Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

43. Pechowy biwak

- Słyszałeś to, kochanie? - spytała drobna kobieta. Odłożyła zapakowany wciąż namiot na ziemię i rozejrzała się uważnie, z lekkim strachem. Jej mąż wciąż był pochylony, wyjął z bagażnika samochodu kolejną torbę i podał ją żonie.

- Odłóż to obok bagażu z namiotem, potem się tym zajmę. Jak wyjmiemy ważniejsze rzeczy, zajmiemy się namiotem. A co do twojego pytania, to nie, nic nie słysza... - jej mąż podał jej torbę, zaś swoją wypowiedź przerwał w połowie zdania, gdyż ciszę ponownie przecięły jakieś krzyki.

- Co to jest? - spytała przestraszona kobieta. Oboje zaczęli przysłuchiwać się krzykom. Bez wątpienia należały do jakichś ludzi. Nie słyszeli dokładnych słów, jedynie co poniektóre, oraz ton krzyku i wypowiedzi. Dało się usłyszeć takie słowa jak "zbrodnia", "nic nie jest ok", "nie wiem, o co mi chodzi", "ty mi nie pomagasz", "o co ci chodzi" czy też "to będzie wspaniałe". To znaczy, można było się domyślić znaczenia tych słów. Nadal jednak spora ich część była nie do rozpoznania. Wkrótce jednak mężczyzna uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Zgaduję, że jacyś inni ludzie również wybrali się na biwak, albo na grzyby. Sądząc po tych krzykach, to urocza para, która właśnie się kłóci. To zupełnie jak my przed naszym wyjazdem - odparł ze śmiechem mężczyzna, po czym spojrzał na swoją żonę. Kobieta popatrzyła na niego, zdenerwowana. Ręce oparła na biodrach.

- To nie jest zabawne! - zawołała. W odpowiedzi jej mąż tylko lekko się zaśmiał.

- Spokojnie, to tylko żart. A jeśli chodzi o krzyki, jak mówiłem, to zapewne tak jak my, kłócący się turyści, lub grzybiarze - powiedział mężczyzna. Korzystając z tego, że hałasy ucichły, podszedł nieco w stronę lasu.

- Jest tam ktoś?! - zawołał. Odczekał kilka chwil, ale nie otrzymał odpowiedzi.

- Co jest? Co się dzieje? - spytała jego żona, podchodząc do niego. Mężczyzna odwrócił się w jej stronę, wciąż uśmiechając się lekko.

- Ależ nic, kochanie. Pewnie już odeszli, albo po prostu nie mają ochoty rozmawiać. Albo zrobiło się im głupio, że ktoś słyszał, jak wrzeszczą na siebie w lesie, możliwości może być wiele. W każdym razie, nie ma się czym martwić. Wróćmy lepiej do rozpakowywania się - powiedział mężczyzna, po czym skierował się ponownie w stronę samochodu. Żona podążyła za nim, ale zanim znaleźli się przy bagażniku, mąż zatrzymał się jeszcze na chwilę. To samo zrobiła kobieta, stając obok niego. Mężczyzna spojrzał przez okna samochodowe na swoje dzieci. Młodszy syn, jeszcze dzieciak, siedział bliżej nich i oglądał na telefonie jakąś bajkę, którą na czas podróży włączyła mu jego starsza siostra, gdy rodzice poprosili ją, aby zajęła się nim na czas podróży. Dziewczyna z kolei, kilka lat starsza od chłopca, nastolatka, siedziała również z tyłu, ale po drugiej stronie. Można było dostrzec, że zajmuje się czymś na telefonie. Mężczyzna oparł ręce na biodrach, pokręcił z dezaprobatą głową, a potem spuścił na chwilę wzrok i westchnął. Następnie popatrzył na swoją żonę.

- Musimy coś z tym zrobić! - stwierdził.

- Co konkretnie masz na myśli? - spytała.

- Przyjechaliśmy tutaj, aby spędzić kilka dni razem, pogłębić więzi rodzinne i dobrze się bawić na łonie natury, prawda? - zapytał mężczyzna. Kobieta skinęła głową.

- No tak, tak ustaliliśmy - odparła.

- No więc właśnie. Czas zaprząc do roboty także nasze wspaniałe latorośle! - zawołał mężczyzna, wskazując na samochód, w którym siedziały ich dzieci. Kobieta pokiwała głową, po czym skierowała się w stronę drzwi do samochodu.

- Zajmę się tą dwójką, a ty w tym czasie wypakuj co ważniejsze rzeczy - powiedziała kobieta.

- Robi się, kapitanie! - zawołał jej mąż, po czym dla zabawy zasalutował i ruszył w stronę bagażnika, kobieta zaś podeszła do drzwi od samochodu, żeby zająć się ich dziećmi.

~*~

- Maamoo! - zawołała głośno piętnastolatka, otwierając bagażnik samochodu. Było tam jeszcze kilka toreb. Dziewczyna przelotnie spojrzała na nie, nie zaglądała jednak do środka.

- O co chodzi?! - spytała kobieta, zajęta pomaganiem mężowi.

- Możesz tutaj podejść? - spytała jej córka.

- Teraz? Pomagam twojemu ojcu rozbić dla nas namiot - odparła kobieta.

- No ale ja ciebie potrzebuję! - zawołała jej córka.

- A o co chodzi? - spytała kobieta, wstając. Spojrzała w stronę nastolatki. Ta wyjrzała na matkę zza samochodu.

- Gdzie są moje rzeczy? - spytała dziewczyna.

- A po co ci one teraz? - spytała jej matka. Położyła sobie ręce na biodra.

- No wyjmę je już! - wyjaśniła dziewczyna.

- Teraz? Nawet nie mamy rozłożonego namiotu, co zrobisz z tymi rzeczami? Pomóż najpierw mi i ojcu rozłożyć ten namiot, a potem zajmiemy się dalszym rozpakowywaniem, okej? - spytała kobieta.

- No ok, niech będzie - odparła nastolatka, podchodząc do rodziców. Jej ojciec nadal "walczył" z namiotem. Mężczyzna instruował żonę i córkę, co i jak mają robić i jak mają mu pomagać. Wkrótce udało im się rozłożyć namiot. Było już późne popołudnie.

- Dobra, to teraz rozpakujmy resztę rzeczy, a potem zrobimy sobie coś do jedzenie - powiedziała kobieta.

- Rozkaz, kapitanie! - zawołał jej mąż, po czym, dla zabawy, zasalutował. Jego żona uśmiechnęła się, kręcąc przy tym lekko głową.

- Szeregowy, marsz do rozładunku! - zawołała kobieta, wskazując na samochód. Ich córka jedynie przewróciła oczami, uśmiechając się lekko. Pomogła rodzicom rozpakować ich rzeczy z samochodu i zanieść je do namiotu. Jak na razie wciąż niczego im nie brakowało. Może w końcu, po tylu latach wspólnego biwakowania, udało im się wreszcie wziąć na biwak wszystko, co będzie im potrzebne, i o niczym nie zapomnieć.

- Sięgnę spray na komary, spsikamy się jeszcze przed kolacją! - zawołała dziewczyna.

- Dobrze Natalie! My zajmiemy się kolacją! - odparła jej matka, gdy nastolatka weszła do namiotu.

- Ogarniemy ognisko! - zawołał podekscytowany mężczyzna.

- Cieszysz się jak dziecko - stwierdziła jego żona, kręcąc z dezaprobatą głową.

- Ognisko, ognisko, ognisko! OGNISKO! - zawołał mężczyzna. Jego żona przewróciła oczami.

- Uspokój się - odparła, ledwo powstrzymując się przy tym jednak od śmiechu. Natalie, słysząc rozmowę rodziców, sama uśmiechnęła się pod nosem. Czasami fajnie się słuchało, jak nawzajem się droczą. Zresztą, cała ich trójka lubiła razem żartować albo sobie dogryzać, taka ich wspólna, rodzinna zabawa. Natalie zaczęła szukać w torbie spray'u na komary. Najpierw szukała go w torbie ze swoimi rzeczami, bo wydawało jej się, że tam go właśnie schowała, jednak nie znalazła go tam. Postanowiła skonsultować to z rodzinnym specjalistą od znajdywania wszelkich rzeczy.

- Mamo! A gdzie jest ten spray?! - spytała. W odpowiedzi jednak usłyszała tylko głośny krzyk ojca. Brzmiał, jakby był naprawdę przerażony. Dziewczyna natychmiast wyszła z namiotu.

- Natalie! Schowaj się! - usłyszała głos ojca. Gdy wyszła z namiotu, on wskazywał na auto. - Do samochodu, już! - zawołał.

- Ale co się stało? - spytała. Zaczęła się rozglądać dookoła. Dość szybko jej wzrok spoczął na ziemi, na której leżała jej matka, z nożem wystającym z piersi, w kałuży krwi. - Mama! - zawołała dziewczyna, kucając przy kobiecie. Dotknęła jej ramienia i zaczęła nim potrząsać. - Mamo, co się stało?! Mamo! Obudź się! Wstań! Co ci się stało?! - zawołała nastolatka.

- Natalie, biegnij do samochodu! - powtórzył jej ojciec. Brzmiał, jakby chciał coś jeszcze dodać, ale nagle urwał swoją wypowiedź. Dziewczyna spojrzała w górę. Jej ojciec stał i przyglądał się jej przez chwilę... po czym runął na ziemię. Nastolatka krzyknęła, widząc nóż wystający z jego pleców.

- Tato! - zawołała. Przysunęła się do niego i nim też zaczęła potrząsać. - Tato! Tato, proszę, wstań! Co się stało?! - zawołała zrozpaczona. Przez chwilę myślała, czy by nie wyciągnąć obu noży, ale wydawało jej się, że kiedyś w szkole na jakichś zajęciach z pierwszej pomocy słyszała, żeby nie usuwać nigdy niczego z ran, bo to tamuje krwawienie... Przynajmniej tak jej się wydawało. Natalie podniosła wzrok i rozejrzała się, chcąc znaleźć coś lub kogoś, kto mógłby jej pomóc. Oczywiście nie było na to szans, byli w środku lasu, ale nawet nie pomyślała o tym, jak bezcelowe są jej działania. Jednak, gdy podniosła wzrok, zobaczyła coś innego. Spostrzegła biegnącą w jej stronę postać. Biegła naprawdę szybko, Natalie zdołała jedynie dostrzec, że ma ona długie włosy... I biegła, trzymając coś w dłoniach. Coś, co od razu przestraszyło dziewczynę.

- Nie zbliżaj się! Kim jesteś?! - zawołała. Po chwili wstała. Postać nie odpowiedziała jej i nie zatrzymała się. Natalie gorączkowo zaczęła się rozglądać. Jej wzrok spoczął na nożach tkwiących w ciele jej ojca. Przeszło jej przez myśl, żeby zabrać któregoś z nich, aby się obronić. Szybko jednak odegnała od siebie tą myśl. Domyśliła się, że nie byłaby to najmądrzejsza decyzja. Nie powinna usuwać broni z rany. Jej wzrok spoczął na samochodzie.

W głowie dziewczyny zaświtała kolejna myśl. W mgnieniu oka Natalie rzuciła się w stronę samochodu i otworzyła go. Wpadła do środka od strony kierowcy. Liczyła na to, że tam znajdzie coś, czym będzie mogła obronić siebie i rodzinę. Rozejrzała się po samochodzie. Nic nadającego się do obrony nie rzuciło się jej w oczy, więc otworzyła schowek, żeby sprawdzić, czy tam nic nie ma. Pochyliła się, żeby móc lepiej sprawdzić schowek. Zaczęła przerzucać znajdujące się w nim rzeczy.

Natalie gorączkowo szukała czegoś, co mogłoby jej pomóc. Musiała coś zrobić, żeby obronić siebie i swoją rodzinę. Wtem usłyszała głos otwieranych drzwi od strony pasażera. Natalie natychmiast spojrzała w bok. Z przerażeniem dostrzegła, że do środka samochodu dostała się kolejna postać, tym razem jednak był to mężczyzna.

Pierwsze, co rzuciło się dziewczynie w oczy, to to, że chłopak miał czarne włosy, bardzo jasną skórę, a do tego białą bluzę. To jednak nie było najgorsze. Ta bluza była poplamiona czerwonymi plamami, ewidentnie były to ślady krwi! Natalie krzyknęła i natychmiast odsunęła się jak najdalej, a potem wydostała się z samochodu. Wciąż z przerażeniem w oczach patrzyła na mężczyznę, który pochylił się, przez co ich spojrzenia się spotkały. Chłopak uśmiechał się szeroko, a przerażający efekt potęgował fakt, że miał pocięte usta i policzki. Wyglądał naprawdę strasznie.

- Kim ty jesteś?! Kim wy jesteście?! Zostawcie nas! - zawołała dziewczyna. Odsunęła się kilka kroków, a potem poczuła okropny, rozrywający ból w klatce piersiowej. Dziewczyna spojrzała w dół i zobaczyła, że z jej piersi wystaje rękojeść noża... Przerażona Natalie aż zaniemówiła. Sama właściwie nie wiedziała dlaczego, ale odwróciła się powoli w drugą stronę. Patrzyła przez cały czas na broń. Gdy odwróciła się, podniosła wzrok i napotkała spojrzenie tamtej postaci... Dziewczyny, którą wcześniej widziała, jak biegła w stronę Natalie i jej ojca... Dziewczyna stała, najwyraźniej zadowolona z siebie. Uśmiechała się szeroko. Wyglądała na zadowoloną. Natalie popatrzyła na nią z przerażeniem i smutkiem. Usta lekko jej drżały.

- Ale zabawa! - zawołała dziewczyna, po czym zaczęła się głośno śmiać. Po chwili dołączył do niej tamten mężczyzna. Natalie ponownie spojrzała na nóż wystający z jej klatki piersiowej, a potem na dziewczynę. Chciała coś powiedzieć. Chciała krzyczeć, wrzeszczeć, wołać o pomoc, walczyć, zrobić coś, cokolwiek, uratować jakoś siebie i swoją rodzinę, nie zdołała jednak zrobić żadnej z tych rzeczy.

Gdy tylko otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, krzyknąć, z jej ust pociekła struga krwi. Natalie opluła się nią, zaczęła się nią krztusić, a potem upadła na ziemię. Leżąc na niej, patrzyła w górę, na postać dziewczyny, która nadal wesoło chichotała. Po chwili podszedł do niej tamten mężczyzna, on już się nie śmiał, ale nadal się uśmiechał. Oboje wyglądali i zachowywali się, jakby dostali właśnie wspaniali prezent na urodziny albo na gwiazdkę.

Natalie znów spróbowała się odezwać, ale nie była w stanie. Ponownie opluła się krwią i zaczęła się nią dławić. Jakikolwiek ruch, próba odezwania się, sprawiały, że, począwszy od rany, na całe jej ciało promieniował okropny, ostry, rozrywający ból, który był nie do zniesienia. Nim w końcu Natalie udało się zrobić cokolwiek, dziewczyna ją skopała. I potem powtórzyła to jeszcze kilka razy. Za każdym razem śmiała się coraz bardziej. Natalie spróbowała się jakoś zasłonić, ale nic to nie dało. Z każdym uderzeniem czuła okropny ból, od kopnięć i od rany, w której tkwił nóż. Natalie niemal czuła, jak z każdym ruchem nóż wbijał się w nią coraz bardziej. Wciąż pluła i krztusiła się krwią i starała się jakoś obronić, osłonić przed atakami, ale nie była w stanie.

- No postaraj się trochę! - zawołał chłopak. Natalie udało się dostrzec, że oparł sobie ręce na biodrach i patrzył z uwagą na dziewczynę. Ta spojrzała na niego i skinęła głową.

- Jasne. Kończę z nią - odparła dziewczyna, spoglądając następnie w dół, na leżącą na ziemi Natalie. Dziewczyna postanowiła choć jeszcze raz zrobić cokolwiek. Wyciągnęła dłoń w stronę tamtej przerażającej dziewczyny.

- Proszę... - powiedziała cicho. Ledwo była w stanie mówić, ale zdołała się jakoś przełamać. Pokonać ból i spróbować jakoś ich przekonać, żeby zostawili ją i jej rodzinę. Skoro nie mogła ich już obronić, postanowiła spróbować przemówić ich napastnikom do rozumu. Nina jednak zignorowała ją całkowicie. Kopnęła ją kolejnych kilka razy. Ból był na początku okropny, wręcz paraliżujący. Po chwili jednak Natalie czuła już coraz mniej. Czuła, jak powoli odpływa. Jakby pochłaniała ją jakaś dziwna ciemność. W porównaniu jednak do bólu, który czuła przed chwilą, było to coś naprawdę przyjemnego. W końcu jakaś ulga. Zanim jednak w pełni straciła przytomność, poczuła jeszcze, jak coś ponownie przebija jej klatkę piersiową. Potem nie było już nic.

~*~

Nie mogłem dłużej się powstrzymywać. Ja też chciałem coś z tego wszystkiego mieć, trochę się rozerwać, jakoś zabawić... Gdy więc Nina skopała ponownie tą dziewczynę, ja wyjąłem kolejny ze swoich noży i kucnąłem, wbijając jej nóż w samo serce.

- Nie trafiłaś za pierwszym razem w serce. Gdyby ci się udało, ona od razu by zginęła - powiedziałem, spoglądając na umierającą dziewczynę. Potem podniosłem wzrok na Ninę. - Ale spoko, to normalne. Nie masz jeszcze wprawy w zabijaniu - dodałem. Nina oparła dłonie na biodrach.

- Serio? - spytała. Nie do końca wiedziałem, o co jej chodzi.

- No tak. Ale spokojnie, za jakiś czas nabierzesz więcej wprawy i będzie ci szło lepiej - powiedziałem.

- Jak poćwiczę, to będę lepiej trafiać? - spytała. Skinąłem głową.

- Dokładnie! - zawołałem. W odpowiedzi Nina roześmiała się. Stałem i przyglądałem się jej w osłupieniu.

- Eee... Wszystko ok? - spytałem. Odczekałem trochę, zanim Nina się uspokoi, w końcu to jej się udało. Uspokoiła się i spojrzała na mnie. Wciąż jednak wyglądała na rozbawioną.

- Jeff... Ja się znam na biologii człowieka! Na anatomii! Gdybym chciała, z łatwością trafiłabym w serce! - zawołała Nina.

- Doprawdy? - spytałem. Nina skinęła głową. - Jakoś nie do końca w to wierzę - dodałem.

- Dlaczego? - zapytała. Wzruszyłem ramionami.

- Po prostu nie jestem przekonany co do tego, że serio jesteś taka dobra w trafianiu ludziom w serca - odparłem. Nina przewróciła oczami.

- Po prostu nie chcesz zaakceptować, że bez większego wysiłku już od samego początku jestem tak samo dobra jak ty. Może i lepsza - odparła dziewczyna. Słysząc to, uśmiechnąłem się lekko pod nosem.

- Chciałabyś... - odparłem krótko. Przez chwilę spoglądaliśmy na siebie, roześmiani. Oboje nas cała ta sytuacja rozbawiła. Miło było czasami po prostu się trochę ze sobą podroczyć i w ten sposób nieco się rozerwać. Po chwili Nina spuściła wzrok na wykrwawiające się ciało naszej ofiary.

- Fajnie było się trochę zabawić - stwierdziła. Nie powiem, jej słowa dość mocno mnie ucieszyły. Oznaczały, że wszystko dzieje się zgodnie z moim planem. Miałem tylko nadzieję, że tym razem wszystko mi się powiedzie i nie będę miał takich problemów, jak z Niną the Killer i Jane the Killer. Starałem się o tym nie myśleć, odganiając od siebie te wszystkie myśli. Przeczuwałem, że Nina... ta Nina jest inna, niż Jane i Nina the Killer. Miałem nadzieję, że się nie mylę, że faktycznie jest inna, lepsza, i w końcu znalazłem kogoś, kto jest naprawdę podobny do mnie. Z kim rzeczywiście uda mi się znaleźć nić porozumienia, kto zrozumie mnie i moje własne uczucia i emocje... choć wciąż momentami mam wrażenie, że sam ich nie rozumiem. Ponownie uśmiechnąłem się lekko.

- Cieszę się, że podobała ci się nasza zabawa - odparłem. Nina przewróciła oczami.

- No ba! Było super! Kiedy to powtórzymy? - spytała. Słysząc to, nie mogłem się nie zaśmiać. Pokręciłem lekko głową. Nie mogłem uwierzyć, że to ta sama Nina.

- Nina, jesteś niemożliwa... Zupełnie jakbyś stała się inną osobą - stwierdziłem. Gdy tylko to powiedziałem, Nina popatrzyła na mnie zaskoczona. Jakby nie do końca zrozumiała moje słowa. - Wszystko ok? - spytałem, uważnie się jej przyglądając.

- Ale... kim jest Nina? - spytała dziewczyna. Słysząc to, zaśmiałem się. Byłem pewien, że Nina sobie ze mnie żartuje.

- Zabawna jesteś - odparłem, kręcąc przy tym lekko głową. Jednocześnie poczułem coś mokrego na swoich stopach. Spuściłem wzrok i przekonałem się, że plama krwi wypływającej z ciała tej martwej dziewczyny coraz bardziej się powiększała i teraz dotarła aż do moich butów. Cofnąłem się nieco, żeby nie czuć tego nieprzyjemnego uczucia mokrych od krwi butów.

- Ale o co ci chodzi? Nie mam pojęcia, o kim mówisz, Jeff - odparła Nina. Ponownie na nią spojrzałem.

- Daj sobie spokój z tymi żartami, to nie jest zabawne, NINA - powiedziałem, akcentując głośno i wyraźnie jej imię.

- Ale... ja nie jestem Nina - odparła dziewczyna. Uniosłem lekko jedną brew, słysząc jej słowa. Oczywiście nadal im nie dowierzałem. Byłem pewien, że to jakiś jej nieśmieszny żart, w dodatku wymyślony w nie najlepszym momencie.

- To kim w takim razie niby jesteś? - spytałem.

- Shanon - odparła dziewczyna, z całą powagą. - Shanon albo Shotgirl, jak kto woli - odparła, po czym uśmiechnęła się lekko. - Zapomniałeś? Nie wierzę, że zapomniałeś, jak mam na imię, i jeszcze pomyliłeś mnie z tamtą Niną the Killer! - zawołała, uśmiechając się lekko. Prychnąłem cicho, kręcąc przy tym głową.

- Fajnie, fajnie, ciekawą sobie ksywkę wyjaśniłaś. Przynajmniej nie będziesz drugą Niną the Killer - odparłem. Nina wciąż przyglądała mi się z powagą.

- Dlaczego niby miałabym być drugą Niną the Killer ? Nie jestem ani trochę do niej podobna! I zamierzam zabijać na swój własny sposób! Nie tak jak ona, bez składu i ładu - odparła dziewczyna.

- Ok... To się robi coraz bardziej dziwne - stwierdziłem. - Możesz się nazywać, jak chcesz. Będę cię nazywał, tak jak sobie tego życzysz. Skoro wolisz, żebym nazywał cię Shanon, a nie Nina, to ok. Mogę cię też nazywać Shotgirl, jeśli wolisz - dodałem.

- O co ci chodzi? Czemu ciągle nazywasz mnie Niną? - spytała dziewczyna. Westchnąłem. To się robiło coraz bardziej dziwne.

- Nina, nie załamuj mnie, ok? O co ci w ogóle chodzi? - spytałem. Nina wciąż patrzyła na mnie jak na kogoś, kto zaczął nagle mówić po japońsku.

- Jaka Nina? - spytała dziewczyna. Ponownie westchnąłem. Po chwili jednak coś zaczęło mi świtać. Nina nagle zmieniła swoje zachowanie o sto osiemdziesiąt stopni. W jednej chwili była przerażoną sierotką-marysią, która w ogóle nie chciała słuchać o zabiciu kogokolwiek. A gdy trafiliśmy na tych tutaj ludzi, Nina na początku wciąż zachowywała się tak samo, ale potem jej zachowanie nagle zupełnie się zmieniło. Jakby... coś innego w nią wstąpiło. Albo jakby stała się kimś innym.

To prowadziło mnie do stworzenia dwóch hipotez. Albo ktoś lub coś opętało Ninę, albo Nina po całości oszalała. Zdecydowanie wolałem drugą opcję niż pierwszą, była lepsza. Wolałem nie myśleć o tym, że ktoś lub coś opętało albo sterowało moją Niną. Zamiast tego wolałem sądzić, że mój plan zaczyna działać i Nina zmienia się na lepsze. Nie byłem do końca pewien, co dokładnie się z nią działo, ale postanowiłem na razie obserwować wszystkie te zachodzące zmiany i zobaczyć, jak to wszystko dalej się potoczy. Miałem nadzieję, że będzie to wyglądało tak, jak sobie zaplanowałem i jak chciałem, aby to wyglądało. Odetchnąłem lekko. - Ok, w takim razie niech ci będzie. Jesteś Shanon, coś mi się popierdoliło po prostu - dodałem. Nina popatrzyła na mnie uważnie.

- No ok, niech ci będzie, chociaż to było dziwne - stwierdziła dziewczyna. Wzruszyłem ramionami.

- Tak jakoś wyszło - odparłem, uśmiechając się przy tym lekko.

~*~

Przeszukaliśmy razem cały ich niewielki obóz. Wyglądało na to, że ta niewielka rodzinka chciała się tutaj zatrzymać na kilka dni, może na weekend, kto wie. Tym lepiej dla nas. Mieli mnóstwo dobrego żarcia. Podzieliliśmy się w ten sposób, że Nina, to znaczy Shanon, miała przeszukać samochód, a ja ich namiot. Zajęło mi to kilkanaście minut. W namiocie nie było zbyt wiele rzeczy, prawdopodobnie nie zdążyli się jeszcze rozpakować. Gdy wyszedłem na zewnątrz, Nina... Shanon, nadal przeszukiwała samochód. Po chwili zauważyła mnie. Wyszła na chwilę z samochodu i spojrzała na mnie.

- I jak tam twoje łowy, Jeffy? - zawołała, uśmiechając się lekko. Radośnie, zupełnie jakby czuła się dobrze, szczęśliwie... Poniekąd to rozumiałem. Sam zawsze doskonale czułem się po morderstwie, zwłaszcza po tak owocnym, ale jak na Ninę, tą Ninę, którą znałem, to było dziwne. Raczej nie spodziewałbym się u niej takiej radości w tej sytuacji, choć w rzeczywistości podejrzewałem już nieco, co się tutaj dzieje. W tym wszystkim nawet nie zwróciłem uwagi, że dziewczyna użyła w stosunku do mnie zdrobnienia, za które chociażby Ninę the Killer dawno już bym zasztyletował.

- Nie zdążyli się jeszcze chyba wypakować zbytnio, więc wiesz, nie znalazłem tam wielu rzeczy. A jak u ciebie? - spytałem. Nina wyglądała na szczerze zadowoloną.

- Za to moje łowy okazały się bardzo obfite! Jest tutaj właściwie wszystko! Znalazłam mnóstwo dobrego jedzenia, ubrania, a nawet środki czystości! - zawołała dziewczyna. Podszedłem powoli do niej.

- Ulala, no to się obłowiliśmy - stwierdziłem.

- Otóż to.

- Mam plan - powiedziałem. Nina popatrzyła na mnie wyczekująco.

- Na co znów wpadłeś? - spytała.

- Co ty na to, żebyśmy na trochę się tutaj zatrzymali? - zasugerowałem.

- Tutaj? W tym ich kempingu? Czy jak to tam nazwać... Na jak długo? I co będziemy tutaj robić? - spytała dziewczyna.

- No wiesz, prawdopodobnie nikt nie wie dokładnie, gdzie miała być ta rodzinka. Pewnie powiedzieli, że jadą na mały biwak do takiego, a takiego lasu, ale wątpię, że dokładnie określili miejscu swojego pobytu. Poza tym, skoro wyjechali, zapewne na rodzinny wyjazd, żeby spędzić trochę czasu razem, w gronie rodzinnym, to zapewne nie od razu zaczną być poszukiwani, mamy więc na spokojnie dzień lub dwa, zanim ktokolwiek zainteresuje się zniknięciem tej rodziny i tym, że nikt z nich nie kontaktuje się z nikim ze świata zewnętrznego, że tak to ujmę - wyjaśniłem. Nina zamyśliła się na chwilę.

- Właściwie to chyba masz rację - stwierdziła.

- No właśnie. Mamy więc dzień lub dwa dla siebie. Proponuję dziś pozwolić sobie na odrobinę relaksu. Zostaniemy tutaj, zjemy coś dobrego, ogarniemy się, a jutro na spokojnie przejrzymy wszystko jeszcze dokładniej i przemyślimy, co nam się przyda, co bierzemy, co zostawiamy, co z czym robimy i tak dalej - powiedziałem. Dziewczyna skinęła głową.

- Brzmi spoko - stwierdziła dziewczyna.

- No dobra Nina, to co tam takiego ciekawego znalazłaś? - spytałem, podchodząc do niej. Dziewczyna popatrzyła na mnie lekko zdziwiona.

- Nina? Znowu? - spytała. Gdy tylko to powiedziała, od razu zrozumiałem, o co jej chodzi.

- Przepraszam, Shanon. Wciąż mi się myli, nie mam pojęcia dlaczego - skłamałem. Dziewczyna przyglądała mi się przez chwilę uważnie.

- No dobra, załóżmy, że ci wierzę. Ale to dziwne, cały czas mylisz mnie z jakąś Niną. O kogo ci chodzi? - spytała dziewczyna.

- O, no wiesz... Ninę the Killer - odparłem. Wymyśliłem to kłamstwo na szybko, nie mając żadnego innego pomysłu.

- Ninę the Killer? Tą zwariowaną morderczynię? I to nawet bardziej zwariowaną, niż wszyscy pozostali mordercy razem wzięci? - spytała.

- No tak, wybacz, jakoś tak wyszło - odparłem. Dziewczyna cicho prychnęła.

- Obrażasz mnie tym. Mylisz mnie z jakąś kompletną wariatką, w dodatku twoją fangirl - odparła Nina/Shanon. Wciąż jeszcze nie upewniłem się co do tego, co stało się z tą dziewczyną, choć miałem swoje podejrzenia. Postanowiłem jednak nie traktować jej w żaden specjalny sposób, tylko zachowywać się tak samo, jak do tej pory. Zaryzykowałem żartem.

- Ale nie zaprzeczysz, że ty też mnie uwielbiasz - powiedziałem, uśmiechając się lekko do dziewczyny. Nina oparła ręce na biodrach.

- Ale szanuję się na tyle, żeby nie zwariować aż tak na twoim punkcie. Poza tym, nie dodawaj sobie aż tyle znaczenia. Nie jesteś jakimś bóstwem ani niczym takim - odparła dziewczyna.

- Nina pewnie uważała mnie za bóstwo - powiedziałem bez większego namysłu. - Nina The Killer - dodałem, chcąc mieć pewność, że dziewczyna zrozumiała, o kogo mi chodziło. Nina, nowa Shanon, przewróciła oczami.

- No i na tym polega właśnie różnica między mną, a tamtą Niną, o której cały czas mówisz - powiedziała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro