Kobieta to fortepian - tylko trzeba umieć na nim grać
Próbuję skupić się na teczce, którą dała mi Monika. Moje myśli ciągle uciekają od koronkowych materiałów i modnych bukietów w tym sezonie. Myślę o wczorajszym dniu, o Stefanie, który pomimo swojej gburowatości, wywarł na mnie wrażenie. A, gdy zwracam uwagę na biżuterię ślubną, nie mogę pozbyć się widoku naszyjnika za prawie ćwierć miliarda dolarów przed oczami.
Sączę powoli herbatę, którą przyniosła mi kobieta kilka minut temu i zastanawiam się, ile będę musiała tu jeszcze siedzieć, gdy Monika wbiega do gabinetu. Jest ożywiona i bardzo poruszona, jakby wygrała właśnie jakiś zakład. To dziwne widzieć ją taką beztroską, kojarzyła mi się z powagą i stresem, który prawie nigdy jej nie ustępuje.
– Masz spotkanie dzisiaj z Stefanem i Izabelą wieczorem w tym samym pubie co wczoraj. Spotkasz się z Izabelą i Stefanem, chcą obgadać sprawy ze ślubem. – Widzę, jak drży z ekscytacji, która nie udziela mi się, wręcz przeciwnie, jestem zestresowana. Boję się konfrontacji ze Stefanem. Mam wrażenie, że przy nim nie jestem sobą. Wyłącza on na moment moją czujność i logiczne myślenie, co może doprowadzić do katastrofy. To są moje największe atuty, które pozwalają mi przetrwać, a jeśli on jest wstanie uśpić trzeźwość mojego umysłu, to jest bardzo źle. – Chciałabym, żebyś zaprzyjaźniła się z jego narzeczoną, to jest kluczowe w tej m i s j i – podkreśla ostatnie słowo dużą pauzą i bierze głęboki wdech. – Te dwie godziny, które ci zostały poświęć na poznanie Izabeli. – Podaje mi plik kartek, połączonych zszywaczem, a ja wzdycham, widząc słowa, napisane małym druczkiem. Zaraz mózg mi wybuchnie. – Jeśli chcesz możesz między czasie się przygotowywać, ale tym razem ci nie pomogę. Mam coś do załatwienia. –Uśmiecha się blado i powoli wycofuje się do drzwi.
Nie mam zamiaru poświęcać za dużo czasu tej kobiecie. Przelotnie rzucam wzrokiem na informacje o niej i jestem zdziwiona, bo oczekiwałam, że będzie więcej jej osiągniecie na tych czterech kartkach. Jednak ona nie jest nikim nadzwyczajnym. Jest tak samo pospolita jak ja, no nie licząc tego, że ukończyła studia dietetyczne, a ja tylko technikum. I jeszcze to, że wywodzi się z wpływowej rodziny, która posiada najbogatszy bank w Warszawie, a mnie wychowała mama, ledwo wiążąc koniec z końcem.
Moja mama była najbardziej nieodpowiedzialną osobą jaką znałam, do dziś pewnie taka jest, jednak nie mam z nią kontaktu od pięciu lat. Ojciec zostawił ją, gdy zaszła w ciąże i przepadł jak kamfora, jednak myślę, że wiele nie straciłam, skoro było go stać na takie coś. A ona? Cóż biedna mogła zrobić? Wychowała mnie, ale na szczęście nie na swoje podobieństwo. Chociaż czasami zauważam w sobie jej cechy. Nie potrafię jak ona nigdzie zagrzać miejsca. Wszystko mnie nudzi i niecierpliwi. Nie osiągnęłam tak naprawdę niczego. Chociaż w tym ostatnim to może jednak się różnimy, bo ona znalazła siedem lat temu, nadzianego faceta, który sponsorował jej całe życie. Niestety był kolejnym dupkiem na mojej i jej drodze. Traktował mnie jakbym nie istniała lub była jakimś małym problemem do ominięcia, a matka nie widziała tego lub nie chciała. Przekupiona drogimi prezentami, siedziała cicho i słuchała się jego jak marionetka. Jednak nie to czyniło ją nieodpowiedzialną, tylko decyzje, które podejmowała. Zawsze spóźniałyśmy się do szkoły, gdy zawoziła mnie samochodem, a gdy było trzeba upiec ciasteczka na zakończenie roku szkolnego, to zgłaszała się, chcąc pokazać jaką to dobrą matką jest. Jednak kończyło się tym, że rano wyjeżdżałyśmy do piekarni i wparowywałyśmy spóźnione na uroczystość. Do dziś pamiętam, gdy miałam szesnaście lat, przed tym gdy poznała swojego cudownego Marcela, zniknęła na parę dni. Gdy wróciła tłumaczyła się, że spała u koleżanki i nie chciała dalej drążyć tego tematu, ale ja odkryła prawdę. Zwinęli ją do więzienia za kradzież głupiej torebki za trzysta złotych. I to właśnie ona, taka była.
Może i czasami tęsknie za jej szerokim uśmiechem i zapachem lawendy, którą używała do płynu do płukania tkanin, ale nie chciałabym wrócić do tego co było. Ten zapach kojarzy mi się z domem i choć nie była ona nigdy dobrą matką, to też mi się z nim kojarzy.
Odrywam się od swoich myśli, czytając ostatnią kartkę o narzeczonej Stefana. Dowiaduję się różnych głupot, które wydają mi się zbędne. No bo po co mi wiedzieć, że jest wegetarianką albo, że jej hobby to projektowanie ciuchów?
Wzdycham zniecierpliwiona i wychodzę z pokoju, który doprowadza mnie do depresji. Już do końca życia będzie mi się kojarzył z nudnymi informacjami na temat ludzi, których nie chciałabym nigdy poznać.
Krocząc korytarzem, dopiero teraz czuje zapach stęchlizny, który jest wszechobecny. Zakrywam ręką buzie i nos, z nadzieją, że nie zwymiotuje. Z ulgą wchodzę do pomieszczenia, które nazwałam salonem piękności i przetrzepuje wieszaki z ciuchami. Przejeżdżam palcami bo aksamitnych materiałach i jestem zdziwiona, gdy dostrzegam męską odzież. A więc nie tylko kobiety tutaj pracują (nie licząc Emanuela, ale on tylko siedzi na tyłku i rozdaje zadania).
Zastanawia mnie, ile ludzi jeszcze przeczesuje te wieszaki i dlaczego jeszcze nikogo nie spotkałam oprócz tej trójki. Zapiera mi dech w piersi, widząc metki ubrań. Same najdroższe marki, Chanel, Prada, Louis Vuitton...
Jestem w szoku, że szybciej nie zauważyłam jakie te ciuchy mają aksamitny i kuszący do dotykania materiały. Zastanawiam się, w co by ubrała się Magdalena Silke, kobieta sukcesu, która jest pewną siebie i silną organizatorką wesel.
Ostatecznie decyduje się na białą sukienkę do kolan z zakrytym dekoltem. Mam nadzieję, że tym razem Stefan, będzie umiał się bardziej skupić na innych aspektach, niż mój biust. Znajduje minimalistyczne szpilki w moim rozmiarze, które idealnie pasują do mojego melancholijnego nastroju. Cały strój dopełniam mocniejszym makijażem w postaci smokey eyes i bordowych ust. Dopracowanie włosów zajmuje mi dużo czasu dlatego, że nie chcą dać się ujarzmić. Przeszukując toaletkę, znajduje specyfik, który nałożyła mi Monika wczorajszego dnia. Nie żałuje go, gdy nakładam na włosy, które w końcu lśnią i wyglądają tak gładko, że aż chce się je dotykać. Zaczesuje włosy do tyłu, używając po bokach spineczek z małymi perełkami. Gdy patrzę na zegar, jestem w szoku, że minęło już tyle czasu. Spoglądam dokładnie w stojące lustro, które dotychczas było zakryte ciuchami. Zrzucam je sprawnie na ziemie i dostrzegam swój uśmiech. Widzę w swoich oczach pewność siebie, co sprawia, że jestem zadowolona z efektu. Pierwszy raz czuje się jak milion dolarów, a może nawet miliard. Czerń na oczach sprawia, że moje spojrzenie jest bardziej zalotne, ale i stanowcze. To jak teraz wyglądam sprawia, że siła i pewność siebie, otula mnie jak bariera ochronna, która ma dać mi moc na dzisiejsze spotkanie. W tym momencie rozumiem to powiedzenie, że nie ma brzydkich ludzi, są tylko biedni. Wystarczy sukienka za tysiąc złotych i kosmetyki równej tej cenie, a człowiek może wyglądać jak bóstwo!
Przyczepiam na koniec mikrofon do stanika i wkładam do ucha słuchawkę, dzięki której, będę się komunikować z Moniką.
Słyszę, jak drzwi za mną się otwierają. Odwracam się w ich stronę i widzę kobietę z burzą loków, na której twarzy rozmalowywuje się zmęczenie, ale też i strach. Gdy podchodzi do mnie w jej oczach widzę uznanie, a na ustach pojawia się lekki uśmiech, który zastępuje wstrętny grymas.
– Gotowa? – Unosi brew do góry i podaje mi m o j ą nową komórkę.
– Pewnie – odpowiadam, nie do końca mówiąc prawdę. Choć mój teraźniejszy wygląd sprawia, że czuję się, że mogłabym podbić świat, to powłoka pod nim drży z przerażenia, na myśl spotkania z Stefanem i Izabelą.
Tym razem, gdy wchodzę do baru nie przewracam się o dywan, robiąc niezłe przedstawienie. Podążam z klasą w stronę mężczyzny, którego od razu rozpoznaje po charakterystycznym kolorze miodowych włosów. Gdy mnie dostrzega, uśmiecha się szeroko i odsuwa krzesło, na którym siadam. Cieszę się, że wybrał stolik w rogu sali, dzięki temu nie będziemy tak rzucać się w oczy, choć i tak mam wrażenie, że ludzie przy barze, bacznie nam się przyglądają.
Udaje twardą i niewzruszoną, ale tak naprawdę nogi mam jak z waty, a serce bije mi jak głupie. Stefan wygląda dzisiaj jeszcze lepiej niż ostatnio. Tym razem ma na sobie szarą marynarkę i biały T-shirt, który opina się na jego mięśniach. Na twarzy rozchodzi się szeroki uśmiech, zapraszający mnie do stołu. Jego oczy błądzą po mojej twarzy, ramionach i odkrytej szyi, na której spoczywa medalik. Czuję się, jakby badał moje ciało, w celu odkrycia jego skarbu czy tajemnicy. Widzę, jak jego klatka piersiowa opada i unosi się zbyt szybko, a w oczach panuje niepokój. Denerwuje się.
– Witaj – mówi, po czym zamawia szybko butelkę wina, jakby miała go wybawić z opresji.
– Gdzie pani Izabela? – pytam, patrząc na puste krzesło obok niego. Stefan uśmiecha się blado i spogląda dyskretnie w telefon.
– Coś ją zatrzymało po drodze. Niestety nie dotrze dzisiaj. – W jego głosie nie dostrzegam zmartwienia, przez co zapala mi się czerwona lampka w głowie w celu ostrzeżenia. Mam wrażenie, że wcale nie została zaproszona na to spotkanie.
Zastanawiam się, co Stefan kombinuje, bo na razie dostrzegam tylko nieczyste intencje w jego oczach, która pali się rządza władzy. Mężczyzna, który nie odrywa wzroku od moich ust, przez co zaczynam się czuć nieswojo.
– To moje portfolio. Powinniście je mieć– przerywam ciszę i kładę segregator na stole, ale mężczyzna nie ciągnie dalej tematu, tylko zawiesza na mnie wzrok. Przez chwilę wydaje się być nieobecny, jakby odbywał podróż w swój skomplikowany umysł.
– Przepraszam, co mówiłaś? Zamyślałem się. – Stara się, aby jego głos brzmiał pewnie, ale ja dostrzegam zmieszanie na jego twarzy, które go zdradza.
– Z czym potrzebujecie pomocy sprawie ślubu? – Wczuwam się w role, choć nie czuję się za bardzo w niej pewna. Mam wrażenie, że moja wiedza na ten temat jest zbyt mała, przez co mogę zostać złapana na gorącym uczynku.
Stefan, wydaję się być zbity z tropu pytaniem. Stuka przez chwilę palcami o stolik, a po chwili jego dłoń zaciska się w pięść.
– Nie będę kłamać. Ja nie za bardzo biorę udział w organizacji wesela. Powierzyłem to Izabeli. Mam za dużo innych spraw na głowie. – Pierwszy raz słyszę jej imię z jego ust, co sprawia, że na moment sztywnieje, jakby powiedział coś do mnie nieprzyzwoitego. – Dałem jej wolną rękę, więc kluczem tego spotkanie jest ona, ale niestety się nie zjawiła. Przepraszam – mówi szczerze. Przez chwilę milczy, a w jego oku zauważam małą iskierkę, która nie może znaczyć nic dobrego. – Jednak jest coś, w czym mogłabyś mi pomóc. To głupie – prycha, a ja boję się tego, co zaraz wydobędzie się z jego ust. – Chodzi o pierwszy taniec. Izabela, chce zapisać nas na jakiś kurs, ale ja uważam to za idiotyzm. Chcę, żeby wyszedł on naturalnie no i nie mam czasu, żeby chodzić kilka razy w tygodniu na regularne spotkania taneczne. Wystarczyłoby, żebyś pokazała mi parę kroków, żebym przestał dreptać po palcach kobiet. – Śmieje się szeroko, ukazując przy tym swoje dołeczki, których nie zauważyłam szybciej. Moje serce na chwilę mięknie pod wpływem jego uśmiechu, ale szybko doprowadzam się do pionu, przypominając sobie po co tu jestem.
– Wiesz, że nie możesz mu odmówić. – W głowie rozbrzmiewa mi głos Moniki, który mam ochotę wyciszyć. Na jej słowa zagryzam mocno wargę, próbując opanować złość. Nikt mi szybciej nie powiedział, że nie będę mogła sama za siebie podejmować decyzji.
– To nie jest dobry pomysł – mówię, przypominając sobie, jaką jestem beznadziejną tancerką. Jeśli nam obojgu tak źle idzie, to pozabijamy się na tym parkiecie. Monika nie jest zadowolona z odpowiedzi. Staram się nie skupiać na jej uwagach, ale nie mogę, słysząc ten jej piskliwy głos.
– Dlaczego nie? – Unosi brew do góry, wyciągając rękę w moją stronę, która czeka, aż ją ujmę. Od razu chcę mu ją podać, widząc jego serdeczny uśmiech, ale powstrzymuje mnie mój upór. Nie podoba mi się to, że używa na mnie swoje sztuczki.
– Wszyscy będą nas obserwować. – Nerwowo przejeżdżam wzrokiem po barze, który już zapełnił się po brzegi. Jedynie parkiet, który czeka, aż ktoś pierwszy ruszy, jest pusty.
– I tak to robią – mówi wprost, a ja unoszę brew do góry, z nadzieją, że mi to wyjaśni. – Widzisz tych wszystkich mężczyzn? – Spogląda na ludzi, a ja wodze wzrokiem tam, gdzie on się patrzy. Macham głową, nie chcąc mu przerywać, a on uśmiecha się lekko. – Zazdroszczą mi, że jestem tutaj z tak interesującą osobą. Intrygujesz wszystkich. Wystarczy na ciebie spojrzeć, a człowiek zastanawia się, kim ona jest? – Jego oczy płoną żarem, a cienka żyłka na szyi napina się niebezpiecznie mocno.
Jego wyznanie sprawia, że na moment nie wiem co powiedzieć. Siedzę oniemiała, marząc, żeby przygryźć skórkę przy paznokciach, co by mnie uspokoiło. Jednak nie pozwalam sobie na to, przypominając sobie słowa Emanuela: Co za okropny zwyczaj!
– A te kobiety? Widzisz ich zazdrosny wzrok? Marzą, żeby być tak piękne i uwodzicielskie jak ty. -– W jego głosie słyszę stanowczość i powagę. Nawet na moment się nie zawahał, mówiąc te słowa. W tym momencie wiem, że to nie żarty. On naprawdę tak uważa, to nie jest żadna zagrywka z jego strony. – A teraz chodź. Dajmy im powód do patrzenie na ciebie. – Wstaje i chwyta moją dłoń, ciągnąc w stronę dywanu, który wzbudza jeszcze większy stres we mnie. Próbuje zapomnieć o tym, że ostatnim razem źle skończyłam, stając na nim.
Staram się nie poddawać negatywnych emocjom i modlę się, aby pot pod pachami i na rękach szybko zniknął.
Nie ma już odwrotu, więc opieram dłonie na ramionach mężczyzny, a on w tym czasie kładzie mi je na biodrach. Przysuwa się do mnie niebezpiecznie blisko, przez co mój oddech przyśpiesza. Znowu czuje zapach cygara i wody kolońskiej, która nie wzbudza już we mnie odruchu wymiotnego, tylko chęć zatopienia się w tej woni. Na początku nie mogę oderwać wzroku od gapiów, którzy sprawiają, że to ja depcze częściej po stopach Stefana niż on po moich. Cieszę się, że nie narzeka na to. Na jego twarzy widnieje pewnym siebie uśmiech, który momentami znika, gdy zahacza o moje szpilki, sprawiając, że się prawie przewracamy. Prycham śmiechem, a on się lekko uśmiecha, wprawiając w ruch swoje dołeczki.
Muzyka w barze diametralnie się zmienia. Staje się wolniejsza i melancholijna. Sprawia, że mam ochotę oprzeć głowę na ramieniu Stefana i kołysać się w rytm słów, które zaprowadziłyby mnie do stanu ukojenia. Zamykam oczy, chcąc oddać umysł melodii. Czując jego dłonie na biodrach, które dzielą się swoim ciepłem na moim ciele.
Kołyszemy się na boki, w rytm melodii, nie mówiąc ani słowa. Skupiam się na jego rękach, które błądzą po moich plecach, zostawiając przy tym małe ogniki ciepła. Gdy oddajemy się muzyce, już nie depczemy sobie po palcach. Jesteśmy dwoma różnymi pożarami, które w połączeniu ze sobą, są silniejsze i nawzajem się wspierają.
Otwieram oczy i widzę, że mężczyzna bacznie mi się przygląda. Jego błękitne oczy błądzą po mojej twarzy, jakby nie mogły się napatrzeć. Widzę w nich blask, który mógłby przypominać małe ogniki, tańczące w samym centrum mroźnego huraganu. Zastanawiam się, co może siedzieć w jego głowie.
Nasze usta dzieli tylko centymetr, przez co czuje jego oddech na swoich wargach. Zastanawiam się, jakby to było dać się ponieść chwili. Nie mogąc się powstrzymać przygryzam dolną wargę, a on to zauważa. Przyciska mnie bliżej do siebie, przez co czuje, coś co mnie zaskakuje. Jego męskość napiera na moje ciało, sygnalizując, że jest gotowa. Nie mogę uwierzyć, że tak reaguje na mnie. Przez to sama zaczynam czuć, jak między nogami robi mi się wilgotno. Na moment zapominam, że to nic nie znaczy, że to tylko głupie zadanie i że on ma narzeczoną. Wyobrażam sobie, jakby to było poczuć go w sobie, krzycząc jego imię, dochodząc.
Mój zdrowy rozsądek próbuje przekrzyczeć emocje, które chcą dać upust. Zastanawiam się, co on może teraz czuć i czy też ma w głowie takie myśli, których nie powinien mieć.
– Brawo. – Za plecami słyszę kobiecy głos. Odskakuje, jak oparzona od Stefana, czując rumieńce na twarzy. On też wydaje się być zakłopotany, ale po chwili na jego twarzy maluje się znane mi opanowanie. – Ty musisz być Magdalena – pyta, a ja kiwam głową, nie mogąc nic powiedzieć. Boję się, że jeśli się odezwę, usłyszymy jakiś dziwny skrzek. – Izabela – mówi dumnie i podaje mi dłoń, którą ściskam pośpiesznie, jakby parzyła.
Pozwalam sobie na przyjrzenie się jej. Widać, że ma klasę i kasę. Wysoko unosi głowę i wypycha do przodu biust, na który opadają jej długie, lśniące, jasne włosy. Jej uśmiech wydaje się być szczery, choć zastanawiam się, czy to nie gra aktorska.
Nie mogę oderwać wzroku od jej stroju, który sprawia, że ma się ochotę, zedrzeć go z niej. Jest dosyć odważny, poprzez połączenie dzikich kolorów, ale pióra przyczepione do marynarki, dodają mu lekkości i elegancji. Wygląda niesamowicie, aż w tym momencie moja cała pewność siebie ulatnia się, patrząc, że w porównaniu do niej wyglądam, jak brzydka siostra kopciuszka.
– Działasz cuda! – Bacznie mi się przygląda, wyraźnie oceniając mój strój. Gdy się uśmiecha szeroko, a w jej oczach dostrzegam iskierkę zazdrości, widzę, że dokonałam dobrego wyboru. – Namawiam Stefana od kilku miesięcy, żeby zaczął uczyć się tańczyć, a tu proszę. Jedno spotkanie z naszą organizatorką ślubną i mój Stefan, rusza się w rytm muzyki. – Całuje mężczyznę w policzek, na co on szeroko się uśmiecha i obejmuje ją w pasie.
Widzę, jak na siebie patrzą i robi mi się głupio. Nie powinnam zbliżać się tak do niego. Przecież zaraz bierze ślub, z kobietą która go kocha. Gdzie Monika – mój zdrowy rozsądek, gdy najbardziej jest potrzebny.
Poczucie winy ściska mi żołądek i zabiera dech w piersi. Czuję się, jakbym zrobiła coś złego, ale chyba tak nie było, prawda? Tylko tańczyliśmy, nic więcej. Na myśl emocji, które czułam i ciepło przeszywające moje ciało, gnieżdżące się pomiędzy moimi nogami, robi mi się niedobrze.
Jestem zażenowana i zirytowana, ta praca jest najgorsza ze wszystkich, które miałam.
– Cieszę się, że mogłam pomóc. – Staram się, abym mój głos nie brzmiał tak słabo, jak się czuje.
– Musisz przyjść na naszą ogródkową imprezę. Chciałabym cię lepiej poznać i omówić to i owo. –Uśmiecha się do mnie szeroko, a mężczyzna patrzy się nerwowo na zegarek. Staram się utrzymywać kontakt wzrokowy z Izabelą, ale nie potrafię. Moje spojrzenie ciągle wędruje w jego stronę.
– Moje drogie panie, niestety muszę już iść. Mam kolejne spotkanie. – Całuje ponownie swoją narzeczoną, a mnie raczy chłodnym spojrzeniem, które przeszywa mnie do szpiku kości. – Dzięki Lena za lekcje. – Mam wrażenie, że dostrzegam, jak jego kącik unosi się do góry, ale nie mogę się przyjrzeć bardziej, bo mężczyzna znika za drzwiami.
Bardziej oficjalnie się nie dało?
– Jest cudowny, nieprawdaż? – pyta cała rozpromieniona, a ja nie mogę zapomnieć o jego dotyku na swoim skórze i o tym, co sobie wyobrażałam.
Mam ochotę powiedzieć, że jest największym dupkiem jakiego widziałam.
Ale mówię tylko:
– Nie w moim typie. – Przygryzam wargę, próbując opanować, bicie serca, które nie może się uspokoić, na myśl o jego wzwodzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro