~18~
(Ciemna uliczka, ranek, New York).
Jean-Pierre podnosi się z ziemi.
J.P.: A więc witaj świecie! Gdzie jest mój telefon?! Ach tak, w kieszeni...
Jean-Pierre wybiera numer Nicolasa i dzwoni do niego. Przyjaciel odbiera po kilku sygnałach.
N.: Słucham, kto dzwoni?
J.P.: Jean! A kogo innego się spodziewałeś?
N.: Ach, to ty padalcu. Co u ciebie słychać i czemu mnie budzisz?
J.P.: Wczoraj wieczorem napadli na mnie Harvey i Colin.
N.: Czyli umarłeś?
J.P.: Tak, umarłem. I nie orientuję się za bardzo, gdzie mogę się znajdować. Może pomożesz?
N.: Ech, ty zawsze wpakujesz się w jakieś kłopoty. Zacznij od znalezienia jakiegoś dobrze rozpoznawalnego punktu.
J.P.: Dobra. Jak go znajdę, to ci powiem. A tak na marginesie, to gdzie wczoraj byłeś?
N.: W ciemnej dupie, Jean.
J.P.: Śmieszny jesteś. Pytam się ciebie na serio, gdzie byłeś?
N.: U Katiany.
J.P.: Tej wiedźmy?! A po co?
N.: Chciałem spróbować przekonać ją drugi raz, żeby zdjęła z nas tą klątwę.
J.P.: I co, zgodziła się?
N.: A jak myślisz? Oczywiście, że się nie zgodziła, ale zawsze warto było spróbować.
J.P.: Coś jeszcze?
N.: Dała mi jedną laleczkę voodoo. Jak już wrócisz, to ci ją pokażę.
J.P.: Dobrze wiesz, że nie przepadam za takimi rzeczami.
N.: Tak, wiem. Znalazłeś już ten łatwo rozpoznawalny punkt?
J.P.: Nie. Chociaż tak!
N.: To mów co tam jest.
Przyjaciele rozmawiają jeszcze chwilę. Jean-Pierre zostaje w umówionym miejscu i Nicolas wychodzi z kamienicy, gdzie aktualnie przebywają.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro