Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 34

Później odbyliśmy jeszcze kolejną rozmowę, w czasie której wymienialiśmy się naszymi opiniami na temat zabijania. Dzięki temu poznałam Jeffa bliżej i może... Nie tyle zaczęłam pochwalać jego działanie, ile je zrozumiałam. Myślę, że kiedy człowiek doświadczy tyle zła, to w końcu zaczyna myśleć, że wszyscy ludzie są źli, a jeśli chce się cokolwiek osiągnąć lub ochronić przed złem ze strony innych osób, samemu trzeba ich skrzywdzić, zanim oni skrzywdzą nas. 

Wydawało mi się, że po tych wszystkich przejściach Jeff w ten sposób zaczął postrzegać świat. Uważa, że wszyscy są źli, więc sam też jest zły, nie widzi problemu w mordowaniu i nie ma wyrzutów sumienia. Mimo że w końcu to zrozumiałam, wolałam nie mówić tego na głos. Nie byłam pewna, jak Jeff zareaguje, a wolałam go ponownie przypadkiem nie zdenerwować. 

Tak czy inaczej, wszystko to jedynie potwierdzało, że Jeff jest skrzywdzonym człowiekiem, który potrzebuje odpowiedniej pomocy specjalisty, ale tego to już pod żadnym pozorem bym mu nie powiedziała, chcę jeszcze trochę pożyć. Jeff i ja, po zażegnaniu kryzysu i skończeniu rozmowy o mordowaniu ludzi, zaczęliśmy po prostu...spacerować po lesie. Całe szczęście nie spotkaliśmy nikogo więcej. 

Gdy ignorowałam fakt, że Jeff jest mordercą, ma nóż, którym mi zresztą groził, i ma też bluzę całą we krwi, potrafiłam jakoś zachować spokój i w miarę normalnie z nim rozmawiać, choć sama nie wiedziałam, jakim cudem mi się to udaje. Po krótkim streszczeniu mi swojej historii, Jeff znów zaczął mnie wypytywać o problemy w szkole i inne sprawy, odniosłam wrażenie, że chciał znów zapomnieć o wspomnieniach, które niechcący przywołał. Potulnie odpowiadałam na wszystkie jego pytania, choć nie zawsze tak wyczerpująco, jakby tego oczekiwał. W każdym razie udało mi się przeżyć i chyba oboje dobrze spędziliśmy czas, o ile można tak określić czas spędzony w towarzystwie mordercy, kiedy cały czas podświadomie boisz się o swoje życie. Dzień jednak dobiegał końca, a ja czułam coraz większy smutek. Jeff i ja zrobiliśmy sobie postój, usiedliśmy na skraju jakiejś łąki czy czegoś i zaczęliśmy tak jak wcześniej rozmawiać o nic nieznaczących rzeczach. Jednak po jakimś czasie temat nam się skończył i zapanowała cisza. Mimowolnie zaczęłam się wpatrywać w niebo, które przybrało już z lekka pomarańczowy odcień. Choć unikałam tego tematu, wiedziałam, że w końcu będę musiała spytać się go, czy w ogóle zamierza pozwolić mi wrócić do domu... Naprawdę bałam się tej chwili.

- Dobra, musimy się zbierać - powiedział Jeff, wstając. Popatrzyłam na niego zdziwiona.

- Znów gdzieś idziemy? - spytałam. Chłopak pokiwał głową. - Dokąd? - dodałam, również wstając z ziemi.

- Jak to "dokąd"? No muszę cię przecież odstawić do domu - odparł. Mówił to zwyczajnie, obojętnym tonem, jakby stwierdzał oczywisty fakt. A ja poczułam, że całą mnie w jednej chwili wypełnia szczęście.

- Jeff! Dziękuję ci! - zawołałam. Z całej tej wdzięczności, zanim zdążyłam pomyśleć, rzuciłam mu się na szyję. Dopiero po chwili przypomniałam sobie z kim mam do czynienia, odsunęłam się i mimowolnie uśmiechnęłam nerwowo.

- Wow, nie spodziewałem się tak pozytywnej reakcji - stwierdził Jeff, po czym się uśmiechnął. Wyglądało na to, że nie miał do mnie pretensji za to, co zrobiłam, więc odetchnęłam z ulgą. Niewiele później ruszyliśmy. Muszę szczerze przyznać, że w tamtej chwili mogłam się zdać jedynie na łaskę i niełaskę Jeffa. Modliłam się, żeby wiedział, gdzie jesteśmy i gdzie mamy iść, bo ja po całym dniu błąkania się z nim po tym lesie dawno już pogubiłam się gdzie jesteśmy, mimo że z całych sił starałam się jakoś ogarnąć nasze położenie. - Swoją drogą, mam mimo wszystko nadzieję, że udało mi się trochę zmienić twoje myślenie - powiedział po dłuższej chwili ciszy.

- Zmienić moje myślenie? - zdziwiłam się. Jeff kiwnął lekko głową.

- Wątpię, żebyś nagle stała się morderczynią, a szkoda, ciekawie by było. Ale przynajmniej zapamiętaj, że nie wszyscy ludzie to dobre istotki. Właściwie to większość z nich jest zła. Nie powinnaś więc mieć skrupułów, nigdy nie możesz dać sobą pomiatać, a za każdą krzywdę należy oddać co najmniej trzy razy mocniej, inaczej pomyślą, że jesteś słaba i będą cię traktować tylko gorzej - powiedział.

- Dziękuję...za radę. Postaram się zapamiętać i...wdrążyć ją w życie - odparłam. Oczywiście nie pochwalałam pod żadnym pozorem metod działania Jeffa, ale musiałam mu przyznać, że tym razem miał odrobinę racji. Nie żebym zamierzała się teraz mścić, ale sama doskonale wiedziałam, że muszę w końcu znaleźć w sobie siłę i postawić się swoim "wrogom", choć jak dotąd nie umiałam tego zrobić.

- Zgaduję, że i tak nie od razu z tej mojej rady skorzystasz i jeszcze długi czas dasz sobą pomiatać, chyba że... - Jeff nagle przycichł i zamyślił się.

- Chyba że?

- Chyba że w twoim życiu zdarzy się coś niezwykłego - dodał po chwili.

- Coś niezwykłego? - zdziwiłam się. Jeff lekko kiwnął głową, chyba nadal był nad czymś zamyślony. - Co na przykład? - spytałam. Chłopak z powrotem skupił wzrok na mnie i wzruszył ramionami.

- Jest wiele możliwości. Jakieś morderstwo, konflikt, kłótnie, nienawiść, złość, do wyboru do koloru - odparł, a ja pożałowałam, że w ogóle go o to zapytałam.

- Może skończmy o tym mówić - zasugerowałam cicho.

- Jak tam sobie chcesz - powiedział, wzruszając przy tym znowu ramionami.

~*~

Nina wydawała się pojętną i całkiem mądrą osobą i chyba w końcu coś zaczynało do niej docierać, ale jednocześnie jakby nie chciała alb nie mogła zaakceptować rzeczywistości wokół niej i tego, że świat nie jest dobry. No ale cóż, skoro tak bardzo się przed tym wzbraniała, to ja niezbyt mogłem jej pomóc. Przez jakiś czas szliśmy w ciszy, każde z nas było zatopione we własnych myślach. Ja mimowolnie wspominałem swoje... dzieciństwo, jeśli tak mógłbym to nazwać. W każdym razie myślałem sporo o czasach zanim zostałem mordercą. Jakby wyczuwając mój nie najlepszy nastrój, Nina przerwała tę ciszę panującą między nami.

- O czym myślisz? Wydajesz się czymś zmartwiony - powiedziała. Popatrzyłem na nią obojętnie, choć w moim spojrzeniu chyba musiało być coś przerażającego, bo widziałem, że wystraszyło ono Ninę. Po tylu latach bycia mordercą z łatwością zauważałem takie szczegóły. Nie miałem oczywiście najmniejszej ochoty odpowiadać na to jej durne pytanie, ale zrobiłem to, jakby wbrew samemu sobie.

- Myślałem o mojej przeszłości. Tej, kiedy jeszcze nie byłem mordercą - wyjaśniłem, przenosząc wzrok na drogę przed nami.

- Naprawdę? I o czym konkretnie myślałeś? - spytała dziewczyna. Innymi słowy, znów wróciliśmy do rozmów o mnie. Wzruszyłem ramionami.

- O niczym konkretnym, po prostu myślałem o tym wszystkim, co było wcześniej. O dawnych znajomych, rodzicach, za którymi właściwie nie przepadałem. I o moim młodszym bracie Liu, on był właściwie jedyną spoko osobą w moim życiu - odparłem.

- Lubiłeś go? - zapytała Nina.

- Tak, a nawet coś więcej. Byłbym nawet skłonny przyznać, że łączyła nas prawdziwa braterska miłość - powiedziałem po chwili, starając się zignorować fakt, jak okropnie słodko te słowa brzmią. - W końcu nie bez powodu oszczędziłem go, gdy zamordowałem naszych rodziców - dodałem po chwili.

- Oszczędziłeś go?! To co z nim się teraz dzieje? To znaczy, jeśli mogę spytać? - zapytała Nina, wyraźnie zaskoczona moimi słowami. Ponownie wzruszyłem ramionami.

- Nie mam pojęcia, prawie nic o nim nie słyszałem od... pięciu lat. Chyba - powiedziałem. (dop. aut. tutaj opieram się na remake'u Jeffa z 2015 roku)

- Nic a nic? W ogóle się tym nie interesowałeś? - zapytała zaskoczona dziewczyna. Jej słowa wzbudziły we mnie złość. Przeniosłem wzrok ponownie na nią.

- Nie powiedziałem, że się nim interesowałem albo że jego los mnie nie obchodzi! On... On był jedyną osobą, która zawsze, bez względu na wszystko, stała po mojej stronie. Ale teraz to nie ma znaczenie. Teraz ja jestem mordercą, a on... on może też. A może nie. Może trafił po tym wszystkim do domu dziecka, może adoptowała go jakaś super rodzinka, może kończy teraz jakąś dobrą szkołę. Może dorabia jako roznosiciel gazet. Może założył własną cukiernię. Może ma psa. Albo rybki. Może ma już dziewczynę i zaliczył z nią wpadkę. A może nadal leczy się w szpitalu psychiatrycznym, pytanie tylko, czy z powodu tego, co zafundowałem mu ja, czy tego, jak "wspaniali" byli nasi rodzice? Nie mam o niczym pojęcia - powiedziałem.

- Jasne, rozumiem, właściwie zadałam głupie pytanie - odparła Nina, znów brzmiąc jak przerażona owieczka. Westchnąłem, chcąc w ten sposób choć trochę się uspokoić. Nie chciałem w gruncie rzeczy musieć jej zabijać ani rozstawać się z nią w złości, bo nawet przyjemnie spędzało mi się z nią czas. A to była nowość, zwykle czas spędzałem ze swoimi ofiarami, które dość szybko mordowałem, z innymi mordercami, z którymi nie szło się ani trochę dogadać, a do tego jeszcze stale musiałeś mieć się przy nich na baczności, bo nie miałeś pewności, czy zaraz ktoś ci nie wbije noża w plecy, lub z moim psem Smile'em. Ale z nim, choć był dobrym zwierzakiem, nie dało się pogadać tak jak z człowiekiem. Więc śmiało można rzec, że Nina była pierwszą od dawna normalną osobą, z którą mi się rozmawiało bardzo dobrze i której nie zabiłem za pierwszym razem, gdy miałem ochotę to zrobić.

 - Spoko, każdy może czasem zadać głupie pytanie - odparłem obojętnie i znów zapatrzyłem się na drogę przed nami. Na jakiś czas ponownie zapanowała między nami niczym niezmącona cisza. Nawet żadne leśne zwierzęta się nie odzywały.

- Jeff?

- Co? - spytałem, odwracając głowę w stronę Niny.

- A o ile lat Liu był od ciebie młodszy? - zapytała.

- Dlaczego pytasz? - zdziwiłem się. Po co jej była taka informacja?

- Z ciekawości, ale jak nie chcesz, to nie odpowiadaj - odparła. Powiedziała to strasznie szybko, zapewne chcąc ukryć zdenerwowanie w swoim głosie, które i tak było doskonale słyszalne.

- Niewiele. Ale to dobrze, bo dzięki temu tym lepiej się dogadywaliśmy. Mieliśmy zawsze masę fajnych, ciekawych i często dziwnych pomysłów. Raz ścigaliśmy się kto pierwszy wejdzie na drzewo w naszym ogrodzie, Liu nie złapał dobrze jednej z gałęzi i spadł - powiedziałem, z lekkim uśmiechem na ustach.

- Ojej, i co się stało? - spytała Nina, nieco przejęta.

- Nic, a co się miało stać? Jedynie zrobił sobie spore przetarcie pod okiem i postanowił nosić okulary przeciwsłoneczne dopóki mu się nie zagoi, żeby rodzice nie mieli o to pretensji. A ja jako dobry starszy brat postanowiłem połączyć się z nim w cierpieniu i też zacząłem nosić te okulary. Nosiliśmy je prawie cały czas z dwa tygodnie. Rodzice pewnie uznali nas za oszołomów, a przez to i tak mieli pretensje, tylko zamiast o wspinanie się na drzewa, czepiali się o te okulary. Ale nas to wtedy właściwie aż tak nie obchodziło. No i wyjaśnienie sprawy normalnie byłoby dla naszej dwójki zbyt łatwe, my zawsze musieliśmy coś odpierdolić - odparłem. Teraz to już uśmiechałem się na całego, bo wspomnienia dotyczące całego tamtego zajścia sprawiły, że na trochę polepszył mi się humor. Spojrzałem mimowolnie na Ninę, ona też się uśmiechała.

- Ciekawa historia - stwierdziła.

- Tak. Było więcej takich historii - odparłem.

- Opowiesz? - spytała dziewczyna. Nie mam pojęcia, dlaczego to zrobiła. Tym bardziej nie mam pojęcia, dlaczego ja się na to zgodziłem, ale tak właśnie się stało. Jakby mimowolnie zacząłem jej opowiadać różne historie ze swojego życia sprzed mojej "przemiany", zabawne, smutne, dotyczące moich znajomych, rodziców, Liu czy mnie samego. Normalnie nie lubiłem ich wspominać, bo cały czas towarzyszyła mi ta świadomość, że to wszystko już bezpowrotnie minęło. Nigdy nie wrócą tamte chwile, ale przy Ninie jakoś łatwiej było mi się zmierzyć z tą prawdą. Opowiedziałem jej o sobie sporo, nawet historię o tym, jak ojciec zapisał mnie i Liu specjalnie na lekcje boksu, żeby przypodobać się swojemu szefowi. Długa historia, ale przynajmniej dzięki temu mój brat i ja potrafiliśmy się całkiem dobrze bić.

~*~

Nie miałam pojęcia, co sprawiło, że cała ta rozmowa między nami w ogóle się zaczęła. Tym bardziej nie wiedziałam, dlaczego i jak zdołałam skłonić Jeffa do opowiedzenia o sobie takich faktów, których raczej nie da się wyczytać z jego creepypasty. Jednak przysłuchiwałam się wszystkim tym historiom z zaciekawieniem. Były naprawdę interesujące, jedne zabawne, inne smutne, jeszcze inne zaskakujące. Liczyłam też na to, że może kiedy ich wysłucham, lepiej zrozumiem Jeffa i to, jak stał się tym, kim się stał, czyli mordercą. I poniekąd tak się stało. Dzięki wysłuchaniu wszystkich tych historii, ujrzałam w nim w końcu nie tylko bezwzględnego zabójcę, ale też skrzywdzonego człowieka. Osobę, która kiedyś była normalna. Która mogłaby wieść normalne, szczęśliwe życie, gdyby nie splot pewnych wydarzeń. Jasne, istniała opcja, że Jeff kłamał. Że każda z tych historii miała być kłamstwem, które miało z kolei pomóc mu mnie jakoś zmanipulować, ale nie widziałam sensu w tym, żeby Jeff miał w tej kwestii kłamać, poza tym coś podpowiadało mi, że był ze mną całkowicie szczery. W końcu jednak znaleźliśmy się bliżej skraju lasu. Tutaj już zachodziło większe prawdopodobieństwo, że na kogoś wpadniemy, toteż Jeff sam zaproponował, żebyśmy się już pożegnali.

- I dzięki za dzisiaj. Było nawet fajnie - powiedział, spoglądając przy tym wprost na mnie. Uśmiechnęłam się nerwowo, chcąc ukryć w ten sposób swoje lekkie zdenerwowanie całą tą sytuacją.

- Tak - powiedziałam. Nie licząc tych kilku razów, gdy chciałeś mnie zabić - pomyślałam, ale te słowa wolałam już zachować dla siebie. Jeff odwzajemnił mój uśmiech, a potem zbliżył się do mnie, tak że staliśmy bardzo blisko siebie, następnie popatrzył mi prosto w oczy, a potem wypowiedział słowa, których akurat po nim najmniej bym się spodziewała, zwłaszcza po tym wszystkim, co miało dziś miejsce.

- Uważaj na siebie - powiedział. Jego bliska obecność działała na mnie wręcz paraliżująco, poza tym nie mogłam wprost oderwać wzroku od jego oczu. Z powodu przypalonych powiek wydawały się one większe niż oczy przeciętnego człowieka, a na wrażenie to wpływał jeszcze fakt, że teraz mogłam się im przyjrzeć z bliska. Na jego blizny na policzkach wolałam nie patrzeć. Z powodu tego chwilowego paraliżu, który zawładnął moim ciałem, byłam w stanie jedynie pokiwać lekko głową. - Coś ty taka małomówna się nagle zrobiłaś? - spytał chłopak. Poczułam, że jeśli nie chcę go wkurzyć, powinnam znaleźć w sobie energię na odpowiedzenie mu na jego pytanie.

- Wydaje ci się - odparłam. Na szczęście mój głos zdawał się brzmieć normalnie, co mnie ucieszyło, bo bałam się, że odzywając się, zdradzę jak bardzo jestem przejęta i zdenerwowana całą tą sytuacją.

- Wydaje mi się? - spytał. Uniósł przy tym lekko jedną brew, a potem jeszcze się uśmiechnął. Następnie zrobił coś, czego w ogóle w tamtej chwili się nie spodziewałam. Chwycił mnie lekko za ramiona, jakby chciał uniemożliwić mi ucieczkę, a następnie pochylił się w moją stronę i mnie...pocałował! Zupełnie nie byłam na to przygotowana. Przez kilka chwil stałam tam zszokowana, pozwalając mu się całować. Gdy całe zaskoczenie minęło i mój mózg oraz moje serce wznowiły swoją pracę, mimowolnie rozchyliłam nieco usta, a Jeff chyba uznał to za pozwolenie na więcej. Zsunął swoje ręce niżej, obejmując mnie nimi w talii, a następnie przyciągnął do siebie jeszcze bliżej, pogłębiając przy tym pocałunek. Co powinna zrobić normalna osoba, którą pocałował jakiś psychol? Uciekać? Wyrywać się? Wrzeszczeć? Wzywać pomocy? Pewnie coś z tych rzeczy. Co zrobiłam ja? Absolutnie nic! Stałam tam jedynie jak ten kołek i starałam się zrozumieć, co się właśnie dzieje. Ale zanim cokolwiek zrozumiałam, doszłam do wniosku, że dobrze mi się całuje z Jeffem. O dziwo, nie smakował krwią, jakbym się spodziewała, a jego usta były takie ciepłe i tak przyjemnie całowały... Zanim zdążyłam się zorientować, zaczęłam odwzajemniać jego pocałunek! Nie mam pojęcia, ile mogło to trwać, ale myślę, że z dobrych kilka minut, w czasie których robiliśmy sobie przerwy jedynie po to, aby zaczerpnąć nieco powietrza, żeby się przy okazji nie udusić. Jeff odsunął się ode mnie nieznacznie i znów spojrzał mi prosto w oczy, a ja znów nieomal utonęłam w jego spojrzeniu. Nasze oddechy były przyspieszone, zupełnie jak byśmy właśnie przebiegli jakiś maraton. Jeff po chwili przyglądania się mi, uśmiechnął się.

- Było całkiem nieźle jak na pierwszy raz - powiedział. Mimowolnie odwzajemniłam jego uśmiech.

- Mogłabym powiedzieć to samo - odparłam. Chłopak zaśmiał się cicho.

- Gdy nie jesteś wkurzająca, potrafisz być całkiem zabawna - stwierdził po chwili.

- To miał być komplement? - zapytałam, po czym sama się zaśmiałam. Zupełnie nie myślałam wtedy o tym, czy i jak mogę go znów wkurzyć. Mój instynkt samozachowawczy chyba zapomniał, że mam do czynienia z mordercą i postanowił się wyłączyć, pozwalając działać zamiast tego mojemu sercu, które z kolei myślało chyba, że mam do czynienia ze zwykłym chłopakiem, w którym ot tak bez żadnych problemów i przeciwwskazań mogę się zakochać. Jeff, słysząc moje słowa, pokiwał lekko głową, po czym jeszcze raz się zaśmialiśmy, tym razem oboje. - Poćwicz jeszcze prawienie komplementów - dodałam, gdy już się uspokoiliśmy. Jeff ponownie posłusznie pokiwał głową.

- Jasne. Myślę, że do naszego kolejnego spotkania zdołam to poćwiczyć - powiedział.

- Kolejnego spotkania? - spytałam. W moim głosie słychać było lekkie zdziwienie, ale też i odrobinę nadziei. Jeff po raz kolejny kiwnął głową.

- Tak. Nie myślałaś chyba, że to koniec naszych spotkań? - odparł. Ja jedynie wzruszyłam ramionami.

- W czasie naszego dzisiejszego spotkania nie myślałam za wiele o jakiejkolwiek przyszłości. Skupiałam swoje myśli głównie na tym, aby z tobą przeżyć - odparłam. Po raz kolejny mimowolnie wręcz zdecydowałam się na szczerość względem niego. I po raz kolejny, o dziwo, nie spotkało mnie za to z jego strony nic złego. Więcej nawet, Jeff ponownie się zaśmiał. Gdy się uspokoił, kontynuował swoją wypowiedź.

- Nie wyobrażam sobie nawet, że miałoby być inaczej. Musimy znów się spotkać - powiedział, zachowując przy tym całkowitą powagę. Tym razem to ja powoli pokiwałam głową.

- Ale jak niby zamierzasz to zrobić? - zapytałam. To mnie naprawdę ciekawiło.

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, nie słyszałaś o tym? Coś wykombinuję i jakoś znowu się spotkamy. A jeżeli ty sama za mną zatęskniłabyś, zawsze możesz sama złożyć mi wizytę. Ja i mój las nigdzie się nie wybieramy - powiedział. Ponownie się uśmiechnęłam.

- Jasne, będę to miała na uwadze - odparłam.

- Cieszę się - powiedział Jeff, po czym na chwilę znów zapadła między nami cisza, w czasie której po prostu się sobie nawzajem przyglądaliśmy. Następnie chłopak zrobił ponownie coś, czego bym się po nim nie spodziewała. Zwichrzył mi lekko dłonią moje włosy. - Uważaj na siebie, mała - powiedział. Następnie zabrał swoją dłoń z moich włosów. Skrzyżowałam ręce.

- Nie jestem mała! - zawołałam, udawanym, oburzonym tonem. Jeff jedynie znów się krótko zaśmiał.

- Jasne, mała - odparł. Popatrzyłam na niego przez chwilę, a następnie pokręciłam lekko głową. Nie mogłam w ogóle uwierzyć, jakim cudem ja się znalazłam w takiej sytuacji i to z kimś takim jak on. Nagle jednak Jeff spoważniał. - Nie żartuję. Naprawdę na siebie uważaj. Ten świat, również więc i to miasto, to wylęgarnia wszelkiego zła i niebezpieczeństw - powiedział.

- Oczywiście, a jedno takie zło i niebezpieczeństwo stoi właśnie tuż przede mną - odparłam.

- Nina, powtarzam, to nie są żarty. Obiecaj mi, że będziesz na siebie uważać - powiedział Jeff. Westchnęłam, po czym opuściłam ręce wzdłuż ciała.

- No dobrze, obiecuję. A teraz wybacz, ale muszę już iść. Rodzice już pewnie na mnie czekają - odparłam. Chłopak pokiwał ze zrozumieniem głową.

- Tak, pewnie dawno już czekają na ciebie ze smaczną kolacją. No to... do zobaczenia - powiedział niepewnie Jeff.

- Do zobaczenia - odparłam, równie niepewnym tonem. Następnie jeszcze przez krótką chwilę stałam przed nim, a potem odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę wyjścia z lasu. Nie mam pojęcia, co mnie podkusiło, ale po pokonaniu już kilku metrów odwróciłam się na chwilę za siebie i spojrzałam na Jeffa. Chłopak uśmiechnął się do mnie i mi pomachał, co też od razu odwzajemniłam. Potem ponownie się odwróciłam i udałam się prosto w stronę miasta, a, co za tym idzie, mojego domu i moich rodziców. Oraz mojej szkoły, gdzie już jutro miałam spędzić kolejny dzień, zapewne równie okropny, jak wszystkie inne. W towarzystwie Alice i jej paczki, ale za to już bez towarzystwa Patricii. Kto wie, może jednak Jeff miał rację? Może pozbycie się ich to jedyny dobry sposób na uzyskanie spokoju? - pomyślałam. Szłam przed siebie, powłócząc nogami, aż w końcu doszłam do skraju lasu. Zapadał już zmierzch i miałam niewiele czasu, a musiałam jeszcze dotrzeć do domu i wymyślić dla rodziców jakąś przekonywującą historyjkę. Musiałam więc się pospieszyć, jeśli nie chciałam narobić sobie więcej kłopotów, niż już miałam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro