28.
Wreszcie dotarłam do domu. Wjechałam na podwórko Remka, aby odnieść mu kluczyki. Podeszłam do drzwi i już miałam pukać, gdy ktoś je otworzył. Był to Remek.
- Wchodź - przepuścił mnie w drzwiach - Widziałem cię przez okno. (WYGLĄDASZ JAK PRZEZ OKNO XD)
- Proszę - podałam mu kluczyki - I dziękuję.
- Płakałaś - wziął moją twarz w ręce przyglądając jej się uważnie.
- Nie, przestań - wyrwałam mu się.
- To nie było pytanie - mruknął - Idź na górę zaraz przyjdę.
Zrobiłam to co mi kazał. W domu nie miała bym co robić, a tu może trochę zapomnę. Weszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Po dosłownie minucie przyszedł Wierzgoń z dwoma czarnymi kubkami z których unosiła się para. Jeden położył na biurku, a drugi podał mi.
- Byłaś u Michała - rzekł.
- Nie! No co ty! Ja? Hahaha! Śmieszny jesteś - zaczęłam się śmiać, lecz po spostrzeżeniu jego karcącego wzroku szybko przestałam.
- To znów nie było pytanie - odpowiedział.
- Skąd wiesz?
- Widać.
Opowiedziałam mu wszystko po kolei i nim się obejrzałam dostałam sms od mamy w którym kazała mi wracać do domu, bo wcześniej wróciła z pracy i się martwi.
Oho jakaś nowość.
Pożegnałam się z Remkiem i jeszcze raz mu podziękowałam za samochód i za to, że mnie wysłuchał.
- Jestem - krzyknęłam wchodząc do domu.
Niestety, jednak nikt mi nie odpowiedział. Weszłam w głąb mieszkania. Na stole leżała żółta (nwm czy kogoś obchodzi jej kolor xd) karteczka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać:
"Skarbie dobrze, że wróciłaś do domu. Ja musiałam znowu wyjść do pracy, ale nie martw się postaram się szybko wrócić. Poradzisz sobie.
Całuję mama
PS. Zjedz coś. "
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro