~7~
(Ciemna uliczka, wieczór, New York)
Jean-Pierre i Nicolas nadal szukają starej kobiety od laleczek voodoo. Znajdują sklep pełen dziwnych lalek, bez głów i kończyn.
Wchodzą do środka.
N.: To chyba tutaj.
J. P.: Wnioskujesz to z tych wszystkich makabrycznych laleczek z guzikami zamiast oczu? Dobra, to ją znaleźliśmy, ale nie do końca. Gdzie jest ta cała staruszka?
N.: Cicho bądź, idioto! Bo jeszcze cię usłyszy i rzuci na nas jakąś klątwę. Przepraszam, jest tu ktoś???!!!!!!
Zza zasłony wychodzi kobieta średniego wieku, ubrana w jakieś szmaty. Patrzy na Jean-Pierra i Nicolasa nieprzychylnym wzrokiem.
Nie odzywa się.
N.: Katiana! Czemu wydaje mi się, że wyglądasz dobre 30 lat młodziej?
Katiana nadal mierzy go wzrokiem.
K.: Bo jestem młodsza, pacanie. Musiałam cały dzień leżeć w wannie pełnej krwi, żeby... Zresztą, po co ja to mówię? Sekret wiedźmy.
N.: Ach, tak. Skoro jesteś wiedźmą, będziesz potrafiła odpowiedzieć nam na pytanie. Umarliśmy i nadal żyjemy. To znaczy, tak jakby zmartwychwstaliśmy, wyszliśmy sobie z trumien. Wiesz, jak to się mogło stać?
K.: Szlag! Nie te kukiełki...
J. P.: Jakie kukiełki?!
Nicolas ucisza Jean-Pierra spojrzeniem. Jean-Pierre jest widocznie przerażony. Katiana klnie pod nosem.
N.: Jakie kukiełki? Chcę wiedzieć, co się z nami dzieje, Katiano.
K.: Po co ci to? Dobra, niech ci będzie. Zaczarowałam wasze kukiełki, zamiast innych. I wyszło co wyszło.
N.: Co to był za czar?
K.: To klątwa, która sprawia, że człowiek co jakiś czas umiera i odżywa, jakby nigdy nic. Po prostu ciągle zdychasz, ale żyjesz.
N.: Masz zdjąć tę klątwę, Katiano!
K.: Po moim trupie! Niczego nie zamierzam zdejmować, o nie. Ile ja się namęczyłam z tą klątwą! Albo stąd pójdziecie albo dostaniecie coś gorszego!
J. P.: Nick, może już chodźmy?
N.: Chyba masz rację. Żegnaj, Katiano.
K.: Żebym cię tu więcej nie widziała!
Jean-Pierre i Nicolas wychodzą z sklepu z lalkami voodoo. Jean-Pierre nadal jest zszokowany.
J. P.: O co chodzi z tą klątwą? Ty ją znasz?!
N.: Katianę? Oczywiście, że ją znam. Obiecała mi kiedyś, że jeśli oddam jej swojego włosa i mojego przyjaciela, to zacznie mi sprzyjać szczęście.
J. P.: I oczywiście dałeś jej te przeklęte włosy?! Od razu widać, że to jakaś wiedźma!
N.: Nie krzycz na mnie! Zresztą, zrobiłem to dla żartów. Nie wiedziałem, że naprawdę potrafi czarować. Ale z drugiej strony, powinieneś się cieszyć. Nie umrzesz!
J. P.: Tak jakby. Ach naprawdę, jak ja się cieszę! Czujesz ten sarkazm, przyjacielu?
N.: Tak, wyczuwam twój sarkazm.
Jean-Pierre i Nicolas wychodzą z ciemnej uliczki i idą do najbliższego baru.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro