Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 26

Z impetem otworzyłem drzwi, wprawiając w osłupienie kilku proxy Slendermana, którzy właśnie pewnie dostawali od niego jakieś polecenia.

-Jeff, co ty tutaj robisz?-spytał beztwarzowiec. Ton jego głosu, znaczy myśli, brzmiał jakby był naprawdę zaskoczony i wkurwiony. Ale mnie to nie obchodziło, bo ja też byłem wkurwiony.

-Możesz mi powiedzieć, co to ma znaczyć? Dlaczego ja nie pamiętam o żadnej Ninie?! Oprócz tej wariatki, ale o niej akurat chciałbym zapomnieć-powiedziałem.

-Skoro nie chodzi ci o Ninę the Killer, to o kogo?-spytał Slenderman.

-Nie rób debila ani ze mnie, ani z siebie. Wiesz, o co mi chodzi-odparłem.

-To chyba nic nowego, że po zmianie miejsca straciłeś część swoich wspomnień, prawda? Zawsze tak robię, zostawiam tylko te, które są naprawdę niezbędne-powiedział mężczyzna.

-Skąd wiesz, że to nie były niezbędne wspomnienia?-zapytałem.

-Nie były. Po prostu to wiem-odparł ze spokojem, który tylko jeszcze bardziej mnie wkurwił.

-Ok, chcę odzyskać wspomnienia i tam wrócić-powiedziałem.

-Po co?-zapytał Slender.

-Bo taką mam kurwa ochotę na to. A chuj cię to obchodzi?-odparłem.

-Wiesz, że to niemożliwe. Nie zrobię tego-odparł Slender.

-Dlaczego?!

-Takie są zasady, przecież wiesz. Jeśli ci się nie podobają, odejdź-powiedział ten wkurwiający mnie na każdym kroku idiota.

-Spodziewałem się, że będziesz robił problemy-odparłem, po czym wyszedłem z jego gabinetu, trzaskając przy tym drzwiami. Niemal od razu chciałem ruszyć do pokoju, który należał do Candy'ego, ale przecież nie wiedziałem nawet, gdzie on jest, a i po naszym ostatnim spotkaniu domyślałem się, że niełatwo mi będzie z nim się dogadać. Skoro jednak Slenderman nie miał zamiaru ruszać dupy, żeby mi pomóc, chciałem załatwić to z jednym z jego braci. Istniała szansa, że prędzej czy później któryś z nich tutaj wbije, ale ja nie chciałem czekać. Miałem zamiar załatwić to jak najszybciej. Jednak, z tego, co było mi wiadomo, tylko sam Slenderman potrafił kontaktować się ze swoimi braćmi. No, może jeszcze jego proxy, ale na ich pomoc też raczej nie miałem co liczyć. Została mi więc ostatnia osoba, która na pewno kontaktuje się z przynajmniej jednym z braci. Kurwa-pomyślałem. Stanąłem pod ścianą i zacząłem się zastanawiać, co mam teraz zrobić. Zrezygnowany przeszedłem się po domu. Znalazłem Jill, więc to było coś.

-Wiesz, gdzie jest Candy?-spytałem, podchodząc do dziewczyny, która majstrowała coś przy swoim pudełku.

-Dlaczego miałabym to wiedzieć?-odparła.

-Bo trzymasz się blisko z Jack'iem, a on z kolei zna się blisko z tym błaznem-powiedziałem.

-Więc spytaj się Jack'a-odparła Jill.

-A widzisz go gdzieś tutaj?-spytałem, rozkładając ręce. Jill uśmiechnęła się pod nosem.

-To już twój problem-powiedziała.

-Zabiję cię zaraz, jak nie przestaniesz mnie wkurwiać. Nie mam teraz nastroju-odparłem.

-Prędzej ja ciebie zabiję, jestem od ciebie potężniejsza, silniejsza, szybsza i władam magią-powiedziała dziewczyna, uśmiechając się i patrząc na mnie z wyższością. Byłem już pewien, że rzucę się na nią, wyrwę jej z rąk to jej pudło i poprzebijałam je nożem (dla pewności jakieś sto razy), ale w tej samej chwili w pokoju zjawiła się Cane. Nasze spojrzenia na chwilę się spotkały, a dziewczyna niemal od razu zatrzęsła się ze złości.

-Ty...! Ty debilu, zapłacisz za to wszystko!-zawołała, po czym w paru krokach znalazła się tuż przede mną. Dla pewności wyjąłem swój nóż. Jill odstawiła zaś swoje głupie pudło i zaczęła nam się przyglądać z żywym zainteresowaniem.

-Przypominam, że tutaj nie masz prawa mnie zabić-odparłem z uśmiechem.

-Jakoś to później wytłumaczę Slenderowi. Albo wywlokę stąd twoje ciało i powiem, że zabiłam cię gdzieś indziej. Jill, poprzesz mnie w razie czego?-spytała Cane, właściwie nawet nie spoglądając na dziewczynę, bo cały czas bacznie obserwowała mnie. Jill patrzyła na naszą dwójkę zdezorientowana, niepewna jak powinna zareagować. Westchnąłem.

-Dobra, koniec z tym. Zakopmy topór wojenny-powiedziałem z powagą.

-Zakopać to ja mogę ciebie-odparła Cane.

-Mam to w dupie. Gdzie jest twój brat?-zapytałem.

-A po co ci to wiedzieć?-spytała Cane, krzyżując ręce.

-Do kurwy nędzy, czy z wami nie można absolutnie nic załatwić? Pytam grzecznie gdzie jest ten pajac?!-zawołałem, na maksa wkurwiony.

-Nie zmusisz mnie, żebym ci powiedziała. Powodzenia w poszukiwaniach... Swoją drogą, na twoim miejscu, poszukałabym na zewnątrz-odparła Cane, jednocześnie się ode mnie oddalając. Na koniec zmieniła się w chmurę różowego dymu i zniknęła. Gdybym miał jakieś wyjście, nie słuchałbym rad Cane, ale istniała jakaś jedna setna, że jeśli to zrobię, to jakoś mi to pomoże w rozwiązaniu mojego problemu.

-Polecam się na przyszłość!-zawołała za mną Jill i zaśmiała się.

-Walcie się wszyscy!-odkrzyknąłem. Następnie podszedłem do drzwi i otworzyłem je dosłownie sekundę, zanim zrobiła to osoba znajdująca się po ich drugiej stronie. Zamarłem. Czemu ja mam zawsze takiego pecha?! Chcę kurwa umrzeć!-tylko tyle zdążyłem pomyśleć, bo głośny wrzask z jej strony całkowicie zagłuszył nawet moje własne myśli.

-Jeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeffuś!-wrzasnęła piskliwym głosem Nina i rzuciła się na mnie. Zaskoczenie wraz z siłą, której dziewczyna użyła, sprawiły, że wylądowałem na podłodze, a ona na mnie.

-Jeffy, jak ja za tobą tęskniłam strasznie bardzo!-zawołała, tuląc się do mnie. Zabiję ją za to. Suka wiedziała, że Nina jest na zewnątrz, dlatego kazała mi tam szukać Candy'ego-pomyślałem na maksa wkurzony.

-Nina, złaź ze mnie! Ale już kuźwa!-wydarłem się, próbując jakoś odkleić od siebie tą przylepę. Niestety, to nie było za łatwe zadanie. Zacząłem ją z całej siły okładać pięściami (ale suka była twarda i dalej mocno się mnie trzymała). W końcu zdołałem jakoś wyjąć swój nóż i lekko...uszkodziłem jej ciało. Dziewczyna się ode mnie odsunęła, a ja dzięki temu spierdoliłem prosto do lasu, łudząc się nadzieją, że Nina da mi spokój. Ja to zawsze mam szczęście-pomyślałem, kiedy już przebiegłem spory kawałek i usiadłem na jakimś zwalonym pniu. Zacząłem się zastanawiać. Dlaczego w ogóle miałbym chcieć odnaleźć tą drugą Ninę? Nawet fajna była, nie licząc tego, że taka dobra i do bólu poprawna, ale gdybym nad nią popracował, dałbym na pewno radę to zmienić. Ale... Pracowałem już wcześniej nad Jane i nad Niną the Killer, a jeżeli z tą nową dziewczyną mam uzyskać podobny efekt, to lepiej dać sobie spokój. Ale jednocześnie chcę ją znowu spotkać, odnaleźć, przekonać się, jak sobie radzi. Tylko czy to wszystko jest warte tyle zachodu? Ech, muszę kogoś zabić, to przynajmniej trochę odetchnę i się uspokoję po tej jednoosobowej inwazji Niny na mnie-pomyślałem. Następnie wstałem i udałem się w losowo wybranym kierunku.

~*~

Moją uwagę przykuły jakieś krzyki, wrzaski, hałasy nie z tej ziemi. Od razu skierowałem się w ich stronę. Przeszedłem kilkadziesiąt metrów i ujrzałem ciekawy widok. Najpierw rzucił mi się w oczy czerwony samochód, zaparkowany w środku lasu. Ale w sumie gdzie miałaby go zaparkować para, na którą się natknąłem? Widocznie zamarzył im się dziki seks na łonie natury, wnioskując po tym, że facet jak szalony posuwał laskę na masce tego samochodu. No czyż to nie było wymarzona okazja?

W miarę bezszelestnie zacząłem się do nich zbliżać, a że byli bardziej skupieni na tym, co robili, i sami dość mocno przy tym hałasowali, długo nie zwracali na mnie uwagi. Kiedy byłem jakieś trzydzieści metrów od nich, po prostu rzuciłem się w ich stronę biegiem i wbiłem swój nóż w plecy mężczyzny na wysokości serca. Ten po paru sekundach znieruchomiał, a potem osunął się na dziewczynę, która z kolei po kilku chwilach ogarnęła co się właśnie stało i zaczęła krzyczeć. Chwyciłem za ciało mojej martwej ofiary i odrzuciłem je na bok. Wtedy wzrok kobiety spoczął na mnie, całym we krwi, w dodatku trzymającym duży, ostry nóż, także brudny od tej cieczy. Zaczęła jeszcze głośniej krzyczeć, a ja nie wytrzymałem i zaśmiałem się krótko. W tej samej chwili moja ofiara pozbierała się jakoś z maski samochodu i spróbowała mi uciec (pal licho, że bez spodni i bielizny), ale ja byłem szybszy. Zdołałem chwycić ją za włosy i z powrotem do siebie przyciągnąć. Przycisnąłem ja do siebie tak, że moje usta znajdowały się przy jej uchu.

-Teraz zabawisz się ze mną, tyle że ja wolę nieco bardziej krwawe zabawy-powiedziałem.

-Błagam! Zrobię wszystko, tylko mnie zostaw! Nie zabijaj mnie!-zaczęła krzyczeć, jak wiele osób przed nią. Irytowały mnie jej włosy, bo wchodziły mi do ust, więc odepchnąłem ją od siebie z taką siłą, że upadła na ziemię. Następnie stanąłem nad nią i zanim zdążyła się podnieść, pochyliłem się i wbiłem jej swój nóż w brzuch. Ach, ten jej przerażony wzrok... W tamtej chwili jednak w kobiecie jakby się coś odblokowało. Spróbowała się podnieść i mnie odepchnąć, ale ból jej na to nie pozwalał. Kiedy jednak chciałem dokończyć swojego dzieła, z całych sił starała się odsłonić przed moim nożem. Chwyciła mnie za rękę i próbowała mi go wyrwać, ale ja się nie dałem. Byłem od niej sprawniejszy, a przede wszystkim silniejszy. Kiedy już odzyskałem z powrotem swoje ulubione narzędzie, usiadłem na niej okrakiem i jedną jej rękę unieruchomiłem, przyciskając ją nogą do ziemi, a drugą złapałem po prostu w swoją dłoń. Wolną ręką wbiłem jej nóż w czoło, pozostając głuchym na jej krzyki, prośby i błagania. Kocham zabijanie chyba bardziej niż cokolwiek innego-pomyślałem, przypatrując się swoim dłoniom, całym we krwi. Kiedy ocknąłem się z zadumy, wytarłem je o spodnie, ale niewiele to dało, bo one też były już brudne od ziemi i krwi.

~*~

Leżałem na kanapie w tym naszym salonie, ze znudzeniem przypatrując się reszcie. Clockwork była zajęta rozwalaniem zegara (Slender się wkurzy), Toby ostrzył jeden ze swoich toporków, Helen coś malował, a Jill i Jack zajadali się w kącie cukierkami i z czegoś się chichrali. Przynajmniej Jane i Nina gdzieś zniknęły-pomyślałem. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi, a potem odgłos kroków. Ktoś się tutaj zbliżał. I, sądząc po tym, co słyszałem, tych ktosiów było nawet więcej. Niechętnie podniosłem się z kanapy do pozycji siedzącej i spojrzałem na wejście. Ukazał się w nim ten niebieski pajac, a zaraz za nim... Nie mogłem uwierzyć własnym oczom... Offenderman! Niemal od razu wstałem.

-Co jest? Co tak tu u was smętnie i nudno? Powinniście się zabawić, jak Candy i ja...-powiedział brat Slendera. Ewidentnie był już pod wpływem alkoholu, ale chyba dość niewielkiej dawki. Najchętniej, w pierwszej kolejności, rzuciłbym się do niego i od razu wszystko załatwił, ale się powstrzymałem. W końcu Candy niemal cały czas nie opuszczał Offendermana, a ten błazen od dziś nie zalicza się już niestety do grona moich przyjaciół i lepiej go unikać, tak jak Jasona. W każdym razie, okazja do rozmowy wkrótce się nadarzyła. Offender stwierdził, że idzie odwiedzić swojego "braciszka" i wyszedł z pokoju. Candy nie miał nawet zamiaru mu towarzyszyć, nikt przy zdrowych zmysłach z własnej woli nie szedł do Slendermana (nie licząc jego braci), śmiało więc skorzystałem z okazji. Wyszedłem z salonu chwilę po Offendermanie pod pretekstem udania się do toalety. Nikt nie pytał mnie, gdzie idę, ale wolałem i tak głośno to wszystkim oznajmić, co by nie było zbędnych podejrzeń. Po upewnieniu się, że nikt więcej nie zwraca na mnie uwagi i nikogo nie ma w pobliżu, pognałem prosto pod pokój Slendermana. Ile ja się tam naczekałem! Już myślałem, że Offender nigdy stamtąd nie wyjdzie. Z nudów przystanąłem przy ścianie i nożem zacząłem na niej kreślić wzorki. Wreszcie drzwi się otworzyły i ukazał się w nich szanowny pan Offenderman. Kiedy tylko się za nim zamknęły, od razu do niego doskoczyłem (wcześniej obawiałem się, że gdzieś na horyzoncie pojawi się jeszcze Slender).

-Offendermanie, mam do ciebie ogromną prośbę-powiedziałem od razu. Wyglądał na zaskoczonego, ale już po chwili jak zwykle uśmiechnął się szeroko, ukazując dwa rzędy ostrych jak brzytwa zębów. Facet miał to szczęście, że on i bez własnoręcznej interwencji chirurgicznej miał uśmiech niemal od ucha do ucha.

-A co takiego może chcieć ode mnie taki Jeff?-spytał Offenderman i zaśmiał się, a potem ruszył w stronę schodów. Nie kazał mi spierdalać, więc uznałem, że mogę kontynuować.

-Chciałbym, abyś pomógł mi w odzyskaniu wspomnień, które ostatnio usunął mi twój brat, i przeniósł mnie do miejsca, gdzie ostatnio byliśmy-odparłem. Offenderman przystanął.

-A po co ci to?-zapytał zaskoczony.

-Nie pytaj, po prostu tego chcę. Mam już dość twojego brata i chcę wrócić właśnie tam-powiedziałem, co nie było do końca zgodne z prawdą, ale co mi tam.

-A po co ci do tego wspomnienia?

-Żebym wiedział o zwyczajach tamtejszych ludzi, jak radzić sobie z policją, wiesz, chodzi o takie praktyczne rzeczy-wyjaśniłem.

-W sumie to logiczne... Ale obawiam się, że w tej sprawie niewiele będę mógł pomóc. Możesz odzyskać swoje wspomnienia tylko dzięki osobie, przez którą je straciłeś-wyjawił Offenderman. Kurde, świetnie. Slenderman, nienawidzę cię gnoju-pomyślałem wkurzony. Ale nadal miałem cień nadziei.

-A co z teleportacją? Mogę wrócić na miejsce?-zapytałem. Offenderman na pewno wiedział, gdzie Slenderman nas ostatnio przeniósł, więc przynajmniej o to nie musiałem się martwić.

-Z tym nie ma problemu. Mogę cię tam przenieść z powrotem choćby zaraz, z tym, że nie za darmo...

Cholera, błagam, skończcie już z tym. Czy ja mam stale coś komuś dawać albo załatwiać?-pomyślałem.

-Czego chcesz?-spytałem, starając się ukryć swój podirytowany ton. Gdyby Offender miał oczy, zacząłby mi się pewnie z uwagą przyglądać.

-Mogę...zabawić się z Niną?-spytał mężczyzna, a ja się omal nie zakrztusiłem powietrzem.

-Jaką Niną?-spytałem od razu, nieźle zaskoczony tym wszystkim. Czy on wiedział o tej Ninie? Przecież ja nic nie pamiętam z poprzedniego okresu... Mógł nas wtedy równie dobrze odwiedzić i ją poznać... Albo ktoś mu o niej opowiedział...Ale jeśli tak, to czemu pyta mi się o zdanie...Bo na pewno nie chodzi mu o Ninę the Killer...

-Z Niną the Killer, a jaką?-zapytał. Ok, cofam to. Jednak jest pijany w sztok, ale tym lepiej dla mnie.

-To tyle?-zapytałem, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Offenderman kiwnął głową.

-Ona pewnie się nie zgodzi, ale chcesz, to ją bierz! Czyli mnie tam z powrotem przeniesiesz?-zapytałem dla pewności. Mężczyzna kiwnął głową.-Interesy z tobą to sama przyjemność, nie to co z resztą tej bandy idiotów-dodałem, nie kryjąc przy tym swojego zadowolenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro