Rozdział 2
Po lekcjach wyszliśmy z budynku. Za spóźnienie poszłam do tablicy i dostałam troję. Właściwie nie tak źle, zawsze mogła być jedynka. Kaspar szedł z przodu razem z Lucasem, a ja wraz z Kate szłyśmy tyłem.
- Ciężko będzie nam bez niego, co?
- Hm? - mruknęłam zamyślona. - Kaspar? Aaa, tak, masz rację.
- O czym myślisz?
- Że przez Charlie'go mogłam dostać szmatę z biologii. W ogóle może stawiać ocenę w ostatnim tygodniu?
Kate się roześmiała i otoczyła mnie ramieniem.
- Nie mam pojęcia, ale jak się jej postawisz to tylko pogorszysz sytuację.
- Wiem. I to jest najgorsze.
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zauważyłam, że wpatruje się w Lucasa. Szturchnęłam ją w ramię.
- No co? - jęknęła.
- No właśnie, Katherine Ledford. - zachichotałam. - Nie mów, że Laluś Ci się podoba?
Jej twarz się zaczerwieniła, a ja ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzałam jej w oczy i rozbawiona wydukałam.
- Nigdy nie sądziłam, że może spodobać się jakiejkolwiek dziewczynie.
- Hej, nie przesadzaj. - odpowiedziała uśmiechnięta. - Nawet Ty musisz przyznać, że jest przystojny.
- Może trochę. - burknęłam.
- Margaret? - naciskała Kate.
- No dobra, jest przystojny. - wykrzyczałam, śmiejąc się.
- Mam nadzieję, że nie obgadujesz mnie za plecami? - krzyknął w naszą stronę Kaspar.
- Oczywiście akurat to musiał usłyszeć. - szepnęłam do Kate. - Jeszcze trochę, a zacznę się cieszyć z tego wyjazdu.
- Wcale nie. - zaprzeczyła Kate. Jej twarz nagle spochmurniała. - Nikomu z nas nie będzie łatwo.
Kiwnęłam lekko głową i poczułam jak pieką mnie oczy. Ten temat wciąż był dla mnie drażliwy. Usłyszałam kroki i zauważyłam, że chłopacy do nas podchodzą. Szybko odwróciłam głowę w stronę Kate i spojrzałam na jej twarz. Ona nigdy nie potrafiła ukrywać swoich emocji, dlatego po policzkach spływały jej łzy.
- Hej, będziemy się z nim widywać.
Nie wiem czy bardziej chciałam pocieszyć ją, czy siebie samą. Przytuliłam ją, a ona ukryła twarz w moich włosach.
- Otrzyj łzy, bo znowu Kaspar będzie paplał. - westchnęłam. - Następna rzecz, która dodaje jemu krok w stronę Hiszpanii.
Kate zachichotała i poczułam jak swoją dłoń skierowała w stronę twarzy. Też miałam ochotę się popłakać, schować się w swojej pościeli i obudzić się, aby wszystko było tylko złym snem. Niestety nie mam na co liczyć, decyzja już zapadła. Kaspar i Lucas stanęli obok, a ja poczułam się zakłopotana, bo Kate wciąż pozostawała we mnie wtulona.
- Co jest naszej ślicznotce? - zapytał Kaspar.
- A nie wiem. - uśmiechnęłam się. - Chyba potrzebuje czułości.
Kate klepnęła mnie w ramię, a ja się roześmiałam. Przyjaciółka stanęła wyprostowana i pewna siebie, lecz niestety widać było ślady po łzach. Przystanęłam na drugiej nodze i obleciałam wzrokiem po twarzach pozostałych. Oczywiście nie umknęło to ich uwagi. Byłam im wdzięczna za to, że nic nie mówili.
- To co.. Idziemy do baru, czy coś? - rzucił Kaspar. - Mam ochotę napić się dobrej whisky.
- Czasami masz pomysły do dupy. - rzucił Lucas. - Ale tutaj przyznam Tobie rację. Meg? Kate?
- Ja się na to piszę. - powiedziała uśmiechnięta Kate.
- No nie wiem. - spojrzałam na stopy. - Źle wspominam naszą ostatnią wyprawę do baru.
Przyjaciele wybuchnęli śmiechem, a ja poczułam, jak na moje policzki wlewa się rumieniec. Miesiąc temu poszliśmy oblać napisanie matury. Niestety straciłam gdzieś rachubę i skończyło się na tym, że chłopcy musieli mnie odprowadzać do domu, bo sama nie byłam w stanie. Rodzice mnie przechrzcili ale na tym się skończyło. Właściwie co oni mieliby do gadania? Mam dwadzieścia lat, a nie pięć.
- Margaret Howse, towarzyszka do szklanki! - Krzyknął Kaspar. - Wzniesiemy za Ciebie toast!
Rozchichotany Lucas kiwnął głową i przybił piątkę Kasp'iemu.
- A nawet dwa! - dodał Luc.
- Hej, luzujcie, bo zaraz dojdziemy do tego, że Mike będzie musiał zamknąć wcześniej z powodu braku alkoholu. - mruknęłam.
- Ta, pod warunkiem, że ja i Luc zajmiemy się opróżnianiem butelek. - powiedział Kaspar. - Idę o zakład, że w 1/3 zaopatrzenia zaczęłabyś haftować dywan.
- Zamknij się. - warknęłam.
Kaspar roześmiał się i pocałował mnie w policzek.
Całą grupą ruszyliśmy do baru. Zadziwił mnie ruch, który tam panował. Zazwyczaj w godzinach obiadowych lokal był prawie pusty, a dziś tłok jakich mało. Usiedliśmy przy ladzie i zamówiliśmy po kolejce whisky. Wznieśliśmy toast Kaspara, po czym moi przyjaciele spotkali jakiegoś znajomego, więc ja pozostałam sama sobie. Jakoś sobie poradzę. Zawołałam barmana.
- Jeszcze raz whisky poproszę.
- Samej kobiecie nie wypada pić alkoholu.
Spojrzałam do góry i zauważyłam młodego mężczyznę, który właśnie ściereczką wycierał kieliszek. Był przystojny, lecz nie mogłam go skojarzyć.
- Jesteś tutaj nowy?
Mężczyzna skinął głową i odwiedził kieliszek za nóżkę na górną część lady. Wziął moją szklankę i napełnił ją do połowy whisky.
- Pracuję tutaj już od paru tygodni.
- Naprawdę? - zapytałam zaskoczona. - Raczej bym Ciebie zapamiętała.
W myślach jeszcze raz przeskanowałam nasze ostatnie wyjścia do baru. Nie było opcji, żebym go spotkała.
- Bo wcześniej pracowałem tylko na zmywaku. - dodał, uśmiechając się szeroko.
- O.. - powiedziałam zaskoczona. - A to Ci niespodzianka. Mike dał Tobie awans?
Barman roześmiał się i zaczął nalewać piwo klientowi, który siadł obok. Podał jemu kufel i spojrzał na mnie.
- Śmieszna sprawa. - powiedział biorąc kolejny kieliszek do wytarcia. - Boss stwierdził, że ta twarzyczka nie może się marnować. Dlatego w ciągu dwóch dni opanowałem pracę za ladą i teraz tańczę tak, jak mi klienci zatańczą.
- Piwo razy trzy! - rzucił jakiś gościu zza pleców.
- Robi się! - odkrzyknął chłopak.
- Jesteś nieźle zapracowany, co.. - spojrzałam na plakietkę z imieniem. - .. Matthew?
Skinął głową i spojrzał na drugiego barmana, który właśnie wynosił zamówienie na stolik.
- Jest nas tylko dwoje, więc przy bardziej ruchliwych dnia mamy masę roboty. - jęknął. - Zwykle nie marudzę, ale czasami wolałbym już ten zmywak.
- Ohh, nie wątpię. - powiedziałam rozbawiona. - Może przestanę przeszkadzać tej pięknej twarzyczce przy pracy.
Wzięłam łyk whisky i spojrzałam na przyjaciół.
- Ej, wy tam! - Kaspar odwrócił się w moją stronę. - Zapomnieliście o tej najzabawniejszej części team'u?
- Nie, nie zapomnieliśmy. - krzyknął Lucas. - Przecież ja tutaj jestem, nigdzie nie zniknąłem.
- Ta, bo to własnie Ciebie miałam na myśli.
Zachichotałam i spojrzałam na barmana.
- Moi przyjaciele mnie nie doceniają.
Chłopak roześmiał się i podał klientowi ostatnie z trzech piw.
- Nowa miłość? - droczył się ze mną Kaspar.
- No pewnie. - podniosłam rękę, aby pokazać szklankę z płynem. - Już druga tego wieczoru.
Przyjaciele roześmiali się.
Wieczór minął na świetnej zabawie. Około 10 postanowiliśmy wrócić do domu. Lekko kręciło mi się w głowie, lecz byłam w stanie iść sama. Po drodze wszyscy z przyjaciół odłączali się od grupy. Pozostał tylko Kaspar, który mieszkał w domu obok. Stanęłam na swoim podjeździe i uśmiechnęłam się do Kaspar'a.
- Widzisz? Zero dywanów, zero noszenia. Możesz być ze mnie dumny.
Przyjaciel pokręcił głową i zbliżył się do mnie. Przysunął swoją twarz na odległość kilku centymetrów od mojej i uśmiechnął się.
- Ale strasznie bełkoczesz. Jesteś pewna, że dasz radę wejść po schodach?
Machnęłam ręką.
- W razie czego zawołam tą mniej atrakcyjniejszą część mojej familii.
- W to nie wątpię. - powiedział roześmiany Kaspar.
Pocałował mnie w policzek i ruszył w kierunku swojego domu. Odwrócił się i przez ramie krzyknął.
- Dobranoc, Meg!
- Aloha. - odpowiedziałam wchodząc do mojego domu. Ściągnęłam buty i schowałam je do schowka. Wzięłam torbę i po cichu zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Już otwierałam drzwi do swojego pokoju, kiedy Charlie wyszedł na przedpokój.
- No, no. - cmoknął. - Nieźle się zabalowało, co?
Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- Raz kiedyś można. - odpowiedziałam i weszłam do pokoju.
Nie miałam siły na nic, więc tylko przebrałam się w moją ulubioną koszulkę i zakopałam się w pościeli. Zasnęłam natychmiastowo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro