EPILOG
* rok później *
Wraz z Matthew, Kate oraz Lucasem dolecieliśmy właśnie na lotnisko w Barcelonie. Mieliśmy w planach spędzić szalone dwa tygodnie z naszym najlepszym przyjacielem! Musieliśmy uczcić pare rzeczy: zaliczenie naszego pierwszego roku na studiach, ślub mojego brata, mojego siostrzeńca, który jest w drodze, sukcesu firmy państwa Mou, wybicia się Kaspara w firmie ojca oraz oczywiście nasze spotkanie. Po odebraniu naszych walizek skierowaliśmy się przed lotnisko. Tam już czekał na nas uśmiechnięty od ucha do ucha Kasp. - Witajcie! - krzyknął, podchodząc do nas z bananem na twarzy. - Jak ja się za wami stęskniłem! Uśmiechnęłam się i wtuliłam w mojego starego przyjaciela. Tak bardzo mi go brakowało, że aż miałam ochotę wyć z radości. - Cześć, braciszku. - szepnęłam. - Wiesz, że Cię teraz nie puszczę? - Może jednak kiedyś mi go oddasz. - usłyszałam za plecami. Przed moimi oczyma zobaczyłam roześmianą Rachel. Nasze relacje się poprawiły, a sama nie ma już za złe moich bliskich kontaktów z jej chłopakiem. Uściskałam ją mocno i skinęłam głową na Mou. - Jak się sprawował? - spytałam. - Nie najgorzej. - roześmiała się. - Aczkolwiek muszę jeszcze popracować nad jego dyscypliną w pracy. Ten pacan nie potrafi się zachować przy klientach. Kaspar wydał z siebie podirytowany dźwięk, na co ja wybuchnęłam śmiechem. - Powodzenia, Rach. - prychnęłam. - To jest uparte jak osioł, osiągnąć taki sukces to podchodzi pod Mission Impossible. - Dobra! - przerwał mi Kaspar.- My tu gadu gadu, a obiad w domu czeka. Tak więc spakowaliśmy swoje graty do siedmioosobowego samochodu i pojechaliśmy do malowniczej rezydencji państwa Mou. Wypakowaliśmy swoje torby i rozsiedliśmy się przy basenie, oczekując gotowego posiłku. - Kochanie. - usiadłam na kolanach Matta i wtuliłam głowę w jego szyję. - Pamiętasz co się tutaj stało? Matthew objął mnie w talii i pocałował w czubek głowy. - Jak miałbym zapomnieć? - prychnął. - O mało sie tutaj nie utopiłem! Zachichotałam i odsunęłam się na kawałek, żeby móc spojrzeć w jego oczy. - Nie ma za co. - cmoknęłam językiem. Każda sekunda tamtej sytuacji wyryła sie w mojej głowie. Matthew zaczął się topić, a my przeprowadziliśmy szybką akcję ratunkową. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co by było, gdybym wtedy go straciła. Na samą myśl o tym wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. - Na czułości się zebrało? - rzucił Kaspar, który właśnie wyszedł z domu. - Jakie to urocze. I pomyśleć, że jeszcze zaledwie rok temu siedziałaś tutaj w objęciach kogoś innego. Niewiele myśląc sięgnęłam po poduchę, która leżała na krześle ogrodowym i cisnęłam nim w mojego przyjaciela. - Zamknij się, Mou. - fuknęłam, ledwo powstrzymując uśmiech. Kasp roześmiał się i skłonił się do pasa. - Podano do stołu, niewdzięcznicy. Widok szczęsliwego państwa Mou wprawił mnie w jeszcze lepszy nastrój. Za czasów dzieciaka byli oni kimś na wzór zastępczych rodziców. Zaproponowali nam uroczyste przyjęcie w barze mamy Kaspara, na co oczywiście sie zgodziliśmy. Kiedy przygotowywałam się do wyjścia, przyszedł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Matt. Odwróciłam się w jego stronę i wstałam na nogi. - Jak wyglądam? Chłopak podszedł do mnie, objął w talii i mocno przyciągnął do siebie. - Zjawiskowo. - wymruczał. - Jak zawsze, z resztą. Poczułam jak moje policzki zaczynają piec. Oczywiście nie uszło to uwagi mojemu kochanemu, przez co mogłam usłyszeć jak bezczelnie zaczął się śmiać. - Jakie to urocze. - wykrztusił. Walnęłam go ręką w prawe ramię, na co on złożył czuły pocałunek na moich ustach. - Nie złość się. - odchrząknął. - A teraz na poważnie. Niestety nie będę mógł pójść z wami do knajpy, ale obiecuję, że tam przyjdę. Mimowolnie zmarszczyłam czoło i spojrzałam w oczy Matta. - Co Ty kombinujesz? Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się zawadiacko. - Nic, słońce. - pocałował mnie w usta, po czym zerknąl na zegar ścienny. - A teraz uciekam. Widzimy sie później, tak? Skinęłam głową, wciąż zaszokowana jego zachowaniem. Złożył pocałunek na moim czole i zniknął za drzwiami od pokoju. - Co to miało być? - mruknęłam pod nosem. - Coś mi się tutaj nie podoba. Dziesięć minut później byliśmy już w drodze do baru. Ku mojemu zdziwieniu szliśmy tam pieszo. Rozgladałam się po okolicy, po czym przyszła mi do głowy pewna myśl. - Kaspar? - zagadnęłam. - Czy do waszego lokalu nie prowadzi czasem tamta droga? Mówiąc to, skinęłam głową na prostopadłą ulicę do tej, na której się znajdowaliśmy. - Taa.. - zaczął niepewnie. - Ale sądziłem, że będziecie chcieli zwiedzić trochę Barcelonę. Prychnęłam i spojrzałam na Lucasa i Kate. - Wiedzieliście coś o tym? Przyjaciele pokręcili głową, uśmiechając się do mnie. Co oni wszyscy kombinują? A może ja mam jakąś paranoję? Westchnęłam i ruszyłam dalej za Kasparem. Szłam i podziwiałam pobliskie zabytki, kiedy to dotarliśmy do całkiem znanego mi miejsca. - O rany. - pisnęłam. Moim oczom ukazała się fontanna, z która wiązały mnie naprawdę wspaniałe wspomnienia. Uśmiechnięta od ucha do ucha podeszłam do murka i spojrzałam w taflę wody. - Nic się nie zmieniło. - powiedziałam sama do siebie. - Oprócz pewnej małej rzeczy, Na głos Matta odwróciłam się i zobaczyłam go. Elegancko ubrany, kroczacy w moją stronę z szerokim uśmiechem. Ręce trzymał zaś z tyłu, co mnie zaciekawiło. - Jakiej? - spytałam, krzyżując ręce na piersi. - Pamiętasz, z kim tutaj stałaś? Poważnie? Teraz musiał wyjechać mi z Eddiem? Skinęłam głową i cmoknęłam językiem. - Aż za dobrze. - A pamiętasz, jakie miałaś życzenie? - mówiąc to podchodził do mnie coraz bliżej. Przystanęłam z nogi na nogę i uśmiechnęłam się szeroko. - Chciałam znaleźć miłość swojego życia. Matthew podszedł do mnie tak blisko, że nasze czoła się zetknęły. - I znalazłaś? Zachichotałam i lekko musnęłam jego wargi. - Myślę, że tak. Chłopak wziął głęboki wdech i cofnął się kawałek. Zaskoczona obserwowałam go w momencie, gdy ten zaczął klękać na jedno kolano, a zza pleców wyciągnął bukiet pięknych, czerwono białych róż. Dłonią zakryłam usta, a oczy zaszły mi łzami. Mój luby posłał mi tej swój piękny, skradający serce uśmiech. - Margaret Howse. - głos mu drżał, lecz nie przerywał. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? Stałam tam sparaliżowana. Dosłownie! Nie mogłam nic z siebie wydusić. - Zgódź się! Powiedz tak! - nawoływały tłumy, które zebrały się na naszych oczach. Po jakieś chwili podeszłam do niego i złapałam go za ręce. - Wstań, głuptasie. - wyłkałam poprzez łzy. - Najpierw chcę usłyszeć odpowiedź. Z jego ust nie znikał uśmiech, a ja nie musząc się zastanawiać nad odpowiedzią, skinęłam głową i poczułam, że na mojej twarzy również wkrada się usmieszek. - Tak. - zachichotałam. - Wyjdę za Ciebie. Wkoło rozbrzmiały brawa, lecz ja skupiłam się na mężczyźnie, który wyciągnął czerwone pudełko z kieszeni i wsunął mi pierścionek na palec. Rzuciłam się jemu na szyję i pocałowałam go tak namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie miałam ochoty odrywać się od mojego NARZECZONEGO, odejść z tego miejsca, czy chociażby odsunąć sie od Matta chociaż na centymetr. - Hej. - rozbrzmiał głos Kate obok. - Gołąbeczki. Matthew z uśmiechem na twarzy oderwał się od moich ust i pocałował mnie w czoło. - Gratulacje, siostrzyczko! - rozbrzmiał głos obok mnie, obejmując mnie od tyłu i odsuwając od Matta. - Tak się cieszę! - Kaspar, puść mnie. - zaśmiałam się. Postawił mnie na ziemi, lecz zaraz po tym wpadłam w objęcia szlochającej Kate. - Kochana. - wyłkała. - Tak się cieszę! Gratuluję! Pocałowałam ją w policzek i z uśmiechem na twarzy odsunęłam się od niej. Spojrzałam po twarzach przyjaciół, dokładnie im sie przygladając. - Wszyscy o tym wiedzieliście, prawda? W odpowiedzi usłyszałam głośny śmiech. Lucas podszedł do mnie i złożył pocałunek na moim czole. - Gratulacje, złośnico. Prychnęłam i wyszeptałam jemu na ucho. - Teraz Twoja kolej, panie Abney. Chłopak puścił do mnie oko i powiedział poprzez śmiech. - O to sie nie martw, mała. Z uśmiechem podeszłam do mojego narzeczonego i wzięłam od niego ten piękny bukiet. Złożył na moich ustach czuły pocałunek, po czym wtulił się w moje plecy, wtulając się twarzą w moją szyję. - Wiesz, był moment, że zwątpiłem, czy się zgodzisz. - wymruczał w moje włosy. Wolną ręką złapałam jego dłoń i przystawiłam sobie do ust. - Byłabym kompletną idiotką, gdybym popełniła taki błąd. Matthew pocałował mnie w szyje, po czym się odsunął i splótł razem nasze ręce - Idziemy. - orzekł. - Gdzie? - spytałam zdezorientowana. - Do naszego lokalu. - rzucił roześmiany Kaspar. - Przecież nie odpuściłbym okazji, żeby nie zorganizować mojej małej siostrzyczce przyjęcia zaręczynowego. Tym oto sposobem z uśmiechem na twarzy rozpoczęłam nowy rozdział z moim przyszłym mężem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro