Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10

- Levi, tak właściwie to na czym stoimy? - Zapytałam, unikając jego spojrzenia.

- Na drewnianej podłodze. Mogłabyś patrzeć mi w oczy, gdy do mnie mówisz? - Prychnął, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

Wzdychając, przewróciłam oczami, starając się pozostać nieugięta. Po dłuższej chwili odważyłam się przenieść swój wzrok na jego twarz. Był tak bardzo przystojny. Spoglądał na mnie z błyskiem w oku i zawadiackim uśmieszkiem, przez co poczułam uderzającą falę gorąca. On doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co ze mną robi. Ponownie złapałam się na niestosownych wyobrażeniach, ku którym błądziły moje myśli. Coraz trudniej było mi powstrzymywać się w towarzystwie kobaltookiego. Marzyłam o tym, by ponownie wpleść swoje dłonie w jego włosy. Pokręciłam gwałtownie głową, odganiając brudne myśli. 

- Od razu lepiej. Wydaje mi się, że nie powinniśmy zbytnio się spieszyć. Spędźmy trochę czasu razem i wtedy zobaczymy jak będzie. - Stwierdził czarnowłosy.

- Zgadzam się. - Pokiwałam lekko głową, zastanawiając się jak uda mi się wytrzymać. Już teraz miałam problem z tym, by się na niego nie rzucić.

- To... - Zaczął, błądząc wzrokiem po pokoju - Chcesz spędzić razem ten dzień?

- Moje dwie ulubione osoby! Właśnie was szukałam. - Hange z hukiem wparowała do pokoju - Urządzimy dziś popijawę. Z okazji nie wiem czego, coś się wymyśli. Może udanego eksperymentu? Nie patrzcie tak na mnie, wszyscy tego potrzebujemy. 

Brunetka uniosła ręce do góry w geście obrony. Obiekt moich westchnień piorunował ją surowym wzrokiem, a ja jedynie lekko się zaśmiałam. Miała rację, na razie nie mogliśmy za wiele zdziałać w sprawie muru Maria.

- Jasne, że ci pomożemy. Levi może zmusić kadetów do sprzątnięcia jadalni, terroryzowanie ludzi to jego ulubione hobby. - Uśmiechnęłam się promiennie, zauważając jak kąciki jego ust lekko się podnoszą - Ja mogę pomóc tobie w przygotowaniach.

- Świetnie. Tak się cieszę. - Okularnica podskoczyła usatysfakcjonowana i chwyciła mnie za ramię i pociągnęła za sobą - Porywam ją, a ty, Ackermann, zadbaj o porządki!

Nawet nie dała mu czasu na żadne protesty. Pospiesznie opuściłyśmy jego gabinet, kierując się w nieznanym mi jeszcze kierunku. Cieszyłam się, że uda mi się choć na chwilę oderwać od szarej rzeczywistości. Nienawidziłam być bezradna, a wobec sytuacji sprzed pięciu miesięcy nie udało nam się zbyt wiele wskórać. Jedynym co mogliśmy zrobić było wzmożenie obserwacji terenów za murem Rose. Za cztery miesiące Rząd Królewski miał zamiar wysłać ponad stu tysięcy uchodźców poza mury na misję samobójczą. Nerwowo zacisnęłam dłonie w pięści, uświadamiając sobie brutalną prawdę - ich losu nie udałoby mi się odmienić. Nieważne co bym zrobiła, oni musieli zginąć. To miała być ta mała cena w zamian za uniknięcie śmierci głodowej wszystkich mieszkańców murów.

- [Twoje imię]. Też nam pomożesz? Obawiałam się, że odmówisz. - Zagadnęła Petra, uśmiechając się nerwowo.

- Zbyt surowo ją oceniasz. [Twoje imię] i Levi ochoczo zgodzili się wziąć udział w organizacji naszego małego przedsięwzięcia. - Odpowiedziała wyraźnie usatysfakcjonowana Hange.

- Po tych wszystkich niefortunnych wydarzeniach należy nam się chwila zapomnienia, prawda? Może chcesz pomóc mi przy przenoszeniu alkoholu z magazynu? - Zwróciła się do mnie rudowłosa, nerwowo bawiąc się naszyjnikiem - W końcu nigdy nie miałyśmy okazji bliżej się poznać.

- W porządku. - Uśmiechnęłam się, próbując dodać jej otuchy. 

- Świetnie. Chodź ze mną. - Wskazała drogę - Jak wam się układa?

- Dobrze, ale nie wiem jak interpretować to co się miedzy nami dzieje. Czasami wszystko jest takie proste, wręcz idealne, by po chwili znów wprawić mnie w zadumę. Nie mam pojęcia czy to w ogóle ma sens...

- Przestań. Ty i Levi jesteście dla siebie stworzeni. Po prostu macie jakieś wyimaginowane lęki i trudność w wyrażaniu uczuć. Aczkolwiek musicie spróbować z tym walczyć. Tylko wtedy przekonacie się o tym czy wasza relacja ma sens. Chciałabym żeby ktoś patrzył na mnie w taki sam sposób w jaki Kapitan patrzy na ciebie. Masz szczęście. Nie zaprzepaść tego. - Powiedziała dziewczyna, patrząc na mnie to surowym, to współczującym wzrokiem.

- Petra. Dziękuję. - Zatrzymałam się w miejscu i przytuliłam ją. Zesztywniała, nie spodziewając się takiej reakcji z mojej strony - Jesteś dobrym człowiekiem. 

- Nie przesadzajmy - zaśmiała się, uciekając ode mnie wzrokiem i delikatnie się rumieniąc - Po prostu staram się być szczera.

- Jak się dogadujesz ze swoim oddziałem? - Zapytałam, zmieniając temat. Dziewczyna rozluźniła się, będąc wdzięczna za zmianę tematu.

- Świetnie, chociaż Oluo potrafi działać na nerwy. Nie wspominając o tym jak kiczowato wychodzi mu naśladowanie Kapitana. - Posłała mi porozumiewawcze spojrzenie - Za to Eld jest niesamowity. Sam sposób tego jak walczy nie idzie w parze z jego ciepłym usposobieniem. Wbrew pozorom jest bardzo otwartym i empatycznym człowiekiem. Zawsze o nas dba i jego uwadze nie uchodzi żaden detal...

Wpatrywałam się w nią z tajemniczym uśmieszkiem, wymalowanym na twarzy. Moje obawy zostały w tym momencie całkowicie rozwiane. Petra Ral darzyła uczuciem Elda Jinn. Sam sposób tego jak ciepło o nim opowiadała wskazywał na to, a jej rozmarzony wzrok mocniej utwierdził mnie w tym przekonaniu. 

***

- Nie myśl o tym tyle. - Zagadnął mnie blondyn, podając mi szklankę.

Przyjrzałam się zawartości i podniosłam ją, by dotknąć jej brzegu ustami. Upiłam spory łyk, a przy przełykaniu napoju, wykrzywiłam twarz w nienaturalnym grymasie. Czego innego mogłam spodziewać się po alkoholu posiadanym przez nasz Korpus? Nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy, ledwo co udawało nam się pokryć koszty kupna koni i wszelkiego rodzaju sprzętów, nie wspominając o podstawowym wyżywieniu i pensji dla każdego żołnierza. 

- O czym? - Zapytałam, starając się zrobić duże oczy i brzmieć przekonująco. 

- Nie udawaj, że nie wiesz co mam na myśli. Na razie nic nie możemy poradzić na sytuację, w której się znajdujemy, ale liczę na to, że kiedyś odbijemy utracone ziemie. - Zapewnił Erwin.

- Chciałabym podzielać twój optymizm, ale możemy liczyć jedynie na cud. Może spadnie nam z nieba jakaś utalentowana broń przeciwko tytanom? - Zaśmiałam się gorzko, na co mężczyzna skrzywił się. 

- Tutaj jesteś. - Usłyszałam przy swoim uchu znajomy głos, przez który przeszyło mnie przyjemne ciepło - Wyrwijmy się stąd. Przemyciłem nam trochę tego świństwa, które tutaj podają. 

Przeprosiłam Erwina, który już zdążył zauważyć obecność kobaltookiego. Odwróciłam się na pięcie i podążyłam w ślady Levi'a, opuszczając pomieszczenie. Poczułam znajomy mi dreszczyk emocji, ponownie łaknęłam bliskości Kapitana. Moje serce biło niemiarowo, jakby chciało wyrwać mi się z piersi i wskoczyć w dłonie mężczyzny. Dotarliśmy w końcu na dach, gdzie leżał rozłożony koc, a na nim kilka butelek trunku średniej jakości i dwie szklanki. 

- Nie wierzę, że to wszystko przygotowałeś... - Powiedziałam cicho, podziwiając z zachwytem w oczach miejsce, w którym się znaleźliśmy.

- Nie przesadzaj - prychnął - Zbytnio się nie natrudziłem. Siadaj, naleje nam tego czegoś, co podobno nazywane jest alkoholem. 

Odkręcił jedną z butelek i rozlał nam równą ilość do szklanek, po czym jedną mi wręczył. Szybkim haustem opróżniłam całą zawartość i chwyciłam za butelkę w celu nalania sobie kolejnej porcji.

- Hę? Będziemy się ścigać kto wypije więcej w krótszym czasie? - Zapytał, krzywiąc się w niesmaku czarnowłosy.

- To nie jest taki zły pomysł - wypiłam jeszcze dwie porcje - Paskudne, ale potrzebuję tego. 

- Nie wiedziałem, że masz taki popęd do alkoholu. Może powinnaś była wybrać Stacjonarkę, tam też szczególnie przepadają za tanimi trunkami. Poczekaj, podobnie jak ja nie miałaś wyboru. Co za strata, na pewno idealnie byś tam pasowała. - Podsumował żartobliwie Levi, a ja zaczęłam chichotać jak najęta. 

- Kapitanie, mój Kapitanie! - Spojrzałam w niebo kładąc się na jego kolanach - Musisz częściej pić. Jesteś teraz taki ludzki i nawet odrobinę zabawny. 

Pstryknęłam go w nos, czując narastającą we mnie pewność siebie. 

- Nie znoszę alkoholu, tylko dziś zrobiłem wyjątek. Długo minie zanim znowu się napiję. - Spoważniał mężczyzna. 

- Dlaczego? - Spytałam - Czyżbyś pod jego wpływem zrobił coś niepożądanego w przeszłości? 

- Owszem. Nie wypiłem wtedy dużo, ale polazłem za pewnym babsztylem. Kojarzyłem ją ze swojej przeszłości. Właśnie tak do dziś nie mogę się od niej uwolnić. - Oznajmił teatralnym tonem.

Podniosłam się lekko na łokciach, wiedząc że mówił o mnie. Trzy lata temu na dziedzińcu zagadnął mnie podczas jednej z imprez powitalnych dla świeżych kadetów. Pamiętałam to tak dobrze jakby zdarzyło się wczoraj. Wykręciłam się od tańca z Erwinem, mówiąc że mam całą masę papierów do wypełnienia, a tymczasem powędrowałam na dziedziniec. Dopiero co złapaliśmy całą trójkę w Podziemiach, a Levi już zagadnął mnie, pamiętając że swojego czasu uratował mi życie. Przypomniałam sobie rozmarzone twarze Isabel i Farlana, gdy opowiadałam im o zewnętrznym świecie i morzu. 

- Tęsknisz za nimi, prawda? - Spytałam, widząc że on także był zamyślony.

- Codziennie o nich myślę. Byli jak rodzina. Może tak jak kiedyś powiedziałaś - wskazał na malujące się morze gwiazd na niebie - są gdzieś tam, w lepszym świecie. Wolni.

Ujęłam jego twarz w swoje dłonie i spojrzałam mu głęboko w oczy. Dostrzegłam odznaczające się w nich cierpienie. Mężczyzna przymknął powieki i oparł się o moje ręce. Gdy podniósł wzrok,  szare tęczówki spoglądały na mnie przenikliwie. Po chwili czułam jego gorące wargi na swoich. Delikatnie przygryzł moją wargę i przejechał językiem po moich zębach, prosząc o dostęp do środka. Udzieliłam mu go, czując jak zaczynamy toczyć bitwę o dominację. Pociągnęłam go za czarną koszulę, pogłębiając tym pocałunek, a z jego ust wydobyło się ciche jęknięcie. Napierał na mnie coraz bardziej natarczywie, przez co oparłam moje dłonie na jego klatce piersiowej. Nawet przez materiał czułam jego sterczące sutki. Oderwałam się od niego w celu zaczerpnięcia powietrza, czując jak każdy mięsień jego ciała protestuje. 

- Kocham cię. - Wyszeptał cicho, wtulając głowę w zagłębienie mojej szyi. Moje puls stał się nieznośnie szybki, a na policzkach pojawiły się wypieki i wcale nie były wywołane przez namiętność naszego pocałunku. - Jestem szczęśliwy, że w końcu możemy być razem. Cieszę się, że mi ufasz.

- Ja... - Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. 

- Nie mów nic, po prostu cieszmy się tą chwilą. Na razie to mi wystarczy. - Stwierdził, a mnie kamień spadł z serca. 

Chwyciłam łapczywie za butelkę i upiłam dużego łyka z gwinta. Owszem. Byłam pewna, że kocham Levi'a. Na tę chwilę nie byłam niczego tak bardzo pewna jak tego, że moje uczucia do niego są silniejsze niż cokolwiek innego w moim życiu. Jednak nigdy wcześniej nie wypowiadałam tych słów. Bałam się, że mężczyźnie jednak się odmieni i mnie zostawi. Choć patrząc w jego oczy czułam, że łączy nas potężne uczucie. Tak długo z nim walczyliśmy, a ono zamiast słabnąć tylko rosło w siłę.

- Robi się chłodno, może chodźmy do środka. - Zaproponował czarnowłosy.

- Dobry pomysł - pokiwałam głową - ale chodźmy do ciebie. Nie mam ochoty wracać do wszystkich. Tak niewiele czasu spędzamy sam na sam.

- Chyba będziemy potrzebować więcej tego - wskazał na butelki, uśmiechając się zawadiacko - Skoczę po kilka butelek, a ty możesz pójść do mojego pokoju.

Wręczył mi klucze, po czym pozbieraliśmy puste butelki i wyrzuciliśmy je. Podążyłam pewnym krokiem w kierunku jego gabinetu. Na szczęście miałam mocną głowę i nie musiałam obawiać się, że pod wpływem alkoholu zrobię coś czego będę żałować. Gdy znalazłam się pod właściwymi drzwiami, otworzyłam je i weszłam do środka.

W pokoju panował nienaganny porządek. Zresztą czego innego mogłam się spodziewać po Ackermannie? Tam gdzie przebywał zawsze było czysto. Zaczęłam rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. Jednakże zrezygnowałam, siadając na kanapie. Wiedziałam, że Levi zaraz wróci i z pewnością uda mi się pociągnąć go za język. 

Głównym powodem tego, że wstrzymywałam się z głośnym potwierdzeniem swoich uczuć był fakt, że zdystansowałam się w stosunku do mężczyzny. Kochałam go, ale nie wiedziałam o nim zbyt wiele. Czasem odnosiłam wrażenie, że Hange albo jego oddział znają go znaczenie lepiej niż ja. Sama byłam sobie winna - trzymałam go z dala od siebie przez szmat czasu. Pomimo tego, że niezliczoną ilość razy próbował wkraść się do mojego życia, nie dawałam za wygraną i dystansowałam się, unikałam go. 

- Trzymaj. - Podał mi butelkę, opróżniając swoją własną. 

- Teraz to ty wyglądasz jakbyś miał ochoty na wyścigi w piciu. - Słysząc moje słowa, mężczyzna zaśmiał się.

Na sam jego dźwięk poczułam ciepło w klatce piersiowej. Uwielbiałam, gdy Ackermann był tak wesoły. Takie chwile niestety należały do rzadkości. Chociaż, gdy otwierałam się przed nim i przyznawałam do swoich uczuć - wtedy był najszczęśliwszy. Dosłownie emanowały od niego entuzjazm i chęć do życia. Cała ponura maska odchodziła wówczas w zapomnienie i mogłam podziwiać jego delikatne, wrażliwe oblicze. Nawet kadetom się to podobało, Kapitan aż tak się ich nie czepiał.

***

2055 słów

Haaaaj,

mam nadzieję, że rozdział się podoba ^^

Btw - następny będzie fajniejszy (lenny)

XDDDD

Niestety troszkę na niego poczekacie, tzn zależy kiedy go napiszę, bo chyba zaraz zacznę...

Zapraszam do moich one shotów SnK

Trzymka!

20.08.2019r.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro