Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

Chłopcy poszli do sklepu po potrzebne zaopatrzenie, a ja wraz z Kate, Rachel i Matthew zajęliśmy się robieniem przekąsek. Ubrania wciąż nie wyschły, więc czułam się niekomfortowo pośród znajomych. Po mniej więcej godzinie panowie weszli do kuchni.
- Wszystko zakupione! - rzucił Lucas, kładąc siatki z zakupami na stole.
Zaciekawiona podeszłam i otworzyłam jedną z nich. Co znalazłam? Piwo, piwo, piwo i.. ooo, a to Ci heca! Znowu piwo! Spojrzałam na Kaspara spode łba i burknęłam pod nosem.
- Chyba robicie sobie żarty. - wyciągnęłam jedną butelkę.
Matthew kątem oka widział, co się tam znajdowało. Zachichotał pod nosem i pokręcił głową.
- No, Mou, nie podejrzewałem, że będziesz chciał poprawki z wczorajszego dnia.
Mnie jednak to nie bawiło. Jutro mieliśmy wyjazd i zakończenie roku... Uświadomiłam sobie, że nie jestem przygotowana na jutrzejszą podróż. Z resztą, kto był?
- Jasna cholera!
Przyjaciele spojrzeli na mnie jak na dzikuskę. Kaspar uśmiechnął się nieśmiało i pokręcił głową.
- Przepraszam, jeśli tak do Ciebie zdenerwowało..
- Daj spokój, Kasp. To nie chodzi o to.
Zszokowana usiadłam na pobliskim krześle, oparłam łokcie na stole. Przetarłam twarz i spojrzałam na moich znajomych.
- Powiedzcie mi, kto jest już spakowany na wyjazd do Hiszpanii?
Moi przyjaciele złapali się za glowę. Cóż, widać, że nie tylko ja o tym zapomniałam. Reakcje były różne. Rachel zaczęła płakać, ponieważ jutro wyjedzie jej "przyjaciel". Kate zaczęła żegnać się ze wszystkimi, tłumacząc się, że jest po godzinie 17, a ona nawet nie wyciągnęła torby ze strychu. Poprosiłam ją, żeby poczekała i pobiegłam szybko do pokoju Matthew, żeby móc się przebrać. Ubrania były jeszcze lekko wilgotne, ale noszenie ich było znośne. Zeszłam na dół i udałam się do kuchni, żeby porozmawiać z Matt'em.
- Słuchaj, dziękuję za użyczenie mi bluzy. - spuściłam głowę. - I przepraszam za to, ze popsułam Tobie grilla.
Matthew objął mnie jednym ramieniem, a drugą ręką dał mi kuksańca w bok.
- Nie przejmuj się, Meg. - uśmiechnął się łobuzersko. - Jeśli to Tobie poprawi samopoczucie, to uważam, że w mojej bluzie wyglądałaś uroczo.
Zaśmiałam się i lekko poklepałam po klatce piersiowej.
- Godfrey i jego dziwne poczucie humoru. - uśmiechnęłam się. - Czemu nie mogą mnie otaczać jakieś ponure osoby, które czasami mają chociaż odrobinę skrupułów i taktu w stosunku do kobiet?
Matt podniósł ręce, dając mi znak, ze się poddaje. Odsunął się na krok i uśmiechnął szeroko. Raju, jaki on ma piękny uśmiech. Obok niego stanął Kaspar, który oparł się o jego ramię.
- Czy to nie Ty twierdziłaś, że ten dżentelmen ma dobre maniery?
Skrzyżowałam ręce na piersi i spiorunowałam go wzrokiem.
- Ładnie to tak podsłuchiwać cudze rozmowy?
Kasp zaśmiał się głośno i rzucił krótkie spojrzenia to na mnie, to na Matthew.
- Słuchaj, muszę wiedzieć, pod czyją opieką Ciebie zostawiam. - puścił oko do Matta. - Mam nadzieję, że nie zawiedziesz, Godfrey.
Matthew jęknął i przewrócił oczami. Cofam to, co powiedziałam przed chwilą o przystojnym blondynie. To Kaspar jest tym, który nie ma żadnych skrupułów i taktu! Podirytowana spojrzałam na Matta, prosząc w duszy, żeby ktoś mnie zabrał z tego cyrku. Westchnęłam i skinęłam głową Mattowi.
- Jeszcze raz dziękuję. - odchrząknęłam. - Cóż, miło było spędzić z Tobą trochę czasu. Mam nadzieję, że zobaczymy się po powrocie z Hiszpanii.
Kaspar głośno się roześmiał, a chłopak stojący przede mną ledwo powstrzymywał się, zeby nie pójść w ślady kumpla. Nie ma to jak zostać wyśmianą w takim momencie. I po co mi to było? Posłałam Kasparowi gniewne spojrzenie, co zadziałało na niego bardziej niż oblanie wodą z basenu. Wyprostował się i posłał mi uroczy uśmiech.
- Czyli nie wiesz. - ponownie zdusił śmiech. - Zaproponowałem Godfrey'owi dołączenie się do naszej Drużyny RR. Leci z nami.
Rozdziawiłam oczy ze zdziwienia. Odjęło mi mowę i nie wiedziałam, co zrobić. Z głupiej sytuacji wyciągnęła mnie Kate, która zaczęła mnie poganiać. Rzuciłam krótkie spojrzenie na chłopaków, kręcąc przy tym głową.
- Mogliście powiedzieć to zanim zrobiłam z siebie idiotkę. - jęknęłam. - W takim razie do jutra!
Pobiegłam do Kate i udałyśmy sie do domu. Po półtora godziny byłam już na swoim ganku z rękoma pełnymi zakupów na podróż. Postawiłam siatkę i zaczęłam szukać kluczy w torbie.
- Siostra, sklep obrabowałaś? - rozbrzmiał głos za mną.
Uśmiechnęłam się pod nosem i przekręciłam zamek, pchając drzwi, co by się otworzyły.
- Jakoś muszę sobie radzić, nie? - rzuciłam, spoglądając na Charlie'go na krótką chwilę.
Wzięłam siatkę i przekroczyłam próg. Ku mojemu zdziwieniu brat pomógł mi z zakupami. Wypakowałam wszystko, przygotowałam kanapki i przekąski, żeby jutro mieć to z głowy. Mama pomogła mi w kilku z nich, dając rady co i jak powinnam spożywać, jak przechowywać, i tak dalej. Zapakowałam wszystko, schowałam, żeby się do jutra nie popsuło i spojrzałam na zegarek. Wybiła właśnie godzina 22. Podziękowałam swojej rodzicielce, po czym szybko weszłam do gabinetu ojczulka, żeby poprosić go o sięgnięcie torby. Sama z kolei pobiegłam na górę, żeby naszykować wszystko, co miałam wziąć. Tata widząc ile mam ciuchów cofnął się do kanciapy i przyniósł mi jeszcze jedną walizkę. Spakowałam się, pobiegłam do łazienki i szybko wzięłam prysznic. Nie mogę zapomnieć, że jutro jest jeszcze zakończenie szkoły, więc wypada się wcześniej położyć. Całe zamieszanie skończyło się po 1 w nocy. Wskoczyłam do wyrka, nakryłam się kołdrą i czekałam na nadejście tego pięknego dnia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: