~5~
(Przed kościołem, rano, New York)
Jean-Pierre i Nicolas czekają przed kościołem na pastora Maximiliana. Po chwili duchowny przychodzi.
J. P.: Szczęść Boże, pastorze!
N.: Chcieliśmy o coś spytać.
Maximilian jest przerażony. Przykłada rękę do czoła. Patrzy z niedowierzaniem na Jean-Pierra i Nicolasa.
P. M.: Ale jak... Wy przecież... Umarliście! Jesteście martwi, to znaczy mieliście być martwi. Co tu się dzieje?!
J. P.: W takim razie może zmartwychwsaliśmy? Jak Jezus Chrystus, to możliwe?
N.: Tego nie da się wyjaśnić. Pastorze, czy to możliwe, że wzięli nas za trupy, a my byliśmy po prostu nieprzytomni?
P. M.: Ale to niemożliwe! Jeden z was spadł z wieżowca..
N.: Poprawka. Został zepchnięty z wieżowca.
Nicolas piorunuje spojrzeniem Jean-Pierra. Nie uchodzi to uwadze Maximiliana.
P. M.: Czego ode mnie chcecie, dusze nieczyste?!!
Maximilian jest przerażony. Po chwili mdleje. Jean-Pierre i Nicolas łapią go i zanoszą do kościoła. Kładą na ławce.
J. P.: To jednak nie był dobry pomysł. O co mu chodziło z tymi duszami nieczystymi?
N.: Może pomyślał, że jesteś wampirem?
J. P.: Niedorzeczne! Wampiry przecież nie istnieją. Ten pastor jest po prostu śmieszny.
N.: Mógł być chyba zdziwiony, nie uważasz? Odprawiał przecież nasz pogrzeb.
J. P.: Może i tak. To co teraz robimy? Jest w tym mieście ktoś, kto wiedziałby, czemu nie jesteśmy jeszcze martwi?
N.: Słyszałem o jakiejś starej kobiecie, która podobno robi laleczki voodoo. Może się jej spytamy?
J. P.: Brzmi okropnie. Ale możemy pójść.
Jean-Pierre i Nicolas wychodzą z kościoła. Zaczynają szukać starszej kobiety od lalek voodoo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro