę włączyć konwertory.
Zála zaklęła pod nosem i przymknęła oczy. Powiedział jej o swojej przeszłości, zaufał jej, a ona perfidnie to wykorzystała. Ale gdyby nie naciskał, wcale nie musiałaby uciekać się do faktu, że kiedyś był przemytnikiem. Zasłużył sobie, usiłowała się przekonać dla świetego spokoju.
Chewbacca podszedł do niej zapytać, czy wszystko w porządku.
— Tak, Chewie. Wszystko dobrze. — Uśmiechnęła się do niego, ale radość nie sięgnęła jej oczu.
Kiedy kilka minut później wszystko było
gotowe do startu, między Poe i Zálą wziąć panowała grobowa cisza. Było mnóstwo pretekstów do kłótni: kable wiszące z kokpitu, przestarzałe ustawienia, różnice planów. Nie wykorzystali jednak żadnej z nich, a to nie był dobry znak.
— Chewie, powiedz Rey, że musimy lecieć! — poprosił Finn, a Wookie kiwnął głową i bez chwili zawahania wyszedł na zewnątrz.
Mijała minuta za minutą, ale po żadnym z nich nie było śladu. Zálę coraz mocniej zżerały wyrzuty sumienia i miała ochotę odlecieć stąd jak najszybciej, zając się czymś innym. Czymkolwiek, do diaska! Wystukiwała jakiś przypadkowy rytm opuszkami palców. To stukanie straszliwie irytowało Poe, ale przywykł już do niego na wielu wspólnych misjach. Zawsze robiła tak, gdy była zdenerwowana.
Zerknął ukradkiem w jej stronę. Może przesadził? Nigdy nie lubiła mówić o swojej rodzinie, ani tym bardziej o Jedi. Niezbyt rozumiał, dlaczego, a ona nigdy nie zdecydowała się pomóc mu zrozumieć.
Była Kenobi. Wspaniały ojciec, raczej beznadziejna matka, ale za to wręcz legendarni dziadkowie. No i pokrewieństwo ze Skywalkerami. Jego rodowód prezentował się nieco mniej spektakularnie.
Nie był jednak w stanie udawać, że wszystko między nimi w porządku. Nie tym razem. Albo przynajmniej jeszcze nie.
— Gdzie ona u licha jest? I gdzie Chewie? — burknął bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego i przestawił kilka przycisków na konsoli. Silnik zaryczał, buchnął parą, ale w końcu odpalił.
— To Ren — powiedział Finn stanowczo i zanim zdążyli cokolwiek odpowiedzieć, wyszedł.
— Finn? Finn! Zaczekaj... No, pięknie. Po prostu wspaniale! TAK, IDŹ SOBIE. DAJ SIĘ ZŁAPAĆ, NA PEWNO POMOŻESZ! — Sfrustrowana ponownie opadła na fotel i wbiła wzrok w zabrudzoną szybę przed sobą.
Znów zapanowała cisza, przerywana tylko pobrzękiwaniem z tyłu (to C-3PO przyglądał się jakimś rupieciom) i bzyczeniem (to zaś BB-8, który kręcił się w tę i z powrotem po pokładzie).
Przez mleczną szybę niewiele było widać, ale Zála zdołała dostrzec zarys postaci Rey, która wyciągała dłoń ku górze i usiłowała ściągnąć maszynę Imperium na dół.
— Czy to...
— Chewie — dokończył za nią Poe i zmartwiony przybliżył się do szkła.
Walka mocy trwała kilka minut. Rey przeciwko Renowi. Zála spanikowana zacisnęła pieści. Nagle spomiędzy palców Rey wystrzeliło niebieskie światło, przypominające ścieżkę piorunów. Kenobi głośno zaciągnęła powietrze i poderwała się z miejsca.
To niemożliwe.
Nieważne, jak mocno chciała to sobie wmówić, ciężar dostrzeżonych wydarzeń stawał się tylko coraz realniejszy. Zaczęły drzeć jej dłonie. Tymczasem Poe, któremu udało się zachować zimną krew wybiegł na zewnątrz.
— REY! ZWIJAMY SIĘ! ZARAZ TU BĘDĄ!
— Rey, rusz się! — ponaglił ją Finn.
W oddali było już widać nadlatujące myśliwce Najwyższego Porządku. Zála przełknęła ślinę, usiłując pozbyć się guli w gardle i przetarła oczy, by wyostrzyć wzrok. Wzięła głęboki oddech.
Skoro Chewbacca zginął, nie mogą teraz po prostu dać się złapać. Co by sobie o nich pomyślał?
Przesiadła się na miejsce pierwszego pilota i gdy tylko wszyscy załadowali się na pokład ruszyła z miejsca na pełnej prędkości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro