Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

     Obudziło mnie delikatne podnoszenie z ziemi, nie wiem nawet kiedy zasnęłam oparta o sofę gdzie spał Jin. Otworzyłam delikatnie oczy i szybko je zamknęłam gdy zobaczyłam u kogo w ramionach się znajdowałam.

     - Noona, nie udawaj - powiedział ze śmiechem JK. - Widziałem, że nie śpisz.

     - Powiedz mi, co ty robisz? - spytałam otwierając oczy i łapiąc za szyję chłopaka.

     - Jin zostawił cię w takiej pozycji, nie chciałem żebyś była nie wyspana i dlatego niosę cię do łóżka - uśmiechnął się pod nosem. - Mogłabyś schudnąć tak swoją drogą.

     - To postaw mnie na ziemi w takim razie i przestań narzekać.

     Chłopak pokręcił tylko głową i zrobił o co go prosiłam. Wyglądał słodko z włosami wykręconymi na wszystkie strony, koszulą pół wyciągniętą ze spodni i w skarpetach w misie.

     - Wiesz co, wiem już dlaczego żadna ciebie nie chce.

     - Zdradź mi ten sekret bo szlag mnie powoli trafia - powiedział zrezygnowanym tonem.

     - Jesteś za uroczy - na moje słowa oczy JK prawie wyleciały z orbit.
 
     Uśmiechnęłam się i złapałam go za nos. Nie mogłam się mu oprzeć, lubiłam towarzystwo chłopaków. Tylko czasem denerwowali. Nie mniej niż Areum. Czułam jak na myśl o niej z mojej twarzy schodzi uśmiech. JK to zauważył i sam zaczął nad czymś myśleć marszcząc nos.

     - Noona.

     - Co? - spytałam poprawiając mu włosy.

     - Może by tak wyjechać, naszą siódemką. Gdziekolwiek.

     - Siódemką?

     - Tak - uśmiechnął się od ucha do ucha.

     - Chyba coś cię boli - poklepałam go po ramieniu i ruszyłam do kuchni.

     Przy stole siedział Jin. Jadł moje chrupki i przeglądał coś na telefonie. Westchnęłam tylko i sama zajrzałam do lodówki. Było w niej pusto. Zapomniałam zrobić zakupy. Pięknie po prostu.

     - Nie masz nic do jedzenia, weź łyżkę i jedz ze mną - rzucił Jin.

     - Nie będę z tobą jadła.

     - Sujin, nie kłóć się ze mną - warknął odkładając telefon.

     - Hyung, co ty na to żebyśmy wszyscy pojechali na wakacje? - rzucił JK siadając naprzeciw Jina i nabierając wielką łyżkę z jego miski.

     - Ya, JK. To moje jedzenie.

     - Z Sujin chciałeś się dzielić.

     - Ale Ty nie jesteś Sujin.

     - Nie, ale też jestem głodny.

     - To zrób sobie swoje jedzenie - Jin przybliżył miskę bliżej siebie.

     - Hyung, ze mną się nie podzielisz? - jęknął JK kładąc się na stole.

     - Nie - warknął Jin.

     Przewróciłam oczami. Ich kłótnie czasem bawiły, a czasem denerwowały. Jak zaczęli tak to był już koniec.

     - Nooona - jęknął JK. - Weź mu coś powiedz.

     - Co mam ci powiedzieć? Żebym nakarmił twoją leniwą dupę? - prychnął Seokjin. - Sklep masz tuż za rogiem.

     - Jin - zaczęłam. - Ale wiesz, że ty też mógłbyś pójść do sklepu po jedzenie, a nie jeść ostatnie płatki, które mam w domu?

     Wmurowało go, wypuścił aż łyżkę z ręki i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się tylko, zabrałam mu całą miskę i wyszłam z kuchni. Chwilę później usłyszałam jak JK ryknął śmiechem, a zaraz później głuche uderzenie i jego jęk. Musiał oberwać w głowę za swoją reakcję.

***

     Chyba w ramach rekompensaty, Seokjin zaproponował, że pójdzie ze mną na zakupy. Nie miałam nic przeciwko, przynajmniej będę mogła kupić więcej rzeczy.

     Szliśmy powoli, pruszył lekko śnieg. Ulice były puste. Na chodniku powoli robiła się śliska chlapa.

     - Noona, kupisz mi coś? - mruczał JK, który szedł uwieszony na moich ramionach.
     - Nie.

     - No proszę, noona. - przytulił mnie.

     - JK, do cholery - Jin złapał go za fraki i sam stanął między nami. - Ile masz lat, żeby żebrać o coś?

     - Hyung, nie udawaj. Sam byś chciał dostać coś od noony.

     - JK - wtrąciłam. - Przestań.

     - Ale noona.

     - JK, jak cię zaraz pierdolnę w łeb to może obudzi się twój mózg - warknął Jin, na co młodszy z przerażeniem w oczach podbiegł trochę przed nas i przyspieszył kroku.

     Zaczęłam się śmiać jak głupia, Seokjin spojrzał na mnie ze zmieszaną miną. Nie odpowiedziałam mu nic, tylko ruszyłam za JK, zostawiając bruneta z durnym wyrazem twarzy.

***

     - Noona, ile będziesz wybierać te marchewki? - spytał zrezygnowany JK, który usadowił się wygodnie w wózku pchanym przez Jina.

     - Tyle ile trzeba - powiedziałam odkładając kolejną zwiędniętą marchewkę na miejsce.

     - Kupisz nam za to batona, nie?

     - Do cholery, ja ci już kupię tego batona ale siedź już cicho w końcu - warknął Jin.

     Zaśmiałam się pod nosem, widziałam jak bardzo Jin się powstrzymuje. Inaczej nie poszedł by z nami na zakupy i nie pchał by JK w tym koszu.

     - Jin, jak chcesz możesz nas zostawić. Dajmy sobie radę - powiedziałam przechodząc do działu z mrożonkami.

     - Tobie też mam kupić batona żebyś siedziała cicho?

     - Nie pogardzę - wystawiłam do niego język. - Ale oddam ci go zaraz, bo głodny nie jesteś sobą.

     Jin zrobił się czerwony na twarzy i widziałam jak zaciska ręce na rączce od koszyka. JK siedział zaś cicho i uśmiechał się pod nosem jak małe dziecko.

      - Sujin-ssi? - usłyszałam głos za nami.

     Wszyscy odwróciliśmy głowy, stała za nami właścicielka mieszkania, które wynajmuję.

     - Dobry wieczór - ukłoniłam się szybko.

     - Widzę, że masz dość specyficzne towarzystwo cały czas - zmarszczyła czoło.

     - Proszę się o nas nie martwić, to noona nami rządzi - JK wychylił się zza Jina i zasalutował do kobiety.

     - Haha, no w to nie wątpię - zaśmiała się. - Nie szalejcie za bardzo z zakupami, lodówka nie jest bez dna.

     - Spokojna głowa prze pani - krzyknął młody. - Zjemy wszystko po drodze.

     Cała nasza trójka wybuchła śmiechem, JK  dumny z siebie rozsiadł się jeszcze bardziej w wózku. Kątem oka zauważyłam jak Jin aż wyciera łezkę z kącika oka, on chyba śmiał się z nas najgłośniej.

       Chciałabym żeby zawsze był w takim humorze, a nie w trybie "zamorduję wszystkich". Tak jak mi powiedział, widziałam w nim człowieka, nie potwora.

***

     Gdy chłopaki poszli, moje mieszkanie było strasznie ciche. Włożyłam zakupy do szafek, zaczęłam gotować obiad i w sumie nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Patrzyłam przez okno na płatki śniegu gdy poczułam, że dostałam wiadomość.

"Jesteś w domu? Musimy porozmawiać. Odezwij się jak możesz. Yoongi."

     Trochę zmartwiłam się treścią tej wiadomości, od razu wybrałam jego numer. Po kilku sygnałach usłyszałam jego zaspany głos.

     - Sujin? Dobrze, że dzwonisz.

     - Oppa, co się stało?

     - Znalazłem Areum. I nie mam dobrych wiadomości - przerwał.

     - Co się stało?

     - Kojarzysz Namjoona z gangu Pana Fang?

     - Tak.

     - Zaręczyli się. To tłumaczy teraz dlaczego przestała się z tobą zadawać.

     Dobrze, że siedziałam. Gdyby nie to, leżałabym gdzieś na podłodze. Areum zaręczona. I to jeszcze z Monem, adoptowanym synem Pana Fang. Nie, to jest za dużo.

     - Oppa, żartujesz, nie? - spytałam słabo.

     - Sujin. Dobrze wiesz, że ja rzadko kiedy żartuję w takich sytuacjach.

     - Matko.

     - Nie mogę teraz do ciebie przyjechać, dasz sobie radę? Wezwać chłopaków? - spytał z troską w głosie.

     - Nie, dam sobie radę - przełknęłam ślinę. - Skąd się o tym dowiedziałeś?

     - Dostałem zaproszenie. Wy pewnie też dostaniecie.

     - Super.

     - Przepraszam, że tak z tym wyleciałem. Przed chwilą listonosz przyniósł zaproszenie i - przerwał na moment. - Chciałem żebyś się tego dowiedziała ode mnie.

     - Dziękuję ci za to. Naprawdę. 

   - Nie dziękuj. Słuchaj, muszę wracać do pracy, trzymaj się. Jak coś to dzwoń.

     Rozłączyłam rozmowę i poszłam do sypialni. Nie mogłam zrozumieć co Yoongi mi powiedział, brzmiało to nierealnie. O takiej rzeczy Areum powinna mi powiedzieć jeszcze przed rozsyłaniem zaproszeń. I naprawdę, skąd pomysł na ten ślub? Czułam w kościach, że kryje się za tym coś większego, większa sprawa. Była za młoda na to, plus skąd niby miała znać syna szefa gangu z którym ojciec ma ciągle jakieś potyczki. Brzmi to wszystko cholernie podejrzanie.

***

     Nie mogłam wytrzymać w domu, więc wyszłam biegać. Zaczynało robić się już ciemno na dworze, śnieg padał, a ja na upartego biegłam znaną trasą. 

     W głowie ciągle miałam to co przekazał mi Yoongi. Areum i Namjoon. Nie, to nie może być prawda.

     Wkurzona przyśpieszyłam bieg zupełnie nie zwracając uwagi na to, że chodnik był śliski. Mądra ja. Chwilę później wylądowałam na tyłku z boląca kostką.

     - Cholera jasna - powiedziałam do siebie.

     - Pomóc? - odezwał się znajomy głos.

     Odwróciłam głowę, Tae stał w ciemnej kurtce i różowej czapce, dodatkowo z siatką pełną zakupów. Wyglądał jak jakiś menel spod sklepu.

     - Nie, nie trzeba. Posiedzę sobie w tym błocie z bolącą nogą.

     - O, super. Czekaj, mam tu jedzenie, możemy razem posiedzieć - uśmiechnął się głupkowato.

     Pokręciłam tylko głową. Czasem zastanawiałam się czy naprawdę ten idiota był w moim wieku. Zachowywał się często jak chłopak w wieku JK.

     - Daruj sobie żarty, naprawdę boli mnie ta noga - powiedziałam cicho.

     - No wiem, wiem - odłożył zakupy i kucnął przy mnie.

     Cicho obejrzał kostkę, podrapał się po głowie i wstał.

     - Chyba nie dojdziesz do domu. Wskakuj - cicho pomogl mi wstać, a następnie odwrócił się plecami, i nakierował na nie.
Nie powiedziałam nic, tylko wskoczyłam mu na plecy.

     - O w mordę, ile ty ważysz? - jęknął blondyn.

     - Tyle ile trzeba - powiedziałam łapiąc chłopaka za szyję żeby nie spaść.

     - O połowę za dużo - sapnął Tae i podrzucił mnie jakbym była plecakiem i ruszył do domu.

     - Dlaczego wszyscy ciągle narzekają na to ile ważę - mruknęłam. - Wazę tyle ile ważę, nie musicie mi tego ciągle wytykać.

     - Wszyscy?

     - Nieważne - powiedziałam wtulając się w jego misia od kurtki, który tak świetnie pachnął, że mogłabym pływać między jego włoskami.

     Nic nie mówił przez całą drogę, ja tak samo. Było mi głupio tak wykorzystywać go, nie miał tyle siły co JK, widziałam jak kropla potu zaczęła spływać mu ze skroni.

     - Tae? - przerwałam ciszę.

     - Hmm?

     - Dasz radę mnie dalej nieść?

     - T-tak - sapnął.

     - Widzę, że nie. Nie udawaj twardziela - złapałam go ręka za brodę. - Postaw mnie.

     - Nie, już jesteśmy blisko.

     Chłopak miał rację, jeszcze może dwie minuty drogi i byliśmy na miejscu. Siedziałam dalej cicho, słychać było tylko jego kroki.

     Gdy dotarliśmy na miejsce szybko wpisałam kod i weszliśmy do windy. Tae w końcu postawił mnie na ziemi, jednak przez to, że nie mogłam stanąć na dwóch nogach, złapał mnie w pasie, a ja zarzuciłam mu rękę na ramię.

     - Nieźle sobie załatwiłaś tą nogę - powiedział pod nosem chlopak.

     - Chyba tak. Ale z gorszych kontuzji wychodziłam, będzie dobrze - uśmiechnęłam się słabo.

     Tae odwrócił głowę w moją stronę, był cholernie zmartwiony. Przyłożył głowę do mojego czoła i zamknął oczy. Czułam jego ciepły oddech na twarzy.

     - Co ja się z tobą mam - wyszeptał i zaraz potem zadzwonił dzwonek oznajmiający moje piętro.

     Opierając się na chłopaku, skakałam na jednej nodze do drzwi. Szybko wyciągnęłam klucze i weszliśmy do mieszkania. Tae prowadził mnie prosto do sypialni, nie narzekałam bo cholernie zmarzłam przez mokre spodnie od upadku na ziemię.

     Posadził mnie na łóżku i na złość gdy chciał się odsunąć, mój zamek od kurtki przy rękawie zahaczył o jego misia przy kapturze. Przyciągnęło go spowrotem do mnie. Znajdował się dosłownie kawałek ode mnie.

     - Nie chcesz teraz mnie puścić, nie? - powiedział patrząc mi w oczy.

     - To nie ja, zamek się...

     Nie dokończyłam bo Tae złapał moją twarz w ciepłe dłonie i pocałował tak jakby to był nasz ostatni pocałunek. Musiało to śmiesznie wyglądać, ja zahaczona o jego kurtkę, on schylający się do moich ust. Ale jakoś nie miałam ochoty żeby przestał, wolną ręką złapałam go za szyję, pogłębiając pocałunek.

     Chłopak nagle przestał i rozłączył nasze usta. Ściągnął kurtkę i zaczął odczepiać mój zamek. Nic przy tym nie mówił. Gdy w końcu mu się udało, złapał moją kurtkę i zaczął rozpinać ją i ze złością na twarzy ściągać ze mnie.

     - Tae, co ty robisz?

     - Zdejmuje ci kurtkę, nie widzisz? - warknął i rzucił kurtkę na krzesło.

     Blondyn kucnął i zaczął rozwiązywać mi buty. Był ostrożny gdy ściągał go z bolącej nogi. Nawet za bardzo nie poczułam gdy kostka została uwolniona. Cicho obejrzał ją, podrapał się po głowie i podszedł do szafy.

     - Gdzie trzymasz spodnie? - spytał.

     - Czekaj, sama to wezmę - powiedziałam wstając.

     Podskoczyłam do niego, i opierając się na ramieniu sięgnęłam po spodnie. Gdy chciałam wrócić na łóżko, Tae złapał mnie w pod kolanami i podniósł z ziemi. Zaskoczona złapałam go za szyję.

     - Co ty kombinujesz?

     - Masz cały tyłek mokry, było zimno, więc niosę cię do łazienki żebyś się umyła.

     - A kostka?

     - To tylko stłuczenie, inaczej byś miała już ją porządnie napuchniętą - stwierdził wchodząc ze mną do łazienki. - Stój tutaj, przyniosę ci więcej ubrań.

     - Ale-.. - nie skończyłam bo postawił mnie na ziemi.

     - Sujin, wiem, że nie chcesz żebym oglądał twoich majtek, ale w obecnej sytuacji jesteś na to skazana.

     Chłopak cicho wyszedł z łazienki, zostawiając mnie ze zdziwioną miną i dresowymi spodniami.

     - Co tu się dzieje? - spytałam się swojego odbicia w lustrze.

________________
No dzień dobry wieczór, w zależności kiedy przeczytacie ten rozdział. 💜

Trochę sie wyjaśniło, trochę rzeczy dalej pozostaje zagadką. 😂
Mam nadzieję, że zostaniecie do końca tego ff, a zarazem początku serii z bohaterami tego ff. 😅

Jak zwykle jeśli zobaczycie gdzieś błąd, dawajcie znać 😊

Do następnego Bąbelki 💜 🐧

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro