Rozdział 18
Następne dni mijały w oka mgnieniu. Wraz z Eddiem strasznie się do siebie zbliżyliśmy. Okazało się, że mój ukochany wraz z ze swoim bratem i kuzynostwem również przyleciał do Hiszpanii. Co lepsza, mieszkają niedaleko Londynu. Podczas tych dwóch tygodni poznaliśmy również masę osób, które także pochodzą z naszego miasta. Świat jest niby taki wielki, a zarazem tak mały! Dzień przed moim wyjazdem poszliśmy na plażę, abym mogła ją zapamiętać na strasznie długi czas. Rozłożyliśmy koce na piasku i położyliśmy się twarzami w stronę słońca. Eddie ułożył się po mojej lewej, zaś Kaspar po prawej. Spojrzałam na niego w momencie, gdy ten obserwował niebo.
- O czym myślisz? - zapytałam starego przyjaciela.
Chłopak uśmiechnął się lekko i głęboko westchnął.
- Pamiętasz, jak kilka lat temu poszliśmy na łąkę?
Przewróciłam oczami i również zerknęłam na niebo.
- Byliśmy tam masę razy, Kasp. Określ się dokładniej. - odpowiedziałam.
Chłopak zaśmiał się i założył rękę za głowę.
- Po tym, jak ukończyliśmy podstawówkę. Nasz pierwszy dzień wakacji. - obrócił się i popatrzył na mnie. - Opowiadaliśmy wtedy o wspólnych plamach na przyszłość. Kojarzysz?
Zaśmiałam się i kiwnęłam głową na potwierdzenie.
- Chciałeś zostać baletnicą. - rzuciłam, dławiąc się ze śmiechu. - Marzyłeś, żeby zdobyć swoją chwilę sławy w operze w Sydney. Nie mam pojęcia, jak chciałeś to zrobić.
Kaspar roześmiał się i przetarł ręką twarz.
- Z kolei Ty chciałaś iść na psychologa, żeby mi pomóc. Założyłaś wtedy, że jestem powalony i potrzebuję terapii.
Oparłam się na łokciu i spojrzałam na niego uśmiechnięta.
- Nigdy nie powiedziałam, że jesteś powalony! - obruszyłam się. - Przynajmniej nie dosłownie.
Kaspar darej się chichrając opadł na plecy i znów spojrzał w niego.
- Ooo, tak. - prychnął. - Tyle pięknych planów.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na przyjaciela.
- Szkoda, że nic z tego nie wyjdzie, co Mou?
Chłopak przewrócił się na bok i uśmiechnął szeroko.
- Jeszcze nic straconego, ślicznotko. Skończę tutaj studia i zamierzam do was wrócić. - cmoknął językiem. - Mieszkanie w sąsiedztwie, posłanie naszych dzieci do tej samej klasy. Same przyjemności.
- Tsa. - prychnęłam. - Zapewne.
- Ty to chyba zawsze będziesz pesymistką, kochanie. - rozbrzmiał głos Eddiego.
Spojrzałam na niego i uniosłam brew.
- Ładnie tak podsłuchiwać czyjąś rozmowę? - zagadnęłam.
Uśmiechnięty puścił mi oczko, opierając się przy tym na łokciu.
- A masz przede mną jakieś tajemnice, których nie chcesz powiedzieć?
Przewróciłam oczyma i pocałowałam go.
- Nie mam. Co nie zmienia faktu, że Twoja kultura gdzieś wyparowała na przestrzeni lat.
Posłałam jemu łobuzerski uśmiech, a on jęknął i położył się twarzą w dół. Po dwóch godzinach wróciłam do domu, abym mogła się na spokojnie spakować. Kaspar zaproponował Eddiemu, że będzie tego dna u nas spał. Oczywiście jego do tego namawiać nie trzeba. Około godziny 23 byłam już gotowa do wyjazdu, więc usiadłam w salonie na kanapie i włączyłam telewizor.
- Szukałem Ciebie.
Odwróciłam się i zauważyłam mojego mężczyznę. Uśmiechnęłam się do niego i przesunęłam tak, aby miał miejsce do siedzenia. Eddie, co mnie wcale nie zdziwiło, położył się na kanapie i ułożył swoją głowę na moje kolana. Spojrzał w górę wprost w moje oczy. Jego mina nieco posmutniała.
- O której masz jutro samolot?
Prawą dłonią zmierzwiłam jego czuprynę, która przypominała artystyczny nieład. To dodawało Eddiemu pewnej słodkości. Lewą zaś chwyciłam jego rękę, którą mi podał.
- O 12:15 wylatuję z Barcelony. - odchrząknęłam. - Na lotnisko jadę o 10.
Chłopak ścisnął moją dłoń i jego twarz wykrzywiło.. właściwie co? Ból? Smutek? Bezradność? Wtulił swoją głowę w moje kolana i wymruczał w nie.
- Cholera, Meg. Nie chce, żebyś wyjeżdżała.
- Ja też tego nie chcę. Ale muszę, mój brat mnie potrzebuje.
Chwilę samotności przerwał nam Kaspar, który usiadł w fotelu obok. Okazało się, że po prostu chciał ze mną posiedzieć przez jakiś czas. Sama tego chciałam, więc spędziliśmy całą noc na rozmawianiu, wspominaniu i śmianiu się. Około 4 w nocy połozyłam się spać. Nie trwało to długo, gdyż obudził mnie Eddie, siadający na materacu mojego łóżka.
- Wstawaj, kochanie. - pocałował mnie w czoło. - Musisz się zbierać.
Przeciągnęłam się i skinęłam głową. Niechętnie wstałam i wzięłam w rękę naszykowane wcześniej ubrania. Skierowałam sie wprost do łazienki, żeby wziąć prysznic. Piętnaście minut później siedziałam na dole z moimi przyjaciółmi, wcinając nasze ostatnie wspólne śniadanie.
- Nie pogniewaj się, Meg, ale my nie możemy pojechać z Tobą na lotnisko. - wymamrotała w pewnym momencie Kate.
Wiedziałam, że skoro moja przyjaciółka tak mowi, to musi mieć ku temu porządne powody. Skinęłam nieco zawiedziona głową i spojrzałam na pozostałych.
- Wszyscy zostajecie? - spytałam.
Kaspar lekko się uśmiechnął i pokręcił głową.
- No chyba nie sądzisz, ze bym Ciebie nie odstawił na miejsce, ślicznotko. - prychnął. - Oczywiście, że jadę z Tobą.
- No i ja. - dodał Eddie.
Po śniadaniu pożegnałam się z Matthew, Kate, Lucasem, Melanie oraz Rachel i spakowałam wszystkie torby do samochodu. Udaliśmy się więc na lotnisko, nie odzywając się po drodze zbyt dużo. Kiedy dojechaliśmy na miejsce załatwiłam wszystkie formalności i w oczekiwaniu na moj lot usiedliśmy w jednym miejscu.
- Przeproś ode mnie Charliego. - rzucił Kasp. - Dostałem od niego zaproszenie na ślub kilka dni temu. Mam nadzieję, że zrozumie, dlaczego nie przyjechałem, hmm?
Zaśmiałam się cicho pod nosem i skinęłam głową.
- Pewnie, że tak.
Po godzinie przyszedł czas na rozstanie z dwoma mężczyznami. Najpierw nadszedł czas na Kaspara. Podszedł do mnie i pogłaskał dłonią po policzku.
- To nie jest pożegnanie, bo jeszcze kiedyś sie zobaczymy, ślicznotko. - uśmiechnął sie lekko, a z kącika jego oczu poleciały łzy. - Będę za Tobą tęsknił, wiesz?
Moja twarz była już wilgotna od płakania. Rzuciłam się w jego ramiona, a on mocno mnie do siebie przytulił.
- Uważaj na siebie, Kaspar. - wyłkałam. - I odzywaj się do mnie czasami.
- Masz to jak w banku. - Chłopak odsunął się i pocałował mnie w czoło. - Baw się dobrze na ślubie. A teraz zmykaj do Eddiego i leć do samolotu, bo zaraz startuje.
Uścisnęłam jego dłoń i ruszyłam w kierunku mojej miłości. Stanęłam przed nim i spojrzałam w jego oczy.
- Dostanę całusa na pożegnanie? - spytałam, próbując się uśmiechnąć przez łzy.
Chłopak podszedł do mnie i przytulił mocno do siebie.
- Kochanie, we wrześniu wracam do domu. - wyszeptał mi w włosy. - Obiecaj, że będziesz się do mnie odzywać każdego wieczoru.
Pocałowałam go w policzek i uśmiechnęłam sie lekko.
- Obiecuję.
Spojrzał mi prosto w oczy.
- Kocham Cię, Meg.
Pierwszy raz usłyszałam od niego te słowa. Łzy popłynęły mi po policzkach, a ja jak głupia zaczęłam się cieszyć.
- Ja Ciebie też.
Ledwo zdążyłam dokończyć zdanie, a Eddie przybliżył swoje usta do moich. Pocałunek był namiętny, aczkolwiek przesiąknięty tęsknotą. Wiedziałam, że będzie mi tego brakować. Mogłabym tkwić tak w miejscu, gdyby nie komunikat ogłaszający o zbliżającym się odlocie samolotu. Pożegnałam się z dwójką najwaznieszych mężczyzn w moim życiu. Później wszystko pamiętam jak przez mgłę. Bramka.. Wejście na pokład.. Start.. Potem zasnęłam w drodze do swojego domu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro