Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

Cholera jasna, co to jest?!-pomyślałam, na widok fioletowego balona, który zleciał z góry, jakby z korony drzewa, i zatrzymał się w powietrzu tuż przede mną. Przez chwilę tak wisiał na wysokości mojej twarzy, aż nagle pękł i wysypało się z niego kolorowe konfetti. Zaskoczona odskoczyłam do tyłu i...na kogoś wpadłam.

-Przepra...-zaczęłam cicho, ale zamilkłam, kiedy odwróciłam się i spostrzegłam, kto za mną stał. Dotąd nie bałam się klownów, ale od dziś chyba zacznę-pomyślałam na widok dwumetrowego mężczyzny w niebieskim stroju, przypominającym właśnie ubiór klowna. Do tego miał nawet niebieskie włosy i dość dziwne, różowe oczy. Przyglądał mi się z rozbawieniem, a jego usta rozciągały się w szerokim, przerażającym uśmiechu.

-Ojej, Jeff, czy ty właśnie chciałeś mnie przeprosić? No nie wierzę!-zawołał mężczyzna, po czym zaczął chichotać i śmiać się, jakby go coś opętało. A ja tam tylko stałam, zapewne z bardzo głupią miną, i starałam się podjąć jakąkolwiek słuszna decyzję w kwestii tego, jak powinnam postąpić. Nagle znikąd obok nas pojawiła się chmura czarnego dymu, a po chwili zamieniła się ona w postać kolejnego klowna! Ten był jeszcze wyższy, w dodatku miał jakieś dziwne, dłuższe ręce. Był cały czarno-biały, nie dało się też nie zauważyć jego osobliwego, stożkowatego nosa. Ok, ten to chyba Laughing Jack czy jakoś tak...A ten drugi?! Myśl, Nina, myśl, Patricia na pewno coś mówiła!

-Co cię tak bawi?-spytał czarno-biały.

-Jeff-odparł krótko ten drugi, przy okazji się uspokajając.

-A właściwie, to co ty tu robisz?-spytał nagle.

-Ja...ehm...a co wy tutaj robicie?-odparłam. Zupełnie nie wiedziałam, co ja mam robić. Modliłam się, żeby już sobie poszli, zniknęli jakoś, zdematerializowali się, przenieśli w czasoprzestrzeni, cokolwiek! Miałam wrażenie, że zaraz się tam po prostu rozpłaczę. Niebieski znowu zachichotał, więc odpowiedzi musiał mi udzielić Jack.

-Wracamy właśnie od Jasona-powiedział.

-Pokazał nam swoją nową lalkę-dodał niebieski, po czym ZNOWU zaczął się śmiać.

-Jemu zawsze tak wesoło?-zapytałam. Pytanie skierowałam do drugiego klowna. Niebieski przestał na chwile chichotać jak dziewięciolatka, która usłyszała słowo "seks" i spojrzał na mnie zaskoczony, po czym tym razem już oboje zaczęli się śmiać. Na początku nie ogarniałam, dlaczego oni się tak zachowują, ale po chwili zaczęłam myśleć i wszystko zrozumiałam. Jeff ich znał i wiedział, jak się zachowują, więc z ich perspektywy moje pytanie było co najmniej dziwne. Poza tym, skoro oboje są takimi dość nietypowymi osobami, to może i lubią śmiać się ze wszystkiego. Tak, najwidoczniej tak własnie było. Mimochodem spojrzałam w stronę willi. Moje wybawienie!-pomyślałam na widok chłopaka w niebieskiej masce, który zbliżał się w naszą stronę. Kiedy do nas podszedł, klowny w końcu przestały się śmiać.

-Cześć, Jack'u numer dwa-powiedział niebieskowłosy, po czym ponownie się zaśmiał. Przynajmniej teraz wiedziałam już, jak ten w niebieskiej masce miał na imię.

-Cześć Candy. Cześć Jack. Co wy tu robicie?-spytał chłopak.

-Właściwie to przyszliśmy po małą pomoc...-zaczął czarno-biały.

-Ej, a może wy nam pomożecie w deratyzacji?!-zawołał nagle, jak się już domyślałam, Candy. Oboje popatrzyliśmy na nich zaskoczeni. To znaczy, ja popatrzyłam na nich zaskoczona, a mój towarzysz, cóż, kiedy się odezwał, brzmiał jak człowiek dość mocno zaskoczony.

-Jakiej znowu deratyzacji?-spytał.

-Ktoś wpadł na durny pomysł, żeby rozebrać moje wesołe miasteczko. I teraz roi się tam od jakichś budowlańców i innych ludzi. Candy zaoferował się, że pomoże mi pozbyć się szkodników. Może się przyłączycie?-spytał Jack.

-Nic z tego, my idziemy ratować Ninę. Slenderman kazał-odparł niemal natychmiast drugi Jack. Candy zmarszczył brwi i spojrzał na niego zdziwiony.

-Myślałem, że sam miałeś to zrobić-powiedział. Jack chciał już coś odpowiedzieć, ale Candy kontynuował.

-Widziałem dzisiaj Slendermana. I jestem pewien, że wspominał coś o tym, iż potrzebna mu do czegoś Nina i chce wysłać ciebie, żebyś ją sprowadził A Jeff co, sam się zaoferował do pomocy? Czyli w końcu zaczęło ci na Ninie zależeć i teraz nawiążecie gorący romans?-spytał klown i, a jakże, zaczął się znowu śmiać. Spojrzałam oburzona na chłopaka, który stał obok mnie.

-Mówiłeś coś innego-powiedziałam.

-Bo Slenderman kazał mi iść z tobą-odparł Jack, jednak coś w jego głosie nie pozwoliło mi tej odpowiedzi tak po prostu zaakceptować.

-Jesteś pewien?-spytałam, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie.

~*~

-...inaczej będę zmuszona powiadomić waszych rodziców-słysząc te słowa, otrząsnąłem się. W myślach właśnie planowałem powolne morderstwo dyrektorki, więc zupełnie ignorowałem to, co do mnie mówiła. A to chyba było coś ważnego. Spojrzałem na dziewczynę, która siedziała na drugim krześle, obok mnie. Obie zaś...oboje, znajdowaliśmy się właśnie w gabinecie szanownej pani dyrektor od siedmiu boleści, której już nie znosiłem i na poważnie rozważałem, czy nie przebić jje tchawicy długopisem, żeby przestała w końcu gadać. Szanse były niewielkie, ale to zawsze coś. Dziewczyna, doprowadzona już do względnie dobrego stanu, posłała mi wystraszone spojrzenie.

-Nie, nie, nie! Nie trzeba! Tak naprawdę, to trochę też w tym mojej winy! Przyznam szczerze, jestem na Ninę strasznie wściekła, ale myślę, że same sobie wszystko wyjaśnimy. Nie chcę, aby moi rodzice byli w to jeszcze mieszani, bo to im tylko przeszkodzi w pracy i jeszcze niepotrzebnie się zdenerwują-jej wypowiedź była naprawdę zaskakująca, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze dziesięć minut temu oboje nawzajem przekrzykiwaliśmy się i zrzucaliśmy na siebie winę za cały ten konflikt. Dziewczyna oskarżała mnie, znaczy Ninę, o absurdalne rzeczy, że niby Nina jej dokuczała, wyśmiewała ją, nastawiła całą szkołę przeciwko niej...nie wiedziałem, czy dziewczyna naprawdę to zrobiła, czy nie, ale od samego początku znienawidziłem tą zołzę, więc cały czas zaprzeczałem wszystkiemu i oskarżałem ją o to samo. W konsekwencji narodziła się z tego niezła kłótnia, dostaliśmy umoralniającą gadkę od dyrektorki, a teraz trzeba było jakoś z tego wybrnąć.

-Tak, tak, jestem tego samego zdania. Spotkamy się po lekcjach i wszystko sobie na pewno wyjaśnimy-odparłem i, ku mojemu zaskoczeniu, zdołałem się nawet lekko uśmiechnąć do nauczycielki. Widocznie nasze małe przedstawienie ją przekonało, albo po prostu nie chciała na nas tracić już więcej czasu, ale ostatecznie po paru minutach w końcu puściła nas wolno.

-To nic między nami nie zmienia. Pamiętaj, suko-powiedziała dziewczyna, kiedy na dobre zamknęły się za nami drzwi gabinetu dyrektorki. Minęła mnie, potrącając przy tym ramieniem. Byłem pewien, że teraz to już na pewno rzucę się na nią i rozszarpię ją, ale w tej samej chwili zadzwonił dzwonek, a z klas jak na zawołanie zaczęli wychodzić uczniowie, co poskutkowało tym, że zrobiło się niemałe zamieszanie. A ja jak zwykle nie miałem do końca pojęcia gdzie jestem, a już zwłaszcza co powinienem teraz zrobić. Jednakże, po paru następnych minutach, odnalazły mnie te same dziewczyny, z którymi już dziś rozmawiałem i zaczęły wypytywać o przebieg całej rozmowy. Streściłem im ją, choć dość niechętnie, ale dzięki ich komentarzom dowiedziałem się co nieco, o co chodzi tej całej Alice. Cieszyłem się przy tym, że mnie już takie problemy szkolne nie dotyczą. No i jednocześnie byłem dumny z faktu, że nadal jeszcze nikogo nie zabiłem, choć moja lista osób, które miałem ochotę w tej szkole zamordować, bardzo szybko się powiększała.

~*~

Upewniwszy się, że nikogo w pobliżu nie ma, usiadłam pod jakimś drzewem, załamana swoim obecnym położeniem. Przynajmniej byłam już sama, chociaż to niekoniecznie musiała być jakaś zaleta. W końcu zawsze mogłam spotkać znowu jakiegoś psychopatę i nawet o tym nie wiedzieć. Swoją drogą to dziwne, że oni wszyscy są akurat tutaj, w dodatku razem... I jakim cudem nikt jeszcze nie dowiedział się o ich obecności? Muszę o to potem zapytać Jeffa. Wróć! Muszę jak najszybciej z tym skończyć, odkręcić to wszystko i zapomnieć, a nie interesować się ich życiem!-pomyślałam. Miałam to "szczęście", że niejaki Eyeless Jack, jak się okazało, miał iść na tę "misję" sam i okłamał mnie, wmawiając mi, że Slenderman chciał, abym mu towarzyszyła. A kiedy się o tym dowiedziałam, to już nie miałam najmniejszego zamiaru nigdzie iść. To samo tyczyło się dwójki tych dziwaków, którzy, całe szczęście, szybko dali mi spokój. Nie mam pojęcia, gdzie zniknęli, ale cieszę się, że zniknęli. Tylko że teraz zostałam zupełnie sama i nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Mogłabym wrócić do domu, ale...no jednak nie za bardzo, biorąc pod uwagę fakt, jak teraz wyglądam. Pozostawało mi chyba tylko przeczekać jakoś do późniego wieczora albo nocy i wtedy wrócić, licząc, że nikt mnie nie zauważy i że do tej pory Jeff nie zrobi nikomu krzywdy. Nagle coś zaszeleściło w krzakach, usłyszałam trzask gałęzi i jakiś kształt pojawił się znikąd przede mną i skoczył, powalając mnie na ziemię. Wrzasnęłam, widząc nad sobą bynajmniej nie uroczy pyszczek jakiegoś słodkiego zwierzątka. Natychmiast zaczęłam się wyrywać i, całe szczęście, zwierzak odsunął się ode mnie, przyglądając mi się jedynie z rosnącym zainteresowaniem. Jego ogon, którym wcześniej wymachiwał na boki, zastygł teraz w bezruchu, może tylko lekko się kołysał. Zwierz ewidentnie mi się przypatrywał, ja zresztą jemu też, z rosnącym przerażeniem. Widziałam przed sobą coś przypominającego dużego psa, tylko że to coś wyglądało naprawdę przerażająco i z pyska bynajmniej psa nie przypominało. Bardziej potwora z najgorszych koszmarów. Chciałam od razu zacząć uciekać, ale wtedy przypomniałam sobie, co się robi, kiedy spotyka się dzikie zwierzę, a zwłaszcza psa. Nie należy uciekać, bo wtedy zwierz uznaje cię za słabszego i atakje. Tak więc stałam naprzeciw niego, gorączkowo starając się sobie przypomnieć resztę informacji dotyczących postępowania w takich przypadkach. Bo liczyłam na to, że wszystko to chociaż w niewielkim stopniu odnosi się też do spotkania z potworem. Co to jest?-zastanawiałam się przerażona. Nagle stwór zrobił krok do przodu i obnażył lekko kły, po czym zawarczał. Ciśnienie skoczyło mi chyba do dwustu. Mimowolnie zrobiłam krok do tyłu. Nagle przypomniałam sobie o broni Jeffa. Nie jestem zwolenniczką takich rozwiązań, ale co innego mam zrobić, jak zaraz skoczy na mnie bestia z piekła rodem?-myślałam przerażona. Kiedy wyjęłam nóż, zwierzak zawahał się. Ruszyłam nią parę razy i zauważyłam, że stwór wodzi za nią wzrokiem.

-Idź stąd! Już! Wynocha!-zdecydowałam się zaryzykować i spróbować go przepędzić. Tym razem to pies nieznacznie się cofnął. Nagle zwierz z powrotem jednak do mnie doskoczył, a właściwie to rzucił się na rękę, w której trzymałam broń i mi ją wyrwał. Chwycił ją w zęby i najpierw tak jakby zaczął gryźć, a potem ni stad ni zowąd odwrócił się i pognał gdzieś przed siebie. Niewiele myśląc, zawróciłam i pobiegłam w przeciwną stronę, do miasta. Nawet jeśli ktoś miałby mnie zauważyć, nie miałam ochoty zostawać tam ani chwili dłużej.

~*~

-Nina, wszystko na pewno dobrze?-spytała któraś z dziewczyn.

-Tak, mam się świetnie!-odparłem, nawet nie podnosząc na nią wzroku.

-Ok, ok, ja się tylko o ciebie martwię-odparła. To daj mi się zabić, skoro tak się o mnie martwisz. Od razu poczuję się lepiej-pomyślałem, ale na szczęście nie wypowiedziałem tego na głos. Miałem już dość przebywania w towarzystwie normalnych ludzi, słuchania ich, przynajmniej powierzchownego udawania, że ich problemu i życie mnie obchodzą i walki z chęcią wymordowania ich wszystkich. Plotkowanie i pilne uczenie się na lekcjach to nie moja bajka. Nie. Nie. NIE! Kilka osób spojrzało na mnie jednocześnie, kiedy dało się słyszeć trzask ołówka, którego trzymałem w rękach. I którego złamałem.

-Chyba jednak masz pewne kłopoty dzisiaj...ale to nic, coś na to poradzimy!-zawołała jedna z dziewczyn. Radość i uśmiech na jej twarzy nie uszczęśliwiły mnie zbytnio i, jak się okazało, miałem słuszną rację uważając, że to, co ona planuje, mi się nie spodoba. A planowała coś naprawdę ohydnego, strasznego, denerwującego i upokarzającego. Co było najgorsze w tym wszystkim? Że jakimś cudem ja zostałem w to wszystko wciągnięty.

~*~

Chcę umrzeć...A nie wróć, nie mogę umrzeć. Bo wtedy sam nie będę miał okazji nikogo zabić-pomyślałem zdołowany. Plan zakładał, że zrywamy się z ostatniej lekcji (co było fajne) i pójdziemy razem do jakiejś tam kawiarni (co nie było fajne).

-Nigdzie z wami nie idę-powiedziałem twardo.

-Daj spokój, Nina, dawno przecież nigdzie razem nie byłyśmy-powiedziała niejaka Grace.

-Spadaj! Ja tam nie zamierzam nigdzie iść!-odparłem, czym chyba ją uraziłem, ale miałem to gdzieś.

-Nina, czemu się ty dzisiaj tak dziwnie zachowujesz?-spytała Patricia, której najbardziej z nich wszystkich nienawidziłem. Dlaczego? Bo podczas jednej z naszych rozmów wspomniała coś o jakimś morderstwie (nie moim) i zaczęła mówić coś o creepypastach. Chwilowo zyskała tym w moich oczach, ale, jak się okazało, jej ulubioną postacią jest Candy Pop. A moją creepypastę uważa za "przeciętną", więc od tamtej chwili z całego serca życzyłem jej, aby spotkała kiedyś tę swoją ulubioną postać. Candy na pewno z chęcią by się nią zajął, najpierw piętnaście razy zgwałcił, a potem przerobił ją na naleśnik swoim młotem. Może nawet jak wrócę, to jakoś przekonam, żeby wziął ją sobie za ofiarę, na szczęście to nie powinno być trudne-pomyślałem.

-Zachowuję się normalnie! Dajcie wy mi wszyscy święty spokój! Wracam do domu!-zawołałem i odwróciłem się w przeciwną stronę.

-Ale przystanek autobusowy masz w drugą stronę-powiedziała lodowatym tonem Grace.

-Wiem o tym-syknąłem, po czym zawróciłem i udałem się w przeciwnym kierunku, czyli tym, gdzie rzekomo miał się znajdować przystanek. Na szczęście nie wpadło im do głowy, żeby za mną iść i dały mi już spokój. Tak więc szedłem sobie, ciesząc się wreszcie spokojem. Na szczęście wiedziałem, jak dotrzeć stąd do domu Niny, w końcu parę razy ją śledziłem. Niestety, nie mogło być za łatwo.

-Nina! Nina!-usłyszałem za sobą. Na początku szedłem dalej, w ogóle nie reagując. Dopierokiedy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, przypomniałem sobie, że to przecież ja jestem teraz Niną. Westchnąłem więc z irytacji i odwróciłem się.

~~~~****~~~~
Wybaczcie, że rizdzial dziś, a nie wczoraj, ale miałam zawaloną niedzielę. A i na końcu wyszedł taki trochę Polsat, ale to nie było zamierzone, po prostu nie chce robić za długiego rozdziału, a i wena mi trochę szwankuje. Z kolei teraz będzie miała miejsce drobna akcja, którą muszę dobrze opisać, więc nie chcę tego robić na szybko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro