Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chwilowe zniknięcie

    Wraz z moimi towarzyszami obudziliśmy się i wyszliśmy z naszego schronienia. Byłem wielce zadziwiony tym, że nie miałem żadnych ran po wczorajszym zajściu. Uznaliśmy razem, że dalej musimy podążać za moim kompasem. Ale po parudziesięciu minutach stało się coś bardzo dziwnego.
    Zacząłem czuć, że kręci mi się w głowie.
    - Syl, Nadine, czy wam też błędnik szaleje? - spytałem, po czym oboje zdumieni na mnie spojrzeli.
    - Trzasnąłeś łbem w coś?
    - Eee, nie? - powiedziałem niepewnie. Po chwili też zacząłem widzieć błękitno-fioletową poświatę bramy nieopodal nas. Kompas Umarłych zaczął ją wskazywać.
    - Ej, wydaje mi się, że mój "ukochany" przedmiot chce żebym tam wszedł. - powiedziałem patrząc na nienaturalne światła, których oni zdawali się nie zauważać.
    Zacząłem kierować się w stronę bramy, bo zdawała się mnie wciągać do siebie. Po chwili byłem już po drugiej stronie. Uczucie dyskomfortu natychmiast zniknęło. Rozejrzałem się. Miejsce, w którym byłem dawało mi uczucie deja vu. Była to polana usłana dziko rosnącymi kwiatami.
    Nagle weszło na nią dwóch mężczyzn z bronią. Jeden wyglądał zupełnie jak ja. Spojrzałem na swe ręce, ale moim oczom ukazał się dziwny widok. Byłem niemalże przezroczysty. Czyżby to było moje wspomnienie? Czy ta osoba, która wyglądała jak ja, była mną z przeszłości?
    Chwilę później z drugiej strony tej łąki zjawiła się kobieta. W momencie, gdy spojrzała na mojego klona pogoda się zmieniła. Nagle zaczęły trzaskać pioruny, a deszcz lunął jak z cebra.
    - Załatwmy to po naszemu! - ryknął mój klon do kobiety. Ta wyciągnęła nóż, jakby przytakiwała. Wykwitł jej na twarzy przerażający uśmiech, który wręcz świecił sprytem i pewnością siebie. Ja zaś tylko stałem z boku i patrzyłem. Uznałem, że mieszanie się w to byłoby niebezpieczne.
    Nagle mój klon skoczył na swą przeciwniczkę. W ciągu kilku sekund ta została niemalże poszatkowana. Nie przeraziło mnie to. Moja reakcja była podobna do tej, którą dawałem ludziom po tym, jak opowiadali mi, co robili w weekend.
    Wtedy z powrotem znalazłem się w pokoju Charon, w którym to wszystko się zaczęło.
    - Brawo, wykonałeś pierwszą część zadania bardzo szybko! - powiedziała kobieta. - No cóż, teraz pozostaje mi powiedzieć, co teraz masz do zrobienia.
    - To była dopiero pierwsza część!? - zirytowałem się.
    - Mhm. Przebyłeś długą drogę, masz prawo być zdenerwowany... - zamyśliła się. - Tak, czy siak teraz będzie z jednej strony łatwiej, a z drugiej trudniej.
    - Ta, czyżby zadanie silnie związane z emocjami?
    - Czy ty mi w myślach czytasz?
    - Nie i nie zamierzam. - odparłem.
    - Wracając do twego zadania. - kontynuowała Charon. - Musisz zabić twoich towarzyszy. Sylvana i Nadine.
    - Co do cholery jasnej!? - krzyknąłem na nią.
    - Wyraziłam się jasno.
    Poczułem wtedy, że odpływam, zupełnie jak przed tymi wszystkimi wydarzeniami.
   
    - Lee? - zdziwiła się Nadine. - Jesteś z powrotem?
    - No tak. Gdzie jest Syl?
    - Tu! - krzyknął idąc do nas. - Co się zdarzyło po tym, jak przeszedłeś przez tę dziwną bramę i zniknąłeś?
    Opowiedziałem mu o tym, co się zdarzyło, pomijając moje zadanie. Nie zajęło mi to długo, ale zaczynało się już robić ciemno, gdyż moja nieobecność tutaj była dłuższa niż moja wizyta w moich wspomnieniach oraz w pokoju Charon. Poszukaliśmy więc schronienia.
    Tym razem na szczęście nic w budynku, do którego weszliśmy nie chciało pozbawić mnie nóg co zdecydowanie mnie uspokoiło. Po chwili po raz czwarty pojawił się sen. Tym razem jednak był zupełnie inny.

    - Lee, ogarnij się. - powiedziała Charon. - Pamiętasz o swoim zadaniu?
    - Ta.
    - Powodzenia.

    Obudziłem się zdziwiony. Poprzednie sny były inne. Były wspomnieniami. A teraz Charon musiała mi przypomnieć, jakby mi pamięć miała zostać anihilowana.
    Nagle dotarła do mnie myśl. Czy to ona ciągle kontrolowała moje sny? Byłem pewien, że tak. Teraz musiałem działać.
    - Chłopie, ty już wstałeś? - powiedział Syl zamulonym głosem. Był jeszcze śpiący.
    - Tak. - odpowiedziałem. - Mam jeszcze jedno pytanie. Jak bardzo chcesz wykonać swe zadanie?
    - Dość mocno, a dlaczego się pytasz?
    - Adieu, mon ami. - powiedziałem strzelając w jego skroń. Dobudziło to Nadine.
    - CO TY ZROBIŁEŚ!? - przeraziła się mała.
    - To, co czeka również ciebie. - rzekłem, po czym ponownie wystrzeliłem.
    Po chwili poczułem, że zaczynam znikać. Nie spodobało mi się to. Jako, że postępowało to bardzo wolno, moja irytacja się wznosiła coraz bardziej.
    Na szczęście po kilku minutach poczułem, że leżę w łóżku szpitalnym, a lekarz mówi:
    - Powrócił do życia.

        
                            Koniec.

Dziękuję, że zostaliście do końca tej jakże krótkiej, ale (mam nadzieję) ciekawej historii. Z chęcią dowiedziałabym się o tym, co w moim pisaniu mogę poprawić, więc komentarze dla Was stoją otworem!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro