Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2


     Zamknęłam oczy licząc na to, że się przesłyszałam.

     - Yah! Mówię do ciebie! - chłopak nie ustępował.

     - Unnie, o co chodzi? - Areum cichym głosem zwróciła się do mnie. 

     - J-ja... - zaczynałam się jąkać. Złapanie każdego kolejnego oddechu coraz bardziej sprawiało mi problem. Czułam, zaczynam się trząść. 

     Zerwałam się z miejsca, nie potrafiąc spojrzeć się do tyłu. Byłam tak odpowiedzialna, że nie dałam rady stawić czoła jakiemuś chłopakowi, zostawiając Areum samą na dworcu. Nie wiem co się ze mną działo, na codzień nie byłam aż tak słaba.

     Wybiegłam ze stacji, w swojej ręce trzymałam tylko moją torbę. Nie wiedziałam gdzie uciec. Wszędzie było pełno ludzi. Moim ciałem zaczęły miotać dreszcze. Zaczynałam dostawać ataku paniki. Stanęłam na krawędzi chodnika i machałam ręka żeby złapać taksówkę. Przejechała jedna, druga, trzecia. Żaden z kierowców nawet nie spojrzał się w moją stronę.

     - Unnie? - usłyszałam delikatny głos za sobą. Odwróciłam się, moim oczom ukazała się drobna  dziewczyna ze łzami w oczach. - Co się dzieje? - przytuliła mnie, a ja czułam jak zapadam się w sobie, i jedyne co utrzymuje mnie nogach to jej uścisk.

     - No proszę, proszę. W końcu się zatrzymałaś - dobiegł nas szyderczy męski głos.

     - Unnie, kim ten chłopak jest? - Areum szepnęła mi do ucha.

     Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Nigdy nie opowiadałam jej o tym dlaczego tak chętnie biegam co rano od jakiegoś czasu. Kiedyś ta czynność była dla mnie przymusem, biegałam żeby wyładować stres i móc funkcjonować normalnie. Starając się utrzymać kondycję, biegałam dalej, jednak bez żadnej pasji. Ale odkąd dołączał do mnie ten chłopak, łatwiej było mi wyjść z domu o tej cholernie wczesnej godzinie i biec równym truchtem.

     Słyszałam jak chłopak chrząka, dając nachalnie znać, że stoi dalej i nie odpuści. Zebrałam wszystkie siły jakie mi pozostały i odwróciłam się w stronę tego głosu.

    Przed nami stał ciemnowłosy chłopak wraz z jego towarzyszami. Było ich w sumie czterech. Każdy z nich wyglądał jak z gazety, nierealnie. Jednak jedyne oczy, które się we mnie wpatrywały należały do chłopaka o najniższym głosie jaki kiedykolwiek słyszałam. Nie pomyślałabym, że w takim ciele o twarzy nastolatka może siedzieć taki głos. Chłopak stał i powoli przekręcał głowę nie odrywając ode mnie wzroku.

     - To Ty ciągle biegasz koło mnie z rana, czyż nie? - prychnął oblizując swoje usta - O takiej twarzy ciężko jest zapomnieć - wskazał palcem na mnie uśmiechając się pod nosem. - Jeśli jeszcze raz zobaczę, że biegniesz tą samą trasą co ja nie puszczę Ci tego płazem!

     - Yah! - krzyknęła Areum - Może biegać gdzie chce! Nie Twoja sprawa co ona robi.

     - Yah? - brunet zaczął się śmiać - Yah? Nie nauczył Cię nikt smarkulo, że do starszych mówi się uprzejmie? - podchodził coraz bliżej.

     - N-nie twoja sprawa! - Areum tupnęła nogą, na co brunet przewrócił oczami.

     - Ależ to urocze - odezwał się czarnowłosy chłopak zarzucający rękę na ramię jednego z kolegów. - Aż mam ochotę uszczypnąć cię w policzek - uśmiechnął się ukazując dołeczek w policzku.

     - Hobi, przestań - skarcił go młodo wyglądający brunet stojący z tyłu. - Możemy już iść? Nie mamy czasu na takie pierdoły. - zakładając słuchawki na uszy, machał na towarzyszy. 

     Reszta chłopaków ruszyła za nim. Chłopak z dołeczkiem w policzku pomachał do nas i podskakując dołączył do reszty, zostawiając przed nami bruneta.

     - Niech zobaczę cię jeszcze raz to nie ujdzie ci to płazem - pogroził mi palcem i ruszył śladami swoich towarzyszy.

     Areum wysłała mi pytające spojrzenie, tylko pokręciłam głową. Nie miałam siły odpowiadać jej na wszystkie pytania, które chce zadać. Zanim wsiadłyśmy do taksówki spojrzałam się jeszcze w stronę, którą poszedł ten chłopak z kumplami.

     Zauważyłam ich gdzieś w tłumie ludzi, dalej stali w tym samym miejscu, dyskutując o czymś zawzięcie. Brunet z kolei, jakby wyczuwając mój wzrok na nim, spojrzał w naszą stronę. Zmieszałam się i szybko odwróciłam głowę, udając, że poprawiam coś w torbach w bagażniku. Nie podnosząc głowy, wsiadłam nerwowo do taksówki, tuż obok rozmawiającej przez telefon Areum.

***

     Przez całą podróż do naszego hotelu żadna z nas się nie odezwała. Byłam już zmęczona dzisiejszym dniem i tylko chciałam zawinąć się w kołdrę i zasnąć. Ale to były tylko marzenia, nie mogłam iść spać, Areum nie mogłam zostawić samej w tym dużym mieście. Może i mam za bardzo matczyne instynkty wobec niej, jednak wolę pójść spać później niż nie móc spać bo byłaby gdzieś sama w tym wielkim mieście. Zwłaszcza gdy jej rodzice przekazali mi nad nią opiekę przed naszym wyjazdem.

     Cicho przebrałyśmy się w wygodniejsze ubrania i ruszyłyśmy na podbój miasta. Już zaczynało się robić ciemno, ale we dwie zawsze raźniej. Moja przyjaciółka zapragnęła spędzić swoje urodziny w mieście i musimy znaleźć dobre miejsce żeby jej znajomi dobrze się z nią bawili za te parę dni.

     Mi było obojętnie, nie lubiłam takich zabaw ale szczęście mojej Areum było najważniejsze. Była w sumie najbliższą mi osobą. Jedyną od tylu lat, które spędziłam sama. Nie licząc osób z którymi miałam do czynienia wcześniej.

     Cały wieczór chodziłyśmy od klubu do klubu, starając się zarezerwować chociaż pokój w klubach karaoke. Bez skutku. Wszystkie popularne miejsca były pozajmowane dwa miesiące naprzód. Po wielu próbach w jednym z największych takich klubów cudem znalazłyśmy pokój, wolny przez cały wieczór. Cieszyłyśmy się, bo klub był w świetnym miejscu, zaraz koło niego był przystanek autobusowy, kawiarnia i jakieś sklepiki. Miny nam zżędły gdy recepcjonista miał jakiś problem z wpisaniem nas na listę gości. Walczył z systemem pół godziny aż w końcu zrezygnował z elektroniki i zapisał nas na karcie. Obiecał wprowadzić nas gdy system przestanie płatać figle.

     Zadowolone po udanej wyprawie w końcu zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać. Areum jednak unikała tematu porannego incydentu i niezręcznej sytuacji z brunetem.  Byłam jej wdzięczna za to. Zupełnie jakby wyczuwała, że nie chcę o tym rozmawiać.

     Całą resztę wieczoru, żeby zabić czas chodziłyśmy po mieście. Zrobiłyśmy sobie zdjęcia w budce, grałyśmy w gry na automatach. Cudownie spędziłyśmy końcówkę tego pełnego stresu dnia.

   Koło drugiej nad ranem wróciłyśmy do pokoju. Areum szybko wzięła prysznic i już po chwili smacznie chrapała na łóżku. Podeszłam do niej i założyłam wystający kosmyk włosów jej za ucho. Wyglądała uroczo ze swoimi rozchylonymi, różowymi ustami. Nie dziwię się, że każdy chłopak chce się z nią umówić. Gdybym była facetem też zabiegałabym o jej względy. To wręcz anioł, a nie dziewczyna.

     Po długim prysznicu też położyłam się do łóżka. Jednak całą noc nie mogłam zasnąć. Przed oczami miałam ciągle twarz bruneta. Czułam się jak idiotka, myślałam, że lubi ze mną biegać i nie przeszkadza mu moja osoba. Jak bardzo musiałam się mylić skoro aż tak zareagował na mój widok. Ale co tu się dziwić, ludzie zawsze będą dla siebie albo źle nastawieni albo będą mieli całkowicie gdzieś co się dzieje z drugą osobą.

     Przewracałam się z boku na bok, łóżko było za wygodne. Przyzwyczajona do tego, że śpię na twardym i starym materacu nie mogłam ułożyć się do snu. Tak samo jak nie mogłam przestać myśleć o tym chłopaku. I o tym, że po tylu latach znowu dostałam ataku paniki. Myślałam, że już mi to przeszło, że stałam się wystarczająco silna.  Jak bardzo siebie samą okłamywałam, że mogę wyjść z tego dołka. Ciągle w nim siedziałam po uszy.

     Za oknem było słychać już budzące się ze snu ptaki, w pokoju robiło się coraz jaśniej. Moje powieki robiły się jednak coraz cięższe i zamiast wstawać, zasnęłam.

***

     Cały kolejny dzień stał pod znakiem zakupów. Areum jak zwykle uparła się, że zabierze mnie na łowienie rzeczy z wyprzedaży. Sama nigdy nie chodziłam po sklepach, moje zarobki ledwo starczały mi na opłacenie mieszkania i jakieś tam jedzenie.

     W jednym ze sklepów ciągle czułam kogoś wzrok na sobie. Rozglądałam się parę razy, ale nikt nie rzucał mi się w oczy. Ani nie widziałam kogoś znajomego, ani też nie widziałam w sumie ludzi w tym sklepie. Jedyny większy ruch był na zewnątrz budynku gdzie znajdował się hotel.

     Podczas gdy Areum biegała między wieszakami, zaczęłam sama chodzić po sklepie. Moja uwagę przykuła bluza z działu męskiego, miała nadruk z jakimiś cyframi. Z daleka wyglądała na ciepłą. Z zadowoleniem ruszyłam w jej stronę. Gdy złapałam za wieszak ujrzałam drugą rękę sięgającą po nią. Ze zdziwieniem spojrzałam się w górę do kogo ona należy.

     To był on. Chłopak, z którym biegałam co rano. Który ochrzanił mnie na lotnisku. Który przywołał moje dawne demony.

     - Znowu ty? - niskim głosem spytał przez zęby. - Tutaj też mnie śledzisz?

     Próbował wyrwać mi bluzę z ręki. Uparcie trzymałam ją z całej siły. Jest to jedyna rzecz, która spodobała mi się podczas tego wyjazdu. Nie miałam zamiaru jej oddawać nikomu.

     - Nie masz zamiaru puścić? - warczał chłopak szarpiąc bluzą.

     - Nie. Szukaj sobie innej - powiedziałam sucho wyrywając mu bluzę z ręki i wkurzona ruszyłam z nią w stronę kas.

     - Dzień dobry. Czy interesuje panią założenie karty stałego klienta? - pyta się uśmiechająca się szeroko sprzedawczyni.

     - Czy ona wygląda na kogoś, kto kupuje sobie ubrania w sklepach? - prychnął chłopak nonszalancko opierając się o ladę sklepową.

     - Poproszę pana, nie dyskryminujemy tutaj klientów. Każdy jest tu mile widziany - kobieta posłała mi ciepły uśmiech. - Do zapłaty będzie to sto siedemdziesiąt dolarów. 

     Wmurowało mnie. Czułam jak krew odchodzi mi z twarzy i robię się blada. Dlaczego nie sprawdziłam metki z ceną od razu. Moje ogarnięcie się w końcu dało o sobie znać. Jak można być takim głupim, żeby pchać się do kasy, nie sprawdzając przy tym ile pieniędzy ma zamiar zniknąć z konta.

     - Przepraszam, ile? - wydukałam zaskoczona, prawie upuszczając portfel.

     - Głucha jesteś czy co? Stó siedemdziesiąt dolarów, co nie masz tyle? - śmiał się szyderczo brunet bawiąc się portfelem.

     - M-mam - szybko przeliczyłam w głowie ile zaoszczędziłam na swoim koncie. Podając kartę modliłam się w duchu, żebym miała chociaż odpowiednią ilość dolarów.

     Niestety, czytnik chamsko wskazywał niewystarczająca ilość środków.
Obok siebie usłyszałam tylko donośny śmiech.

     - Niestety odmowa. Czy posiada pani drugą kartę? Ewentualnie gotówkę? - spytała zaniepokojona sprzedawczyni.

     - N-nie - odpowiedziałam cicho, chowając portfel do kieszeni.

     - Przykro mi, ale muszę wycofać sprzedaż tej bluzy - kasjerka wyciągnęła ją z torebki i zaczęła wbijać cofanie zakupu.

     - Ja ją kupię, mam pieniądze w przeciwieństwie do tej pani - rzucił jakby od niechcenia chłopak.

      Brunet bez chwili namysłu wyciągnął z portfela odpowiednią kwotę. Jednak ilość banknotów które rzuciły mi się w oczy sprawiły, że zrobiło mi się niedobrze. Mnie ledwo stać było na opłacenie mieszkania i zwykły ryż, a ten chłopak bez wahania mógł wydać tyle dolarów.

     - Przepraszam za problem - cicho zaczęłam kłaniać się sprzedawczyni. Ona patrzyła się na mnie  z litością w oczach.

     - I tu masz rację, przepraszaj. Biedaki takie jak ty nie powinny chodzić po sklepach i wybierać sobie ubrań na które ich nie stać - brunet uśmiechnął się z pogardą na twarzy.

     Nie odpowiedziałam już nic. Cicho pożegnałam się ze sprzedawczynią i kierowałam się w stronę wyjścia. Czułam jak znowu moje ciało zaczyna odmawiać mi posłuszeństwa. Ten chłopak źle na mnie działał.

     Przerażało mnie to.

________________________________

Nooooooooooooo i jest, kolejny rodział XD 
Chciałam dodać z okazji walentynek ale sesja morderca nie ma serca, egzaminy same się nie zaliczą T^T
Ale wiecie, że niedługo bo 17 lutego, jest dzień kota! :D
Wszystkie kocie matki podnieście ręce do góry! X'DD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro