Rozdział 4
KOCHANI! Na samym początku chciałam Was bardzo przeprosić za moją długą nieobecność. Miałam dość sporo na głowie, wiecie.. Święta, matury.. Tak więc jeszcze raz serdecznie przepraszam! Postaram się dodawać teraz wszystko dość regularnie i nie robić więcej takich gaf :)
Droga do mojego domu zajęła nam więcej czasu, ponieważ chciałam wypytać Lucasa o szczegóły. Niestety mój przyjaciel nie był zbytnio rozmowny, więc praktycznie niczego nie zdołałam z niego wyciągnąć. Weszłam na ganek, otworzyłam drzwi i zaprosiłam Luca do środka.
-Rozgość się, a ja szybko się odświeżę, bo rano nie miałam na to zbyt dużo czasu.
Chłopak skinął głową i sięgnął po jabłko, które leżało w koszyku z owocami na stole. Wziął gryza i przyjrzał mi się.
-Tylko się pośpiesz.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Co za ironia losu, że już drugi raz dzisiaj słyszę te słowa. Już miałam wejść po schodach, kiedy odwróciłam się do chłopaka.
-Kate ma tam coś na przebranie?
Lucas roześmiał się i stuknął w czoło.
-Wszystko jest na miejscu, Meg. Alec po drodze ma go jakoś zagadać,a tymczasem Kate pobiegnie do Mike'a się przebrać. Ona będzie go witać od środka.
Prychnęłam i spojrzałam na niego z niesmakiem.
-Jak miło, że tylko ja nie zostałam w to wtajemniczona.
Luc wzruszył ramionami i wziął kolejnego gryza.
-Ty masz z nim najlepsze kontakty, mogłabyś się przypadkiem wygadać.
Chciałam temu zaprzeczyć, lecz on miał rację. Mówimy sobie o wszystkim. Z drugiej strony nie jestem taką kretynką, żeby wygadać się o przyjęciu niespodziance. Pokręciłam głową i ruszyłam schodami na górę. W pokoju szybko naszykowałam sobie białą sukienkę z wcięciem na plecach. Była ona na ramiączkach, sięgająca mi do kolan. W talii była obcisła, co dla mnie było dobre, bo pokazywała moją sylwetkę. Przy dekolcie była przyozdobiona srebrnymi cekinami, a od pasa w dół było kilka rzędów delikatnych falbanek. Kochałam tą sukienkę. Do niej wyciągnęłam lekko szary żakiet z długim rękawem oraz szare szpilki, w których nie miałam zwyczaju chodzić. Sięgnęłam jeszcze tylko torebkę i podbiegłam do szafki z książkami. W jednej szufladzie miałam biżuterię, więc wyciągnęłam srebrny komplet kolczyków,naszyjnik i bransolety, po czym skierowałam się do łazienki. Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy, spięłam je w koka wypuszczając dwa pasemka włosów po bokach i nałożyłam lekki tusz na rzęsy wraz z szarawym białym kolorem kosmetyków na powieki. Ubrałam się i sięgając po torebkę spojrzałam na zegarek. To wszystko zabrało mi trochę więcej niż pół godziny.Zbiegłam więc w tych szpilkach na dół i spojrzałam przepraszająco na Lucasa.
-Słuchaj, przepraszam, że tak długo.
Chłopak jęknął i odwracając się rzucił.
-No w końcu. Myślałem, że będę tu czekał do usranej.. -spojrzał na mnie, podziwiając od góry do dołu. - ..śmierci. Pięknie wyglądasz, Margaret.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i podeszłam do niego, podając rękę.
-Idziemy.
Dwadzieścia minut później spotkaliśmy się z wszystkimi pod barem Mike'a. Rachel i Megan wyglądały olśniewająco. Chłopcy wcale nie pozostawali w tyle. Uśmiechnęłam się i podeszłam do dziewczyn, które stały pod samymi drzwiami. Rozejrzałam się po znajomych i uniosłam brwi z wrażenia.
-Gdzie Kaspar?
Ledwie zdążyłam dokończyć, a zza pleców usłyszałam głos przyjaciela.
-Tutaj. Pięknie wyglądasz. - mówiąc to podszedł i pocałował mnie w policzek.
Posłałam jemu promienny uśmiech. Alec podszedł i otworzył drzwi.
-Panie przodem. - powiedział uśmiechając się.
Kiedy tylko przekroczyłam próg to zamarłam z wrażenia. Pub był pięknie przystrojony, w środku była masa ludzi elegancko poubieranych wraz z Mikiem i jego pracownikami. Odszukałam wzrokiem Kate. Była ubrana w krótką, czarną sukienkę. Na nogach miała szpilki tego samego koloru. Dzięki Bogu, nie tylko ja będę ledwo chodzić po tej całej imprezie. Podeszłam do niej i stanęłam obok. Przyjaciele specjalnie spowolnili wejście Kaspara, żebyśmy zdążyli się ustawić. Kiedy tylko wszedł zaczęły się przemowy. Zaczynał Lucas.
-No, słuchaj, stary. - powiedział, klepiąc go po plecach. - Jeśli masz zakończyć pobyt w naszym malowniczym mieście to z hukiem.
-Wy wszyscy o tym wiedzieliście? - zapytał z zaszklonymi oczyma.
-Chyba tylko mnie nie raczyli o tym poinformować. Z tego co zdążyłam się dowiedzieć, to zostałam uznana za przyjaciółkę paplę.
Tłum roześmiał się a Kaspar skinął głową z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Coś w tym jest. - powiedział.
Kate obok mnie wyszła do przodu i spojrzała na niego.
-W imieniu tutaj zebranych chcę powiedzieć kilka słów. -uśmiechnęła się. - Kasparze Mou! Zapewne wiesz, jak wszyscy bardzo sobie Ciebie cenimy i zdajesz sobie sprawę z tego, że nie jest nam łatwo pożegnać tak wspaniałą i pogodną osobę jak Ty. Zapewniam, że kontakt będziemy utrzymywać, lecz to zawsze będą dzielące nas kilometry. Mamy dla Ciebie malutki prezent.
Tłum rozsunął się, a za nim wyłoniła się wielka mozaika wspólnych zdjęć. Akurat o tym wiedziałam, bo zrobiłam ją jakiś czas temu wraz z Kate. Uśmiechnęłam się i podeszłam do przyjaciółki.
-Mogę kilka słów?
Odwzajemniła gest i cofnęła się do tyłu. Spojrzałam w oczy przyjaciela, który za chwilę mógłby się popłakać. Przynajmniej taki miał wyraz twarzy.
-Głupolu, zarówno ja jak i większość tutaj zebranych, chcę Tobie podziękować za te wszystkie wspaniałe lata, które razem przeszliśmy. Ciężko jest mi wyobrazić sobie życie bez Ciebie, bo przecież zawsze przy mnie byłeś. - uśmiechnęłam się przez łzy.- Ta mozaika to taki prezent, abyś mógł sobie nas przypomnieć w trudnych dla Ciebie chwilach, lub po prostu jeśli zatęsknisz. Patrząc na nią będziesz mógł sobie uświadomić, że my wszyscy tutaj jesteśmy i będziemy na Ciebie czekali zawsze. Kochamy Cię, wszyscy bez wyjątku. Jesteś częścią naszej rodziny, pamiętaj o tym.
Nic więcej nie powiedziałam. Kaspar podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Usłyszałam jego chlipanie, co potwierdziło moje obawy sprzed kilku sekund. Wtuliłam się w niego, a po moich policzkach płynęły łzy.
-Dziękuję za wszystko, Kasp. - wyszeptałam. - Wiedz, że nawet kiedy będziesz w Hiszpanii, to ja zawsze będę gotowa, aby Ciebie wesprzeć. Jedna wiadomość, a ja pakuję się i do Ciebie lecę.
Uścisnął mnie mocniej, po czym wyszeptał mi przez łzy.
-Dziękuję, Meg. Wiesz, że Ty też możesz na mnie liczyć. Kocham Cię, ślicznotko.
Odsunął mnie od siebie i pocałował w policzek. Uśmiechnęłam się i przesunęłam na bok, ponieważ przyjaciel podszedł do Kate, aby również ją uściskać. Po przywitaniu i przemowach, Mike zaprosił nas do stołu. Nasza paczka usiadła razem, więc spędzaliśmy cudowny czas. Po dwóch kolejkach ludzie zaczęli wychodzić na parkiet i tańczyć przy rytmach muzyki. Kaspar był porywany od rąk do rąk, a Kate nie odstępowała Lucasa na krok. Uśmiechnęłam się pod nosem i sięgnęłam po sok, aby go sobie nalać.
-Czy mogę prosić do tańca?
Obok mnie rozbrzmiał znajomy głos. Spojrzałam w górę i zauważyłam elegancko ubranego pracownika pubu, wyciągającego rękę w moją stronę. Odstawiłam kartonik i wstając podałam chłopakowi rękę. Uśmiechnęłam się do niego.
-Oczywiście.
Zaprowadził mnie na parkiet. Był wyśmienitym tancerzem! Mogłam z nim tańczyć twista, walca, a nawet zgraliśmy swoje ruchy w całkiem indywidualnych tańcach. Po kilku kawałkach rozbrzmiała wolna piosenka. Speszona spojrzałam na niego, a on czarująco się do mnie uśmiechnął.
-Jeszcze jeden kawałek?
Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam do niego bliżej. Prawą ręką objął mnie w tali, a w drugą wziął moją dłoń. Będąc z nim tak blisko poczułam się trochę nieswojo, ale to było najmniejszą niedogodnością.
-Przykra sprawa z wyjazdem Kaspara.
Spojrzałam w oczy Matthew i skinęłam głowa.
-Jak sie go bliżej pozna to jest wspaniałym człowiekiem.
-Wiem o tym. - mówiąc to zakręcił mną piruet.
Kiedy znów mnie objął zdziwiona podziwiałam piękno jego niebieskich oczu.
-Skąd? - powiedziałam prawie szeptem.
Matthew zachichotał i rzucił krótkie spojrzenie w stronę Kaspiego.
-Bo go znam. - znów wpatrywał mi sie w oczy. - Chodzę z wami do szkoły.
-Poważnie?
Chłopak skinął głową i usmiechnął się.
-Jak najbardziej.
Poczułam podmuch wiatru i spojrzałam w bok. Stał tam uśmiechnięty Kaspar.
-Godfrey, pozwolisz, że odbiję Tobie tą slicznotkę do tańca?
Matthew spojrzał na niego, po czym skinął głową.
-Robię to z niechęcią, ale w końcu to Twoja impreza.
Chłopak pocałował mnie w rękę i lekko się ukłonił.
-Dziękuję za taniec, Meg.
Kaspar przejął mnie w swoje ramiona i teraz tańczyłam z moim przyjacielem. Z nim przynajmniej nie czułam tego dyskomfortu, bo znałam go doskonale. Skinęłam głową w kierunku Matthew.
-Ma dobre maniery.
Kasp wzruszył ramionami i zakręcił mną piruet.
-Pochodzi z bogatej rodziny, więc nic dziwnego.
Zdziwiona aż przystanęłam.
-Z bogatej rodziny? Nie wydaje się być jakimś snobem. Poza tym pracuje tutaj. Po co miałby to robić, skoro ma kase?
Przyjaciel zachichotał i skinął głową.
-Pieniądze to nie wszystko, Meg. On pozostał sobą chyba jako jedyny z rodziny. I nie, nie jest snobem. - zmarszczył czoło. - Ale nigdy nie widziałem, żeby odnosił się z takim szacunkiem do dziewczyny.
-Co chcesz przez to powiedzieć?
Kaspar uśmiechnął się.
-Że Cię polubił, nic poza tym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro