Rozdział 20
Gdy ocknęłam się w samochodzie, był w nim tylko Yoongi, który siedział na przednim siedzeniu i palił papierosa. Czułam zapach krwi wokół siebie, zaczęło mnie od niego mdlić. Przypomniałam sobie co takiego działo się zanim straciłam przytomność.
- Wróciłaś do siebie? - spytał cicho blondyn strzepując papierosa za okno. - Myślałem, że jeszcze z tobą będę musiał lecieć na ratunek.
- Co się stało z Tae? - przełknęłam ślinę ciężko siadając na fotelu. Bolało mnie całe ciało od niewygodnego leżenia w dziwnej pozycji na tylnim siedzeniu. Było mi chłodno, ale tylko przez to, że chłopak otworzył okno i wydmuchiwał w ciemną noc dym.
- Oberwał w ramię, nie wiem czy nie blisko serca. Myślałem, że go zabili - Yoongi schował twarz w dłoniach. - Nie miałem odwagi tam pójść żeby go oddać pod skalpel.
- Gdzie reszta? - spytałam przełykając wielką gulę w gardle. - Nic im nie jest?
- Gdzieś się zaszyli, nawet nie wiem gdzie. Siedzę tutaj od 2 godzin i nie potrafię wyjść z samochodu - westchnął blondyn. - Nie jest ci zimno?
- Nie, jest okej.
- To dobrze. Sujin - przerwał wyciągając coś z kieszeni. - Tae chciał, żebym ci to dał.
Chłopak wyciągnął do mnie rękę ze złożoną kartką papieru. Trzęcąsymi się dłońmi wzięłam ją od niego i zaczęłam oglądać. Posłałam pytające spojrzenie do Yoongiego, ale on tylko wzruszył ramionami i odpalił kolejnego papierosa. Nie wiedziałam czy chcę czytać jej zawartość, dalej w sumie nie zdecydowałam się co mam robić z uczuciami, którymi darzyłam Tae.
- Czytałeś to? - zapytałam wskazując na kartkę.
- Nie, nie chcę się mieszać w wasze sprawy. Strasznie zagmatwany macie związek, nawet bez czyjejś ingerencji - zaśmiał się słabo. - Nie wiem po kogo stronie mam być, czy twojej czy jego.
- Nie musisz być po żadnej stronie. Wszystko i tak jest już pojebane - rzuciłam kuląc nogi pod brodą.
- Niestety - spojrzał na mnie. - Ale wiesz co jest najlepsze?
- Co takiego?
- On jest osobą, która naprawdę ma ciężki orzech do zgryzienia jeśli chodzi o zajmowanie się kimś innym niż sobą samym. Nie miał łatwego życia i wątpię czy kiedykolwiek czuł miłość, ale po tym jak ciebie spotkał to widzę, że się zmienia. Powoli, ale zmienia.
- Jak to zmienia? - wydusiłam patrząc się na niego jak wariatka. W samochodzie znowu było ciepło, bo Yoongi zamknął okno. - Przecież to nic takiego, nic większego nas nie łączy.
- Jesteś taka pewna? Łączy was więcej niż myślałem.
- Na przykład co?
- Na przykład to, że... - przerwał bo drzwi od samochodu otworzyły się i ukazały Jina, który miał całą koszulę we krwi i był cholernie blady. - Hyung? I jak z nim?
- Kiepsko, operują dalej. Mam ochotę się najebać - powiedział opierając się na fotelu kierowcy.
- Przeżyje? - wydusiłam prawie wybuchając płaczem.
- Powinien, jeśli nie, to rozpierdolę gang Fang. Jak matkę kocham, nienawidzę ich bardziej niż kaca po całonocnym piciu.
- Hyung, ale wiesz, że to będzie samobójcza misja? - spytał Yoongi. - Najlepiej zniszczyć ich zabierając części terenu, na którym się rządzą.
- Co masz na myśli? - brunet podniósł brew do góry. - Czyżby nasz geniusz coś wymyślił?
- Mam już dosyć bycia policyjnym psem, który musi się ustawiać pod czyjąś komendą - Yoongi wyciągnął paczkę papierosów i wsadził sobie jednego w usta, wypalał je jak lokomotywa. - Coraz bardziej zastanawiam się czy nie rozpocząć czegoś swojego.
- Yah, Yoongi - powiedział ze zdumieniem Jin. - Nie spodziewałem się tego po tobie.
- Ale wiecie o tym, że zabieram was ze sobą? - wskazał na mnie i Jina. - Nie dam sobie rady bez waszej pomocy.
- Z przyjemnością do ciebie dołączę. Reszta chłopaków też będzie musiała, plus jak już tak kombinujesz - zaśmiał się pod nosem. - To co ty na to, żeby zabrać ludzi z gangu Fang? Słyszałeś co Namjoon opowiadał, ludzie chcą stamtąd uciekać.
Blondyn podrapał się po głowie. Byłam naprawdę pod wrażeniem odważnej myśli Yoongiego. Już długi czas słyszał ciągle o tym, że powinien zakładać coś swojego, coś co zmieni oblicze gangów w tym mieście. Chłopak oprócz zdolności strzelniczych i dużej kreatywności, miał głowę do rządzenia ludźmi.
Wyjrzałam przez okno, żeby zorientować się gdzie tak naprawdę byłam. Nie zdziwiłam się gdy ujrzałam nie szpital, ale gabinet weterynaryjny. Osoby z gangów, aby uniknąć problemów, często w przypadku postrzałów i różnych groźnych dla życia ran, szukali pomocy w klinikach dla zwierząt.
Tak było łatwiej i bez problemów.
***
Razem z chłopakami pojechałam do domu, nie chcieliśmy ślęczeć pod gabinetem. Jeszcze by się coś wydało. Razem z Tae był Jimin, który co jakiś czas informował nas o stanie chłopaka.
Do mieszkania zaczęła się zjeżdżać reszta ekipy. JK wparował i od razu złapał za piwo, które przywiózł Hobi. Jin z Yoongim położyli się spać, Mon przyjechał razem ze swoją dziewczyną, Areum coś gotowała w kuchni, Hobi chodził nerwowo po mieszkaniu i obgryzał paznokcie.
A ja?
Siedziałam i wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie.
Nie wiedziałam za co się zabrać, moja głowa pełna była czarnych myśli, które sprawiały, że ciało odmawiało mi posłuszeństwa.
- Sujin? - usłyszałam głos JK koło siebie. - Wszystko okej?
- Tak - wydusiłam połykając łzy.
- Nie musisz udawać, wszyscy jesteśmy rozwaleni emocjonalnie tym co się stało - wyszeptał przytulając mnie do siebie. W tym momencie nie wytrzymałam i ryknęłam płaczem.
Chłopak przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Silne ramiona JK sprawiały, że poczułam się bezpiecznie i mogłam dać upust moim emocjom. Głaskał mnie delikatnie po plecach, a ja coraz bardziej płakałam.
- Chcesz się upić dzisiaj? - zaproponował szepcząc mi we włosy. - Mam dużo alkoholu.
Pokręciłam głową, nie chciałam się upijać bo gdyby coś się działo, ruszyłabym samochodem do kliniki. JK był trochę podpity, tulił się we mnie jak małe dziecko i buczał coś pod nosem. Było mi dziwnie tak siedzieć z nim, ale z drugiej strony dzięki temu dałam upust temu co trzymałam w sobie.
- Noona, jeśli coś się mu stanie - pociągnął nosem. - Obiecaj mi, że z nami zostaniesz i nie uciekniesz nigdzie. Nie chcę ciebie też stracić. Kocham cię.
- Nigdzie nie ucieknę, młody - wtuliłam się mocniej w jego tors. - Jesteście najdroższymi dla mnie osobami, nie potrafiłabym żyć bez was.
- JK, odklej się od niej - zaspany głos Yoongiego sprawił, że podskoczyłam. Blondyn stał w wyciągniętej bluzce, dresach i wielką szopą na głowie. Podszedł do nas i usiadł po mojej drugiej stronie. Położył głowę na moim ramieniu i wtulił się w plecy. - Daj miejsce innym.
- Hyung, zwariowałeś? - burknął młodszy. - Nie masz do kogo się tulić?
- Tak się składa, że nie. Nie miałem czasu na różne miłości - zamlaskał. - A Jin zepchnął mnie z łóżka i nie mam gdzie się wygodnie położyć.
- Nikt ci nie kazał z nim spać - powiedziałam uśmiechając się słabo. - Kanapa jest wolna.
- Mam gdzieś kanapę, jest niewygodna. Chodźmy wszyscy spać - zadecydował i szybko wskoczył pod moją kołdrę.
Pokręciłam tylko głową, zaspany Yoongi miał dziwne pomysły. JK z kolei od kleił się ode mnie i położył koło Yoongiego, robiąc miejsce dla mnie po środku. Oczy mi się kleiły więc szybko wskoczyłam między nich. Blondyn wtulił się znowu w moje plecy, a JK zrobił ze swojej ręki poduszkę dla mnie.
- Co to za dziwne spanie? - spytał Hobi stając w drzwiach.
- Spiepszaj - wymruczał Yoongi
- Też coś, oby was Jin nie zobaczył bo wam nie daruje - parsknął i wyszedł z pokoju pozostawiając mnie między chłopakami. Zaczęliśmy się śmiać.
Po chwili za sobą usłyszałam głośne chrapanie, JK zaraz po nim zaczął robić to samo. Oczy zaczęły mi się same zamykać i po paru minutach, dołączyłam do chłopaków.
***
Poranek nadszedł strasznie szybko, Areum obudziła mnie i gdy wyrwałam się z klejących objęć Yoongiego, poszłam za nią do kuchni. Nie wiedziałam dlaczego, ale moja kuchnia stała się miejscem, w którym wszystko się działo, począwszy od dziwnych snów, po planowanie różnych akcji.
- Unnie - dziewczyna usiadła przy stole. - Jest mi naprawdę przykro jeśli chodzi o Tae.
- Coś się z nim stało, że tak mówisz? - spytałam wpatrując się w lodówkę, czułam jak do moich oczu napływają łzy. Nie chciałam go stracić.
- Nie. Po prostu ta cała sytuacja jest cholernie dziwna. I nie wiem sama co o tym myśleć - powiedziała wpatrując się w dłonie. - Sprawiam tylko problemy.
- Przestań - rzuciłam oschle. - Najważniejsze, że nic ci nie jest.
Areum spojrzała na mnie i zaczęła płakać. Nie wiedziałam jak zareagować, przez ten okres czasu gdy nie byłyśmy razem, czułam się dziwnie w jej towarzystwie. Jakby była kimś zupelnie obcym dla mnie.
- Nie wiem dlaczego dałam się w to wmieszać - wyszeptała kręcąc głową. Łzy kapały jej na zaciśnięte na udach dłonie złożone w małe pięści. - Byłam głupia, mój ojciec wymyślił sobie nie wiadomo co, nie rozumiem do tej pory co ma wspólnego z tym zjebanym gangiem.
- Wiele rzeczy pozostaje zagadką - westchnęłam.
- Jestem na ciebie zła, wiesz? - powiedziała ze złością. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz sporo czarnych rzeczy z przeszłości?
- Zmieniłoby to coś? - parksnęłam. - Uciekłabyś gdzie pieprz rośnie.
- Najprawdopodobniej - stwierdziła patrząc mi prosto w oczy. Widziałam w nich złość i rozczarowanie. Jakby Areum brzydziła się mną. - Przynajmniej nie wiedziałabym, że ktoś kogo kocham najmocniej na świecie potrafił by zabić kogoś bez mrugnięcia okiem.
- Witaj w moim świecie - warknęłam opierając się o stół. - Dla twojej wiadomości całe to mieszkanie jest wypełnione osobami, które bez przeszkód mogą kogoś zabić. A ty nawet się przed nimi nie obronisz.
- Unnie - prychnęła uśmiechając się szelmowsko. - Oni to pikuś, ty jesteś najgorsza z nich wszystkich.
Areum wstała i skierowała się do wyjścia z mieszkania. Po drodze słyszałam jak wpada na kogoś, ale minutę później trzaśnięcie drzwiami oznajmiło, że dziewczyna wyszła. Jej słowa zabolały mnie gorzej niż świadomość, że mój ojciec zabił moją rodzinę. Stałam oparta o stół, moje paznokcie powoli wbijały się w środek dłoni, a do oczu napływały łzy.
- Kurwa - wyszeptałam kucając przy stole. Miałam już dosyć dzisiejszego dnia, dosyć tego życia. - Dlaczego nie zginęłam jak moja siostra i matka? - spytałam się cicho siebie opadając jeszcze bardziej na podłogę.
- Nie zginęłaś bo nie było ci to pisane - dobiegł mnie surowy głos Hobiego. Spojrzałam w stronę z której dochodził. Stał oparty o futrynę drzwi i wpatrywał się we mnie. Pierwszy raz widziałam go tak złego, zawsze jest naszym małym słońcem w towarzystwie.
- A może jednak? - zapytałam się wstając z ziemi. Trzęsącymi się dłońmi wytarłam łzy z policzków. Hobi w tym czasie zbliżył się do ekspresu z kawą i zaczął przygotowywać gorący napój. - Może jednak to, że oszukałam swoje przeznaczenie sprawia, że mam tak zjebane życie? - prychnęłam i usiadłam na krześle.
- Jesteś chora na coś? Nie. Jesteś sama? Nie. To, że miałaś to szczęście i trafiłaś na Jina to był znak, że jednak życie coś innego ma zaplanowane dla ciebie - powiedział siadając naprzeciwko mnie przy stole. - Sujin, nie masz zjebanego życia, jesteś naszym najlepszym prezentem, które mógł nam zesłać los. JK cię uwielbia, dla Jina jesteś oczkiem w głowie, Yoongi oddałby życie za ciebie, Tae zrobiłby wszystko bylebyś była szczęśliwa, Jimin skoczyłby w ogień za tobą jak za własną siostrą, a ja - przerwał i spojrzał mi w oczy. - Zrobiłbym to samo co oni.
- Ale też przynoszę wam mnóstwo problemów.
- No i ? Życie to nie bajka w której wszystko musi iść jak po maśle - wzruszył ramionami wstając i gdy zabrał kubek z ekspresu odwrócił się w moją stronę. - Każdy z nas ma zjebaną przeszłość, ale to od nas zależy jak będzie wyglądała przyszłość.
__________
Witam Was po dość długim Polsacie i znowu znikam, nie wiem na jak długo. Może tydzień, może miesiąc. Kto wie XD
To ff sprawia mi niemałe problemy jeśli chodzi o zadowolenie z tego co napisałam do tej pory, jak i to w jaką stronę poszła historia 😪
Mam nadzieję, że nie będzie takich problemów z innymi ff, które gotują się jak jajka i czekają na publikację XD
Trzymajcie się ciepło 💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro