Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2: Nevermore Academy

*Dzień przed wyjazdem*

Cole:

O dziwo, ten tydzień minął mi strasznie szybko. Może dlatego, że ekscytowałem się wyjazdem do Jericho, jednak nie okazywałem tego przed ojcem, a nawet starałem się ukryć to przed samym sobą. Taka już moja natura. Nie chcę okazywać uczuć przed ludźmi. Ze smokami to już coś innego...

A jak już mówimy o tych gadach... Uznałem, że Rocky'ego zabiorę w torbie. Mam jedną taką, która przepuszcza powietrze, żeby mój smoczek się nie udusił. Planuję też nie zamykać torby do końca, żeby Rocky miał jak największy dostęp do tlenu. Gorzej będzie jeśli ktoś zechce przeszukiwać walizki...

Westchnąłem cicho wyobrażając sobie nowy dom, Jericho... I w ogóle... Jak zmieni się moje życie... A co jeśli zmieni się na gorsze...? Czy dam radę? Może nie fizycznie, ale psychicznie. Bałem się, że zmiana otoczenia może źle na mnie wpłynąć...

"Człowieku, jesteś prawie dorosłym chłopem. Jak masz nie dać sobie rady w życiu? Pleciesz głupoty" - skarciłem się w myślach i momentalnie odrzuciłem z głowy Jericho i wszystko co mogłoby być z nim związane.

- Cole! - zawołał ojciec, na co podskoczyłem zdziwiony na łóżku.

Szybko wyszedłem z pokoju i zeszedłem po schodach.

- Co się stało? - zapytałem zdziwiony, widząc ojca stojącego w przedpokoju.

- Ubieraj się. Idziemy na cmentarz. Skoro jutro już nas tutaj nie będzie i nie wiemy kiedy będzie możliwość odwiedzenia Lily, lepiej sprawdzić czy wszystko jest na swoim miejscu.

Dopiero teraz zorientowałem się, że dawno nie odsiedziałem grobu matki. Zawsze byłem ten przynajmniej trzy razy w miesiącu, a ostatnio tam nie byłem.

"Gratulacje, Cole. Tylko ty potrafisz zapomnieć o najniższych" - pomyślałem, kiedy ojciec otworzył drzwi. Dopiero teraz zauważyłem, że trzyma w ręku kwiaty. Różowo-czerwone róże. Te matka uwielbiała najbardziej...

Momentalnie, najszybciej jak potrafiłem, założyłem buty i czarną kurtkę. Pewno znowu ludzie na ulicy będą się na mnie dziwnie patrzeć. Przecież nigdy nie widzieli kogoś ubranego na czarno. Nasze rodzinne miasto, od kiedy pamiętam, mnie irytowało. Ludzie, których spotykałem również mnie irytowali. Zazwyczaj staram się być życzliwy dla wszystkich, ale są sytuacje, że niektórzy są serio denerwujący i wścibscy. Ruszyliśmy w ciszy. Nie wiem dlaczego, ale żaden z nas się nie odzywał. Może ani ja, ani ojciec nie potrafiliśmy zacząć rozmowy? Nie dziwię się...

Schowałem ręce do kieszeni, kiedy chyba już po raz trzeci słyszałem, że ojciec się z kimś wita. Nie znałem tych osób i nie chciałem poznawać. Wolałem już iść na grób matki, a nie wysłuchiwać jak ojciec z jakimś facetem rozmawiają o naszej przeprowadzce...

Ruszyłem przed siebie, nie zważając na rozmawiającego ojca. Wiem, że chce porozmawiać z przyjaciółmi (bo chyba tylko on z naszej dwójki ich ma), ale wydaje mi się, że na pożegnanie było już sporo czasu.

Westchnąłem cicho.

Szkoda, że ja nie mam się z kim żegnać. Ludzie raczej nie chcą się zadawać z takim... dziwakiem jak ja? Poza tym boję się, że mogę przywiązać się do kogoś... Po prostu nie chcę, żeby ktoś mnie zranił albo odrzucił...

To oznacza, że zostanę samotnikiem do końca życia...

Jay:

Przycisnąłem kolejne książki do piersi i ruszyłem po schodach. Omijałem uczniów, którzy również chcieli wrócić do swoich pokoi. Kiedy byłem już na drugim piętrze i zostały mi jeszcze jedne schody do pokonania, ktoś uderzył mnie w ramię. Prawie upadłem. Książki, które wypożyczyłem z biblioteki, spadły na podłogę. Przez hałas kilkoro uczniów zwróciło głowy w moją stronę, jednak nawet nie pomyśleli o tym, żeby mi pomóc.

"Mogłeś wziąć plecak" - skarciłem się w myślach i ukucnąłem, żeby pozbierać rzeczy z podłogi.

- Uważaj jak chodzisz, Rudy Debilu - warknął ktoś za mną.

Nie odpowiedziałem. Takie zachowania to nie jest dla mnie nowość.

Najszybciej jak tylko mogłem, zebrałem książki i z opuszczoną głową ruszyłem w stronę mojego pokoju. Z lekkim trudem otworzyłem drzwi, prowadzące do pomieszczenia. Był on mały, jednak idealny dla czterech osób. Dzielę pokój z Kai'em, Lloydem i Zane'em. Jednak trochę trudno mieszkać w jednym pomieszczeniu ze świadomością, że tuż obok obściskuje się dwójka facetów. Przynajmniej Zane jest w jakimś stopniu normalny i udaje mi się przetrwać. (Znaczy się... Nie mówię, że homoseksualizm jest zły. Po prostu Kai i Lloyd mogliby się trochę hamować...)

- Hejka - szepnąłem, wchodząc do pokoju.

Z trudem zamknąłem drzwi i pokierowałem się w stronę mojego "kącika do nauki". Miałem tam łóżko z niebieską pościelą, szafę na ubrania oraz kilka półek różniej wielkości na książki. Oczywiście, nie można zapomnieć o moim biurku, przy którym uczyłem się po zajęciach. Kai, Lloyd oraz Zane mają podobnie umieszczone meble, tylko w innych rogach pomieszczenia.

Więc może zacznijmy od początku... Dwa lata temu moi rodzice uznali, że jestem "dziwny". Tak, d z i w n y. Nawet nie wiem co mam powiedzieć i jak to wytłumaczyć... Uważam, że rodzice nie chcą mnie znać, ponieważ podobno jestem "odmieńcem". Zapisali mnie do Nevermore Academy i od tego czasu ich nie widziałem.

Nevermore znajduje się w małym miasteczku - Jericho. Mieszkańcy wiedzą o tej, jak to nazywają, "szkole dla dziwolągów". Chyba strasznie się przejmują tym, że do Nevermore Academy uczęszczają wilkołaki i syreny w ludzkiej formie, zmiennokształtni, ludzie, którzy potrafią ożywiać własne rysunki, a nawet (podobno od niedawna) Mistrzowie Żywiołów. Są to osoby, które mają częściową kontrolę nad żywiołami takimi jak Lód, Ogień, Woda czy Błyskawice. Tym ostatnim władam ja... To właśnie z tego powodu nie widziałem rodziców od lat... Mimo, że źle mnie potraktowali, ja i tak za nimi tęsknię. Chciałbym móc ich zobaczyć...

Jednak teraz jestem tutaj. W Nevermore. Uczę się panować nad moją Mocą. Staram się osiągać jak najlepsze wyniki i chyba mi to wychodzi, chociaż Zane jest o wiele lepszy. Kujon.

Muszę przyznać, że wcześniej nawet nie pomyślałem, że takie wilkołaki czy syreny, dla przykładu, w ogóle istnieją. Sądziłem, że to jakieś legendy... Teraz jednak widzę, że byłem w błędzie. Ogromnym błędzie.

Przez dwa lata w tej szkole poznałem naprawdę wiele wspaniałych osób. Kai'a, który włada ogniem, Zane'a z Mocą Żywiołu Lodu, Lloyda, Blancę, Xaviera, Ajaxa czy Enid, która jest wilkołakiem. Do tego wszystkiego możemy dodać Tylera, jednak ten pracuje w kawiarni, w Jericho. Nie uczęszcza do Nevermore, bo nie ma powodu. Tyler nie jest żadnym "dziwolągiem". Po prostu pracuje w mieście, a ja często tam chodzę. Świetnie się dogadujemy i na szczęście Tyler jest pozytywnie (a przynajmniej w jakimś stopniu) nastawiony do nas - "dziwolągów".

Opadłem wykończony na łóżko. Kai oraz Lloyd całowali się i w ogóle nie zważali na współlokatorów, czyli mnie i Zane'a, który siedział właśnie przy swoim biurku i mimo, że jutro jest sobota, uczył się i czytał jakieś książki wzięte z biblioteki. W sumie ja również powinienem powtarzać do sprawdzianów, które mam w następnym tygodniu... Jednak teraz nie mam na to siły.

- Ciężki dzień? - zapytał Zane, nawet na mnie nie patrząc.

- Mhm... - mruknąłem, przewracając się na brzuch. - Padam z nóg.

Zerknąłem na uczącego się Zane'a. Białowłosy od zawsze miał trochę bladą skórę. Nie zdziwiłbym się jeśli okazałoby się, że jest wampirem, bo mamy tutaj w Nevermore kilku takich. Jeśli miałbym być szczery, to wolę aby nim nie był... Póki co wolę, żeby Zane został tym sympatycznym chłopakiem, którego w razie co mogę poprosić o pomoc w nauce. Białowłosy ma jasnoniebieskie oczy (moje są ciemniejsze) i zazwyczaj ubiera się właśnie na biało lub szaro. Współczuję mu, bo jeśli ubrudziłby się, to bluzka do wymiany. Ale chyba tylko ja jestem takim ciamajdą...

- Bo za bardzo ci zależy - oznajmił nagle Kai, który w końcu łaskawie przestał macać się z Lloydem. - Wyluzuj trochę.

- Przecież ty lecisz na samych dwójkach - powiedziałem, podnosząc się lekko.

- Ważne, że zdaję. - Kai wzruszył ramionami i rozwalił się na łóżku. - Mógłbym bardziej się wysilać... Ale mi się nie chce.

Kai był wysokim, przystojnym szatynem. Jego włosy były postawione na żel, przez co wyglądał jak jeż. Zawsze ubierał się na czerwono. Nawet jego specjalny mundurek, który musi mieć każdy z nas, był ciemnoczerwony. Nie dziwię się Lloydowi, że wybrał właśnie czerwonookiego. Kai to idealny kandydat na męża. Albo żonę...

- Mógłbyś się postarać chociaż na trójki - oznajmił nagle Lloyd, który odezwał się po raz pierwszy od kiedy tu przyszedłem.

- Ale wtedy nie miałbym czasu dla ciebie - Kai podniósł się i pocałował Lloyda w czoło. - A w takim wypadku mam!

Zielonooki pokręcił głową i westchnął cicho. Włosy blondyna opały na jego czoło. Lloyda zawsze ubierał się na zielono. Blondyn był trochę nieśmiały i trudno mu było nawiązywać nowe relacje. Jednak mimo wszystko Kai coś w nim widział. Zakochali się w sobie i tak jakoś wyszło. Teraz siedzą na łóżku i się macają...

Nie zważając na nasze gołąbeczki, sięgnąłem do kieszeni po telefon.

- Jay, idziesz jutro na miasto? - zapytał nagle Kai.

- Raczej tak - odpowiedziałem i położyłem głowę na jasnoniebieskiej poduszce. - Wpadnę do kawiarni Tylera - oznajmiłem.

- A ty, Zane? - dopytywał dalej szatyn.

- Z wielką przyjemnością udam się z wami do Jericho. - Zane podniósł wzrok znad książek i uśmiechnął się w naszą stronę. - Mimo wszystko to miasteczko oferuje masę rozrywek.

- No i super! - Kai klasnął w dłonie.

Sięgnąłem do mojego niebieskiego plecaka i wyciągnąłem z niego mój zeszyt, który nosiłem ze sobą prawie wszędzie. Zerknąłem na plan lekcji i westchnąłem cicho. W poniedziałek miałem trzy długie godziny nauki panowania nad Mocą Żywiołu, później lekcja o magicznych roślinach. Następnie muszę siedzieć godzinę i wysłuchiwać o znanych osobach (co jest POTWORNIE nudne). Żeby nas dobić na koniec dnia dostaliśmy aż cztery, długie godziny nudnej teorii o różnych Mocach Żywiołu. To chyba najgorszy dzień w całym tygodniu...

Odłożyłem zeszyt na biurko i sięgnąłem po kartkę, którą dostałem na początku tego roku szkolnego. Były na niej wypisane wszystkie zajęcia dodatkowe. Nauka strzelania z łuku, szermierka, zajmowanie się pszczołami, gotowanie czy inne pierdoły, którymi za bardzo się nie interesowałem.

Westchnął cicho, uświadamiając sobie, że nie mam zbyt dużo czasu na różne zajęcia pozalekcyjne... Nie to co taka Enid, która cała rozpromieniona chodzi z jednych lekcji na drugie. To dziewczyna ogólnie cały czas jest uśmiechnięta i pewna siebie. Do tego kocha kolor różowy.

Xavier, podobnie jak Enid, uczęszcza na dodatkowe zajęcia. Świetnie rysuje, a nawet potrafi ożywić swoje prace. To jest dopiero niesamowite! W strzelaniu z łuku i szermierce też jest dobry, ale nie jak Blanca. I... I nie to co ja... Nie mam żadnych zainteresowań i w niczym nie jestem dobry. Do tego mój wygląd... Mały, rudy, piegowaty... Ogólnie brzydki.

- W ogóle widzieliście tą nową? - zapytał Lloyd, wyrywając mnie z mojego wewnętrznego użalania się nad sobą. - Trochę dziwne, że przyszła w środku roku. Przecież dyrektorka wyraźnie mówiła, że nikogo nie przyjmują. "Jeśli chcesz się zapisać, musisz czekać na nowy rok szkolny"! - Blondyn zaczął udawać głos naszej dyrektorki.

- Poza tym... Ona wygląda jakby kijek połknęła - mruknąłem. - W sensie ta nowa, a nie nasza dyrektorka...

- Słyszałem, że w poprzedniej szkole wpuściła piranie do basenu - oznajmił Zane, zamykając głośno książkę. Białowłosy odwrócił się w naszą stronę.

- Okropne - skomentował Kai. - Chyba serio jest jakaś nienormalna.

- Podobno strzelała z łuku do swojego brata... - mówił dalej Zane.

- Jak dobrze, że Nya taka nie jest! - zaśmiał się Lloyd, szturchając Kai'a w ramię.

- Moja siostra też potrafi być agresywna - oznajmił szatyn. - I też należy bać się Nyi... 

- Zapamiętam - zaśmiałem się.

- Nie mów, że chcesz do niej startować! - zawołał czerwonooki.

- CO?! Nie! Poza tym Nya nie jest w moim typie - oznajmiłem, krzyżując ręce na piersi.

"Poza tym ona nawet ładna nie jest" - dodałem w myślach, jednak nie odważyłem się wypowiedzieć tego na głos, ponieważ Kai chyba by mnie zamordował, gdybym obraził jego siostrę. (Raz jeden taki co nazwał Nyę brzydką, wylądował w szpitalu... Nie chcę się znaleźć na jego miejscu.

*Rano*

Nagle ktoś ściągnął ze mnie kołdrę. Zdezorientowany, falą zimna, która owiała moją skórę, podniosłem się do góry.

- Wstawaj, leniu, idziemy do Jericho! - zawołał Kai, odrzucając kołdrę na podłogę.

- Nienawidzę cię - warknąłem.

- Mhm... Co tam brzęczysz? - szatyn uniósł jedną brew do góry.

Zerknąłem na Zane'a i Lloyda. Ci siedzieli na swoich łóżkach i prawdopodobnie na mnie czekali.

- Pośpiesz się - powiedział Kai, siadając obok swojego chłopaka. - Nie mamy całego dnia.

Wszedłem do łazienki i najszybciej jak tylko umiałem ubrałem się w niebieskie ciuchy. Wziąłem trochę pieniędzy, aby móc kupić sobie cokolwiek do jedzenia.

- No w końcu! - zawołał Kai, wstając.

Całą czwórką wyszliśmy z naszego pokoju i pokierowaliśmy się przez główną salę.

- Siema, Rudy! - usłyszałem za sobą.

Nic nowego...

Momentalnie poczułem na sobie wzrok reszty.

- Nie zwracajcie na to uwagi - szepnąłem, wkładając ręce do kieszeni.

- Wszystko w porządku, Jay? - zapytał Zane, łapiąc mnie ramię.

- Tak, jasne - wymusiłem uśmiech.

Zeszliśmy po schodach by wyjść na zewnątrz.

- Chciałabyś coś razem porobić? - usłyszałem nagle znajomy, zadowolony głos Enid.

Dziewczyna wilkołak chodziła z nami do klasy.

- Najchętniej to przekułabym sobie serce zatrutym sztyletem - mruknął drugi, ponury i przytaczający głos, którego wcześniej nie słyszałem.

- Hej, chłopaki - tuż przed naszą czwórką stanęła Enid.

Dziewczyna średniego wzrostu, o krótkich, blond włosach z końcówkami pomalowanymi na różowo, pomachała nam. Uśmiechnęła się w naszą stronę.

Tuż obok Enid stała dziewczyna o czarnych włosach, splecionych w dwa warkocze. Była trochę blada i wyglądała na mało zadowoloną z życia. Kompletne przeciwieństwo Enid.

- A to? Co to za szczury? - mruknęła cicho czarnowłosa w stronę Enid.

Zauważyłem, że Kai momentalnie marszczy brwi, jednak kiedy Lloyd złapał go za rękę, szatyn trochę się uspokoił. Na szczęście. Bo inaczej wywiązałaby się z tego ostra kłótnia.

- To są Kai, Zane, Jay oraz Lloyd. Chłopaki, to jest Wednesday - Enid wskazała czarnowłosą.

- Bardzo nam miło - Zane uśmiechnął się lekko i niepewnie w stronę Wednesday.

- A mnie wręcz przeciwnie - warknęła dziewczyna i zniknęła nam z pola widzenia.

- A tej co? - zapytał Enid Kai, kiedy brunetka nie mogła już tego usłyszeć.

- Nie wiem. Od kiedy tutaj przyszła taka jest. Trzeba się z tym pogodzić - Enid wzruszyła ramionami. - Gdzie idziecie? - dziewczyna wilkołak zmieniła nagle temat.

- Do Jericho - odpowiedział Lloyd.

- To świetnie! Poszłabym z wami, ale muszę się uczyć... - oznajmiła.

- Może innym razem - uśmiechnąłem się.

- Hejka Enid. Cześć, chłopaki. - Nagle tuż obok nas przeszedł Ajax.

- H-hej - powiedziała Enid, a ja zauważyłem, że zaczyna się lekko rumienić.

Ajax był dosyć wysoki. Zawsze miał na sobie czapkę. Z jednego ważnego powodu... Zamiast włosów, Ajax ma na głowie węże, które potrafią zamienić kogoś w kamień na jakiś czas, kiedy tylko nieszczęśnik się na nie spojrzy. A my nie chcemy w Nevermore żadnych posągów...

Ajax zniknął nam z pola widzenia (niczym wcześniej Wednesday), a Enid westchnęła cicho.

- Spokojnie. W końcu zaprosi cię na tą wymarzoną randkę - zaśmiał się Kai.

- Do zobaczenia - powiedzieliśmy chórem i ruszyliśmy przed siebie.

Idąc ścieżką, prowadzącą do bramy, zauważyłem Nyę i Blancę, które zapewne plotkowały o chłopakach. Nic nowego... To samo Xavier, który malował obraz kruka na ścianach. Zajmował się tym od jakiegoś czasu i całkiem dobrze mu to wychodziło.

*W Jericho*

- Pójdę do biblioteki - oznajmił Zane, skręcając w jakąś uliczkę.

- A ja do kawiarni - powiedziałem, kierując się do wspomnianego miejsca.

- O trzynastej na głównym placu! - zawołał za mną Kai.

Zerknąłem na zegarek w telefonie.

"Mam całe trzy godziny" - pomyślałem, przechodząc przez przejście.

Otworzyłem drzwi i wszedłem do przytulnego pomieszczenia. Pachniało tutaj świeżą kawą. Przecudowne miejsce...

Uśmiechnąłem się w stronę Tylera, który stał za ladą i przygotowywał kawę dla klientów. Mimo, że było ich sporo, w pomieszczeniu nie było głośno.

Zająłem miejsce przy oknie. Tyler, czyli średniego wzrostu szatyn, podszedł do mnie ze swoim notesem.

- To co zwykle? - zapytał.

- Oczywiście! - zaśmiałem się.

- Jak ci idzie nauka w Nevermore? - zagadał Tyler.

- Jakoś do przodu - wzruszyłem ramionami.

Tyler podszedł do lady i po krótkiej chwili podszedł do mnie, podając mi kubek z kawą.

- Słyszałeś o tym co się teraz dzieje w Jericho? - zapytał, siadając naprzeciwko mnie.

- Nie...? Nikt mi nic nie mówił. O co chodzi? - zaciekawiłem się.

- Mój ojciec od jakiegoś czasu pracuje przy dosyć dziwnej sprawie... - zaczął Tyler rozglądając się dookoła tak, jakby nas ktoś podsłuchiwał.

Oficer Galpin, czyli ojciec Tylera, sprawia, że w Jericho jest bezpiecznie. Przynajmniej w jakimś stopniu...

- ... Podobno w lesie grasuje jakiś potwór.

- Co? - zmarszczyłem brwi. - Jeśli próbujesz mnie przestraszyć, to nawet nie próbuj! Wiesz, że nie lubię takich historii!

- Nie żyją już dwie osoby... Chociaż mój tata próbuje wmawiać wszystkim, że to tylko niedźwiedź, który grasuje w pobliżu.

- Wierzysz w to? - zapytałem.

- Nie. Tata sądzi, że to jest powiązane z waszą akademią... - oznajmił Tyler, odwracając wzrok.

- Słucham?! Że niby to ktoś z Nevermore? - niedowierzałem w to co usłyszałem. - Serio myślisz, że ktoś z nas mógłby to zrobić?

- Co? Nie, nie - Tyler uniósł ręce do góry w geście obrony. - Chodziło mi tylko o podejrzenia mojego ojca. Nie wszystko co mówi mój ojciec musi być prawdą.

- A wiadomo cokolwiek więcej?

- Oprócz znalezionych ciał, nic więcej nie wiedzą...

Nagle usłyszałem znajomy dźwięk dzwonka zamontowanego przy drzwiach. Ktoś wszedł do kawiarni. Zaciekawiony zerknąłem przez ramię. Do kawiarni wszedł wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Był dosyć młody i po dłuższym zastanowieniu doszedłem do wniosku, że wygląda jak męski odpowiednik Wednesday (przynajmniej w jakimś stopniu).

Wysoki brunet usiadł przy stoliku tuż obok wejścia.

- Wybacz, Jay. Robota wzywa. - Tyler podszedł do lady, by później ruszyć w kierunku nowo przybyłego chłopaka.

Jeszcze raz na niego zerknąłem. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziałem... Może jakiś nowy?

Kolejny rozdział będzie za X dni :)
O ile będzie wena...

No cóż...
Miłego dnia/nocy/popołudnia/życia

Do następnego~
🔥🔥🔥🔥🔥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro