Rozdział 3
Wjechałem na teren mojej posiadłości, bo chyba tak ten wielki dom, w którym mieszkałem sam, mogę nazwać.
Rzuciłem pilot od bramy na siedzenie obok niezamykając jej i wysiadłem. Otworzyłem drzwi od strony Nialla i spojrzałem na niego, skulonego w przeciwnym rogu.
Westchnąłem i wyciągnąłem ręce w jego kierunku.
- No chodź, nie zostaniesz tu, a uciec też nie masz jak, chyba, że wchłoniesz się w fotel - przewróciłem oczami.
Chłopiec zamrugał kilka razy oczami i sięgnął drobną dłonią do klamki od drzwi po jego stronie i otworzył je. Otworzyłem szeroko oczy patrząc jak wyskakuje tamtą stroną.
- Kurwa! - warknąłem i rzuciłem się za nim biegiem.
Złapałem go parę metrów od otwartej bramy. Trzymałem go przyciśniętego plecami do mojego torsu. Jedną dłoń zaciskałem na jego nadgarstkach, które złapałem z tyłu, a drugą na jego szyi. Zaczął się szarpać, a ją ścisnąłem mocniej jego szyję przez co warknął.
- I gdzie chcesz uciec, hm? - spytałem wprost do jego ucha i dmuchnąłem w nie, przez co postawione poruszyły się - Wokół jest sam las, sam nie wiesz gdzie jesteś. A najbliższy dom czy miasto jest oddalone o kilometry - mruknąłem - Umrzesz z głodu czy wyziębienia, zanim znajdziesz kogokolwiek, kto chciałby ci pomóc. Ale wiesz, znalezienie takiej osoby, może być trudne. Wiesz jak się traktuje hybrydy? Hm? Gorzej od najgorszych zwierząt. Jesteście czymś dziwnym, niepoprawnym, nie jesteście ani ludźmi, ani zwierzętami. Ludzie nie lubią Was - chłopiec już się nie ruszał, stał spokojnie, więc poluzowałem uścisk na jego szyi. Jednak wciąż trzymałem jego nadgarstki - A ja chcę ci tylko dać dom. Powinieneś mi być wdzięczny, do cholery - warknąłem do jego ucha - Bo wcale nie musiałem się nad tobą litować i brać z tej cholernej licytacji. Więc pozostaje pytanie, zamierzasz współpracować i być grzeczną hybrydą, która nie ucieka, czy mam się wrócić z tobą na aukcję i cię oddać? Będziesz się mnie słuchał? - spytałem, a on po chwili kiwnął głową - Wspaniale - mruknąłem - Teraz jak grzeczny chłopiec, pójdziesz ze mną do domu - powiedziałem zdejmując rękę z jego szyi i poprowadziłem go przez podjazd do drzwi. Z kieszeni wyjąłem klucze i wsunąłem je do zamka, otwierając drzwi.
Gdy byliśmy w środku, puściłem Nialla i na ekraniku przy drzwiach zamknąłem bramę i włączyłem alarm.
Zerknąłem na chłopca teraz stojącego potulnie, lekko zgarbionego, wpatrującego się w swoje bose stopy.
- Musisz się wykąpać - powiedziałem - Potem zrobię ci coś do jedzenia i oprowadzę po domu. Okay? - nie unosząc wzroku pokiwał głową - Chodź - wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, a on spojrzał na nią niepewnie, ale po chwili podał mi swoją - Może się dogadamy - uśmiechnąłem się do niego lekko, ściskając delikatnie jego małą rękę zamkniętą w mojej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro