Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 18

Następne dni mijały w oka mgnieniu. Wraz z Eddiem strasznie się do siebie zbliżyliśmy. Okazało się, że mój ukochany wraz z ze swoim bratem i kuzynostwem również przyleciał do Hiszpanii. Co lepsza, mieszkają niedaleko Londynu. Podczas tych dwóch tygodni poznaliśmy również masę osób, które także pochodzą z naszego miasta. Świat jest niby taki wielki, a zarazem tak mały! Dzień przed moim wyjazdem poszliśmy na plażę, abym mogła ją zapamiętać na strasznie długi czas. Rozłożyliśmy koce na piasku i położyliśmy się twarzami w stronę słońca. Eddie ułożył się po mojej lewej, zaś Kaspar po prawej. Spojrzałam na niego w momencie, gdy ten obserwował niebo.
- O czym myślisz? - zapytałam starego przyjaciela.
Chłopak uśmiechnął się lekko i głęboko westchnął.
- Pamiętasz, jak kilka lat temu poszliśmy na łąkę?
Przewróciłam oczami i również zerknęłam na niebo.
- Byliśmy tam masę razy, Kasp. Określ się dokładniej. - odpowiedziałam.
Chłopak zaśmiał się i założył rękę za głowę.
- Po tym, jak ukończyliśmy podstawówkę. Nasz pierwszy dzień wakacji. - obrócił się i popatrzył na mnie. - Opowiadaliśmy wtedy o wspólnych plamach na przyszłość. Kojarzysz?
Zaśmiałam się i kiwnęłam głową na potwierdzenie.
- Chciałeś zostać baletnicą. - rzuciłam, dławiąc się ze śmiechu. - Marzyłeś, żeby zdobyć swoją chwilę sławy w operze w Sydney. Nie mam pojęcia, jak chciałeś to zrobić.
Kaspar roześmiał się i przetarł ręką twarz.
- Z kolei Ty chciałaś iść na psychologa, żeby mi pomóc. Założyłaś wtedy, że jestem powalony i potrzebuję terapii.
Oparłam się na łokciu i spojrzałam na niego uśmiechnięta.
- Nigdy nie powiedziałam, że jesteś powalony! - obruszyłam się. - Przynajmniej nie dosłownie.
Kaspar darej się chichrając opadł na plecy i znów spojrzał w niego.
- Ooo, tak. - prychnął. - Tyle pięknych planów.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na przyjaciela.
- Szkoda, że nic z tego nie wyjdzie, co Mou?
Chłopak przewrócił się na bok i uśmiechnął szeroko.
- Jeszcze nic straconego, ślicznotko. Skończę tutaj studia i zamierzam do was wrócić. - cmoknął językiem. - Mieszkanie w sąsiedztwie, posłanie naszych dzieci do tej samej klasy. Same przyjemności.
- Tsa. - prychnęłam. - Zapewne.
- Ty to chyba zawsze będziesz pesymistką, kochanie. - rozbrzmiał głos Eddiego.
Spojrzałam na niego i uniosłam brew.
- Ładnie tak podsłuchiwać czyjąś rozmowę? - zagadnęłam.
Uśmiechnięty puścił mi oczko, opierając się przy tym na łokciu.
- A masz przede mną jakieś tajemnice, których nie chcesz powiedzieć?
Przewróciłam oczyma i pocałowałam go.
- Nie mam. Co nie zmienia faktu, że Twoja kultura gdzieś wyparowała na przestrzeni lat.
Posłałam jemu łobuzerski uśmiech, a on jęknął i położył się twarzą w dół. Po dwóch godzinach wróciłam do domu, abym mogła się na spokojnie spakować. Kaspar zaproponował Eddiemu, że będzie tego dna u nas spał. Oczywiście jego do tego namawiać nie trzeba. Około godziny 23 byłam już gotowa do wyjazdu, więc usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam telewizor.
- Szukałem Ciebie.
Odwróciłam się i zauważyłam mojego mężczyznę. Uśmiechnęłam się do niego i przesunęłam tak, aby miał miejsce do siedzenia. Eddie, co mnie wcale nie zdziwiło, położył się na kanapie i ułożył swoją głowę na moje kolana. Spojrzał w górę wprost w moje oczy. Jego mina nieco posmutniała.
- O której masz jutro samolot?
Prawą dłonią zmierzwiłam jego czuprynę, która przypominała artystyczny nieład. To dodawało Eddiemu pewnej słodkości. Lewą zaś chwyciłam jego rękę, którą mi podał.
- O 12:15 wylatuję z Barcelony. - odchrząknęłam. - Na lotnisko jadę o 10.
Chłopak ścisnął moją dłoń i jego twarz wykrzywiło.. właściwie co? Ból? Smutek? Bezradność? Wtulił swoją głowę w moje kolana i wymruczał w nie.
- Cholera, Meg. Nie chce, żebyś wyjeżdżała.
- Ja też tego nie chcę. Ale muszę, mój brat mnie potrzebuje.
Chwilę samotności przerwał nam Kaspar, który usiadł w fotelu obok. Okazało się, że po prostu chciał ze mną posiedzieć przez jakiś czas. Sama tego chciałam, więc spędziliśmy całą noc na rozmawianiu, wspominaniu i śmianiu się. Około 4 w nocy połozyłam się spać. Nie trwało to długo, gdyż obudził mnie Eddie, siadający na materacu mojego łóżka.
- Wstawaj, kochanie. - pocałował mnie w czoło. - Musisz się zbierać.
Przeciągnęłam się i skinęłam głową. Niechętnie wstałam i wzięłam w rękę naszykowane wcześniej ubrania. Skierowałam sie wprost do łazienki, żeby wziąć prysznic. Piętnaście minut później siedziałam na dole z moimi przyjaciółmi, wcinając nasze ostatnie wspólne śniadanie.
- Nie pogniewaj się, Meg, ale my nie możemy pojechać z Tobą na lotnisko. - wymamrotała w pewnym momencie Kate.
Wiedziałam, że skoro moja przyjaciółka tak mowi, to musi mieć ku temu porządne powody. Skinęłam nieco zawiedziona głową i spojrzałam na pozostałych.
- Wszyscy zostajecie? - spytałam.
Kaspar lekko się uśmiechnął i pokręcił głową.
- No chyba nie sądzisz, ze bym Ciebie nie odstawił na miejsce, ślicznotko. - prychnął. - Oczywiście, że jadę z Tobą.
- No i ja. - dodał Eddie.
Po śniadaniu pożegnałam się z Matthew, Kate, Lucasem, Melanie oraz Rachel i spakowałam wszystkie torby do samochodu. Udaliśmy się więc na lotnisko, nie odzywając się po drodze zbyt dużo. Kiedy dojechaliśmy na miejsce załatwiłam wszystkie formalności i w oczekiwaniu na moj lot usiedliśmy w jednym miejscu.
- Przeproś ode mnie Charliego. - rzucił Kasp. - Dostałem od niego zaproszenie na ślub kilka dni temu. Mam nadzieję, że zrozumie, dlaczego nie przyjechałem, hmm?
Zaśmiałam się cicho pod nosem i skinęłam głową.
- Pewnie, że tak.
Po godzinie przyszedł czas na rozstanie z dwoma mężczyznami. Najpierw nadszedł czas na Kaspara. Podszedł do mnie i pogłaskał dłonią po policzku.
- To nie jest pożegnanie, bo jeszcze kiedyś sie zobaczymy, ślicznotko. - uśmiechnął sie lekko, a z kącika jego oczu poleciały łzy. - Będę za Tobą tęsknił, wiesz?
Moja twarz była już wilgotna od płakania. Rzuciłam się w jego ramiona, a on mocno mnie do siebie przytulił.
- Uważaj na siebie, Kaspar. - wyłkałam. - I odzywaj się do mnie czasami.
- Masz to jak w banku. - Chłopak odsunął się i pocałował mnie w czoło. - Baw się dobrze na ślubie. A teraz zmykaj do Eddiego i leć do samolotu, bo zaraz startuje.
Uścisnęłam jego dłoń i ruszyłam w kierunku mojej miłości. Stanęłam przed nim i spojrzałam w jego oczy.
- Dostanę całusa na pożegnanie? - spytałam, próbując się uśmiechnąć przez łzy.
Chłopak podszedł do mnie i przytulił mocno do siebie.
- Kochanie, we wrześniu wracam do domu. - wyszeptał mi w włosy. - Obiecaj, że będziesz się do mnie odzywać każdego wieczoru.
Pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam sie lekko.
- Obiecuję.
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Kocham Cię, Meg.
Pierwszy raz usłyszałam od niego te słowa. Łzy popłynęły mi po policzkach, a ja jak głupia zaczęłam się cieszyć.
- Ja Ciebie też.
Ledwo zdążyłam dokończyć zdanie, a Eddie przybliżył swoje usta do moich. Pocałunek był namiętny, aczkolwiek przesiąknięty tęsknotą. Wiedziałam, że będzie mi tego brakować. Mogłabym tkwić tak w miejscu, gdyby nie komunikat ogłaszający o zbliżającym się odlocie samolotu. Pożegnałam się z dwójką najwaznieszych mężczyzn w moim życiu. Później wszystko pamiętam jak przez mgłę. Bramka.. Wejście na pokład.. Start.. Potem zasnęłam w drodze do swojego domu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: