Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Gdy ocknęłam się w samochodzie, był w nim tylko Yoongi, który siedział na przednim siedzeniu i palił papierosa. Czułam zapach krwi wokół siebie, zaczęło mnie od niego mdlić. Przypomniałam sobie co takiego działo się zanim straciłam przytomność.

- Wróciłaś do siebie? - spytał cicho blondyn strzepując papierosa za okno. - Myślałem, że jeszcze z tobą będę musiał lecieć na ratunek.

- Co się stało z Tae? - przełknęłam ślinę ciężko siadając na fotelu. Bolało mnie całe ciało od niewygodnego leżenia w dziwnej pozycji na tylnim siedzeniu. Było mi chłodno, ale tylko przez to, że chłopak otworzył okno i wydmuchiwał w ciemną noc dym.

- Oberwał w ramię, nie wiem czy nie blisko serca. Myślałem, że go zabili - Yoongi schował twarz w dłoniach. - Nie miałem odwagi tam pójść żeby go oddać pod skalpel.

- Gdzie reszta? - spytałam przełykając wielką gulę w gardle. - Nic im nie jest?

- Gdzieś się zaszyli, nawet nie wiem gdzie. Siedzę tutaj od 2 godzin i nie potrafię wyjść z samochodu - westchnął blondyn. - Nie jest ci zimno?

- Nie, jest okej.

- To dobrze. Sujin - przerwał wyciągając coś z kieszeni. - Tae chciał, żebym ci to dał.

Chłopak wyciągnął do mnie rękę ze złożoną kartką papieru. Trzęcąsymi się dłońmi wzięłam ją od niego i zaczęłam oglądać. Posłałam pytające spojrzenie do Yoongiego, ale on tylko wzruszył ramionami i odpalił kolejnego papierosa. Nie wiedziałam czy chcę czytać jej zawartość, dalej w sumie nie zdecydowałam się co mam robić z uczuciami, którymi darzyłam Tae.

- Czytałeś to? - zapytałam wskazując na kartkę.

- Nie, nie chcę się mieszać w wasze sprawy. Strasznie zagmatwany macie związek, nawet bez czyjejś ingerencji - zaśmiał się słabo. - Nie wiem po kogo stronie mam być, czy twojej czy jego.

- Nie musisz być po żadnej stronie. Wszystko i tak jest już pojebane - rzuciłam kuląc nogi pod brodą.

- Niestety - spojrzał na mnie. - Ale wiesz co jest najlepsze?

- Co takiego?

- On jest osobą, która naprawdę ma ciężki orzech do zgryzienia jeśli chodzi o zajmowanie się kimś innym niż sobą samym. Nie miał łatwego życia i wątpię czy kiedykolwiek czuł miłość, ale po tym jak ciebie spotkał to widzę, że się zmienia. Powoli, ale zmienia.

- Jak to zmienia? - wydusiłam patrząc się na niego jak wariatka. W samochodzie znowu było ciepło, bo Yoongi zamknął okno. - Przecież to nic takiego, nic większego nas nie łączy.

- Jesteś taka pewna? Łączy was więcej niż myślałem.

- Na przykład co?

- Na przykład to, że... - przerwał bo drzwi od samochodu otworzyły się i ukazały Jina, który miał całą koszulę we krwi i był cholernie blady. - Hyung? I jak z nim?

- Kiepsko, operują dalej. Mam ochotę się najebać - powiedział opierając się na fotelu kierowcy.

- Przeżyje? - wydusiłam prawie wybuchając płaczem.

- Powinien, jeśli nie, to rozpierdolę gang Fang. Jak matkę kocham, nienawidzę ich bardziej niż kaca po całonocnym piciu.

- Hyung, ale wiesz, że to będzie samobójcza misja? - spytał Yoongi. - Najlepiej zniszczyć ich zabierając części terenu, na którym się rządzą.

- Co masz na myśli? - brunet podniósł brew do góry. - Czyżby nasz geniusz coś wymyślił?

- Mam już dosyć bycia policyjnym psem, który musi się ustawiać pod czyjąś komendą - Yoongi wyciągnął paczkę papierosów i wsadził sobie jednego w usta, wypalał je jak lokomotywa. - Coraz bardziej zastanawiam się czy nie rozpocząć czegoś swojego.

- Yah, Yoongi - powiedział ze zdumieniem Jin. - Nie spodziewałem się tego po tobie.

- Ale wiecie o tym, że zabieram was ze sobą? - wskazał na mnie i Jina. - Nie dam sobie rady bez waszej pomocy.

- Z przyjemnością do ciebie dołączę. Reszta chłopaków też będzie musiała, plus jak już tak kombinujesz - zaśmiał się pod nosem. - To co ty na to, żeby zabrać ludzi z gangu Fang? Słyszałeś co Namjoon opowiadał, ludzie chcą stamtąd uciekać.

Blondyn podrapał się po głowie. Byłam naprawdę pod wrażeniem odważnej myśli Yoongiego. Już długi czas słyszał ciągle o tym, że powinien zakładać coś swojego, coś co zmieni oblicze gangów w tym mieście. Chłopak oprócz zdolności strzelniczych i dużej kreatywności, miał głowę do rządzenia ludźmi.

Wyjrzałam przez okno, żeby zorientować się gdzie tak naprawdę byłam. Nie zdziwiłam się gdy ujrzałam nie szpital, ale gabinet weterynaryjny. Osoby z gangów, aby uniknąć problemów, często w przypadku postrzałów i różnych groźnych dla życia ran, szukali pomocy w klinikach dla zwierząt.

Tak było łatwiej i bez problemów.

***

Razem z chłopakami pojechałam do domu, nie chcieliśmy ślęczeć pod gabinetem. Jeszcze by się coś wydało. Razem z Tae był Jimin, który co jakiś czas informował nas o stanie chłopaka.

Do mieszkania zaczęła się zjeżdżać reszta ekipy. JK wparował i od razu złapał za piwo, które przywiózł Hobi. Jin z Yoongim położyli się spać, Mon przyjechał razem ze swoją dziewczyną, Areum coś gotowała w kuchni, Hobi chodził nerwowo po mieszkaniu i obgryzał paznokcie.

A ja?

Siedziałam i wpatrywałam się w jeden punkt na ścianie.

Nie wiedziałam za co się zabrać, moja głowa pełna była czarnych myśli, które sprawiały, że ciało odmawiało mi posłuszeństwa.

- Sujin? - usłyszałam głos JK koło siebie. - Wszystko okej?

- Tak - wydusiłam połykając łzy.

- Nie musisz udawać, wszyscy jesteśmy rozwaleni emocjonalnie tym co się stało - wyszeptał przytulając mnie do siebie. W tym momencie nie wytrzymałam i ryknęłam płaczem.

Chłopak przyciągnął mnie do siebie jeszcze mocniej. Silne ramiona JK sprawiały, że poczułam się bezpiecznie i mogłam dać upust moim emocjom. Głaskał mnie delikatnie po plecach, a ja coraz bardziej płakałam.

- Chcesz się upić dzisiaj? - zaproponował szepcząc mi we włosy. - Mam dużo alkoholu.

Pokręciłam głową, nie chciałam się upijać bo gdyby coś się działo, ruszyłabym samochodem do kliniki. JK był trochę podpity, tulił się we mnie jak małe dziecko i buczał coś pod nosem. Było mi dziwnie tak siedzieć z nim, ale z drugiej strony dzięki temu dałam upust temu co trzymałam w sobie.

- Noona, jeśli coś się mu stanie - pociągnął nosem. - Obiecaj mi, że z nami zostaniesz i nie uciekniesz nigdzie. Nie chcę ciebie też stracić. Kocham cię.

- Nigdzie nie ucieknę, młody - wtuliłam się mocniej w jego tors. - Jesteście najdroższymi dla mnie osobami, nie potrafiłabym żyć bez was.

- JK, odklej się od niej - zaspany głos Yoongiego sprawił, że podskoczyłam. Blondyn stał w wyciągniętej bluzce, dresach i wielką szopą na głowie. Podszedł do nas i usiadł po mojej drugiej stronie. Położył głowę na moim ramieniu i wtulił się w plecy. - Daj miejsce innym.

- Hyung, zwariowałeś? - burknął młodszy. - Nie masz do kogo się tulić?

- Tak się składa, że nie. Nie miałem czasu na różne miłości - zamlaskał. - A Jin zepchnął mnie z łóżka i nie mam gdzie się wygodnie położyć.

- Nikt ci nie kazał z nim spać - powiedziałam uśmiechając się słabo. - Kanapa jest wolna.

- Mam gdzieś kanapę, jest niewygodna. Chodźmy wszyscy spać - zadecydował i szybko wskoczył pod moją kołdrę.

Pokręciłam tylko głową, zaspany Yoongi miał dziwne pomysły. JK z kolei od kleił się ode mnie i położył koło Yoongiego, robiąc miejsce dla mnie po środku. Oczy mi się kleiły więc szybko wskoczyłam między nich. Blondyn wtulił się znowu w moje plecy, a JK zrobił ze swojej ręki poduszkę dla mnie.

- Co to za dziwne spanie? - spytał Hobi stając w drzwiach.

- Spiepszaj - wymruczał Yoongi

- Też coś, oby was Jin nie zobaczył bo wam nie daruje - parsknął i wyszedł z pokoju pozostawiając mnie między chłopakami. Zaczęliśmy się śmiać.

Po chwili za sobą usłyszałam głośne chrapanie, JK zaraz po nim zaczął robić to samo. Oczy zaczęły mi się same zamykać i po paru minutach, dołączyłam do chłopaków.

***

Poranek nadszedł strasznie szybko, Areum obudziła mnie i gdy wyrwałam się z klejących objęć Yoongiego, poszłam za nią do kuchni. Nie wiedziałam dlaczego, ale moja kuchnia stała się miejscem, w którym wszystko się działo, począwszy od dziwnych snów, po planowanie różnych akcji.

- Unnie - dziewczyna usiadła przy stole. - Jest mi naprawdę przykro jeśli chodzi o Tae.

- Coś się z nim stało, że tak mówisz? - spytałam wpatrując się w lodówkę, czułam jak do moich oczu napływają łzy. Nie chciałam go stracić.

- Nie. Po prostu ta cała sytuacja jest cholernie dziwna. I nie wiem sama co o tym myśleć - powiedziała wpatrując się w dłonie. - Sprawiam tylko problemy.

- Przestań - rzuciłam oschle. - Najważniejsze, że nic ci nie jest.

Areum spojrzała na mnie i zaczęła płakać. Nie wiedziałam jak zareagować, przez ten okres czasu gdy nie byłyśmy razem, czułam się dziwnie w jej towarzystwie. Jakby była kimś zupelnie obcym dla mnie.

- Nie wiem dlaczego dałam się w to wmieszać - wyszeptała kręcąc głową. Łzy kapały jej na zaciśnięte na udach dłonie złożone w małe pięści. - Byłam głupia, mój ojciec wymyślił sobie nie wiadomo co, nie rozumiem do tej pory co ma wspólnego z tym zjebanym gangiem.

- Wiele rzeczy pozostaje zagadką - westchnęłam.

- Jestem na ciebie zła, wiesz? - powiedziała ze złością. - Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz sporo czarnych rzeczy z przeszłości?

- Zmieniłoby to coś? - parksnęłam. - Uciekłabyś gdzie pieprz rośnie.

- Najprawdopodobniej - stwierdziła patrząc mi prosto w oczy. Widziałam w nich złość i rozczarowanie. Jakby Areum brzydziła się mną. - Przynajmniej nie wiedziałabym, że ktoś kogo kocham najmocniej na świecie potrafił by zabić kogoś bez mrugnięcia okiem.

- Witaj w moim świecie - warknęłam opierając się o stół. - Dla twojej wiadomości całe to mieszkanie jest wypełnione osobami, które bez przeszkód mogą kogoś zabić. A ty nawet się przed nimi nie obronisz.

- Unnie - prychnęła uśmiechając się szelmowsko. - Oni to pikuś, ty jesteś najgorsza z nich wszystkich.

Areum wstała i skierowała się do wyjścia z mieszkania. Po drodze słyszałam jak wpada na kogoś, ale minutę później trzaśnięcie drzwiami oznajmiło, że dziewczyna wyszła. Jej słowa zabolały mnie gorzej niż świadomość, że mój ojciec zabił moją rodzinę. Stałam oparta o stół, moje paznokcie powoli wbijały się w środek dłoni, a do oczu napływały łzy.

- Kurwa - wyszeptałam kucając przy stole. Miałam już dosyć dzisiejszego dnia, dosyć tego życia. - Dlaczego nie zginęłam jak moja siostra i matka? - spytałam się cicho siebie opadając jeszcze bardziej na podłogę.

- Nie zginęłaś bo nie było ci to pisane - dobiegł mnie surowy głos Hobiego. Spojrzałam w stronę z której dochodził. Stał oparty o futrynę drzwi i wpatrywał się we mnie. Pierwszy raz widziałam go tak złego, zawsze jest naszym małym słońcem w towarzystwie.

- A może jednak? - zapytałam się wstając z ziemi. Trzęsącymi się dłońmi wytarłam łzy z policzków. Hobi w tym czasie zbliżył się do ekspresu z kawą i zaczął przygotowywać gorący napój. - Może jednak to, że oszukałam swoje przeznaczenie sprawia, że mam tak zjebane życie? - prychnęłam i usiadłam na krześle.

- Jesteś chora na coś? Nie. Jesteś sama? Nie. To, że miałaś to szczęście i trafiłaś na Jina to był znak, że jednak życie coś innego ma zaplanowane dla ciebie - powiedział siadając naprzeciwko mnie przy stole. - Sujin, nie masz zjebanego życia, jesteś naszym najlepszym prezentem, które mógł nam zesłać los. JK cię uwielbia, dla Jina jesteś oczkiem w głowie, Yoongi oddałby życie za ciebie, Tae zrobiłby wszystko bylebyś była szczęśliwa, Jimin skoczyłby w ogień za tobą jak za własną siostrą, a ja - przerwał i spojrzał mi w oczy. - Zrobiłbym to samo co oni.

- Ale też przynoszę wam mnóstwo problemów.

- No i ? Życie to nie bajka w której wszystko musi iść jak po maśle - wzruszył ramionami wstając i gdy zabrał kubek z ekspresu odwrócił się w moją stronę. - Każdy z nas ma zjebaną przeszłość, ale to od nas zależy jak będzie wyglądała przyszłość.

__________
Witam Was po dość długim Polsacie i znowu znikam, nie wiem na jak długo. Może tydzień, może miesiąc. Kto wie XD

To ff sprawia mi niemałe problemy jeśli chodzi o zadowolenie z tego co napisałam do tej pory, jak i to w jaką stronę poszła historia 😪
Mam nadzieję, że nie będzie takich problemów z innymi ff, które gotują się jak jajka i czekają na publikację XD

Trzymajcie się ciepło 💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro