Rozdział 27
Nadeszła ta wiekopomna chwila i wreszcie publikuję kolejny rozdział. Przepraszam was wszystkich, że musieliście tyle czekać. Pochłonęły mnie inne sprawy, a do tego trochę straciłam zapał do pisania tego. Ale teraz już wracam i postaram się publikować rozdział co tydzień lub co dwa tygodnie.
~~~~****~~~~
- I co o tym myślicie?! - zawołała podekscytowana Patricia, pokazując nam swój rysunek. Wzdrygnęłam się, widząc go, ale na szczęście żadna z nich tego nie zauważyła.
- Świetnie! - zawołała Grace.
- To Jeff the Killer. Creepypasta, jak mówiłam, denna, dno wodorosty i warstwa mułu, ale jako postać mimo wszystko wygląda zajebiście, więc postanowiłam go narysować, bo mi się nudziło. I uznałam, że wyszedł dość dobrze - odparła Patricia.
- "Dość dobrze"?! To jest znakomite! - zawołała Samantha. W tej samej chwili wszystkie cztery usłyszałyśmy dzwonek i każda z nas zajęła swoje miejsce. Patricia usiadła obok mnie.
- Masz książkę? Ja swojej zapomniałam - powiedziała.
- No pewnie - odparłam.
- Czyli pożyczysz? - spytała z uśmiechem, nie odrywając oczu od swojego rysunku.
- Pewnie - powiedziałam, wypakowując się. Książkę położyłam na środku, między naszymi ławkami. W tej samej chwili do sali wszedł nauczyciel i, po szybkim przywitaniu się, zaczął swój monotonny i przydługi wykład o jakimś prawie fizycznym. Otworzyłam książkę na odpowiedniej stronie, dla niepoznaki, po ten nauczyciel zawsze się czepiał kiedy tego nie robiliśmy. Potem zaczęłam robić notatki z tego jego wykładu, bo każdy wiedział, że na sprawdziany lepiej się uczyć z tego typu notatek niż z książki. Ten nauczyciel był chodzącym paradoksem, ale cóż, co zrobisz, jak nic nie zrobisz? Patricia z kolei totalnie olała temat. Spytała mi się, czy korzystam z książki, a po uzyskaniu odpowiedzi negatywnej, przysunęła ją bliżej, podniosła i zaczęła udawać, że z uwagą studiuje zapisaną tam treść, podczas gdy tak naprawdę dalej podziwiała swój rysunek. O rysunku sama wolałam nie myśleć. Miałam jakieś dziwne wrażenie, że skądś go kojarzę. Oczywiście to nie mogłoby być możliwe, bo gdybym gdzieś widziała Jeffa the Killera, na pewno bym to wiedziała i pamiętała. Istniała szansa, że widziałam go gdzieś na rysunkach, tyle że to nie było to. Miałam wrażenie, że gdzieś już widziałam kogoś, kto wygląda podobnie do niego.
- Nie rozumiem, co ciebie tak w nich fascynuje - powiedziałam cicho. Patricia spojrzała na mnie nieco zaskoczona, po czym przeniosła wzrok z powrotem na swój rysunek.
- A wiesz, że sama nie wiem? Po prostu ich lubię, i tyle. Te historie są mega - odparła.
- Mega porąbane - stwierdziłam, przepisując z tablicy do zeszytu kolejny wzór.
- A słyszałaś o tym, co dziś mówili w wiadomościach? - zapytała Pat.
- Że Nina the Killer uciekła z psychiatryka? Oj tak. Aż strach teraz z domu wyjść. Choć nie, nawet w domu mogą cię denerwować. Jak oni mogą tak zabijać bez litości? Ok, mieli ciężkie, traumatyczne przeżycia, ale przecież są chyba jakieś granice? Wszystkich tych psychopatów dawno powinno się leczyć, może wtedy zrozumieliby swoje postępowanie - powiedziałam. Patricia pokręciła lekko głową.
- Widać, że w dziedzinie psychiatrii to ty jesteś słaba - stwierdziła dziewczyna.
- No może... Bo co nieco wiem, no ale... Wydaje mi się, że oni po prostu potrzebują leczenia - stwierdziłam.
- Nie wszystko w tym wszystkim jest takie łatwe - odparła Patricia.
- Zakładając, że ich historie są prawdziwe - powiedziałam.
- No tak, ale wiesz... Są psychiczni nie bez powodu. Może kiedyś faktycznie wszystkich ich złapią, zaczną leczyć, czegoś więcej w końcu się o nich dowiemy, może nawet powstaną o nich jakieś filmy albo książki...
- Tylko tego by brakowało. Plus strzelam, że prędzej trafią na krzesło elektryczne niż na leczenie - stwierdziłam.
- A Nina the Killer trafiła do psychiatryka. Jak to wyjaśnisz? - zapytała Patricia. Wzruszyłam lekko ramionami.
- Bo ja wiem? Nie znam dokładnie wszystkich procedur. Może najpierw musieli ją zbadać czy coś? Ja jak coś nie pochwalam kary śmierci, ale wiem, jakie są realia. To ich czeka, jeśli zostaną złapani - powiedziałam.
- Spoko. A ja nie pochwalam ich postępowania - odparła cicho Patricia. Na jakiś czas między nami zapanowała cisza, ale w końcu moja znajoma ją przerwała. - Swoją drogą ciekawe, czy taki Slender, Jason the Toy Maker, Laughing Jack czy Candy Pop też istnieją? O tych niektórych "ludzkich" creepypastach co nieco słyszałam, kilkoro złapali i leczą ich w psychiatrykach, kilkoro skazali na śmierć, ale o tych magicznych nigdy nic nie słyszałam - stwierdziła dziewczyna.
- Błagam, tylko nie mów mi teraz, że zaczniesz wierzyć w te wróżki i nawiedzone klowny? I Slendera, który stoi na czele tego wszystkiego? - zapytałam. Zabrzmiało to jednak mniej pewnie, niż planowałam. Sama nie wiem dlaczego, ale poczułam się jakoś dziwnie nieswojo, mówiąc to wszystko. Coś mi naprawdę w tym wszystkim nie pasowało. Dostaję jakiejś paranoi przez te wszystkie creepypasty, o których cały czas mówi Patricia - pomyślałam. W tej samej chwili dziewczyna cicho się zaśmiała.
- Nie no, we wróżki to raczej nie uwierzę, ale w nawiedzone klowny to... kto wie? - spytała. Mimowolnie uśmiechnęłam się i lekko ją szturchnęłam.
- Kto tam gada i mi przeszkadza?! - spytała nauczyciel, odwracając się przodem do klasy. Na wszelki wypadek umilkłyśmy więc i nic więcej już nie powiedziałyśmy.
~*~
- Gdzie jest Ninuś? - spytał Offenderman, zjawiając się z powrotem w pokoju.
- Kto? - zdziwiłem się.
- Nina. Nina the Killer - odparł mężczyzna. Z jego twarzy, jak zwykle zresztą, nie znikał uśmiech będący mieszanką lubieżności i kpiny.
- A skąd mam wiedzieć?! - zawołałem.
- Czy ty wiesz cokolwiek, pajacu? - spytał.
- Nie pozwalaj sobie, zboczona ośmiornico - odparłem.
- Powiedział ten, który nie jest zboczony.
- Ja przynajmniej nie próbowałem przelecieć twojej siostry. Ale kiedy Cane dała ci kosza, to musiało urazić twoje męskie ego nieposkromionego uwodziciela, co? - spytałem.
- Po pierwsze, nie próbowałeś przelecieć mojej siostry tylko dlatego, że nie mam siostry! Inaczej dawno byś ją już zaliczył w każdy możliwy sposób i to bez jej zgody, a ja przynajmniej byłem dla Cane miły - stwierdził Offender.
- No tak, ale i tak nic ci to ostatecznie nie pomogło - odparłem i zaśmiałem się.
- Nie śmiej się! - zawołał mężczyzna, więc ja zacząłem się śmiać jeszcze głośniej. - Candy! Kurwa! Mów zaraz, gdzie jest Nina! - wrzasnął.
- Kiedy ja nie wiem! - zawołałem, robiąc unik przed poduszką, którą Offenderman we mnie rzucił. Na szczęście przez wypity alkohol celował znacznie gorzej.
- Dlaczego szukacie Niny? - spytał Eyeless Jack. Cholera, kiedy on się tutaj zjawił? Stanął w drzwiach salonu, trzymając w ręku niewielki kawałek mięsa, ociekający krwią, który następnie wpakował sobie do ust i zaczął jeść. Fuj! I to podobno ja jestem najgorszy i nienormalny! - pomyślałem.
- Nieważne, po prostu jej potrzebuję - powiedział Offenderman.
- Tak jak ostatnio Slender? - spytał Jack.
- Mój brat potrzebował do czegoś Niny? Do czego? - zapytał Offender. Jack wzruszył ramionami, po czym wytarł brudną od krwi dłoń w bluzę, która jednak też cała była już brudna od krwi, więc niewiele mu to dało.
- Nie mam pojęcia. Miałem ją uwolnić z psychiatryka, ale mi nie wyszło, więc najpewniej tkwi tam nadal - powiedział.
- Ledwo zjawiliśmy się w nowym miejscu, a ją już zamknęli w psychiatryku? Doczekała się wreszcie międzynarodowego listu gończego czy co? - spytałem.
- Nie. Jest w psychiatryku, w mieście, w którym byliśmy ostatnio. Zanim Slenderman przeniósł willę. Nie pamiętam, gdzie to było, ale pamiętam, że tam została - odparł chłopak.
- Nie przeniosła się tutaj z wami? - zdziwił się Offenderman.
- No mówię przecież. Ciekawe, po co Slender jej potrzebował... Ale widać to nie było aż tak ważne, skoro ostatecznie bez problemu ją zostawił - stwierdził Eyeless Jack.
- Kurwa! - zawołał zdenerwowany Offenderman.
- A co ci tak na niej zależy? - spytałem.
- No bo... Zresztą, nieważne - powiedział brat Slendera, po czym skierował się w stronę drzwi. - Chodź Candy, przejdziemy się - dodał.
- A gdzie? - zapytałem, podchodząc do niego. W ciemno mogłem stwierdzić, że Offenderman, jak to Offenderman, zaproponuje jakieś fajne miejsce.
- Jak to gdzie? Na dziwki. Muszę się jakoś odstresować - powiedział, po czym ruszył dalej na korytarz, a potem w stronę drzwi wyjściowych.
- A to spoko, na to zawsze jestem chętny - odparłem, ruszając tym prędzej za nim.
~*~
Dobrze, że to Slenderman teleportuje nas razem z tą pojebaną Willą, bo gdyby to robił Offenderman... No cóż, jemu zdecydowanie gorzej to wychodzi. Może powinien poćwiczyć? Kto wie, może Slenderman też nie od początku był takim mistrzem teleportacji? Ale nie chciałbym, aby Offender więcej sobie trenował akurat na mnie - pomyślałem. Bolała mnie głowa, szumiało mi w uszach, miałem wrażenie, że mam połamane wszystkie kości i jeszcze ledwo mogłem oddychać. Chciałem wstać i od razu iść poszukać tej całej Niny, ale nic z tego. Najpierw przez jakieś co najmniej dziesięć minut zwijałem się z bólu na ziemi, tam, gdzie ostatnio była podobno nasza Willa. Nic nadal nie pamiętałem i mogłem tylko liczyć na to, że ten zboczeniec przeniósł mnie w dobre miejsce. I na co ci to wszystko właściwie, Jeff? Po chuj ci ona? Czuję, że chcę ją spotkać, pogadać z nią, że ona... Ma dla mnie jakieś znaczenie. Może ma jakieś ważne informacje? W każdym razie, po prostu chcę ją spotkać i dowiedzieć się, o co chodzi, co się stało, kim jest. Może była moją niedoszłą ofiarą? Mam nadzieję, że nie. Inaczej to by znaczyło, że zrobiłem to wszystko dla laski, którą po prostu kiedyś chciałem zabić, ale coś mi nie wyszło - pomyślałem. Po tym dość długim dla mnie czasie oczekiwania ból zmalał na tyle, że mogłem się wreszcie zastanowić nad swoim obecnym położeniem, pomyśleć, coś zaplanować. Spróbowałem się zatem wyciszyć, aby zrobić sobie jakiś plan. Musiałem się skupić, a w tym niestety nie byłem dobry. Wtem usłyszałem ten głos.
- Jeffuś?! Jeffuś! To ty! Wiedziałam, że kogoś po mnie przyślecie! I to ty sam po mnie wróciłeś! Jesteś kochany! - w jednej chwili poczułem jak wracając mi siły. Podniosłem się z ziemi i odskoczyłem do tyłu jak oparzony, w idealnym momencie, aby uniknąć tego, żeby rzuciła się na mnie Nina the Killer.
- Nina? Co ty tu kurwa robisz? - spytałem, zły i zaskoczony jednocześnie.
- No jak to co? Jak uciekłam z psychiatryka, to postanowiłam do was wrócić, ale was już tutaj nie było... Postanowiłam więc zaczekać, bo może kogoś po mnie wyślecie? I proszę bardzo, ty sam przyszedłeś mnie uratować, dziękuję ci, mój książę! - zawołała i rzuciła się na mnie. Objęła mnie, a ja biedny ledwo zdążyłem się jej wyrwać i uniknąć pocałunku.
- Nina do cholery, o czym ty pieprzysz? Ja tu nie przyszedłem po ciebie! Mam ważniejsze rzeczy na głowie! - zawołałem. Dziewczyna popatrzyła na mnie bezradnie.
- Jak to... Nie po mnie? - spytała cicho.
- Tak to. A teraz mnie zostaw, mam coś ważnego do załatwienia - powiedziałem, mijając ją.
- Ale jak to? Co ważnego masz do załatwienia? Gdzie w ogóle wszyscy są? - spytała.
- W Finlandii! - odparłem, nawet się do niej nie odwracając. Po chwili usłyszałem, jak ona do mnie dobiega.
- Przenieśliście się tam? To jak teraz wrócimy, skoro my jesteśmy tu, a oni tam? Slender nas przeniesie? - zapytała.
- Nina, ile razy mam ci powtarzać, że nie ma żadnego MY! Poza tym, ja tu nie po ciebie się zjawiłem. Martw się sama o swój tyłek i zostaw mnie wreszcie, zmoro nieczysta! - krzyknąłem, odpychając ją od siebie. Posłałem jej wściekłe spojrzenie, po czym ruszyłem dalej. Na szczęście tym razem nie usłyszałem, żeby poszła za mną. Miałem swoje problemy, niepotrzebna mi była jeszcze do tego ta psychiczna fangirl.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro