Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Po lekcjach wyszliśmy z budynku. Za spóźnienie poszłam do tablicy i dostałam troję. Właściwie nie tak źle, zawsze mogła być jedynka. Kaspar szedł z przodu razem z Lucasem, a ja wraz z Kate szłyśmy tyłem.
- Ciężko będzie nam bez niego, co?
- Hm? - mruknęłam zamyślona. - Kaspar? Aaa, tak, masz rację.
- O czym myślisz?
- Że przez Charlie'go mogłam dostać szmatę z biologii. W ogóle może stawiać ocenę w ostatnim tygodniu?
Kate się roześmiała i otoczyła mnie ramieniem.
- Nie mam pojęcia, ale jak się jej postawisz to tylko pogorszysz sytuację.
- Wiem. I to jest najgorsze.
Uśmiechnęłam się do przyjaciółki i zauważyłam, że wpatruje się w Lucasa. Szturchnęłam ją w ramię.
- No co? - jęknęła.
- No właśnie, Katherine Ledford. - zachichotałam. - Nie mów, że Laluś Ci się podoba?
Jej twarz się zaczerwieniła, a ja ledwo się powstrzymywałam, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Spojrzałam jej w oczy i rozbawiona wydukałam.
- Nigdy nie sądziłam, że może spodobać się jakiejkolwiek dziewczynie.
- Hej, nie przesadzaj. - odpowiedziała uśmiechnięta. - Nawet Ty musisz przyznać, że jest przystojny.
- Może trochę. - burknęłam.
- Margaret? - naciskała Kate.
- No dobra, jest przystojny. - wykrzyczałam, śmiejąc się.
- Mam nadzieję, że nie obgadujesz mnie za plecami? - krzyknął w naszą stronę Kaspar.
- Oczywiście akurat to musiał usłyszeć. - szepnęłam do Kate. - Jeszcze trochę, a zacznę się cieszyć z tego wyjazdu.
- Wcale nie. - zaprzeczyła Kate. Jej twarz nagle spochmurniała. - Nikomu z nas nie będzie łatwo.
Kiwnęłam lekko głową i poczułam jak pieką mnie oczy. Ten temat wciąż był dla mnie drażliwy. Usłyszałam kroki i zauważyłam, że chłopacy do nas podchodzą. Szybko odwróciłam głowę w stronę Kate i spojrzałam na jej twarz. Ona nigdy nie potrafiła ukrywać swoich emocji, dlatego po policzkach spływały jej łzy.
- Hej, będziemy się z nim widywać.
Nie wiem czy bardziej chciałam pocieszyć ją, czy siebie samą. Przytuliłam ją, a ona ukryła twarz w moich włosach.
- Otrzyj łzy, bo znowu Kaspar będzie paplał. - westchnęłam. - Następna rzecz, która dodaje jemu krok w stronę Hiszpanii.
Kate zachichotała i poczułam jak swoją dłoń skierowała w stronę twarzy. Też miałam ochotę się popłakać, schować się w swojej pościeli i obudzić się, aby wszystko było tylko złym snem. Niestety nie mam na co liczyć, decyzja już zapadła. Kaspar i Lucas stanęli obok, a ja poczułam się zakłopotana, bo Kate wciąż pozostawała we mnie wtulona.
- Co jest naszej ślicznotce? - zapytał Kaspar.
- A nie wiem. - uśmiechnęłam się. - Chyba potrzebuje czułości.
Kate klepnęła mnie w ramię, a ja się roześmiałam. Przyjaciółka stanęła wyprostowana i pewna siebie, lecz niestety widać było ślady po łzach. Przystanęłam na drugiej nodze i obleciałam wzrokiem po twarzach pozostałych. Oczywiście nie umknęło to ich uwagi. Byłam im wdzięczna za to, że nic nie mówili.
- To co.. Idziemy do baru, czy coś? - rzucił Kaspar. - Mam ochotę napić się dobrej whisky.
- Czasami masz pomysły do dupy. - rzucił Lucas. - Ale tutaj przyznam Tobie rację. Meg? Kate?
- Ja się na to piszę. - powiedziała uśmiechnięta Kate.
- No nie wiem. - spojrzałam na stopy. - Źle wspominam naszą ostatnią wyprawę do baru.
Przyjaciele wybuchnęli śmiechem, a ja poczułam, jak na moje policzki wlewa się rumieniec. Miesiąc temu poszliśmy oblać napisanie matury. Niestety straciłam gdzieś rachubę i skończyło się na tym, że chłopcy musieli mnie odprowadzać do domu, bo sama nie byłam w stanie. Rodzice mnie przechrzcili ale na tym się skończyło. Właściwie co oni mieliby do gadania? Mam dwadzieścia lat, a nie pięć.
- Margaret Howse, towarzyszka do szklanki! - Krzyknął Kaspar. - Wzniesiemy za Ciebie toast!
Rozchichotany Lucas kiwnął głową i przybił piątkę Kasp'iemu.
- A nawet dwa! - dodał Luc.
- Hej, luzujcie, bo zaraz dojdziemy do tego, że Mike będzie musiał zamknąć wcześniej z powodu braku alkoholu. - mruknęłam.
- Ta, pod warunkiem, że ja i Luc zajmiemy się opróżnianiem butelek. - powiedział Kaspar. - Idę o zakład, że w 1/3 zaopatrzenia zaczęłabyś haftować dywan.
- Zamknij się. - warknęłam.
Kaspar roześmiał się i pocałował mnie w policzek.
Całą grupą ruszyliśmy do baru. Zadziwił mnie ruch, który tam panował. Zazwyczaj w godzinach obiadowych lokal był prawie pusty, a dziś tłok jakich mało. Usiedliśmy przy ladzie i zamówiliśmy po kolejce whisky. Wznieśliśmy toast Kaspara, po czym moi przyjaciele spotkali jakiegoś znajomego, więc ja pozostałam sama sobie. Jakoś sobie poradzę. Zawołałam barmana.
- Jeszcze raz whisky poproszę.
- Samej kobiecie nie wypada pić alkoholu.
Spojrzałam do góry i zauważyłam młodego mężczyznę, który właśnie ściereczką wycierał kieliszek. Był przystojny, lecz nie mogłam go skojarzyć.
- Jesteś tutaj nowy?
Mężczyzna skinął głową i odwiedził kieliszek za nóżkę na górną część lady. Wziął moją szklankę i napełnił ją do połowy whisky.
- Pracuję tutaj już od paru tygodni.
- Naprawdę? - zapytałam zaskoczona. - Raczej bym Ciebie zapamiętała.
W myślach jeszcze raz przeskanowałam nasze ostatnie wyjścia do baru. Nie było opcji, żebym go spotkała.
- Bo wcześniej pracowałem tylko na zmywaku. - dodał, uśmiechając się szeroko.
- O.. - powiedziałam zaskoczona. - A to Ci niespodzianka. Mike dał Tobie awans?
Barman roześmiał się i zaczął nalewać piwo klientowi, który siadł obok. Podał jemu kufel i spojrzał na mnie.
- Śmieszna sprawa. - powiedział biorąc kolejny kieliszek do wytarcia. - Boss stwierdził, że ta twarzyczka nie może się marnować. Dlatego w ciągu dwóch dni opanowałem pracę za ladą i teraz tańczę tak, jak mi klienci zatańczą.
- Piwo razy trzy! - rzucił jakiś gościu zza pleców.
- Robi się! - odkrzyknął chłopak.
- Jesteś nieźle zapracowany, co.. - spojrzałam na plakietkę z imieniem. - .. Matthew?
Skinął głową i spojrzał na drugiego barmana, który właśnie wynosił zamówienie na stolik.
- Jest nas tylko dwoje, więc przy bardziej ruchliwych dnia mamy masę roboty. - jęknął. - Zwykle nie marudzę, ale czasami wolałbym już ten zmywak.
- Ohh, nie wątpię. - powiedziałam rozbawiona. - Może przestanę przeszkadzać tej pięknej twarzyczce przy pracy.
Wzięłam łyk whisky i spojrzałam na przyjaciół.
- Ej, wy tam! - Kaspar odwrócił się w moją stronę. - Zapomnieliście o tej najzabawniejszej części team'u?
- Nie, nie zapomnieliśmy. - krzyknął Lucas. - Przecież ja tutaj jestem, nigdzie nie zniknąłem.
- Ta, bo to własnie Ciebie miałam na myśli.
Zachichotałam i spojrzałam na barmana.
- Moi przyjaciele mnie nie doceniają.
Chłopak roześmiał się i podał klientowi ostatnie z trzech piw.
- Nowa miłość? - droczył się ze mną Kaspar.
- No pewnie. - podniosłam rękę, aby pokazać szklankę z płynem. - Już druga tego wieczoru.
Przyjaciele roześmiali się.
Wieczór minął na świetnej zabawie. Około 10 postanowiliśmy wrócić do domu. Lekko kręciło mi się w głowie, lecz byłam w stanie iść sama. Po drodze wszyscy z przyjaciół odłączali się od grupy. Pozostał tylko Kaspar, który mieszkał w domu obok. Stanęłam na swoim podjeździe i uśmiechnęłam się do Kaspar'a.
- Widzisz? Zero dywanów, zero noszenia. Możesz być ze mnie dumny.
Przyjaciel pokręcił głową i zbliżył się do mnie. Przysunął swoją twarz na odległość kilku centymetrów od mojej i uśmiechnął się.
- Ale strasznie bełkoczesz. Jesteś pewna, że dasz radę wejść po schodach?
Machnęłam ręką.
- W razie czego zawołam tą mniej atrakcyjniejszą część mojej familii.
- W to nie wątpię. - powiedział roześmiany Kaspar.
Pocałował mnie w policzek i ruszył w kierunku swojego domu. Odwrócił się i przez ramie krzyknął.
- Dobranoc, Meg!
- Aloha. - odpowiedziałam wchodząc do mojego domu. Ściągnęłam buty i schowałam je do schowka. Wzięłam torbę i po cichu zaczęłam wchodzić po schodach na górę. Już otwierałam drzwi do swojego pokoju, kiedy Charlie wyszedł na przedpokój.
- No, no. - cmoknął. - Nieźle się zabalowało, co?
Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
- Raz kiedyś można. - odpowiedziałam i weszłam do pokoju.
Nie miałam siły na nic, więc tylko przebrałam się w moją ulubioną koszulkę i zakopałam się w pościeli. Zasnęłam natychmiastowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: