Rozdział 3
Rano obudził mnie telefon.
-Halo? - powiedziałam zaspana.
-Meg? Gdzie Ty jesteś? - spytała rozdrażniona Kate.
-W łóżku, a gdzie mogę być o tej godzinie?
-W szkole! - krzyknęła. - Dawaj szybko. Chłopacy się pobili z Myles'em, a ja sama nie daję rady.
Spanikowana spojrzałam na zegarek. Z przerażeniem stwierdziłam, że jest 8:30.Jak oparzona wstałam i włączyłam na głośnomówiący. Położyłam telefon na stoliku nocnym, a sama zanurkowałam do szafy.
-O co im poszło? - krzyknęłam, sięgając luźną bluzę.
-Zaczął z Marthą naśmiewać się z rodziny Kaspara.
Warknęłam pod nosem i sięgnęłam szare spodenki, zamykając przy tym mebel.
-Chyba im się nie dziwię, że Philip dostał po pysku. A co do Marthy, to osobiście zajęłabym się tą suką tak, że ruski rok by pop...
-Przestań, przestań. - jęknęła Kate, a ja w tym czasie założyłam bluzę. - Ruszaj dupę i do szkoły.
-Kobieto! - krzyknęłam podirytowana. - Starczy to, że nie wyrobię się z prysznicem i śniadaniem. Nie uważasz, że już mam podły humor?
-Po prostu pospiesz się.
Po tych słowach połączenie zostało zerwane. Ubrałam się do końca,zbiegłam na dół, założyłam trampki i przelotem sięgnęłam poprawo jazdy z kluczykami od samochodu. Droga do szkoły zajęła mi rekordowo mało czasu. Zaparkowałam gdzieś z brzegu, żeby nie wybili mi szyb piłką i pobiegłam do drzwi wejściowych. Z początku miałam problem co do odgadnięcia miejsca przebywania moich przyjaciół, lecz po chwili załapałam, ze wszystkie tego typu sprawy dzieją się w stołówce. Smutna sprawa była taka, że nauczyciele nawet nie wiedza o bójkach w szkole. Pomieszczenie zostaje wtedy przepełnione przez skandujące tłumy, więc choćby któryś profesor chciał coś uslyszeć, to nie ma na to mocnych. U wejścia do stołówki zauważyłam grupkę dziewczyn jęczącą, że komuś polała się krew. Modliłam się w duchu, żeby to nie był Kaspar lub Lucas.
-Posuńcie się! - warknęłam dość głośno, aby mnie usłuchały.
W momencie gdy przebiłam się przez bandę idiotów, zauważyłam nastroszonych Lucasa i Kaspara przy jednym stoliku, a Mylesa i jego dwóch koleżków przy drugim. Pomiędzy nimi stała Kate i darła sie, żeby przestali. Bez chwili zastanowienia stanęłam między nimi i spojrzałam w oczy przyjaciół.
-Uspokójcie się. - powiedziałam opanowanym głosem. - Przemoc nic nie da, tylko ich niepotrzebnie nakręcicie.
-Ten pajac zwyzywał moją matkę od dziwek! - warknął Kaspar.
-Proszę Cię. - jęknęłam. - Obejdzie się bez przemocy.
Przyjaciel po chwili rozluźnił swoją szczękę, co mi ulżyło. Spojrzałam na przyjaciółkę i uśmiechnęłam się znacząco.
-Laluś należy do Ciebie.
Kate roześmiała się i skinęła głową. Ja z kolei odwróciłam się w stronę Philipa, wolno podchodząc do tego idioty. Dopiero teraz zauważyłam, że za jego plecami kryje się Martha. Zmierzyłam ją wzrokiem, a moja twarz sama zaczęła się wykrzywiać. Co ja mogę poradzić, że jej "piękno" tak na mnie działa?Pokręciłam głową i rzuciłam złowrogie spojrzenie na jej obrońcę.
-Philip Myles. - powiedziałam, przeciągając każde słowo. - Cóż za niefart, że przyszło mi się z Tobą zobaczyć przed zakończeniem tej budy.
Chłopak prychnął i spojrzał za moje plecy.
-To nie jest Twoja sprawa, Howse. Spierdalaj z oczu.
Stanęłam na linii jego wzroku, mierząc do niego palcem.
-Kultury Ciebie nie nauczyli, pajacu?
Zdziwiony uniósł brwi do góry i głośno się roześmiał.
-Serio, Margaret? Do kultury piejesz?
Uśmiechnęłam się pod nosem i skinęłam głową.
-No tak, bo przeważnie człowiek nie rodzi się idiotą. To wynosi się z domu.
Obok rozległy się śmiechy, a Philip poczerwieniał na twarzy zezłości.
-Wolę wynieść z domu brak kultury, niż być synem taniej dziwki.
-Uważaj co mówisz, albo znowu spuszczę Ci tak wpier...
-No już, już.
Przerwałam Kasparowi w jego tyradzie. Podeszłam bliżej do Mylesa tak, że stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Przez lata znalazłam na niego sposób. A jest on prosty: Philip szybko się podnieca, a wtedy to działa na niego lepiej niż zastraszanie.
-No, nasz Ty rudzielcu.. - mruknęłam, przejeżdżając palcem wskazującym po jego torsie. - Wiesz, że to są bzdury,prawda?
Myles poddenerwowany odchrząknął i złapał moją dłoń.
-Przestań. - warknął ochrypniętym głosem.
Zachichotałam i odsunęłam sie od niego na krok.
-Gówno wiesz na temat rodziny Kaspara, więc może czas zaprzestać swoich amatorskich prób dokuczania, co?
Przestąpił z nogi na nogę i zaśmiał się.
-Wiem to, bo sam osobiście się z nią zabawiłem.
Kaspar chciał do niego wylecieć z pięściami, lecz Lucas zatrzymał go w ostatniej chwili. Czyli jednak moja przyjaciółeczka podziałała na tego ogiera. W podzięce skinęłam jemu głową, po czym dokladnie zmierzyłam Myles'a.
-Wiesz co, Philip.. Może inni by Tobie uwierzyli gdyby nie fakt, że..- zachichotałam. - Mężczyzna, który kiedykolwiek uprawiał seks nie podnieca się na byle otarcie innej dziewczyny. Lekko Ciebie dotknęłam, a Ty jesteś już w pełnej gotowości.
-Nie wiem o czym Ty mówisz.
Myles znowu zrobił się czerwony na twarzy, a ja kątem oka spojrzałam na moją przyjaciółkę, upewniając sie, czy widzi to samo co ja. NA potwierdzenie moich słów Kate przemówiła.
-To dlaczego masz namiot w spodniach?
Wokół nas rozległ się wybuch śmiechu, a ja z satysfakcją przyjrzałam się Mylesowi.
-Pożałujesz tego. - warknął.
Posłałam jemu łobuzerski uśmiech, po czym odwróciłam się do przyjaciół.
-Chodźcie stąd, zanim ktoś pobiegnie po nauczycieli.
Porpozycja Lucasa była rozsądna, więc wzięliśmy swoje torby na ramię i ruszyliśmy do klasy, gdzie miały odbyć sie nasze następne lekcje.Po drodze Kaspar zagarnął mnie ramieniem i przytulił do siebie.
-Kto by pomyślał, że z Ciebie jest taka uwodzicielka. - mruknął.
-Weź nie denerwuj mnie. - jęknęłam. - Nie lubię takich rzeczy,wręcz nie znoszę. Doceń moje poświęcenie.
Idący obok Lucasa roześmiał się i zmierzył mnei wzrokiem.
-Wyglądałaś, jakbyś miała w tym wprawę.
Prcyhnęłam i rzuciłam jemu podirytowane spojrzenie.
-Nie mam żadnego doświadczenia z tym związanego, Lalusiu. Nie przeginaj.
Przyjaciele mieli świtny ubaw widząc mnie zawstydzoną. Weszliśmy do klasy i czekaliśmy na zniecierpliwieni na koniec lekcji.
Dzisiaj nasze zajęcia trwały do 16, więc zmęczeni i trochę znudzeni wyszliśmy ze szkoły i spojrzeliśmy na siebie.
-Jakie plany na dziś? - zagadnęła Kate.
-Słyszałem, że Mike ma dzisiaj jakieś przyjęcie. Może skoczymy tam większą ekipą, co?
Spojrzałam na Lucasa zainteresowana całym przedsięwzięciem.
-Kogo masz na myśli, mówiąc "Większą Ekipą"?
-Myślałem o Rachel, Megan, Ianie, Peetcie i Alecu.
-Dla mnie wporzo. - rzucił uśmiechnięty Kaspar.
Zaskoczona spontaniczną decyzją przyjaciół pokręciłam głową i zaczęłam szukać kluczyków od samochodu w mojej torbie.
-To ja odstawie tylko auto pod dom i przyjdę tam pieszo.
-Dla mnie bom..
-Idziesz ze mną, Lalusiu.
Zaskoczony moim poleceniem przyjrzał się uważnie, po czym skinął głową.Chyba załapał o co biega.
-No dobra. Widzimy sie potem, panowie, panie i Kaspar.
Zachichotałam i pomachałam pozostałym na pożegnanie. Otworzyłam samochód,wsiadłam do środka i czekałam z odpaleniem silnika do czasu, aż Luc zapnie pasy. Kiedy to zrobił rzuciłam jemu krótkie spojrzenie.
-To jest to przyjęcie pożegnalne dla Kaspara, co Mike wspomniał pare dni temu?
Przyjaciel skinął głową i wskazałam ręką, żebym ruszała.
-Wszystko jest już zorganizowane. Szefuńcio zaproponował, że będzie miał bar zamknięty do czasu, aż całą bandą nie staniemy u jego drzwi.
Jeknęłam i odpaliłam samochód.
-Pozostali też wiedzą? Mam na myśli Aleca, Rachel..
Zaśmiał się głośno i oparł wygodnie o szybę.
-Oczywiście, że tak. Zapowiada się świetna zabawa, słodziutka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro