Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 40

Byłam tak zaskoczona jego zachowaniem... że nawet w żaden sposób nie zareagowałam. Nasz pocałunek trwał, póki nie przerwał go sam Jeff. Odsunął się ode mnie. Na jego twarzy widniał uśmiech, był widocznie zadowolony z siebie. Co ja wtedy czułam? Nie wiem, nie mam pojęcia. W mojej głowie szalało tysiące myśli, a w sercu tysiące uczuć. Sama bałam się tego, co się dzieje we mnie, i co się dzieje wokół mnie. Stałam więc jak jakiś kołek, podczas gdy Jeff podrzucił w górę nóż, który mi zabrał, złapał go i zwinnie obrócił w dłoniach. Całą uwagę skupił na chwilę na tej broni, ale gdy ją złapał, znów spojrzał na mnie.

- A to już zależy od ciebie - powiedział. Z jego twarzy nie znikał uśmiech.

- Nie rozumiem - powiedziałam. Nie rozumiałam wszystkiego, a najbardziej tego, dlaczego w ogóle nie reaguję na to, co się przed chwilą stało. Dlaczego tego nie przerwałam? Dlaczego tego nie kontynuujemy? - pomyślałam. Jak widać, przez głowę przelatywały mi naprawdę różne myśli.

- A czego tu nie rozumieć? - spytał zaskoczony Jeff. - Ty uważasz, że spotkało cię nieszczęście. Albo kilka nieszczęść. Ale! Możesz to przekuć w szczęście. Może to jest szansa od losu? - dodał.

- Jaka znowu szansa?! - zawołałam.

- Możesz być wolna! Nie obowiązują cię już nudne zasady rządzące równie nudnym społeczeństwem! I możesz stosować trochę bardziej...niekonwencjonalne metody podczas konfliktów, na przykład ze swoimi wrogami. A, jak oboje wiemy, kilku ich masz i należałaby im się jakaś nauczka - stwierdził. Potrzebowałam chwili, aby przetrawić wszystko to, co mi właśnie powiedział. Powoli docierało do mnie, że... pod pewnymi względami miał chyba rację. Pomyślałam o moich "wrogach". Zawsze starałam się ich po prostu ignorować, licząc na to, że po prostu mi w końcu odpuszczą. Tak samo ignorowałam fakt, że nienawidzili mnie za to, jaka się urodziłam i kim byłam. A jaka w tym była moja wina? Żadna! Nienawidzili mnie za coś, w czym nie było mojej winy, nienawidzili mnie "bo tak" i liczyło się dla nich tylko to, aby sprawić sobie przyjemność, moim kosztem. A mój sposób "walki" z nimi nie zadziałał. Ignorowanie ich nie sprawiło, że dali mi spokój. Byli jeszcze jednym powodem, dla którego mogłam się czuć w tej chwili nieszczęśliwa i zła. - Myślę, że wiesz, o kim mówię - kontynuował Jeff. - Teraz możesz całą tą sprawę załatwić - dodał. Jego słowa coraz bardziej mnie ciekawiły.

- Niby jak? - spytałam.

- To nie oczywiste? Jeśli nie, to może coś ci najpierw uświadomię. Zakładam, że kiedy Nina the Killer zjawiła się w twoim domu, zrobiła tam istną masakrę. Zniszczyła tym samym twoje idealne, sielankowe życie. I do tego chciała ci to życie odebrać. Jak rozwiązałaś ten problem? Zabiłaś ją! To najlepszy sposób! Zemsta i bezpieczeństwo zarazem! Zemściłaś się na Ninie the Killer, można by powiedzieć, że pomściłaś swoich rodziców. A do tego, zabijając ją, zapewniłaś sobie bezpieczeństwo. Ona już nic ci nie zrobi, nie grozi ci nic z jej strony - powiedział Jeff. Z uwagą słuchałam tego, co miał mi do powiedzenia. Choć z trudem było mi to przyznać, to...

- Chyba masz rację - powiedziałam cicho.

- Zawsze mam rację! - zawołał. Następnie przysunął się do mnie i pocałował mnie ponownie, ale tym razem niemal od razu znów się odsunął. I tym razem byłam już w stanie jakoś zareagować.

- Ej! - zawołałam oburzona.

- Co?

- Nie pozwalaj sobie! - odparłam.

- Wcześniej jakoś ci to nie przeszkadzało - stwierdził.

- Tak, ale... - zamilkłam, bo nie wiedziałam, co mam dalej powiedzieć. W tym czasie Jeff znów się do mnie zbliżył.

- Zaczynasz przygodę w nowym świecie, w którym ja jestem twoim jedynym przewodnikiem. Lepiej zrobisz, jeśli szybko się z tym pogodzisz, postarasz się zrozumieć własne uczucia i je zaakceptować - powiedział.

- Jakie uczucia? - spytałam. Jeff wzruszył ramionami.

- Na pewno targają teraz tobą różne emocje - powiedział. Cóż, nie mogłam nie przyznać mu racji. Doskonale mnie przejrzał.

- Zaczynasz mnie wkurzać - stwierdziłam. Jeff jedynie się zaśmiał. - Serio, wkurzasz mnie, Jeff. Może to ciebie powinnam teraz jeszcze zabić? - spytałam. Chłopak przestał się śmiać i popatrzył na mnie. Nie wyglądał jednak na zbytnio przejętego czy przestraszonego moimi słowami. W jego oczach wciąż widziałam rozbawienie.

- Bardzo dobrze, że dopuszczasz do siebie takie myśli. Mamy coraz więcej wspólnego. Ale, z łaski swojej, przestań mi grozić. Naprawdę źle byś na tym wyszła, jestem od ciebie lepszy w te klocki, mała - odparł. Następnie, wciąż patrząc na mnie, znów podrzucił trzymany przez siebie nóż w powietrzu, tak, że nóż obrócił się o 360 stopni, po czym bez problemu ponownie złapał go.

- Po pierwsze, popisujesz się. Po drugie, nie dziwota, że miałabym mniejsze szanse. Nie mam broni - odparłam.

- No właśnie! Pozwoliłaś sobie odebrać nóż, a bez broni jest znacznie trudniej walczyć i zabijać. To moja pierwsza lekcja, lepiej to zapamiętaj. Wyryj to sobie złotymi literami w sercu - powiedział.

- Jaka znowu lekcja? - spytałam.

- Lekcja przetrwania w tym okrutnym świecie - odparł Jeff.

- Jakim okrutnym świecie? O czym ty znowu mówisz? - zapytałam. Byłam coraz bardziej skołowana przez to wszystko. Jeff przewrócił oczyma.

- Nie mów mi, że nie wiesz, o co mi chodzi - powiedział.

- Kiedy ja naprawdę nie mam pojęcia, o co ci właściwie chodzi - odparłam.

- Albo wiesz, tylko nie chcesz tego przyznać przed samą sobą - powiedział, przyglądając mi się uważnie. - Spójrz tylko na to. Twoja rodzina została zabita. Nina the Killer też została zabita. Ok, załóżmy, że policja zrobi w miarę sensowne dochodzenie i dojdą do tego, że twoi rodzice zginęli od broni Niny the Killer, na której są jej odciski palców. Ale! Na pewno będą chcieli wiedzieć, kto w takim razie zabił samą Ninę the Killer? No i w tym momencie w tej historii zjawiasz się ty. Mówisz, że ty to zrobiłaś, w obronie własnej. Ok, ale jak w takim razie wytłumaczysz to, że po tym wszystkim uciekłaś z własnego domu z mordercą? To raczej nie doda ci wiarygodności - dodał. Wystarczyła mi chwila zastanowienia się, aby zrozumieć jego słowa. Oraz to, że miał rację. Moi rodzice nie żyli, zamordowani. Nina the Killer też nie żyła, zamordowana, w dodatku przeze mnie. A ja uciekłam z miejsca zbrodni w towarzystwie psychopaty i mordercy. W jakim świetle mnie to stawiało? W nie najlepszym. Poczułam złość.

- To twoja wina! - zawołałam. Jeff popatrzył na mnie zaskoczony.

- Moja wina? - zdziwił się.

- Tak!

- Niby jak? Dlaczego? Teraz to już chyba sama nie wiesz co mówisz - odparł. Brzmiał, jakby był rozbawiony tym wszystkim, co jeszcze bardziej mnie zdenerwowało.

- Gdybyś się tam nie zjawił, nie uciekłabym z tobą! - zawołałam.

- Aha, więc moją winą jest to, że martwiłem się o ciebie i chciałem sprawdzić, czy Nina nie zrobiła sobie z ciebie worka treningowego?! I że chciałem sprawdzić, czy nic ci nie grozi, czy w ogóle jeszcze żyjesz?! - spytał Jeff.

- Jak widać, nie musiałeś wcale się tak o mnie martwić. Poradziłam sobie bez twojej pomocy. I dałabym sobie radę. Jakoś doszłabym do siebie i wezwała pomoc, tak jak powinnam była to zrobić. Ty... tylko wszystko skomplikowałeś! Przez ciebie teraz jestem w tak złym położeniu!  Gdyby nie ty, nie byłoby mnie teraz tutaj! Pewnie byłabym w szpitalu, albo na komisariacie, i składała zeznania! - odparłam. Ku mojemu zaskoczeniu, Jeff nic mi nie odpowiedział. W każdym razie, nie od razu. Popatrzył na mnie jedynie z wyrzutem i czymś jeszcze... Jego wzrok przywodził na myśl kogoś, kto patrzy z odrazą na rozdeptaną dżdżownicę na swojej drodze.

- Tak jak myślałem, nie powinienem był tracić na ciebie czasu - powiedział. Następnie odwrócił się i ruszył przed siebie. Byłam tak zaskoczona, że przez dłuższą chwilę stałam w miejscu. Dopiero po jakimś czasie otrząsnęłam się.

- Zaraz! Zaczekaj! - zawołałam za nim, Jeff jednak nawet na mnie nie spojrzał, nie mówiąc już o zatrzymaniu się. - Dokąd idziesz?! - dodałam. Chcąc nie chcąc musiałam do niego podbiec. Może i to była jego wina, że znalazłam się tu, gdzie się znalazłam, w takim a nie innym położeniu, ale teraz tym bardziej musiałam się go trzymać. Był jedyną osobą, która mogła mi pomóc. Chyba. Ironia losu, tylko morderca może pomóc mi przetrwać.

- Ruszam w drogę. Swoją drogę. Muszę znaleźć jak najszybciej jakąś nową miejscówkę, żeby nie złapała mnie policja. I żebym mógł tam chwilę pobyć, pozabawiać się tak, jak lubię - odparł.

- Tak jak lubisz? Czyli jak?! Zabijając niewinnych ludzi, tak?! - zawołałam. Jeff w końcu odwrócił głowę w bok i spojrzał na mnie. Ku mojemu zaskoczeniu, na jego twarzy dostrzegłam uśmiech!

- Nie wszyscy z nich są niewinni, moja droga Nino. Ty chyba coś o tym wiesz - odparł.

- To znaczy? Co masz na myśli? - spytałam. Wciąż nie rozumiałam tych jego gierek, tajemnic i zawiłych słów oraz porównań.

- Pomyśl tylko. Mówiłem ci już, że ten świat jest okrutny, i oferuje nam do wyboru tylko dwie role. Drapieżnika albo ofiary.  Drapieżniki nie zawsze zabijają wprost, jak ja...czy chociażby ty Ninę the Killer. Czasami zabijają powoli, podstępem. Zabijają w nas radość, nadzieję na lepsze jutro, chęć życia. Tak właśnie robili twoi wrogowie, prawda? Zabijali w tobie wszystkie pozytywne uczucia. Wiem, co mówię, i wiem, jak to jest. Moi dawni wrogowie... Też tak robili. Zabijali we mnie całą radość, to, co najlepsze. Pozbawili mnie brata. Wrobili mnie w pobicie ich. To znaczy, zrobiłem to, ale to oni pierwsi nam zagrozili i chcieli nas zaatakować. Tylko się obroniłem. A oni nastawili wszystkich przeciwko nam, przez co mój brat musiał ratować mi tyłek, biorąc całą winę na siebie. 

A rodzice od razu go znienawidzili. Nie powiedzieli tego wprost, ale ja to wiedziałem. Znienawidzili go za to, że zachował się tak okropnie, tak potwornie, skrzywdził bandę tych biednych, przestraszonych idiotów... Cały czas wiedziałem, że tak naprawdę to ja jestem wszystkiemu winny. Oni uważali Liu za najgorsze zło, a mnie próbowali zmienić w idealnego syna, żebym nie stał się taki, jak mój młodszy brat. Ale nie wiedzieli jednego. Tego, że ja już byłem taki jak on, a właściwie to byłem znacznie gorszy. To mnie w nich irytowało. Udawali, że mnie kochają, że im na mnie zależy, a tak naprawdę chcieli dobrze wypaść przed sąsiadami, bo tylko to się dla nich liczyło. Nie liczyliśmy się Liu ani ja, tylko to, co ludzie powiedzą. A potem znów zjawiła się ta banda idiotów, i zrobili coś gorszego. Przynajmniej wszyscy przekonali się, jak źli byli, i że to nie Liu był winny - powiedział Jeff. Przyznam szczerze, jego historia mnie zaciekawiła. Nigdy nie poznałam jej z jego perspektywy, a przynajmniej nie tak szczegółowo. Mimo że domyślałam się, co dalej będzie, w końcu czytałam jego historię, którą ktoś, jakimś cudem, zamieścił w internecie, to jednak chciałam poznać ciąg dalszy z jego perspektywy. Jakby nie patrzeć, internet to tylko internet, mógł kłamać. Historia Jeffa mogła tak naprawdę wyglądać zupełnie inaczej. A poznanie jej od jego samego być może lepiej pozwoliłoby mi go zrozumieć i jakoś mu pomóc.

- I co było dalej? - spytałam. Jeff prychnął, po czym spojrzał w dół.

- A co miało być? Zjawili się znów na przyjęciu jakiegoś dzieciaka, na które rodzice kazali mi przyjść. Zmusili mnie, jak zwykle w imię tego "co sobie ludzie o nas pomyślą". Zrobili tam totalną rozróbę, a ja ich ostatecznie zabiłem, wszystkich trzech. Dostali co, na co sobie zasłużyli. Nie zamierzałem dłużej być ich ofiarą. Po tym wszystkim wreszcie to zrozumiałem - powiedział Jeff.

- Co takiego zrozumiałeś? - zapytałam. Chłopak przyjrzał mi się uważnie, po czym prychnął.

- Rany, aleś ty serio niekumata! - zawołała, przewracając przy tym oczami. Potem westchnął i ponownie na mnie spojrzał. Jego zachowanie zdenerwowało mnie.

- Odezwał się najinteligentniejszy z inteligentnych! Gdybyś myślał choć trochę, nie... nie stworzyłbyś kogoś takiego jak Nina the Killer! Kto pomaga swojej psychofance wejść na ścieżkę zła i morderstw?! A potem inni muszą po tobie sprzątać!- odparłam. Po chwili jednak pożałowałam własnych słów. Wcale nie chciałam ich wypowiedzieć, a do tego nie tak miały zabrzmieć. To brzmiało, jakbym to ja była tą osobą, która musiała po nim posprzątać. A tym "sprzątaniem" byłoby zabicie Niny. To brzmiało naprawdę okropnie, ja wcale tak nie myślałam, i nie chciałam tego powiedzieć. Ale teraz miałam jeszcze inny problem. Musiałam zadbać najpierw o własne bezpieczeństwo. W mojej obecnej sytuacji denerwowanie Jeffa raczej nie było dobrym pomysłem. - Jeff, to wcale nie tak, ja nie chciałem tego powiedzieć, nie chciałam cię zdenerwować ani urazić, proszę wybacz mi... - przerwałam, gdy spostrzegłam, że Jeff się uśmiecha. To znaczy, bardziej niż zwykle. Patrzył na mnie z rozbawieniem, a ja nie mogłam pojąć, co się właśnie wzięło i odwaliło. I o co mu chodziło.

- Jesteś taka zabawna! - zawołał nagle Jeff. Spojrzałam na niego zaskoczona. Zupełnie nic nie rozumiałam ani z jego słów, ani tym bardziej z jego zachowania. On zaś roześmiał się. - Powinnaś zobaczyć swoją minę teraz! - dodał.

- Przepraszam, ale...co cię tak śmieszy? - spytałam. Jeff potrzebował chwili, żeby się uspokoić i móc normalnie rozmawiać, ale wciąż uśmiechał się, najwidoczniej szczerze czymś rozbawiony.

- Ty! - zawołał. - A konkretnie twoje zachowanie. Masz rację, nie jestem raczej najjaśniejszą z żarówek i nie jestem może najmądrzejszy. Nina the Killer jest idealnym przykładem mojego najgorszego i najgłupszego pomysłu. Ale, ale, uczę się na błędach. Nina, która mnie kochała, polubiła mnie aż za bardzo, gdy dałem jej szansę stania się kimś takim jak ja. Jane z kolei znienawidziła mnie za śmierć jej rodziców i to, co jej zrobiłem, więc była absolutnym przeciwieństwem Niny the Killer i też odpadała! Ale, ty za to jesteś zupełnie inna. Nie nienawidzisz mnie aż tak, a przynajmniej takie sprawiasz wrażenie. Do tego kilka razy mi pomogłaś, i mam wrażenie, że zaczęliśmy się ze sobą dość dobrze dogadywać. A poza tym, podoba mi się, że nie boisz się mnie aż tak. Jasne, czasami mnie irytujesz swoim zachowaniem, ale przede wszystkim spodobało mi się w tobie właśnie to, że nie robisz pod siebie ze strachu na mój widok, tylko momentami traktujesz mnie jak normalnego znajomego. To miła odmiana po tym, jak większość ludzi zwykła na twój widok dostawać szału i panikować - powiedział.

- Wiesz... - zaczęłam dość niepewnie. - Raczej nie robią tego bez powodu - dodałam.

- Och, jasne, nie twierdzę, że nie mają powodu. Mają, i to jak najbardziej. W końcu jestem Jeffem the Killerem! - zawołał, najwyraźniej zadowolony z siebie. Wciąż był w dobrym nastroju, a to chyba dobrze, bo znaczyło to, że prawdopodobnie na razie byłam bezpieczna. Co ja sobie myślałam, idąc z mordercą do środka lasu, i to tyle kilometrów?! Tutaj znikąd nie mogę oczekiwać pomocy, muszę sobie radzić sama! W głównej mierze jestem zdana na jego łaskę i niełaskę - pomyślałam, przerażona tym wszystkim jeszcze bardziej niż do tej pory. Ale z drugiej strony, gdzie indziej miałabym się teraz podziać? Nie ma już dla mnie nigdzie miejsca. Straciłam wszystko.

- Dziękuję za...komplement, o ile tak mogę nazwać to, co wcześniej o mnie powiedziałeś - odparłam po kilku minutach ciszy. Musiałam w końcu coś powiedzieć, a tylko to przyszło mi do głowy i tylko to wydawało się w miarę neutralne. Jeff znów się uśmiechnął.

- Nie do wiary! - zawołał.

- Co znowu? - spytałam, ponownie zaskoczona, przejęta, zdenerwowana i przestraszona. Ta kombinacja uczuć sprawiała, że w żołądku czułam nieprzyjemny ucisk. A może to głód? Kiedy ja ostatni raz jadłam? Chyba całe wieki temu! - pomyślałam mimowolnie. Jak na zawołanie w tej samej chwili mój żołądek zaprezentował swoją popisową pieśń godową wieloryba. Jeff przyjrzał mi się uważnie, podczas gdy ja pomyślałam, że chciałabym się zapaść pod ziemię.

- Ktoś tu chyba jest głodny - stwierdził oczywisty fakt. - Zaraz ogarniemy coś do jedzenia - dodał. Następnie odsunął się ode mnie na kilka kroków. Ale ja najpierw musiałam coś wyjaśnić.

- Zaczekaj! - zawołałam za nim. Jeff zatrzymał się i odwrócił ponownie w moją stronę.

- O co chodzi? - spytał.

- O co ci chodziło tym razem? No wiesz, z tym "nie do wiary"? - zapytałam. Czułam, po prostu czułam, że muszę to wiedzieć. Jeff uśmiechnął się lekko.

- Nie do wiary! - powtórzył Jeff. Znów poczułam irytację, ale tym razem powstrzymała się jakoś przed wygłoszeniem kolejnej niemiłej uwagi, która tylko mogłaby mi zaszkodzić.

- No właśnie o to mi chodzi! - zawołałam, starając się jak najlepiej ukryć całe swoje zdenerwowanie. Jeff pokręcił lekko głową.

- Nie do wiary - powtórzył po raz kolejny. - Że jeszcze się nie domyślasz. Uważałem cię za mądrą i inteligentną. Może nawet bystrzejszą niż ja. I co? Okazuje się, że jednak nie jesteś taka super domyślna, za jaką się miałaś, a do mnie miałaś pretensje, że popełniłem w życiu kilka błędów! - odparł. Tym razem nie zdołałam się już pohamować.

- Kilka błędów?! Tak nazywasz to, co zrobiłeś z Jane i Niną? Czy tak nazywasz to, że zostałeś mordercą?! - zawołałam.

- Bardziej chodziło mi o Jane i Ninę - odparł ze spokojem Jeff. Wprost nie mogłam w to uwierzyć, że on może mówić o tym wszystkim w taki sposób, jakby opowiadał o tym, co widział w telewizji podczas śniadania. Zupełnie nie przejmował się tym, ile osób skrzywdził. Westchnęłam. Uznałam, że lepiej nie drążyć tematu jego przestępczej kariery, jeszcze znów niechcący palnęłabym coś i tym razem Jeff nie byłby już dla mnie taki miły.

- No dobrze, w takim razie o co ci z tym wszystkim chodzi? - spytałam. Jeff wzruszył ramionami.

- Czy to nie oczywiste? Naprawdę tego nie widzisz? - spytał.

- Czego? - zapytałam.

~*~

Nina naprawdę była mądra, ale głupia. Serio myślałem, że wcześniej się wszystkiego domyśliła, ale wyglądało na to, że jednak nie. Pewnie nawet przez myśl jej coś takiego nie przeszło. Mimo że tyle już dla niej zrobiłem, wciąż musiałem jeszcze włożyć masę pracy w to, aby pokazać jej, jaki naprawdę jest świat i pokazać jej najlepszą drogę w życiu. A przynajmniej najlepszą według mnie. Byłem pewien, że jeśli tylko da mi szansę, to przekonam ją, że mam rację. Ale domyślałem się, że to nie będzie łatwe.

- Tego, że jesteśmy podobni. I że powinniśmy trzymać się razem - wyjaśniłem. Nina popatrzyła na mnie zaskoczona. Jej oczy aż się rozszerzyły.

- O czym ty mówisz? - zapytała.

- A ty dalej swoje... Powiedz, co czułaś, kiedy mordowałaś Ninę the Killer? - spytałem. Nina popatrzyła na mnie z mieszaniną różnych uczuć, strachu, zaskoczenia, niepewności.

- Nic... Nic nie czułam - odparła cicho.

- Nic? - spytałem. Nina była ewidentnie zmieszana.

- Tak. To znaczy nie. To znaczy tak, nie czułam nic. W sensie, to było przerażające, i czułam tylko strach, nic poza tym - powiedziała Nina. Wzruszyłem ramionami. Widać nie była jeszcze gotowa, aby zaakceptować prawdę. Mogłem poczekać, mi się nie spieszyło, a i tak Nina obecnie była skazana na moją obecność, bo beze mnie gdzie indziej miałaby pójść? Skoro więc nie chciała teraz mówić o tym, co wydarzyło się i co czuła naprawdę, postanowiłem też odłożyć na razie tą rozmowę, do czasu, aż Nina będzie na nią gotowa.

- Skoro tak, to ok. Porozmawiamy o tym kiedy indziej. A teraz może lepiej coś zjedzmy. Na pewno umierasz z głodu - odparłem. Nina nic nie odpowiedziała, ale ja swoje wiedziałem. - Całe szczęście wziąłem trochę jedzenia od ciebie z domu i mamy coś na śniadanie - dodałem. Podszedłem do miejsca, gdzie zostawiłem plecak. Usiadłem na ziemi i zacząłem w nim szukać czegoś do jedzenia.

- Mam tak po prostu zjeść po tym wszystkim z tobą śniadanie?! - zawołała Nina.

- Nie musisz, ale chyba sama wiesz, że potrzebujesz jedzenia, aby żyć. A chyba chcesz żyć, prawda? Podobno uczyłaś się biologii, powinnaś wiedzieć takie rzeczy - odparłem. Usłyszałem kroki Niny, podeszła do mnie.

- A skąd wiesz, że chcę żyć? - zapytała dziewczyna. Zaśmiałem się krótko, szczerze rozbawiony. Dlaczego ona nagle wyskakiwała z tak smętnymi myślami? Sądziła, że naprawdę uwierzę w to, że nie ma już ochoty żyć?

- Gdybyś nie chciała, nie zabiłabyś Niny, aby przeżyć. Gdybyś nie chciała żyć, nie posłuchałabyś też mnie. Nie poszłabyś nigdzie ze mną. Nie znalazłabyś się tutaj, bo po co? Po co to wszystko miałabyś robić, jeśli nie chciałoby ci się żyć? - spytałem. Następnie spojrzałem w górę. Nasze spojrzenia się spotkały. Jej wyrażało lęk i panikę. Może bała się tego, co tak naprawdę czuje? Dlatego miała problem z zaakceptowaniem tego? To było możliwe. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało, jedynie patrzyliśmy na siebie w całkowitej ciszy.- To co? Skusisz się jednak na śniadanie? - dodałem po jakimś czasie, kiedy to przedłużające się milczenie zaczęło mi już ciążyć. Wyraz twarzy Niny zmienił się nagle, co mnie zaskoczyło. A jeszcze bardziej zaskoczyło mnie jej późniejsze zachowanie. Popatrzyła na mnie zdenerwowana.

- Dobra, niech ci będzie - odparła, takim tonem, jakby życzyła mi, żebym zdechł. To było całkiem zabawne i fajne. Podobał mi się taki ton jej głosu, choć wolałbym zobaczyć, jak używa go w stosunku do kogoś innego, a nie do mnie. Następnie dziewczyna usiadła obok mnie. - To pokaż co tam masz - dodała. Uśmiechnąłem się do niej. Wszystko szło po mojej myśli, choć trochę wolno, ale wolałem dać jej tyle czasu, ile potrzebuje.

- Cieszę się, że jednak poszłaś po rozum do głowy i się ogarnęłaś - odparłem. Nina nic nie odpowiedziała, skrzyżowała jedynie ręce i prychnęła cicho. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro