Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


-Daj spokój! Masakra! Tak bardzo chciałam dostać tę bluzkę, a tu nic! Skończyły się, zanim namówiłam rodziców na kasę! Moi starzy są porąbani! Myślą, że mi się w głowie poprzewracało, żeby tyle kasy na jedną bluzkę tracić. Oni chyba żyją w epoce...ja nie wiem, kamienia łupanego!-zawołałam.

-Ześwirowali-potwierdziła Ray.

-No przecież mówię! M-A-S-A-K-R-A!

-Ja nie wiem, co bym na twoim miejscu zrobiła. Chociaż mi też starzy czasem odwalają takie jazdy-powiedziała moja przyjaciółka.

-Ale to była taka mega bluzka!-zawołałam.

-Justin, czy ty mnie w ogóle słuchasz!-dodałam, potrząsając ramieniem mojego chłopaka, który wpatrywał się w swój telefon.

-Tak, oczywiście-odparł, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.

-W takim razie wolisz czerwony czy zielony?-powiedziałam na tyle głośno, że musiał przerwać swoją grę czy co tam robił i spojrzeć na mnie.

-Co? Wybacz skarbie, nie zrozumiałem...

-NIE SŁUCHAŁEŚ! Nie kupiłam tej bluzki, o której tyle ci opowiadałam!-zawołałam.

-Matko, straszne-powiedział Justin, chowając swoją komórkę.

-A żebyś wiedział!-zawołałam.

-Spójrz tylko, kto tam przylazł. Ktoś, kto najwidoczniej nie ma takich problemów-powiedziała Ray, wskazując palcem na coś za nami. Ja i Justin odwróciliśmy się i ujrzeliśmy tę sucz, Ninę, razem z jedną z jej "najlepsiejszych" przyjaciółek. Jej widok wpienił mnie tym bardziej, że miała na sobie dokładnie tę bluzkę, którą ja chciałam!

-Takiej to dobrze, rodzice wszystko jej kupią-powiedziała Ray.

-O nie, ja tego tak nie zostawię!-zawołałam.

-Masz jakiś pomysł?-zapytał Justin, uśmiechając się. Jego także cieszyła wizja dokuczenia Ninie.

-Oczywiście. Ray, jestem zmuszona pożyczyć twoją kawę. Mogę?-zapytałam, wskazując na trzymany przez nią, papierowy kubek, który do połowy był jeszcze wypełniony czarną cieczą.

-Tylko zrób z niej dobry użytek-odparła dziewczyna. Podała mi napój, a na jej twarzy także pojawił się uśmiech. Byłam podwójnie zadowolona, bo 1) zaraz pokażę tej idiotce gdzie jej miejsce i co o niej myślę, 2) wszystkich w ten sposób zadowolę. Wzięłam kubek i zaczęłam się kierować w stronę obu dziewczyn, siedzących obecnie na ławce przed szkołą.

~*~

-Nowa bluzka?-zapytała Jade, dosiadając się do mnie. Siedziałam na ławce przed szkołą i powtarzałam na sprawdzian z biologii.

-Mama wypatrzyła ją gdzieś w sklepie i mi kupiła-odparłam.

-Musiała sporo kosztować, widziałam ją na wystawie...-zaczęła Jade, ale przerwała, widząc moją minę.

-Wiem, dlatego normalnie bym jej nie założyła. Wiesz, jak ja nie lubię drogich rzeczy. Czuję się wtedy, jakbym się wywyższała. Ale dziś zaspałam i zakładałam co mi wpadło w ręce, no i tak wyszło-powiedziałam.

-Przestań, ty nigdy się nie wywyższasz. Szczerze to ja na twoim miejscu miałabym pewnie co najmniej trzy szafy zapchane najdroższymi ubraniami-odparła moja przyjaciółka, na co obie się zaśmiałyśmy.-A teraz już schowaj tę książkę. Obie wiemy, że ty i tak nauczyłaś się na ten sprawdzian najlepiej z całej klasy-dodała, po czym wyjęła mi z ręki podręcznik i schowała do mojego plecaka.

-Hej, grzebiesz mi po rzeczach!-zawołałam.

-Przykro mi. Musisz sobie załatwić ochroniarza, wtedy może przestanę-powiedziała Jade, na co znowu się zaśmiałyśmy. Potem zaczęłyśmy rozmawiać o różnych sprawach. W pewnym momencie zauważyłam, że trójka moich "największych fanów" w tej szkole zbliża się w naszą stronę. Na ich czele szła Alice, co było dziwne, bo zazwyczaj pierwsza szła królowa pszczół, czyli Rachel. Kiedy przechodzili obok nas (zbyt blisko nas) Alice jakoś dziwnie się zachwiała i przechyliła kubek z kawą w taki sposób, że cała jego zawartość wylądowała na mnie.

-Ej! Co ty robisz?!-zawołałam, natychmiast wstając.

-Oj, przepraszam księżniczko, niezdara ze mnie-powiedziała Alice słodkim głosikiem, po czym odwróciła głowę. Chyba tylko po to, żeby sprawdzić, czy Justin i Rachel wszystko widzieli i słyszeli. Oczywiście stali za nią i uśmiechali się. Po chwili Alice odwróciła się do mnie, także z uśmiechem na twarzy.

-Ale wiesz co, księżniczko? Teraz wygląda to lepiej-powiedziała.

-Zrobiłaś to specjalnie!-zawołała Jade.

-Wcale nie, każdy może się potknąć-odparła Alice.

-Ale nie w tak dziwaczny sposób jak ty. Na prostej drodze, idąc prosto. Chyba że w tej twojej kawce coś było i siadła ci na umiejętność utrzymania równowagi-powiedziała Jade.

-Słyszałyście ją? Umiejętność utrzymania równowagi! Alice, co z twoją umiejętnością utrzymania równowagi? Coś ci na nią siadło?-Rachel jednocześnie śmiała się i mówiła.

-Chodźmy stąd, Jade-powiedziałam, odciągając moją przyjaciółkę. Nie miałam ochoty dłużej przebywać w ich towarzystwie i słuchać ich durnej gadaniny oraz tego jak nazywają mnie "księżniczką" tylko dlatego, że moi rodzice mają dużo pieniędzy, a ja nie zechciałam dołączyć do ich Klubu Największych Idiotów i Najbardziej Wrednych Osób w Szkole. Tak, szczerze nienawidzą mnie tylko dlatego, że moja rodzina jest bogata, a ja z tego nie korzystam i staram się nie wywyższać. A oni, gdyby byli na moim miejscu, pewnie kazaliby się wozić do szkoły karetami.

-Ale...-zaczęła dziewczyna.

-Kłócenie się z idiotą jest jak gra w piłkę nożną z kotem. Najprawdopodobniej rzuci się na piłkę, podrapie, pogryzie, przebije, nasika na to, co z niej została, a potem pośle ci szyderczy uśmiech mówiący o tym, jak bardzo cieszy się ze swojej wygranej (dop. aut. Żeby nie było, nie mam nic do kotów)-powiedziałam na tyle cicho, żeby tamta trójka nas nie słyszała. Na szczęście po numerze z kawą dali sobie spokój. Stali cały czas w miejscu, śmiali się i rozmawiali, wskazując co chwila na nas palcami. Wraz z Jade czym prędzej weszłyśmy do szkoły i udałyśmy się do łazienki. Na szczęście moja przyjaciółka miała tego dnia w-f, dzięki czemu była w stanie poratować mnie białą bluzką, bo z plamą na mojej nie dało się już nic zrobić. Niestety przez to, że miałam czarne spodnie, wyglądałam jakbym ja sama właśnie szła biegać, ale na to już nic nie byłam w stanie poradzić. Kiedy się przebrałam, akurat zabrzmiał dzwonek, więc każda z nas udała się do swojej sali. Przywitałam się z każdym z mojej klasy, oprócz oczywiście Alice, z którą już się widziałam, ale która i tak prędzej by oddała duszę szatanowi, niż choćby podała mi rękę, nie mówiąc już o powitalnym przytulasie. Dzień w szkole, mimo niezbyt ciekawego początku, minął mi dość przyjemnie. Na lekcjach jak zwykle słuchałam nauczycieli (No dobra, na historii skupiałam się na bazgraniu po zeszycie, ale na tym przedmiocie akurat nikt nie uważa. Trudno jest słuchać nauczyciela, kiedy on większość lekcji spędza popijając kawę w swoim kantorku, a klasa ma "wynotowywać ważne rzeczy z podręcznika"). Przerwy spędzałam ze swoimi znajomymi. Po szkole razem z Jade i Grace poszłyśmy na przystanek autobusowy. Jade tylko nas odprowadzała, bo mieszkała niedaleko szkoły, ale szła w tę sama stronę co my. Grace i ja zaś wsiadłyśmy do autobusu, cały czas rozmawiając o obecnie najważniejszej rzeczy, czyli naszym zbliżającym się występie. Już niedługo miały odbyć się Mistrzostwa Cheerleaderek w naszym mieście, a zwycięstwo otwierałoby nam drogę na wszystkie inne zawody, w tym te światowe. W końcu jednak i z Grace musiałam się pożegnać, bo wysiadała wcześniej niż ja. Kiedy dotarłam już domu, zjadłam spróbowałam zjeść trochę przygotowanej przez mamę zupy (była niejadalna, więc wylałam ją), a potem zrobiłam sobie po prostu kanapki. Po odrobieniu lekcji pouczyłam się trochę, przygotowałam kolację (zapiekankę warzywną), a kiedy piekła się w piekarniku, przećwiczyłam nasz układ taneczny. Rodzice wrócili późnym wieczorem i zasiedliśmy do wspólnej kolacji.

-Jak zwykle, w przeciwieństwie do mamy, dałaś popis swoich kulinarnych umiejętności-powiedział tata.

-Wyjątkowo nie obrażę się za tę uwagę, bo ona akurat jest prawdziwa. Mam nadzieję, że moja zupe cię nie otruła, kochanie?-dodała mama, zajadając się zapiekanką.

-Nie, dziękuję. Poza tym to nie jest trudne, wystarczy trzymać się przepisu-odparłam.

-A jak ci dzisiaj minął dzień w szkole?-zagadał tata.

-Dobrze, tylko na matmie chłopcy znowu zdenerwowali nauczycielkę. Jak robimy łatwe rzeczy, to im się nudzi i gadają. A co w pracy?

-Skarbie, na pewno nie chcesz wysłuchiwać tego, co się u nas w pracy dzieje, bo tego by starczyło na stworzenie całej serii książek pod tytułem "Najgłupsze i najwredniejsze zachowania ludzi". Dziś na przykład jeden z pracowników dał Samancie biało-czarne ulotki, które ona miała skserować i wydrukować na kolorowo!-odparła mama.

-Zaćmienie umysłu?-zapytałam.

-Wątpię, bo ten mężczyzna nie mógł później pojąć, dlaczego jest to niemożliwe-odpowiedział tata.

-Czasami dochodzę do wniosku, że wy w tej swojej nudnej, papierkowej robocie macie więcej frajdy niż ja w szkole-odparłam.

-Najwięcej frajdy mamy zawsze na spotkaniach biznesowych. A propos, w piątek na nas nie czekaj, bo wrócimy bardzo późno, pewnie nawet gdzieś nad ranem. Znowu musimy iść na jakieś nudnawe przyjęcie-powiedział tata.

-Może nie będzie tak źle? W gruncie rzeczy dyskusje z panem Shergrheyem na temat wysokiego przyrostu ludności w Chinach nie są chyba aż tak złe?-odparłam z uśmiechem.

-Nie, dopóki nie włącza się w nie Isobel, która, jak się okazało, jest przekonana, że rząd chce zmniejszyć liczbę ludności na świecie. Zresztą, mówiłam ci o tym-powiedziała mama.

-Ale mi chyba nie, a chętnie posłucham, bo w tej dyskusji chyba nie wziąłem akurat udziału-wtrącił się tata.

-To proste. Rządy państw umówiły się, że trzeba jakoś zmniejszyć liczbę ludzi na świecie. Jednym ze sposobów jest rozpylanie trucizny z samolotów. Pewnie myślisz, że te białe smugi to jakieś resztki paliwa czy cokolwiek. Błąd, te ślady za samolotami to według niektórych wspomniana trucizna-wyjaśniłam, powtarzając to, co kiedyś usłyszałam od mamy.

-Ale ludzie tak naprawdę nie myślą?-zapytał tata.

-Niektórzy nadal myślą, że ziemia jest płaska-odparła mama.

-Kilkaset tysięcy, a nawet milionów lat ewolucji, żeby powstał inteligentny gatunek ludzki...a ja cały czas mam wrażenie, że to wszystko poszło na marne-powiedział tata.

-Daj spokój, nie jest tak źle. Możemy przyjąć, że na każdego idiotę przypada jakiś geniusz. Optymistyczne podejście, ale podbudowuje wiarę w ludzi-powiedziałam. Trochę jeszcze porozmawialiśmy, po czym skończyliśmy jeść. Tata zgłosił się na ochotnika do powkładania naczyń do zmywarki, a mama i ja poszłyśmy do salonu oglądać telewizję.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro