Rozdział 16
-...i myślę sobie, wywiało cię gdzieś czy co, bo nie ma cię ani w okolicy, ani z domu nie wyszedłeś, a przecież nie olałbyś tej sprawy. Stwierdziłem jednak, że nie zaszkodzi sprawdzić domu tej dziewczyny. W końcu ty już parę razy u niej byłeś, nawet pod jej nieobecność, więc dlaczego nie ja-cały czas mówił jakiś dziwny chłopak, którego trochę kojarzyłam, ale nie mogłam sobie przypomnieć jego imienia. Jednak wystarczało mi już samo to, że miał na sobie szarą bluzę z dużym kapturem, dość mocno zasłaniającym twarz...a raczej nie tyle twarz, co niebieską maskę.
-J-jak to? O czym ty mówisz?-spytałam zdezorientowana. Chłopak "spojrzał" na mnie. Chociaż bardziej pasowałoby tu określenie "skierował w moją stronę czarne otwory swojej maski, z których wyciekała chyba jakaś substancja".
-No sam przecież mówiłeś, że byłeś parę razy w domu tej Niny, jak jej nie było. A tak w ogóle, to czemu sam nie wyszedłeś po tym, jak one już zniknęły? Zresztą, nieważne. Nie przyszedłem tutaj bez powodu. Ninę złapali policjanci i zamknęli ją w psychiatryku, a, tak się składa, Slenderman ma do niej jakąś ważną sprawę czy coś. W każdym razie, "poprosił nas", żebyśmy ją uwolnili, bo król i władca nie ma czasu ruszyć swojej szanownej dupy i zrobić tego samemu-powiedział chłopak. Nie ogarniałam połowy z tego, co do mnie powiedział, ale zrozumiałam, że wymaga ode mnie, żebym z nim gdzieś poszła po jakąś Ninę (przez chwilę nawet myślałam, że chodzi o mnie), a ja nie miałam najmniejszej ochoty się stąd ruszyć. Zwłaszcza z nim. Zwłaszcza teraz, kiedy wyglądam, jak Jeff.
-A-ale...po co ci ja? Sam na pewno sobie poradzisz-odparłam. Chłopak wzruszył ramionami.
-Nie wiem, po co mi ty. Zwłaszcza, że chodzi o Ninę. Ale Slenderman kazał mi jednak iść z tobą, bo nikt inny nie ma czasu. Ale jak nie chcesz, to nie, tylko potem nie przychodź do mnie z płaczem, cioto, jak Slendy się na ciebie...zdenerwuje-powiedział chłopak. Mój mózg przywołał z najodleglejszych kątów pamięci obraz Slendermana, który kiedyś pokazała mi Patricia...co najmniej trzymetrowego stwora z mackami. Kurde, a co, jeśli on się na serio wkurzy i zabije mnie? Albo Jeffa? A właściwie to kto wtedy naprawdę zginie? Jeśli Slenderman zabije mnie, w ciele Jeffa? Ale to nie zmienia faktu, że ja nie mogę iść z tym chłopakiem!-gorączkowo myślałam, jak wybrnąć z tej sytuacji.
~*~
-Jakim cudem TY dostałaś jeden za odpowiedź?-spytała jakaś dziewczyna.
-Normalnie-odparłem.
-Ale...ty zawsze jesteś przygotowana!-zawołała.
-Pat, daj jej spokój. A ty, Nina, nie przejmuj się tym, każdemu może się zdarzyć-powiedziała druga.
-Ale ja się wcale nie przejmuję-odparłem. Obie popatrzyły na mnie zaskoczona.
-Zwykle przeżywasz każdą gorszą ocenę. No wiesz, ty chcesz się dostać na dobrą uczelnię!-zawołała ta cała Pat, imitując mój głos. Obie dziewczyny zaśmiały się, a ja uśmiechnąłem się lekko, byleby nie uznały, że jestem na nie zdenerwowany i nie zaczęły się jeszcze dopytywać dlaczego.
-Ej, pójdziecie ze mną kupić sobie coś do picia?-spytała nagle Pat.
-Jasne!-zawołała ta druga.
-A po co? Sama nie dasz rady?-spytałem.
-Nie, tylko...chciałam iść razem z wami-odparła tamta.
-Ale po co?-powtórzyłem. Druga dziewczyna westchnęła, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą w stronę drzwi. Nie chciałem odstawiać tam cyrku, więc poszedłem za nimi do automatu z napojami.
-To ty sobie kup coś do picia, a ja pójdę do toalety. Nina, pójdziesz ze mną?-spytała nagle druga dziewczyna i właściwie, nim zdołałem chociaż zrozumieć sens tego pytania, znowu pociągnęła mnie za sobą. Chwilę później obie znalazłyśmy...oboje znaleźliśmy się (matko, już myślę o sobie, jak o dziewczynie-pomyślałem ze zgrozą) w damskiej toalecie i stanęliśmy w kolejce. Były tam trzy kabiny, każda najwidoczniej zajęta i jakieś dwie dziewczyny przed nami. Ok, jestem dorosły i jestem psychopatą. Ale nie zmienia to faktu, że dziwnie się tutaj czuję-pomyślałem, rozglądając się po pomieszczeniu. Tak, Jeff, na pewno damska toaleta znacząco różni się od męskiej...pewnie kible są na sufitach-zganiłem sam siebie w myślach, po czym nieopacznie spojrzałem w lustro i ujrzałem twarz Niny. Ok, niezła z niej laska, ale nie zmieniało to faktu, że wolałem swoją piękną twarz widzieć w lustrze. Na szczęście pięć minut później wróciliśmy już do naszej klasy, gdzie jakaś laska właśnie wlewała do mojego plecaka, znaczy, plecaka Niny, jogurt czy inne gówno!
-Co ty robisz?!-zawołałem, doskakując do niej. Chwilę później wyrwałem jej po prostu z ręki ten głupi jogurt i pozostałą zawartość wylałem po prostu na nią. Dziewczyna najpierw jakby wzdrygnęła się, a potem spojrzała na mnie zaskoczona. Po chwili zaś zaskoczenie zmieniło się w złość.
-Jak śmiesz?!-zawołała, czerwieniąc się ze złości.
-Jak ty śmiesz, szmato! Nie wiem, co ty tu odpierdalasz, ale lepiej skończy, pókim dobry...dobra!-zawołałem.
-Grozisz mi? A tak poza tym, z nas dwóch to akurat nie ja jestem szmatą-odparła dziewczyna.
-Zamknij ten swój głupi ryj, bo nie ręczę za siebie! Zabiję cię!-zawołałem. Dziewczyna znowu popatrzyła na mnie lekko zaskoczona. Heh, pewnie nie przywykli do takich tekstów ze strony Niny. Ale nic nie poradzę na to, jak ona mnie wkurwiła! Tylko nie mogę stracić nad sobą kontroli, bo jak aresztują mnie za morderstwo w ciele Niny, to może to trochę utrudnić mi powrót do mojego idealnego ciała...więc Jeff, uspokój się-pomyślałem. Mimowolnie spojrzałem na dwie towarzyszące mi do tej pory dziewczyny, które na razie stały kawałek dalej, za mną, i tylko przypatrywały się temu wszystkiemu z niedowierzaniem. Zauważywszy mój wzrok, najpierw jedna, a potem także druga, ruszyła w naszą stronę.
-Nie będziesz mi grozić, dziwko!-zawołała dziewczyna, po czym pchnęła mnie. Zrobiłem krok do tyłu, ale chwilę później doskoczyłem do niej z powrotem, chwyciłem ją za włosy i pociągnąłem, wyrywając ich garść. I tyle zostało z mojego "bycia spokojnym". Ale ja już tak mam, że jak ktoś mnie atakuje, to tego potem gorzko żałuje. Jestem mordercą, panem życia i śmierci i nie przywykłem do tego, aby "się hamować".
-A co tu się dzieje? Nina...o matko, Alice, co ci się stało?-w drzwiach sali stanęła nagle nauczycielka, która, widząc zanoszącą się płaczem dziewczynę, od razu do niej dopadła i z przejęciem zaczęła nad nią skakać i pytać, co się stało. A ja zastanawiałem się, jak bardzo na moją niekorzyść świadczy fakt, że mam w dłoni sporą ilość jej wyrwanych włosów, chociaż...w tamtej chwili konsekwencje nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Liczyła się radość z przynajmniej niewielkiego, ale zadanego komuś innemu cierpienia.
~*~
Jakim kurwa cudem ja tu się znalazłam? Co ja tutaj robię? Powinnam uciekać! Chociaż nie, on myśli, że jestem Jeffem, więc raczej nic mi nie grozi, a jak zacznę krzyczeć i zwieję, to dopiero może nabrać jakichś podejrzeń. Tylko mam nadzieję, że nie będę musiała nikogo zabijać? W ogóle, jak my mamy uwolnić tę Ninę? I kto to w ogóle jest? Chociaż, zaraz, to może być ta Nina the Killer...nie znam innej Niny z creepypasty, ale w sumie nie znam też za wielu creeepypast. Może być wiele osób z tym imieniem. Poza tym nie o wszystkich muszą krążyć jakieś historyjki w Internecie, no nie? Co nie zmienia faktu, że ja nie chcę pomagać w uwalnianiu żadnej psychopatki!-wszystkie te myśli zajmowały mój umysł, kiedy szłam lasem, obok chłopaka w niebieskiej masce. Właściwie już od samego początku wiedziałam, że tak czy inaczej nie uda mi się z tego wywinąć...no bo co takiego mogłabym powiedzieć temu chłopakowi, żeby zostawił mnie w spokoju? On pewnie widział we mnie swojego kumpla od morderstw, który mu nigdy nie odmawiał i ciężko byłoby mi teraz wymyślić jakąś wymówkę...nic dziwnego więc, że mój plan diabli wzięli i zamiast grzecznie czekać na powrót Jeffa w domu, szłam teraz gdzieś z tym kolesiem.
-Ej!-zawołał nagle chłopak, a ja, zaskoczona, odwróciłam się, gotowa na to, że zaraz się na mnie rzuci z nożem/siekierą/widelcem czy czym tam zabija. On jednak stał kawałek dalej i wyciągał w moją stronę rękę, w której trzymał sporej wielkości nóż. W myślach już żegnałam się z życiem.
-Co z tobą dzisiaj? Nie będę za tobą szedł i zbierał twoich rzeczy-powiedział chłopak, po czym podszedł do mnie i wepchnął mi w dłonie nóż. Z wrażenia, nim pomyślałam, zacisnęłam dłoń na jego rękojeści. Morderca minął mnie i zaczął iść dalej.
-Ej, chwila, po co mi teraz ten nóż?!-zawołałam spanikowana.
-Kurwa Jeff, nie wiem, jak chcesz, to możesz sobie go użyć do zrobienia kanapki. Wypadł ci po prostu, to ci go daję. Ale myślałem, że kto jak kto, ale ty, z tą swoją obsesją na punkcie noży, zauważysz, że straciłeś broń. Co ty dzisiaj odwalasz?-spytał chłopak. Cofnął się przy tym, zatrzymał przede mną i przyjrzał mi się...ale on przecież nie mógł nic zobaczyć przez to czarne coś wyciekające mu z otworów w masce, prawda? A właściwie, to co to za substancja? Wygląda trochę jak krew, ale...czarna? Może zakażona? Jeśli tak, to dziwne, że on jeszcze jest w stanie funkcjonować...jeśli krew jest aż tak mocno skażona, to już dawno powinna go wykończyć infekcja. STOP! Nina, nie stawiaj pseudo-diagnozy w myślach, w dodatku dla jakiegoś psychopaty.
-Jeff, schowaj ten nóż i idziemy-powiedział chłopak, kiedy już najwidoczniej pojął, że nie doczeka się ode mnie odpowiedzi. Potem, nie czekając na mnie, ruszył dalej, a ja zostałam znowu w tyle. Spojrzałam z przestrachem na broń. Ale gdzie ja ją mam schować? Gdzie Jeff chowa TAKI nóż? On cały czas nosi to przy sobie? Cholera jasna, miał to, jak był u mnie w domu!-pomyślałam spanikowana. Wizja Jeffa mordującego moich rodziców, znajomych i mnie samą znowu stała się realniejsza, ale...mogłam jedynie grać dalej w tę dziwną grę i liczyć na to, że odzyskam swoje ciało, podczas gdy nic złego nikomu się nie stanie. Teraz jednak musiałam się bardziej skupić na teraźniejszości. Mój towarzysz wydawał się już mocno poddenerwowany, więc wolałam nie pytać go o nic więcej. Nie miałam jednak pomysłu, gdzie schować tę broń, więc zostałam po prostu zmuszona do niesienia noża w dłoni. Nie pomagała mi w tym myśl, ilu osobom Jeff odebrał już za jego pomocą życie. Czy to ten sam nóż, którym on się okaleczył?-pomyślałem nagle, ale zaraz odegnałam tę myśl. Nie miałam czasu na takie dyrdymały i nawet nie chciałam się nad tym zastanawiać.
~*~
-Co to za dom?-spytałam nie bez strachu, widząc między drzewami fragmenty sporej posiadłości. Sporo czasu już szliśmy, nie miałam pojęcia dokąd, ale teraz właśnie dostrzegłam ten dziwny budynek i zaniepokoiło mnie to. Choć na pierwszy rzut oka nie było w nim ani nic dziwnego, ani niepokojącego...ale coś mi mówiło, że powinnam się bać.
-Jeff, czy ty się ostatnio bardzo mocno uderzyłeś w głowę? Gorzej ci?-spytał idący obok mnie chłopak.
-Nie...-odparłam niepewnie.
-No to nie pytaj się, co to za budynek, na widok Willi Slendermana-powiedział chłopak.
-Willi Slendermana?!-zawołałam, zatrzymując się gwałtownie.
-Tak, dobrze słyszałeś. A teraz chodź, nie stój jak słup soli.
-Ale po co my tutaj...
-Chciałem się jeszcze przygotować na tę misję. Slendermana spotkałem w lesie, kiedy kazał mi iść razem z tobą po Ninę. A tak się składa, że trochę mi się uszkodził mój obecny skalpel, więc muszę wziąć kolejny. Ty masz swoją broń, ja chcę swoją-odparł chłopak.
-Ok, dobra, to ja tu na ciebie zaczekam-powiedziałam, zatrzymując się w odległości parunastu metrów od budynku.
-Dobra, jak chcesz. Zaraz wrócę-odparł chłopak i poszedł dalej sam w stronę owej willi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro