51. Ticcy Toby
Zaczęłam się od razu ubierać. Jeff mnie co prawda cholernie zawstydził, ale jednak to uczucie zaraz przeminęło. Zaczęłam się stresować, w końcu ktoś do nas przyszedł, a Jeff z tym kimś gadał, zamiast od razu zabić... To znaczy, ja nie chciałam jeszcze więcej śmierci, naprawdę, więc to dobrze, że nie zabijał. Ale jednak zazwyczaj tak właśnie robił, a teraz nie, rozmawiał chyba z tym kimś, więc naprawdę zaczęłam się przejmować tym wszystkim.
Najpierw przysiadłam, okryłam się jeszcze trochę śpiworem, i zaczęłam się przysłuchiwać ich rozmowie. Postanowiłam na razie nie wychodzić, żeby może nie przeszkadzać Jeffowi. Ufałam, a przynajmniej chciałam ufać, że Jeff wie, co robi. Chociaż byłam przerażona i bałam się o nas oboje.
~*~
Toby wzruszył lekko ramionami.
- Nie spodziewałem się oczywiście miłego powitania, w końcu chodzi o ciebie - stwierdził Ticcy Toby.
Sapnąłem z irytacją.
- Daruj sobie tą gadaninę i przejdź od razu do rzeczy. Czego chcesz? Albo raczej, czego chce twój szef? - warknąłem ze złością.
- Operator chce, żebyś powrócił - odparł Toby.
Aż pokręciłem lekko głową z dezaprobatą i niedowierzaniem.
- Serio? Mam niby wrócić do willi? Rezydencji Creepypast? - spytałem, prychając przy tym cicho śmiechem.
- To chyba jest jakiś żart. Najpierw mnie wyrzuca, a teraz chce z powrotem? - odparłem.
- Doprowadziłeś do tego swoim zachowaniem. Poza tym, właściwie to sam odszedłeś - stwierdził Toby.
- Skąd w takim razie pomysł, że będę chciał wrócić? - zapytałem.
- Bo z pewnością przypomniałeś już sobie, że życie w willi jest zdecydowanie łatwiejsze i przyjemniejsze. No i na pewno chciałbyś więcej spokoju i wygody, jeśli nawet nie dla siebie, to przynajmniej dla swojej towarzyszki - stwierdził Toby.
Jakby w reakcji na te słowa, namiot otworzył się i zaraz wyszła z niego Nina, przepchnęła się obok mnie i stanęła przy mnie.
~*~
Czekałam przejeta tym wszystkim w namiocie. Przybliżyłam się do wyjścia i podsłuchiwałam ich rozmowę, ale nie mogłem już wytrzymać. Nie stali daleko i w końcu przez materiał namiotu nie było tak źle słychać, ale prawie nic nie rozumiałam z tej ich dziwnej rozmowy. W końcu zdecydowałam się wyjść z namiotu i stanąć przy Jeffie.
- Co się dzieje? - zapytałam.
Spojrzałam najpierw na Jeffa, a potem na chłopaka, który stał naprzeciwko niego. Aż wmurowało mnie lekko na widok jego dość... nietypowego ubrania. O samym wyglądzie praktycznie nic nie mogłem powiedzieć, bo przez spory komin i gogle, niczym zimowe, nie mogłam dostrzec nic z jego twarzy. Widziałam tylko brązowewłosy, wystające spod kaptura. Wygladał naprawdę dziwnie.
- Nina! - zawołał Jeff, jakby chciał mnie upomnieć.
~*~
Krzyknałem do Niny, a wtedy ona jakby trochę się ocknęła i przeniosła wzrok z Toby'ego z powrotem na mnie.
- Kazałem ci chyba zostać w namiocie! - zawołałem zdenerwowany.
- Właściwie to nie kazałeś... - stwierdziła.
- Ale miałaś nie wychodzić! - zawołałem.
- Niby skąd miałam to wiedzieć? Nie czytam ci w myślach! Poza tym, dlaczego niby miałabym zostać w namiocie? Już zrobiłeś ze mnie morderczynię, więc niestety, ale potrafiłabym się obronić - stwierdziła Nina.
- Niestety? Niestety?! Niestety potrafisz się bronić? Co to niby znaczy, że "niestety"? I że to niby przeze mnie? Bardziej to dzięki mnie! Powinnaś się cieszyć, że potrafisz walczyć, obronić się! - zawołałem.
A poza tym, nie chciałem, żeby Nina wtrącała się w tą romozwę właśnie przez pewną kreaturę akurat potrafiącą czytać w myślach.
- Ale to wszystko nie tak! - zawołała Nina.
- A niby jak? - spytałem.
Toby odchrząknął.
- Przepraszam, że przerywam wam tę urzekającą kłótnię małżeńską, ale może... - zaczął, ale przerwaliśmy mu.
- Co? Niby jaką kłótnię małżeńską? - zawołaliśmy, prawie że jednocześnie.
Toby wzruszył ramionami.
- Zachowujecie się jak stare i niezbyt dobre małżeństwo. Ale to teraz nieważne. Możemy wrócić do naszej rozmowy? - powiedział, skupiając się ponownie na mnie.
Skinąłem głową, podczas gdy Nina po cichu powtórzyła coś o starym małżeństwie... Chyba wciąż nie do końca doszła do siebie w całej tej sytuacji, ale zresztą, co się dziwić.
- Jasne. Otóż, odpowiedź brzmi... - zacząłem, ale tym razem to mnie zostało przerwane.
- Chwila, chwila, chwila! Chwila moment! O co tutaj właściwie chodzi? Jeff, kto to jest? - zawołała Nina, spoglądając na mnie wyczekująco.
Wtedy Toby chwycił ją za ramię.
- Daj spokój i pozwól nam dokończyć ważną rozmowę. Ty sobie potem pogadasz z Jeffem i wszystko sobie wyjaśnicie. No chyba, że się rozstaniecie - powiedział.
- Jak to rozstaniemy? Jeff, co to wszystko ma znaczyć?! - zawołała Nina, przenosząc zaskoczony wzrok z Toby'ego z powrotem na mnie.
- Nie waż się jej dotykać! - zawołałem wściekły i ruszyłem na Toby'ego, odpychając go od Niny.
- Jeff! - zawołała tylko Nina.
Rzuciła się w naszą stronę, ale nie zdołała nawet do nas dopaść, bo zaraz wylądowaliśmy z Toby'm na ziemi i zaczęliśmy się między sobą przepychać. A że byliśmy dobrzy w walkach, to szybko mogło się to przerodzić w naprawdę groźną walkę, z użyciem pewnych narzędzi...
- Jeff, zostaw go! - zaczęła dalej wołać Nina, podbiegła do nas i próbowała mnie odciągnąć, bo to ja znajdowałem się na górze.
- Przestań Nina! Nie przeszkadzaj mi! Przynieś mi lepiej jakiś nóż! - zawołałem.
Odkąd byłem przy Ninie... Stałem się chyba jakby bardziej odsłonięty, bo kiedyś nie do pomyślenia byłoby, że nie miałbym przy sobie przynajmniej jednego noża.
- W życiu! Nie pozwolę wam się pozabijać! Znowu! - zawołała Nina.
- Nina! - upomniałem ją.
- Ah, więc nie masz noża? Tym lepiej dla mnie! - zawołał Toby.
~*~
Nie było czasu, Toby mógł być bardzo niebezpieczny, zwłaszcza dla Niny. Myślałem głównie o tym, dlatego pierwszy rzuciłem się na chłopaka. Nie miałem co prawda przy sobie noża, ale nadal potrafiłem walczyć. Mógłbym spróbować go przynajmniej udusić, albo wyrwać mu jeden z jego toporków i nim dokończyć robotę. Najważniejsze było jednak teraz przejąć inicjatywę i w końcu coś zrobić, nie pozwolić na działanie Toby'emu.
~*~
Zazwyczaj walczyłem toporkami, ale kiedy Jeff się na mnie rzucił, jeden wypadł mi z ręki, a tak czy inaczej, musiałbym się trochę poszamotać, żeby sięgnąć do jednego czy drugiego toporka, wydostać go i użyć. Ale nie miałbym z tym większego problemu, tyle że ja nie miałem zabić Jeffa, więc nie musiałem koniecznie używać toporków.
- Jeff! Opanuj się! - warknąłem, próbując go odepchnąć, chociaż on wyjątkowo silnie się trzymał i rzucał, nawet jak na niego.
~*~
Znowu nie miałam wyjścia! Podbiegłam do toporka, który wypadł tamtemu chłopakowi, kiedy Jeff w niego uderzył. Chwyciłem go mocno, ale czułem, jak całe moje ciało drżało pod wpływem emocji i tego wszystkiego, co znowu się działo.
- Przestańcie natychmiast! - zawołałam.
Teraz, trzymając już broń w ręku, czułam się co prawda pewniej, ale nadal mimo wszystko wolałabym nie musieć jej używać.
~*~
Uspokoiłem się chwilowo, bo uznałem, że lepiej będzie najpierw na spokojnie spróbować im to wytłumaczyć, zwłaszcza Jeffowi, a potem ewentualnie użyć przemocy.
- Przestań! Nie zamierzam nic robić ani tobie, ani tej dziewczynie. Miałem was po prostu znaleźć i zabrać do Slendermana! Oboje! - zawołałem, wbijając wściekłe spojrzenie w Jeffa.
~*~
Trochę przystopowałem, słysząc jego słowa.
- Co? Slenderman nasłał cię na nas oboje! Cholera! Czego on chce?! - zawołałem.
Chociaż Toby mógł nie wiedzieć, Slenderman raczej nie zwierzał się swoim chłopcom na posyłki z własnych planów. A jeżeli nawet, mogło być trudno wydobyć tą wiedzę z Toby'ego, bo proxy znajdowali się pod mocnym wpływem prania mózgu przez Slendermana i byli mu naprawdę wierni... Ale nie zaszkodziło przynajmniej spróbować jakoś wywiedzieć się w tym wszystkim. Zwłaszcza, że jeśli Toby nas znalazł, to i tak nie zostało nam już z Niną wiele czasu i nie mieliśmy żadnej opcji ucieczki...
- Kto to jest ten cały Slenderman?! - zawołała zdenerwowana Nina.
Najwidoczniej jej pamięć nie zdążyła jeszcze wrócić. Ledwie jednak dziewczyna zdazyła to powiedzieć, a zostaliśmy całą trójką teleportowani.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro