Rozdział 3
Szłam przed siebie. Mijałam sklep za sklepem, oddałam się jak najdalej mogę. W międzyczasie wysłałam wiadomość do Areum, która została w sklepie:
"Pójdę kupić nam jakieś jedzenie, zobaczymy się w hotelu."
Nie chciałam mówić jej o tym całym zajściu, mimo, że była z bogatej rodziny potrafiła mnie zrozumieć. Cud nie dziewczyna.
Coś było ze mną nie tak. Odkąd dowiedziałam się jaki cudowny i niezwykle uprzejmy jest mój poranny towarzysz do biegania, czułam jakby coś we mnie pękło. Jakby coś straciło sens.
Idąc ulicą spoglądałam na swoje odbicie w witrynach sklepowych. Moje obcisłe, dziurawe spodnie podkreślały chude nogi, bluza, która była dwa rozmiary za duża wisiała mi na ramionach jak na wieszaku. Twarz otulały mi gęste, ciemno brązowe fale. Przystanęłam i chciałam poprawić sobie jeden kosmyk włosów. Moje dłonie z długimi palcami szybko ogarnęły włosy, w międzyczasie gdy ja wpatrywałam się w tą pustą i bez wyrazu twarz.
Westchnęłam tylko i ruszyłam dalej.
Miasto przytłaczało mnie zawsze, masywne bloki, podświetlane ekrany uderzające swoim światłem w oczy, tłumy ludzi na ulicach. Nawet teraz w godzinach przed popołudniowych, wszędzie było pełno ludzi. I nawet nie chodziło o to, że mam jakąś fobie społeczną, nic z tych rzeczy. W każdym człowieku widziałam potwora. Te uśmiechające się z ekranów telewizora gwiazdy wpychały nam produkty których nie chcieliśmy.
Pędzący taksówkarze, którzy nie zwracają uwagi na przechodniów.
Fałszywe uśmiechy sprzedawców, którzy zmęczeni całym dniem użerania się z klientami chcą już wrócić do domu i aby nadrobić zysk kuszą klientów ofertami nie z tej ziemi.
Ten świat jest zepsuty. Zwłaszcza gdy jesteś zdany sam na siebie.
A świadomość tego, że w brunecie też siedzi potwór... Nie, nie będę o nim więcej myślała.
Wyciągnęłam słuchawki z kieszeni i podłączyłam je do telefonu. Poziom baterii wskazywał już 30% ale musiałam czegoś posłuchać. Muzyka zawsze sprawiała, że lepiej się czułam. To była taka moja odskocznia od tego szarego życia.
Szłam spacerkiem gdzie mnie nogi niosły, w uszach brzmiała mi głośno muzyka jakiegoś zespołu, którego kompletnie nie kojarzyłam. Jednak rytm nadawał się idealnie do tego żeby utrzymywać równe tępo podczas chodzenia.
W końcu znalazłam się w małym parku. Usiadłam na najbliższej ławce, wkładając ręce do kieszeni od bluzy oparłam się o oparcie. Gdzieś w pobliżu mnie dzieci bawiły się z rodzicami, donośnie śmiejąc się na cały głos. Jakaś babcia z dziadkiem i ich jamniczkiem wybrała się na spacer. Szli powoli, ona trzymała się jego ramienia jak za czasów swojej młodości. On z kolei w jednej ręce trzymał smycz, drugą miał złączoną z ręką swojej żony. Aż oparłam się łokciami o kolana, ich widok był piękny. Obydwoje może po osiemdziesiątce, jednak mimo upływu lat dalej patrzyli się na siebie jak nastoletnia para. On coś opowiadał, ona uroczo się śmiała i uderzała lekko go w ramię.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Zapewne nie będzie mi pisana taka starość. Nie wyobrażałam sobie, że ktoś obcy będzie chciał spędzić ze mną resztę swojego życia. Miałam już parę związków za sobą, ale zawsze okazywało się, że jestem za...
Trudna?
Areum w końcu kiedyś założy rodzinę, będzie szczęśliwą matką dwójki cudownych dzieci oraz żoną jakiegoś bogatego biznesmena. Nie będzie zawsze przy mnie. Znou będę skazana sama na siebie. Chyba, że zdarzy się jakiś cud.
Głośno pociągnęłam nosem i spojrzałam się w niebo. Białe chmurki, które przypominały bardziej watę cukrową, powoli płynęły po niebieskim tle. Muzyka zmieniła się teraz na spokojną. Zaśmiałam się, bo miałam swój własny soundtrack.
Ciepłe promienie słońca ogrzewały moją twarz, aż z przyjemnością zamknęłam oczy i rozsiadłam się wygodniej na ławce. Jak na późną jesień było jeszcze ciepło. Zwlaszcza popołudniami. Jednak w pewnym momencie jakaś chmurka zasłoniła słońce i poczułam chłód na twarzy. Nie przejmowałam się tym zbytnio. Chmur było dzisiaj dużo na niebie, dziwnie by było jakby słońca nie zasłaniały od czasu do czasu. Minęło parę chwil i dalej nie czułam przyjemnego ciepła na twarzy. Lekko uchyliłam jedną powiekę i ujrzałam rozmazaną postać. Potarłam oczy i spojrzałam się bardziej na to kto przede mną stoi.
Wmurowało mnie.
Obiektem, który zasłaniał mi słońce był nikt inny, tylko brunet. Stał w swojej skórzanej kurtce, podartych jeansach i z uśmiechem patrzył się na mnie.
Zrezygnowana przewróciłam oczami i wyciągnęłam słuchawki z uszu.
- Czego chcesz? - spytałam wzdychając, wyłączając przy tym muzykę.
- Tak szybko uciekłaś psując mi przy tym zabawę, że nie miałem okazji zrobić tego co powinienem - zrobił słodką minę od której prawie cofnął mi się Burger, którego jadłam wcześniej.
- Hah - prychnęłam. - Zabawy, też mi coś.
- Nudziło mi się, a że byłaś w pobliżu to już twój problem.
- Mój problem? To ty wpiepszyłeś się w zakupy, to ty sobie mnie upatrzyłeś jako jakiegoś wroga - warknęłam wstając.
- Siadaj, siadaj - chłopak wyciągnął rękę z torebką z nazwą sklepu z którego uciekłam. - Masz.
Spojrzałam na niego jak idiotka. Nie za bardzo rozumiałam o co mu chodzi. Najpierw najeżdżał na mnie przy każdej możliwej okazji, a teraz daje mi prezent. Dziwny gościu.
- Nie patrz się jak głupia na mnie tylko weź tą torbę. To dla ciebie. Sory, że taki byłem w sklepie. Jak mówiłem nudziło mi się - powiedział cicho.
- Już odechciało mi się mieć tą bluzę. A poza tym doskonale wiesz, że nie mam kasy - siadłam na ławce i założyłam nogę na nogę. - Dodatkowo co to było na dworcu? Zachowywałeś się jakbym conajmniej zabiła ci kogoś z rodziny.
Brunet wzdychając usiadł koło mnie. Siedział w ciszy parę chwil bawiąc się sznurkiem od papierowej torebki.
Koło nas przechodziła akurat matka z dwójką dzieci. Jedno w wózku, drugie trzymając się jedną ręką bluzki mamy jadło lizaka i patrzyło w niebo. Zauważylo nas i uśmiechnęło się od ucha do ucha.
- Dzieci są zabawne, nie sądzisz? - przerwał cisze chłopak - Nie chcą dużo, szczerze się uśmiechają, są ciekawe świata.
- Co ty pleciesz, sam też byłeś dzieckiem - powiedziałam pod nosem.
- Byłem, temu nie przeczę - uśmiechnął się krzywo.
- To co, nie byłeś jak ten chłopczyk? - spytałam zaciekawiona.
- Nie. A zresztą nawet tego nie pamiętam - westchnął rozglądając się wokół. Wyglądał jakby trapiło go to wspomnienie. Już nie chciałam go bardziej wypytywać, w sumie nawet mnie to nie interesowało.
Jakby tego było mało, siedział ze mną kolejne pół godziny. W zupełnej ciszy, obserwując tylko przechodzących ludzi. Od czasu do czasu uśmiechając się pod nosem zaczynał nucić jakieś piosenki.
- Jesteś dziwna - stwierdził nagle, gdy podbiegł do nas pies z patykiem, prosząc nas o rzucenie go.
- Ja? - prychnęłam, głaszcząc psa za uchem.
- Nie, ta babka która teraz biegnie przed nami - powiedział z gniewem w głosie.
- Super, znasz ją? - rzuciłam psu patyk. Ten poleciał za nim jak strzała.
- Najśmieszniejsze, że tak. To moja sąsiadka - zaśmiał się.
Z zaciekawieniem spojrzałam na tą kobietę. Wydawała się być po czterdziestce. Jej smukłe ciało było podkreślone obcisłym dresem. Nie była jakoś wybitnie piękna, wręcz przeciwnie. Jej twarz była pulchna, nos ogromny, do tego dziwnie krzywe usta i oczy. Każdy szanujący się facet w tych czasach kompletnie nie zwróciłby na nią uwagi.
- Niedawno wyrzucili ją z pracy za, jak to określiła, nieodpowiednią etykę pracy. Jednak doskonale wiedziała, że zwolnili ją za to jak wyglądała. Jeszcze dwa miesiące temu cieszyła się, że zdobyła nowe znajome w pracy, chwaliła ich wygląd ale mówiła, że nie za dużo potrafią. Jednak i tak je polubiła - pokręcił głowa brunet. - One jednak wkręciły ludzi w firmie, że moja sąsiadka miała romans z szefem. Oczywiście bez wtyków nie da się szybko i bezboleśnie z tego wyjść. I powiedz mi kto ucierpiał najbardziej w tej sytuacji? - zwrócił się do mnie siedzącej z otwartą buzią.
- Ona - wydukałam.
- Bingo - klasnął w dłonie. - Jednak co najlepsze, ten sam szef, który ją zwolnił tak naprawdę romansował z dziewczyną, która zaraz weszła na jej miejsce i była równocześnie w klice tych samych dziewczyn, które nakablowały na nią.
- Co za suka... - wyszeptałam.
- Dokładnie - uśmiechnął się pod nosem. - Niby to wszystko miało przykryć fakt, że jako jedyna pośród całej ekipy nie wyglądała jak trzeba, i wręcz wyśmiewano ją z tego powodu. A teraz zaczęła dbać o siebie, niedługo idzie na operację plastyczną. Jak to powiedziała "zaczyna nowe życie" - powiedział z dumą w głosie.
- A dlaczego mi to mówisz? - potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić z głowy te dziwne myśli jak to facet ma mózg między nogami.
- Sam nie wiem. Jakoś się rozgadałem. Czasem tak mam - odpowiedział uśmiechając się kwadratowo.
- Żeby uniknąć odpowiedzi na pytanie? - podniosłam jedną brew.
- Aaa, to - podrapał się po głowie - Jesteś dziwna bo jednego dnia prawie mdlejesz na mój widok, kolejnego dnia jesteś uległa wręcz i uciekasz z podkulonym ogonem a w następnej chwili jesteś dla mnie wredna - zaśmiał się.
- Co w tym śmiesznego? - pytam wkurzona.
- A nie wiem, mam jeszcze większą ochotę cię denerwować - odwrócił się do mnie i wyszczerzył zęby.
- Świetnie... - jęknęłam. - Tak jakbym w życiu nie miała wystarczająco problemów.
- A to już nie mój problem - spapugował mój ton głosu.
Tylko pokręciłam głową. Brunet rozsiadł się bardziej na ławce i zaczął znowu nucić jakąś melodię. Nie powiem, że nie miał dobrego głosu bo bym skłamała.
Zastanawiałam m się czy on sam nie zdaje sobie sprawy z tego, że raz jest wobec mnie chamski, a raz ciągnie rozmowę o niczym. Wydawało mi się to strasznie dziwne, tak jakby siedziały w nim dwie osoby. Ale to może tylko moje wrażenie. I miał rację, sama nie jestem lepsza. Mam kompletny mętlik w głowie. Przez niego.
- Muszę już iść - odezwałam się jako pierwsza, gdy na dworze zaczęło robić się ciemno, a w żołądku kiszki mi grały.
Brunet nic nie odpowiedział, dalej siedział i wpatrywał się w przestrzeń.
- Umm, to pa - powiedziałam zmieszana, gdy dalej nie dostałam żadnej reakcji ze strony chłopaka wstałam z ławki.
Zostawiłam go zamyślonego z tą przeklętą torbą na zakupy.
Powrotną drogę mniej więcej pamiętałam, ale zupełnie nie wiedziałam gdzie może być jakiś sklepik. Założyłam kaptur na głowę i szłam gdzie mnie nogi prowadziły. Telefon już dawno się wyłączył, nie miałam nawet jak zadzwonić do Areum.
Było już kompletnie ciemno gdy w końcu znalazłam jakiś sklepik. Wybrałam najpotrzebniejsze teraz rzeczy i skierowałam się do kasy.
- A panienka nie jest stąd, nieprawdaż? - zagadał mnie kasjer w podeszłym wieku.
- Nie, nie. Jestem tu tylko na parę dni - odpowiedziałam zmieszana.
- Ahjussi, żona będzie zła, że zarywasz do młodszych. Ona jest moja - poczułam na swoim ramieniu jakiś ciężar odwróciłam głowę i ujrzałam profil towarzysza z ławki.
- A ten tu co... - powiedziałam pod nosem.
- Tae, to kolejna twoja zdobycz? - spytał sprzedawca podejrzliwie.
- Może tak, może nie. Któż to wie - czułam jak swoimi ramionami obejmuje mnie w pasie.
- Yah - uderzyłam go łokciem. - Co ty robisz? - warknęłam
- Później ci wytłumaczę - odpowiedział cicho.
Zapłaciłam za swoje zakupy dalej z rzepą przyczepioną do mnie. Brunet sięgnął po torby i wyszliśmy razem ze sklepu.
- Ze wszystkich sklepów musiałaś wybrać akurat ten? - spytał przeglądając moje zakupy. - Ktoś tu dostał okresu? - wyciągnął z siatki paczkę podpasek i uśmiechnął się jak głupi.
- Nie twoja sprawa! - krzyknęłam i wysłałam i wyrwałam mu wszystko z rąk.
- Ejej! Ale spokojnie, zapomniałem zabrać kija z domu - podniósł ręce w geście poddania się.
- Bardzo śmieszne. Haha, panie śmieszku - uśmiechnął się tak, że widać było wszystkie jego zęby. - Czego za mną łazisz?
- Nudzi mi się - powiedział ze śmiechem.
- To się rozbierz i pilnuj swoich ubrań a mnie zostaw w spokoju - warknęłam.
- Yah, to nie ja ciągle przypadkiem biegnę tą samą trasą i...
- Oj zamknij już się - przerwałam mu szybko.
Wkurzona odwróciłam się na pięcie i skierowałam się w stronę hotelu.
- Jesteś w bezpieczniej odległości, zaraz rzucę w ciebie czekoladą.
- Rzuć lepiej mózgiem bo nie potrafisz go używać i nie jest ci do niczego potrzebny - krzyknęłam przez ramię. W odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech bruneta.
***
Do pokoju wpadłam jak burza. Areum aż skoczyła gdy rzuciłam na podłogę swoją bluzę razem z siatkami.
- Unnie, co się stało? - z przerażeniem podniosła zakupy i odłożyła je na stole, a moją bluzę powiesiła na oparciu krzesła. - Cały dzień nie mogłam się do ciebie dodzwonić - powiedziała zmartwiona.
- Przepraszam, trochę wędrowałam po mieście - podłączyłam telefon pod ładowanie. Na ekranie pojawiło się dwadzieścia nieodebranych połączeń od Areum.
Podczas kolacji opowiedziałam jej o tym co widziałam dzisiaj, nie wspominając przy tym o incydencie z tym wkurzającym chłopakiem. Obie poszłyśmy wcześnie spać, jutro były urodziny Areum i pewnie będziemy balować do rana.
____________________
Hey MAMA!
Z okazji urodzin Hobiasza i pierwszego, zajebistego wręcz, koncertu BTS oto kolejny rozdział, niesamowicie długi (licznik wskazuje mi 1900 słów o.o) i przysparzający mi wiele problemów XD
Dziękuję każdemu co czyta moje bzdury :')
Do następnego, który tak szybko się nie pojawi XD <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro