Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

EPILOG

* rok później *

Wraz z Matthew, Kate oraz Lucasem dolecieliśmy właśnie na lotnisko w Barcelonie. Mieliśmy w planach spędzić szalone dwa tygodnie z naszym najlepszym przyjacielem! Musieliśmy uczcić pare rzeczy: zaliczenie naszego pierwszego roku na studiach, ślub mojego brata, mojego siostrzeńca, który jest w drodze, sukcesu firmy państwa Mou, wybicia się Kaspara w firmie ojca oraz oczywiście nasze spotkanie. Po odebraniu naszych walizek skierowaliśmy się przed lotnisko. Tam już czekał na nas uśmiechnięty od ucha do ucha Kasp. - Witajcie! - krzyknął, podchodząc do nas z bananem na twarzy. - Jak ja się za wami stęskniłem! Uśmiechnęłam się i wtuliłam w mojego starego przyjaciela. Tak bardzo mi go brakowało, że aż miałam ochotę wyć z radości. - Cześć, braciszku. - szepnęłam. - Wiesz, że Cię teraz nie puszczę? - Może jednak kiedyś mi go oddasz. - usłyszałam za plecami. Przed moimi oczyma zobaczyłam roześmianą Rachel. Nasze relacje się poprawiły, a sama nie ma już za złe moich bliskich kontaktów z jej chłopakiem. Uściskałam ją mocno i skinęłam głową na Mou. - Jak się sprawował? - spytałam. - Nie najgorzej. - roześmiała się. - Aczkolwiek muszę jeszcze popracować nad jego dyscypliną w pracy. Ten pacan nie potrafi się zachować przy klientach. Kaspar wydał z siebie podirytowany dźwięk, na co ja wybuchnęłam śmiechem. - Powodzenia, Rach. - prychnęłam. - To jest uparte jak osioł, osiągnąć taki sukces to podchodzi pod Mission Impossible. - Dobra! - przerwał mi Kaspar.- My tu gadu gadu, a obiad w domu czeka. Tak więc spakowaliśmy swoje graty do siedmioosobowego samochodu i pojechaliśmy do malowniczej rezydencji państwa Mou. Wypakowaliśmy swoje torby i rozsiedliśmy się przy basenie, oczekując gotowego posiłku. - Kochanie. - usiadłam na kolanach Matta i wtuliłam głowę w jego szyję. - Pamiętasz co się tutaj stało? Matthew objął mnie w talii i pocałował w czubek głowy. - Jak miałbym zapomnieć? - prychnął. - O mało sie tutaj nie utopiłem! Zachichotałam i odsunęłam się na kawałek, żeby móc spojrzeć w jego oczy. - Nie ma za co. - cmoknęłam językiem. Każda sekunda tamtej sytuacji wyryła sie w mojej głowie. Matthew zaczął się topić, a my przeprowadziliśmy szybką akcję ratunkową. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co by było, gdybym wtedy go straciła. Na samą myśl o tym wtuliłam się w niego jeszcze mocniej. - Na czułości się zebrało? - rzucił Kaspar, który właśnie wyszedł z domu. - Jakie to urocze. I pomyśleć, że jeszcze zaledwie rok temu siedziałaś tutaj w objęciach kogoś innego. Niewiele myśląc sięgnęłam po poduchę, która leżała na krześle ogrodowym i cisnęłam nim w mojego przyjaciela. - Zamknij się, Mou. - fuknęłam, ledwo powstrzymując uśmiech. Kasp roześmiał się i skłonił się do pasa. - Podano do stołu, niewdzięcznicy. Widok szczęsliwego państwa Mou wprawił mnie w jeszcze lepszy nastrój. Za czasów dzieciaka byli oni kimś na wzór zastępczych rodziców. Zaproponowali nam uroczyste przyjęcie w barze mamy Kaspara, na co oczywiście sie zgodziliśmy. Kiedy przygotowywałam się do wyjścia, przyszedł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Matt. Odwróciłam się w jego stronę i wstałam na nogi. - Jak wyglądam? Chłopak podszedł do mnie, objął w talii i mocno przyciągnął do siebie. - Zjawiskowo. - wymruczał. - Jak zawsze, z resztą. Poczułam jak moje policzki zaczynają piec. Oczywiście nie uszło to uwagi mojemu kochanemu, przez co mogłam usłyszeć jak bezczelnie zaczął się śmiać. - Jakie to urocze. - wykrztusił. Walnęłam go ręką w prawe ramię, na co on złożył czuły pocałunek na moich ustach. - Nie złość się. - odchrząknął. - A teraz na poważnie. Niestety nie będę mógł pójść z wami do knajpy, ale obiecuję, że tam przyjdę. Mimowolnie zmarszczyłam czoło i spojrzałam w oczy Matta. - Co Ty kombinujesz? Nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się zawadiacko. - Nic, słońce. - pocałował mnie w usta, po czym zerknąl na zegar ścienny. - A teraz uciekam. Widzimy sie później, tak? Skinęłam głową, wciąż zaszokowana jego zachowaniem. Złożył pocałunek na moim czole i zniknął za drzwiami od pokoju. - Co to miało być? - mruknęłam pod nosem. - Coś mi się tutaj nie podoba. Dziesięć minut później byliśmy już w drodze do baru. Ku mojemu zdziwieniu szliśmy tam pieszo. Rozgladałam się po okolicy, po czym przyszła mi do głowy pewna myśl. - Kaspar? - zagadnęłam. - Czy do waszego lokalu nie prowadzi czasem tamta droga? Mówiąc to, skinęłam głową na prostopadłą ulicę do tej, na której się znajdowaliśmy. - Taa.. - zaczął niepewnie. - Ale sądziłem, że będziecie chcieli zwiedzić trochę Barcelonę. Prychnęłam i spojrzałam na Lucasa i Kate. - Wiedzieliście coś o tym? Przyjaciele pokręcili głową, uśmiechając się do mnie. Co oni wszyscy kombinują? A może ja mam jakąś paranoję? Westchnęłam i ruszyłam dalej za Kasparem. Szłam i podziwiałam pobliskie zabytki, kiedy to dotarliśmy do całkiem znanego mi miejsca. - O rany. - pisnęłam. Moim oczom ukazała się fontanna, z która wiązały mnie naprawdę wspaniałe wspomnienia. Uśmiechnięta od ucha do ucha podeszłam do murka i spojrzałam w taflę wody. - Nic się nie zmieniło. - powiedziałam sama do siebie. - Oprócz pewnej małej rzeczy, Na głos Matta odwróciłam się i zobaczyłam go. Elegancko ubrany, kroczacy w moją stronę z szerokim uśmiechem. Ręce trzymał zaś z tyłu, co mnie zaciekawiło. - Jakiej? - spytałam, krzyżując ręce na piersi. - Pamiętasz, z kim tutaj stałaś? Poważnie? Teraz musiał wyjechać mi z Eddiem? Skinęłam głową i cmoknęłam językiem. - Aż za dobrze. - A pamiętasz, jakie miałaś życzenie? - mówiąc to podchodził do mnie coraz bliżej. Przystanęłam z nogi na nogę i uśmiechnęłam się szeroko. - Chciałam znaleźć miłość swojego życia. Matthew podszedł do mnie tak blisko, że nasze czoła się zetknęły. - I znalazłaś? Zachichotałam i lekko musnęłam jego wargi. - Myślę, że tak. Chłopak wziął głęboki wdech i cofnął się kawałek. Zaskoczona obserwowałam go w momencie, gdy ten zaczął klękać na jedno kolano, a zza pleców wyciągnął bukiet pięknych, czerwono białych róż. Dłonią zakryłam usta, a oczy zaszły mi łzami. Mój luby posłał mi tej swój piękny, skradający serce uśmiech. - Margaret Howse. - głos mu drżał, lecz nie przerywał. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? Stałam tam sparaliżowana. Dosłownie! Nie mogłam nic z siebie wydusić. - Zgódź się! Powiedz tak! - nawoływały tłumy, które zebrały się na naszych oczach. Po jakieś chwili podeszłam do niego i złapałam go za ręce. - Wstań, głuptasie. - wyłkałam poprzez łzy. - Najpierw chcę usłyszeć odpowiedź. Z jego ust nie znikał uśmiech, a ja nie musząc się zastanawiać nad odpowiedzią, skinęłam głową i poczułam, że na mojej twarzy również wkrada się usmieszek. - Tak. - zachichotałam. - Wyjdę za Ciebie. Wkoło rozbrzmiały brawa, lecz ja skupiłam się na mężczyźnie, który wyciągnął czerwone pudełko z kieszeni i wsunął mi pierścionek na palec. Rzuciłam się jemu na szyję i pocałowałam go tak namiętnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Nie miałam ochoty odrywać się od mojego NARZECZONEGO, odejść z tego miejsca, czy chociażby odsunąć sie od Matta chociaż na centymetr. - Hej. - rozbrzmiał głos Kate obok. - Gołąbeczki. Matthew z uśmiechem na twarzy oderwał się od moich ust i pocałował mnie w czoło. - Gratulacje, siostrzyczko! - rozbrzmiał głos obok mnie, obejmując mnie od tyłu i odsuwając od Matta. - Tak się cieszę! - Kaspar, puść mnie. - zaśmiałam się. Postawił mnie na ziemi, lecz zaraz po tym wpadłam w objęcia szlochającej Kate. - Kochana. - wyłkała. - Tak się cieszę! Gratuluję! Pocałowałam ją w policzek i z uśmiechem na twarzy odsunęłam się od niej. Spojrzałam po twarzach przyjaciół, dokładnie im sie przygladając. - Wszyscy o tym wiedzieliście, prawda? W odpowiedzi usłyszałam głośny śmiech. Lucas podszedł do mnie i złożył pocałunek na moim czole. - Gratulacje, złośnico. Prychnęłam i wyszeptałam jemu na ucho. - Teraz Twoja kolej, panie Abney. Chłopak puścił do mnie oko i powiedział poprzez śmiech. - O to sie nie martw, mała. Z uśmiechem podeszłam do mojego narzeczonego i wzięłam od niego ten piękny bukiet. Złożył na moich ustach czuły pocałunek, po czym wtulił się w moje plecy, wtulając się twarzą w moją szyję. - Wiesz, był moment, że zwątpiłem, czy się zgodzisz. - wymruczał w moje włosy. Wolną ręką złapałam jego dłoń i przystawiłam sobie do ust. - Byłabym kompletną idiotką, gdybym popełniła taki błąd. Matthew pocałował mnie w szyje, po czym się odsunął i splótł razem nasze ręce - Idziemy. - orzekł. - Gdzie? - spytałam zdezorientowana. - Do naszego lokalu. - rzucił roześmiany Kaspar. - Przecież nie odpuściłbym okazji, żeby nie zorganizować mojej małej siostrzyczce przyjęcia zaręczynowego. Tym oto sposobem z uśmiechem na twarzy rozpoczęłam nowy rozdział z moim przyszłym mężem


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: