Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

51. Ticcy Toby

Zaczęłam się od razu ubierać. Jeff mnie co prawda cholernie zawstydził, ale jednak to uczucie zaraz przeminęło. Zaczęłam się stresować, w końcu ktoś do nas przyszedł, a Jeff z tym kimś gadał, zamiast od razu zabić... To znaczy, ja nie chciałam jeszcze więcej śmierci, naprawdę, więc to dobrze, że nie zabijał. Ale jednak zazwyczaj tak właśnie robił, a teraz nie, rozmawiał chyba z tym kimś, więc naprawdę zaczęłam się przejmować tym wszystkim.

Najpierw przysiadłam, okryłam się jeszcze trochę śpiworem, i zaczęłam się przysłuchiwać ich rozmowie. Postanowiłam na razie nie wychodzić, żeby może nie przeszkadzać Jeffowi. Ufałam, a przynajmniej chciałam ufać, że Jeff wie, co robi. Chociaż byłam przerażona i bałam się o nas oboje.
~*~
Toby wzruszył lekko ramionami.
- Nie spodziewałem się oczywiście miłego powitania, w końcu chodzi o ciebie - stwierdził Ticcy Toby.
Sapnąłem z irytacją.
- Daruj sobie tą gadaninę i przejdź od razu do rzeczy. Czego chcesz? Albo raczej, czego chce twój szef? - warknąłem ze złością.
- Operator chce, żebyś powrócił - odparł Toby.
Aż pokręciłem lekko głową z dezaprobatą i niedowierzaniem.
- Serio? Mam niby wrócić do willi? Rezydencji Creepypast? - spytałem, prychając przy tym cicho śmiechem.
- To chyba jest jakiś żart. Najpierw mnie wyrzuca, a teraz chce z powrotem? - odparłem.
- Doprowadziłeś do tego swoim zachowaniem. Poza tym, właściwie to sam odszedłeś - stwierdził Toby.
- Skąd w takim razie pomysł, że będę chciał wrócić? - zapytałem.
- Bo z pewnością przypomniałeś już sobie, że życie w willi jest zdecydowanie łatwiejsze i przyjemniejsze. No i na pewno chciałbyś więcej spokoju i wygody, jeśli nawet nie dla siebie, to przynajmniej dla swojej towarzyszki - stwierdził Toby.
Jakby w reakcji na te słowa, namiot otworzył się i zaraz wyszła z niego Nina, przepchnęła się obok mnie i stanęła przy mnie.

~*~
Czekałam przejeta tym wszystkim w namiocie. Przybliżyłam się do wyjścia i podsłuchiwałam ich rozmowę, ale nie mogłem już wytrzymać. Nie stali daleko i w końcu przez materiał namiotu nie było tak źle słychać, ale prawie nic nie rozumiałam z tej ich dziwnej rozmowy. W końcu zdecydowałam się wyjść z namiotu i stanąć przy Jeffie.
- Co się dzieje? - zapytałam.

Spojrzałam najpierw na Jeffa, a potem na chłopaka, który stał naprzeciwko niego. Aż wmurowało mnie lekko na widok jego dość... nietypowego ubrania. O samym wyglądzie praktycznie nic nie mogłem powiedzieć, bo przez spory komin i gogle, niczym zimowe, nie mogłam dostrzec nic z jego twarzy. Widziałam tylko brązowewłosy, wystające spod kaptura. Wygladał naprawdę dziwnie.
- Nina! - zawołał Jeff, jakby chciał mnie upomnieć.

~*~
Krzyknałem do Niny, a wtedy ona jakby trochę się ocknęła i przeniosła wzrok z Toby'ego z powrotem na mnie.
- Kazałem ci chyba zostać w namiocie! - zawołałem zdenerwowany.
- Właściwie to nie kazałeś... - stwierdziła.
- Ale miałaś nie wychodzić! - zawołałem.
- Niby skąd miałam to wiedzieć? Nie czytam ci w myślach! Poza tym, dlaczego niby miałabym zostać w namiocie? Już zrobiłeś ze mnie morderczynię, więc niestety, ale potrafiłabym się obronić - stwierdziła Nina.
- Niestety? Niestety?! Niestety potrafisz się bronić? Co to niby znaczy, że "niestety"? I że to niby przeze mnie? Bardziej to dzięki mnie! Powinnaś się cieszyć, że potrafisz walczyć, obronić się! - zawołałem.

A poza tym, nie chciałem, żeby Nina wtrącała się w tą romozwę właśnie przez pewną kreaturę akurat potrafiącą czytać w myślach.
- Ale to wszystko nie tak! - zawołała Nina.
- A niby jak? - spytałem.
Toby odchrząknął.
- Przepraszam, że przerywam wam tę urzekającą kłótnię małżeńską, ale może... - zaczął, ale przerwaliśmy mu.
- Co? Niby jaką kłótnię małżeńską? - zawołaliśmy, prawie że jednocześnie.
Toby wzruszył ramionami.
- Zachowujecie się jak stare i niezbyt dobre małżeństwo. Ale to teraz nieważne. Możemy wrócić do naszej rozmowy? - powiedział, skupiając się ponownie na mnie.

Skinąłem głową, podczas gdy Nina po cichu powtórzyła coś o starym małżeństwie... Chyba wciąż nie do końca doszła do siebie w całej tej sytuacji, ale zresztą, co się dziwić.

- Jasne. Otóż, odpowiedź brzmi... - zacząłem, ale tym razem to mnie zostało przerwane.
- Chwila, chwila, chwila! Chwila moment! O co tutaj właściwie chodzi? Jeff, kto to jest? - zawołała Nina, spoglądając na mnie wyczekująco.
Wtedy Toby chwycił ją za ramię.
- Daj spokój i pozwól nam dokończyć ważną rozmowę. Ty sobie potem pogadasz z Jeffem i wszystko sobie wyjaśnicie. No chyba, że się rozstaniecie - powiedział.
- Jak to rozstaniemy? Jeff, co to wszystko ma znaczyć?! - zawołała Nina, przenosząc zaskoczony wzrok z Toby'ego z powrotem na mnie.
- Nie waż się jej dotykać! - zawołałem wściekły i ruszyłem na Toby'ego, odpychając go od Niny.
- Jeff! - zawołała tylko Nina.

Rzuciła się w naszą stronę, ale nie zdołała nawet do nas dopaść, bo zaraz wylądowaliśmy z Toby'm na ziemi i zaczęliśmy się między sobą przepychać. A że byliśmy dobrzy w walkach, to szybko mogło się to przerodzić w naprawdę groźną walkę, z użyciem pewnych narzędzi...

- Jeff, zostaw go! - zaczęła dalej wołać Nina, podbiegła do nas i próbowała mnie odciągnąć, bo to ja znajdowałem się na górze.
- Przestań Nina! Nie przeszkadzaj mi! Przynieś mi lepiej jakiś nóż! - zawołałem.

Odkąd byłem przy Ninie... Stałem się chyba jakby bardziej odsłonięty, bo kiedyś nie do pomyślenia byłoby, że nie miałbym przy sobie przynajmniej jednego noża.

- W życiu! Nie pozwolę wam się pozabijać! Znowu! - zawołała Nina.
- Nina! - upomniałem ją.
- Ah, więc nie masz noża? Tym lepiej dla mnie! - zawołał Toby.

~*~
Nie było czasu, Toby mógł być bardzo niebezpieczny, zwłaszcza dla Niny. Myślałem głównie o tym, dlatego pierwszy rzuciłem się na chłopaka. Nie miałem co prawda przy sobie noża, ale nadal potrafiłem walczyć. Mógłbym spróbować go przynajmniej udusić, albo wyrwać mu jeden z jego toporków i nim dokończyć robotę. Najważniejsze było jednak teraz przejąć inicjatywę i w końcu coś zrobić, nie pozwolić na działanie Toby'emu.

~*~
Zazwyczaj walczyłem toporkami, ale kiedy Jeff się na mnie rzucił, jeden wypadł mi z ręki, a tak czy inaczej, musiałbym się trochę poszamotać, żeby sięgnąć do jednego czy drugiego toporka, wydostać go i użyć. Ale nie miałbym z tym większego problemu, tyle że ja nie miałem zabić Jeffa, więc nie musiałem koniecznie używać toporków.

- Jeff! Opanuj się! - warknąłem, próbując go odepchnąć, chociaż on wyjątkowo silnie się trzymał i rzucał, nawet jak na niego.

~*~
Znowu nie miałam wyjścia! Podbiegłam do toporka, który wypadł tamtemu chłopakowi, kiedy Jeff w niego uderzył. Chwyciłem go mocno, ale czułem, jak całe moje ciało drżało pod wpływem emocji i tego wszystkiego, co znowu się działo.
- Przestańcie natychmiast! - zawołałam.
Teraz, trzymając już broń w ręku, czułam się co prawda pewniej, ale nadal mimo wszystko wolałabym nie musieć jej używać.

~*~
Uspokoiłem się chwilowo, bo uznałem, że lepiej będzie najpierw na spokojnie spróbować im to wytłumaczyć, zwłaszcza Jeffowi, a potem ewentualnie użyć przemocy.
- Przestań! Nie zamierzam nic robić ani tobie, ani tej dziewczynie. Miałem was po prostu znaleźć i zabrać do Slendermana! Oboje! - zawołałem, wbijając wściekłe spojrzenie w Jeffa.

~*~
Trochę przystopowałem, słysząc jego słowa.
- Co? Slenderman nasłał cię na nas oboje! Cholera! Czego on chce?! - zawołałem.

Chociaż Toby mógł nie wiedzieć, Slenderman raczej nie zwierzał się swoim chłopcom na posyłki z własnych planów. A jeżeli nawet, mogło być trudno wydobyć tą wiedzę z Toby'ego, bo proxy znajdowali się pod mocnym wpływem prania mózgu przez Slendermana i byli mu naprawdę wierni... Ale nie zaszkodziło przynajmniej spróbować jakoś wywiedzieć się w tym wszystkim. Zwłaszcza, że jeśli Toby nas znalazł, to i tak nie zostało nam już z Niną wiele czasu i nie mieliśmy żadnej opcji ucieczki...

- Kto to jest ten cały Slenderman?! - zawołała zdenerwowana Nina.
Najwidoczniej jej pamięć nie zdążyła jeszcze wrócić. Ledwie jednak dziewczyna zdazyła to powiedzieć, a zostaliśmy całą trójką teleportowani.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro