Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIV Czerń

Gdy gdzieś wychodzę zawsze noszę w kieszeni mały dezodorant wypełniony śmierdzącym płynem. Czuję się wtedy trochę pewniej. Myślałam, że Michał poczyni jakieś kroki jednak poza ukradkowymi spojrzeniami nic nie zrobił. Cieszyło mnie to, że chyba zrezygnował. Moja obawa o Madzie całkowicie nie zniknęła ale jestem już o to spokojna. Wróciłam do swojej codziennej rutyny. Właśnie siedzę na lekcji i słucham nauczyciela ale bardziej do tego pasuje to, że pogrążam się w rozmyśleniach. Ręce mam złożone na podołku a oczy same zamykają mi się ze zmęczenia. Ostatnio źle sypiam. Nieraz budzę się w nocy oblana zimnym potem i z nieuzasadnionym lękiem. Zyskałam nowych przyjaciół z klubu koszykówki jednak nie cieszy mnie to. Mi zależy jedynie na przyjaźni i miłości jednej osoby. Nasze relacje wróciły na swoje miejsce lecz nie jestem z tego do końca zadowolona. Ja chcę czegoś więcej ale to jest niemożliwe i ja to wiem. Niedawno sobie to uświadomiłam, że szatynka nie zechce mnie w taki sposób. Poznałam się na niej. Madzia stała się moją obsesją. Gdyby powiedziała skocz - skoczyłabym, ukradnij - ukradłabym. Jestem trochę jak pies, wierny przyjaciel. Zrobię wszystko jak wyszkolone zwierzę. Tańczę jak ona mi zagra. Nieważne jak będzie mnie ranić ja zawsze będę u jej boku stała wiernie i merdała ogonem, sztucznie się uśmiechała. Madzia moja ukochana stała się zarazem moim wybawieniem jak i przekleństwem. Często mam dni takie jak ten kiedy widzę wszystko w czarnych barwach. Czy jestem pesymistką? Tak. Podobno liceum to najlepszy okres w życiu. Dużo osób tak mawia lecz ja widzę w tym jedynie puste słowa. Prędzej nazwałabym to piekłem na ziemi. Ucieszona dzwoniącym dzwonkiem wzięłam swoje rzeczy i wyszłam z budynku. Pierwsze promyki słońca przechodziły przez chmury i lekko grzały. Od jakiegoś czasu zrezygnowałam z autobusów i wracałam pieszo. Podobno jest to dobre dla zdrowia. Muszę jeszcze po drodze wpaść do pobliskiej przychodni połączonej z małym szpitalem. Jestem tam umówiona z moim lekarzem na badania kontrolne. Nigdy za nimi nie przepadałam. Coś twardego uderzyło mnie w tył głowy. Złapałam się za bolące miejsce i odwróciłam. W moją stronę zmierzały dziewczyny które kiedyś się na mnie wyżywały i popychały. Nie czekałam na nie tylko zaczęłam uciekać przed siebie. Co chwilę odwracałam się żeby zobaczyć gdzie się znajdują. Były coraz bliżej a ja już nie miałam siły biec. Znalazły się koło mnie i zatrzymały. Myślałam, że już dały sobie ze mną spokój. We mnie musi być coś wyjątkowego ponieważ przyciągam same kłopoty.

- Stęskniłaś się za nami
N a o m i? - przeliterowała moje imię

- Nie. Wystarczy mi to, że widzę was codziennie w klasie. - powiedziałam ściszonym głosem

- Nie posłuchałaś nas-opluła mnie - a cie ostrzegałyśmy

Stałam tam niezdolna do ruchu. Później wszystkie splunęły mi pod nogi i dały pokaz przeróżnych przekleństw. Zastanawiam się jak to możliwe, że jest w nich tyle nienawiści. Przez swoją urodę to co robią zdaje się jeszcze straszniejsze. Mam w kieszeni śmierdzącą bombę jednak za bardzo boję się jej użyć. Śmieją się ze mnie. Znosiłam ich przezwiska i oszczerstwa. Zostałam ośmieszona.

- Źle się czuję. Proszę zostawcie mnie. Co ja takiego wam zrobiłam?

- Jesteś wybrykiem natury. Powinnaś się nigdy nie urodzić! - nie posłuchały i dalej mnie raniły

Już dwa razy usłyszałam jak ktoś życzył mi śmierci i chciał żebym nigdy się nie urodziła. Może rzeczywiście ma racje...
Jestem nic nieznaczącym człowiekiem zwykłym zerem. Głowa pulsowała mi tępym bólem i było mi bardzo duszno. Obraz mi się zamazywał a kolory łączyły w jedną plamę. Ciężko mi było ustać a ciągłe popychanie jeszcze bardziej mi w tym przeszkadzało.

- Hej! Co wy robicie!?! - ktoś krzyczał

Nie wiem kto to był ale chciał mi pomóc. Przynajmniej tak mi się wydaję.

- Niemożliwe! To jest Kuba. Dziewczyny uciekamy. A z tobą później się policzymy. - szturchnęła mnie łokciem w żebra

Jakub? Nie znam nikogo o tym imieniu ale pewnie to ktoś ważny skoro tak mocno zareagowały na jego obecność. Na chwiejących nogach szłam do przychodni. Nadal miałam problemy ze wzrokiem. Zrobiłam kilka kroczków i o mało się nie przewróciłam więc podparłam się o słup który stał przy drodze.

- Wszystko w porządku? - zapytała się mnie duża zamazana plama stojąca naprzeciwko

Patrzyłam na niego jak na kogoś z innej planety. Właśnie zostałam zaatakowana a on się mnie pyta czy dobrze się czuję. Zignorowałam go i dalej podążałam do szpitala.

- Halo słyszysz mnie?

- Tak - powiedziałam przez ściśnięte gardło

Coraz bardziej bolała mnie głowa. Z ramiom zsunął mi się plecak i spadł na ziemie. Chciałam go podnieść lecz jak się schyliłam to zaczęłam spadać. Nieznajomy mnie złapał i nie pozwolił mi upaść. Wziął mnie na barana a plecak ubrał na brzuch. Byłam jak szmaciana lalka - niezdolna do ruchu. Pozwoliłam mu robić co chce. Całą drogę przespałam.

Obudziłam się w obcym miejscu zapewne jestem u Kuby. Gdy podniosłam się do siadu zabolała mnie głowa i poczułam ucisk w klatce piersiowej. Podciągnęłam bluzkę i zobaczyłam kilka nieładnych siniaków na żebrach a na głowie miałam zawinięty bandaż lecz nie to mnie zmartwiło. Byłam ubrana w męską koszulkę zamiast swojej. To trochę żenujące, że ktoś musiał mnie przebierać ponieważ sama nie dałabym rady. Będę musiała mu podziękować za opiekę. Powoli wstałam i doznałam szoku. Byłam na samych majtkach. Akurat to mógł sobie darować. Rozejrzałam się po pokoju jednak nigdzie nie znalazłam swoich ciuchów dlatego ubrałam na siebie jego spodnie które wyciągnęłam z szafy. Wyszłam z tego pomieszczenia i skierowałam się do drzwi. Zabrałam plecak z fotela i ubrałam buty. Już miałam wychodzić ale usłyszałam czyjś głos;

- Nawet mi nie podziękujesz za to, że cie uratowałem?

- Dziękuje kiedyś ci się odwdzięczę.

Mężczyzna miał brązowe włosy z czarnymi pasemkami, zarost oraz ostre rysy twarzy które dodawały mu męskości. Był umięśniony i zapewne wyglądał na dwa razy starszego niż w rzeczywistości jest. Przypominał typowego gangstera takiego którego można zobaczyć w filmach. Jednak nie bałam się go. Gdyby chciał mnie skrzywdzić to wcześniej nie ratowałby mnie. Nie zadawał mi żadnych pytań. Jestem mu za to wdzięczna. Uśmiechnęłam się do niego i wyszłam. Nie mam żadnych pieniędzy a piesza wędrówka w takim stanie jest niemożliwa. Niezadowolona ponownie weszłam do jego mieszkania.

- Masz może pożyczyć trochę pieniędzy na bilet powrotny? - zapytałam

- Lepiej by było gdybyś tutaj przenocowała. Nie chce mieć ciebie na sumieniu jeśli zasłabniesz gdzieś po drodze. - zapalił papierosa i się nim zaciągnął

- Każdy papieros skraca ci życie o kilka minut. - usiadłam obok niego na kanapie

Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

- Zwracasz mi uwagę w moim własnym domu. - dmuchnął mi dymem w twarz - za kogo ty się uważasz?

Skrzywiłam się na ten zapach.

- Na pewno nie za zaginioną córkę Michaela Jacksona. - odparłam

- To było dobre - zaśmiał się ochryple

- Ale i tak umrzesz jeśli będziesz palił. - nadal nie ustępowałam

- I co z tego? Gdybyś wiedziała jakie to dobre to też zaczęłabyś palić. - podał mi fajkę

- Nie chcę. Weź to ode mnie.

- Masz, spróbuj. - naciskał

Nie chciało mi się z nim już dłużej sprzeczać. Z niechęcią zrobiłam to co mi kazał. Właśnie pierwszy raz w życiu paliłam. Zakrztusiłam się dymem i zaczęłam kaszleć.

- Obrzydlistwo - spróbowałam jeszcze kilka razy i mu go oddałam

- Też tak na początku mówiłem a zobacz jak się skończyło. Teraz sam palę.

- Kim ty w ogóle jesteś? - spytałam się

- Psychopatą który zaraz cie zabije. - odpowiedział z poważnym wyrazem twarzy

Tym razem to ja się roześmiałam. Nie spodziewałam się po nim takiego czarnego humoru.

- A co jeśli nie żartowałem?

- No to jestem już martwa. - oparłam się na kanapie zrelaksowana

Dawno nie bawiłam się tak dobrze jak teraz. Mój podły nastrój z poranka zniknął.

- Dziwna jesteś. Powinnaś być przerażona i uciekać stąd z krzykiem. - zapalił kolejnego papierosa

- Ty też. Jestem za bardzo obolała żeby uciekać zresztą nie wydajesz się zły. - odparłam

- Mówisz tak ponieważ mnie nie znasz. Tak naprawdę to topie małe pieski starym babciom. - specjalnie zaakcentował słowa dodając dramatyzmu

- I tak nie mam zwierząt i nie jestem stara więc nic mi nie grozi.

- Czemu jesteś tego taka pewna? - zadawał kolejne pytania

- Nie jestem. - wygodniej się ułożyłam - jesteś najdziwniejszą osobą jaką kiedykolwiek spotkałam

- Wiele razy to słyszałem.

Spojrzałam się na mojego rozmówcę i zobaczyłam jak smutno się uśmiecha. Jest on bardzo intrygującą osobą.












Miałam napisać ten rozdział trochę później ale nie wytrzymałam i jest już dzisiaj ;)

EMOticon_Master

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro