Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Rano zebrałam się wcześniej i zadzwoniłam do biura podróży, aby przełożyć bilet na inną datę. Okazało się, że jedyny samolot do Londynu, w którym są wolne miejsca, będzie miał lot 27 czerwca. Biorąc pod uwagę fakt, że dzisiaj jest 10, to trzeba by jakoś miło spędzić najbliższe dni. Obudziłam swoich przyjaciół i spytałam, czy nie mają ochoty wyskoczyć ze mną do galerii. Nie zastanawiając się zbyt długo brygada RR zgodziła się i zeszła na dół przygotowywać śniadanie. Ja tymczasem wyszłam na zewnątrz i wykonałam pewien telefon.
- Halo? - rozbrzmiał zaspany głos Eddiego.
- Hej. Obudziłam Cię?
Usłyszałam ziewnięcie, po czym chłopak kontynuował.
- Być może. Ale nie przejmuj się tym. Co słychać?
- Nie masz ochoty iść z nami na miasto? - spytałam prosto z mostu. - Ah, no i oczywiście Melanie. Matthew by mi nie wybaczył tej zbrodni przeciwko niemu.
- Twój przyjaciel leci na moją kuzynkę? - zapytał zaskoczony.
Zachichotałam.
- Serio, nie zauważyłeś tego?
Nastąpiła chwila milczenia, którą niepewnie przerwał Eddie.
- Wiesz, podczas naszych spotkań rozmyślałem raczej o innej osobie, niż ta dwójka.
- Czyli o kim? - drażniłam się.
- Sądzę, że to nie jest rozmowa na telefon, Margaret.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zmieniłam temat.
- Więc jak z tym wyjściem?
- O której mniej więcej?
Spojrzałam na zegarek i zastanowiłam sie chwile.
- Za godzinę?
- Przyjdziemy po was do domu. Do zobaczenia.
- Trzymaj się.
Po rozmowie Eddiem zeszłam do kuchni i zjedlismy razem śniadanie. Między Kasparem, a Rachel wciąż panowała cisza. Czułam się za to winna, ale kurczę, nie pozwolę, żeby rozdzieliła mnie z przyjacielem, którego traktuje jak rodzonego brata. Po posiłku zaczęliśmy szykować się do wyjścia. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
- Ja otworzę! - krzyknęłam, zbiegając po schodach na dół.
Na progu stał uśmiechnięty Eddie, wraz z Melanie. Wpuściłam ich do środka i przywitałam się ze znajomymi. Chłopak pocałował mnie w policzek i wręczył mi bukiet kwiatów.
- O.. jej. - zatkało mnie.
Zaskoczona spojrzałam Eddiemu w oczy i próbowałam zrozumieć, co ejst grane.
- Z jakiej to okazji? - spytałam.
Uśmiechnął sie jeszcze szerzej i cmoknął językiem.
- Pomyślałem, że skoro wczoraj straciłaś dobrą zabawę, to chociaż tak Tobie to wynagrodzę. Poza tym robię to z czystej sympatii do Ciebie oraz podarunku na początek dobrej znajomości.
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Te jego argumenty były strasznie dziwne, aczkolwiek urocze. Przytuliłam się do niego i zachichotałam.
- Wiesz, Eddie, dobrą zabawę można odbić poprzez dzisiejszy dzień. - odsunęłam się od niego i pocałowałam go w policzek. - Ale dziękuję. Miło z Twojej strony.
Uśmiechnęłam się do niego szeroko, po czym poszłam do kuchni, aby wstawić je do wazonu.
- Oho, a co to za kwiatuszki? - spytał Lucas, sięgając po swój telefon, znajdujący się na blacie.
Spojrzałam na niego i skinęłam głową.
- Ładne prawda? - postawiłam je na stole. - Dostałam od Eddiego.
Chłopak posłał mi łobuzerski uśmiech i już miał coś powiedzieć, kiedy to usłyszeliśmy nawoływanie od drzwi wejściowych.
- Dalej, bo już wychodzimy!
Po godzinie znajdowaliśmy się w galerii handlowej, zahaczając o kazdy sklep odzieżowy. Kaspar uparł się, że musi oficjalnie zatwierdzić wybór mojej sukienki. Przeszliśmy prawie wszystkie możliwe lokale, lecz nic nie wpadło mi w oko. Przyjaciele co prawda wskazywali mi kilka ślicznych sukni, lecz ja wolałam coś prostego. Weszliśmy do pomieszczenia, które było moją ostatnią nadzieję.
- Meg, co powiesz na tą? - rzucił Kasp. - Prosta, zwiewna, niebieska.
Spojrzałam na niego i z entuzjazmem podeszłam do chłopaka. Obejrzałam ją dokładnie, po czym stwierdziłam, że jest idealna. Była ona na ramiączkach, haftowanym jasnym pasem oraz marszczeniami na biuście. Znalazłam szybko swój rozmiar i udałam się do przebieralni. Czułam się w niej wygodnie, więc wyszłam do przyjaciół i uśmiechnęłam się nieśmiało.
- I jak wyglądam? - spytałam.
- Obróć się. - powiedział Lucas.
Wykonałam piruet, a sukienka zawirowała wokół mnie.
- Piękna! - krzyknęła Kate.
Wybrałam więc tą, którą miałam na sobie. Zadowolona z zakupu poszłam jeszcze do obuwniczego i zaczęłam szukać odpowiednich butów.
- Co powiesz na te? - spytał Kaspar.
Spojrzałam na przyjaciela i zauważyłam, że w ręku trzyma przepiękne niebieskie buty. Aczkolwiek to nie jest to, czego szukałam.
- Jeśli znajdziesz mi takie same, ale jasnego koloru, to będę Twoją dłużniczką.
Chłopak lekko się uśmiechnął i skinął głową. Pięć minut później moim oczom ukazały się piękne szpilki, kolorem zgrane z paskiem od sukienki. Przymierzyłam je, a jako iż pasowały jak ulał, kupiłam bez zastanowienia. Chodziliśmy po pobliskich sklepach z pamiątkami, mając przy tym niemały ubaw. Popoludniu odnieśliśmy zakupy do domu Kaspara i poszliśmy nad basen, znajdujący się na podwórzu. Przebrałam się w strój i ruszyłam biegiem na zewnątrz. Eddie i Melanie skoczyli po swoje stroje do domu i mieli tutaj wrócić po jakimś czasie. Wskoczyłam więc do wody i zaczęłam pływać. Minęła chwila, kiedy to usłyszałam plusk obok siebie i zauważyłam pływającego Matthew. Kiedy tylko się do niego zbliżyłam, chłopak zniknął pod taflą wody. Zanurkowałam, żeby się z nim powygłupiać, lecz po tym, co zauważyłam, wcale nie było mi do śmiechu. Matt pływał, nie dając z siebie żadnej odznaki życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: