Część 8
Zrobiłem się cały czerwony i Popatrzyłem na niego.
- Nie! Oczywiście że nie! O czym ty mylisz..? - przygryzłem dolną wargę. Nawet nie miałem chłopaka czy tam dziewczyny...
Zaśmiałem się słysząc jego gorliwa odpowiedz. Fakt, był młody i czułem, że był czysty, ale równie dobrze mógł by po prostu robić to dawno.
-W takim razie nie wiesz czym jest orgazm. A to co Ci zafunduje jest od tego lepsze. -Zaśmiałem gardłowo przesuwając nosem po jego szczęce w końcu schodząc na szyje i zaciągnąłem się pierwszy raz od dłuższego czasu powietrzem przesiąkniętym jego krwią.
Popatrzyłem na niego cały czerwony.
- Ale ja się nie zgodziłem ...- powiedziałem cicho. Chociaż podrażnić się z nim nie zaszkodzi...
-Zgodziłeś się. Jeżeli raz pozwolisz wampirowi wejść już się go nie pozbędziesz. -Mruknąłem składając kilka czułych pocałunków na pulsującej szyi, w której dla mnie jedynie widoczne były kuszące żyły wypełnione życiodajną krwią.
- Wiem to...- powiedziałem cicho. Zamknąłem oczy, czując przeszywające mnie dreszcze...
- Przestań tak robić...
-Nie podoba Ci się? -Zapytałem chociaż wiedziałem, że tak nie jest.
-Dobrze... -Mruknąłem i kładąc dłonie na jego bokach, po raz ostatni ucałowałem szyje za chwile wbijając w nią swoje kły. Czułem jak krew zaczęła wypływać z małych ranek wprost w moje usta wypełniając je po brzegi. Boże, był taki pyszny... Ten smak był zarazem wyniszczający i podniecający. Czułem jak każda martwa komórka mojego ciała miesza się z jego krwią i zaczyna buzować sprawiając, że chce jedynie więcej i dłużej.
Jęknąłem dość głośno i lekko boleśnie czując ugryzienie.. obiąłem lekko jego szyję zaraz jednak czując takie dziwne i przyjemne uczucie... Zamknąłem oczy oddając się tej przyjemności.
Wgryzłem się mocniej w jego szyje czując jak stróżka krwi wypłynęła z kącika moich ust. Zacząłem mimowolnie mruczeć rozkoszując się słodkim posiłkiem wiedząc, ze jad powoli zaczął krążyć w żyłach chłopaka. Nie stanie się jednym z nas, ale choć przez chwile poczuje jak to jest być idealnym, nieśmiertelnym, perfekcyjnym, jak to jest czuć i widzieć wszystko wyraźniej, dokładniej i po prostu lepiej. Choć efekt jest krótki bo jedynie na chwile tego swoistego rodzaju połączenia to wspomnienie pozostaje na długo. Owinąłem ramionami chłopaka w okol pasa podciągając go do góry i przyciskając do swojej klatki.
Zacisnąłem ręce na jego ramionach spinając się trochę.
-To boli...- powiedziałem cicho gdy wgryzł się mocniej.. czułem się coraz słabiej, choć było tak przyjemnie.. Moja skóra zrobiła się nieco blada.
Warknąłem cicho próbując się oderwać. Zacisnąłem mocno powieki chowając kły. Przesunąłem językiem po dwóch małych dziurkach które od razu zaczęły się zrastać. Uniosłem chłopaka przytulając do swojego torsu i oddychając głęboko wtuliłem się w jego szyje dalej zaciągając się jego zapachem. Zakazany owoc smakuje najlepiej, ale kiedy już go spróbujesz, chcesz więcej.
Wtuliłem się w niego oddychając spokojnie. Wszystko znikło... teraz czuję się tylko słabo.. ospale...
-Ograniczę cię do swojej krwi...- powiedziałem bardzo cicho.
-Będziesz bardzo słaby... nie rozumiem dlaczego tego chcesz. -Stwierdziłem odsuwając się na tyle, żeby moc na niego spojrzeć.
Popatrzyłem na niego.
-jak spróbujesz robić to tak by mnie za bardzo nie osłabiać będzie dobrze... codziennie trochę..
Spojrzałem w jego oczy szukając w nich potwierdzenia dla jego slow.
-Dobrze. -Zgodziłem się jednak wiedziałem, że i tak zrobię co chce. Trzymając go mocno położyłem go plecami z powrotem na miękki materac i mrużąc oczy zawisłem nad nim.
-Chyba się we mnie nie zakochałeś, co?
Popatrzyłem na niego.
- Oczywiście że nie..- Uśmiechnąłem się do niego wrednie.
-I dobrze. Nie zakochuj się we mnie. -Powiedziałem wysuwając dłonie spod jego pleców i zszedłem z łóżka czując przelewająca się w dalszym ciągu w moim żołądku krew. Narzuciłem na chłopaka kołdrę i spojrzałem na niego z góry.
-Odpocznij. Za kilkadziesiąt minut wszystko powinno wrócić do normy. Chcesz czekolady?
Popatrzyłem na niego Przytulając się do kołdry.
-daj mi czekoladeee.. - powiedziałem jak dziecko robiąc duże oczka.
Prychnąłem pod nosem oblizując wargi językiem na którym zostało jeszcze trochę krwi. Taki rozkoszny... I cały mój. Uśmiechnąłem się lekko otwierając szafkę w której trzymałem termos. Z małego pudełka wyciągnąłem tabliczkę mlecznej czekolady, i dwa wafelki.
-Czekolada czy baton?
Podniosłem się do siadu i złapałem za boląca głowę.
-Ciekolada..- powiedziałem cicho
Podałem mu tabliczkę patrząc jak spokojnie ją odpakowuje. -Połóż się. Jesteś strasznie uparty wiesz? Nie każe Ci leżeć bo tak mi się chce. Nie będzie Cię boleć głowa. A jeść możesz spokojnie jeżeli wsuniesz pod głowę drugą poduszkę.
Popatrzyłem na niego i pocałowałem go w policzek. Oparłem się o ścianę jedząc czekoladę.
-Dzia.
-Proszę. -odpowiedziałem siadając na swoim łóżku i przeczesałem na wpół suche włosy za chwile jednak związując je w luźno dyndającą kitkę. Wstałem i poszedłem do łazienki gdzie w zlewie leżały moje mokre po zabawie Shina rzeczy.
Popatrzyłem za nim. Odłożyłem papierek na stolik nocny i wstałem. Poszedłem powoli do niego i wziąłem go za rękę ciągnąc do łóżka.
-Co robisz? -Pytam zostawiając sweter w zlewie i pozwoliłem mu ciągnąć się gdzie chciał. Już po chwili runąłem plecami na jego łóżko zostawiając mokre ślady na pościeli.
Popatrzyłem na niego i Położyłem go na łóżku kładąc się na nim i zamykając oczy, chcąc spać
-Jesteś na dobrej drodze żeby się we mnie zakochać, wiesz? -Śmieję się cicho kładąc dłoń na głowie chłopaka i przeczesuje jego włosy palcami
Wziąłem jego rękę i Położyłem na swoich plecach. Wkrótce i zasnął.
Pokręciłem tylko głową gładząc lekko chłopaka między łopatkami. Nie różni się to niczym od tego co musiałem robić zazwyczaj aby dostać to co chciałem czyli pyszną, gęstą krew. I zawsze kończyło się to tak samo. Najpierw się w mnie zakochiwali, a potem umierali. Historia lubi się powtarzać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro