Rozdział 13
- Sujin? - Tae pomachał mi ręka przed twarzą.
Nie zdawałam sobie sprawy, że siedziałam i wpatrywałam się w niego od jakichś pięciu minut. Zmieszana sięgnęłam po pudełko i zaczęłam chować środek antybakteryjny. Zauważyłam, że w tej niby apteczce jest też pudełko z lekami podobnymi, które ja miałam w swojej łazience. Lekami, które pomagały mi gdy budziłam się kompletnie bez siły do życia.
- Tae, co to jest? - spytałam podnosząc opakowanie.
- To co widzisz - wyrwał mi z ręki tabletki, wsadził do pudełka i chowając je do szuflady, wyciągnął nową bluzę. - Masz. Ubierz się - rzucił ją w moją stronę.
Złapałam ją w powietrzu, kompletnie teraz nie wiedziałam o co mu chodzi. Jak duch podszedł do sofy, założył swoją i nic nie mówiąc usiadł koło mnie. Cicho złożyłam jego bluzę i położyłam na stole.
- Chyba już sobie pójdę. - przerwałam ciszę.
- Nie możesz zostać? - spytał prawie szeptając.
Spojrzałam się na niego. Wyglądał słabo, wiedziałam, że Jin potrafi naprawdę kogoś poturbować ale nigdy nie miałam do czynienia z taką osobą po jego napadzie szału. Współczułam teraz każdej osobie z którą miał do czynienia. Tae z bólu aż nie był sobą. Usiadł wygodniej opierając się o oparcie sofy, nogi wyciągnął na stole. Zamknął oczy i powoli oddychał.
- Dobrze, zostanę - powiedziałam zrezygnowana. - Pomóc ci w czymś?
Chłopak nie odpowiedział, tylko złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Oparł moją głowę o jego ramię i położył rękę na biodrze.
- Nic nie musisz robić, posiedź ze mną po prostu - westchnął. - Za bardzo rozrywkowy nie jestem, musisz to przeboleć.
- Rozrywkowy? Chyba chciałeś powiedzieć durny - prychnęłam parząc się na swoje palce.
- Ej, durny? - uderzył mnie lekko w głowę. - Nie gadaj, że jesteś taka nudna i nie znasz się na żartach.
- Najwidoczniej nie, bo twoich nie łapię - zaśmiałam się.
- Trudno - wyszeptał w czubek mojej głowy. - Może coś obejrzymy? - zaproponował sięgając po pilota.
Przełknęłam ślinę, ostatnim razem jak coś oglądałam to zachciało mi się spać i obudziłam się przez jakiś durny sen. Poczułam jak moje policzki robią się czerwone. Niby udając drapanie się w głowę, spuściłam trochę włosów na twarz. Blondyn włączył bez czekania na moją odpowiedź telewizor, leciała akurat ta sama drama co rano. Widocznie musiałam oglądać powtórkę. Główna bohaterka płakała na ekranie i krzyczała coś o tym, że nie wierzy, że jej chłopak nie żyje. Tae prychnął pod nosem.
- Co ty byś zrobiła na jej miejscu? - zagadał. - Siedziałabyś i płakała czy może ruszyła i szukała mnie gdybym zniknął?
Przełknęłam ślinę, ostatnią osobą, którą szukałam był Jin, który jak na złość dalej nie dawał znaku życia. Ciekawe czy nie wplątał się w jakieś problemy.
- Szukałabym - odpowiedziałam po chwili.
- Cudownie, a teraz odejdź od niego i chodź za mną - odezwał się pełen wściekłości głos.
Tae wciągnął powietrze, ja aż zakrztusiłam się swoją śliną. Zupełnie jakbym wywołała wilka z lasu. Przed nami stał, ubrany we wczorajsze ubrania, wkurzony Jin. Jak do cholery dostał się do tego mieszkania?
- Hyung, dalej do ciebie nie doszło, że Sujin chce żyć normalnie? - warknął Tae wstając. - Jak tutaj wlazłeś?
Podszedł do Jina, a ten aż zrobił się czerwony na twarzy. Złapał go za bluzę, Tae jęknął z bólu przez ten ruch.
- Nikt cię nie prosił o zdanie - plunął mu w twarz i rzucił na podłogę. Blondyn runął na ziemię, zaczął jeszcze głośniej jęczeć, aż złapał się za głowę z bólu.
Siedziałam jak wmurowana, nie wiedziałam co zrobić, jak zareagować. Jin podszedł do mnie i wyciągnął rękę, spojrzałam się najpierw na nią, a później na jego twarz.
- Idziemy - warknął.
Zmrużyłam oczy, i zaciskając pięści tak mocno, poczułam, że wbijałam sobie paznokcie w skórę.
- Nigdzie nie idę - powiedziałam sucho. - Nawet nie myśl, że z tobą gdzieś pójdę.
Wstałam z sofy i podeszłam do Tae, pomogłam mu usiąść. Jin stał za nami, aż słychać było jak głośno oddycha. Miałam to gdzieś.
- Sujin - warknął. - Odejdź od niego i chodź za mną.
- Powiedziałam ci już, nigdzie z tobą nie idę - rzuciłam przez ramię.
- Sujin, bo stracę cierpliwość - Jin nie ustępował.
- Stracisz cierpliwość mówisz? - wstałam i odwróciłam się do niego. - Tak jak wtedy gdy o mały włos mnie nie zabiłeś?
- O czym ty mówisz? - sapnął Tae. - On coś ci zrobił?
Seokjin wpatrywał się we mnie swoimi brązowymi oczami, tamtą noc pamiętamy oboje aż za dobrze.
* 3 lata wcześniej*
Tego dnia, już zaraz po przebudzeniu się czułam, że coś się święci. Chłopaki z gangu unikali mnie jak ognia, dziewczyny przerywały rozmowy gdy przechodziłam koło nich na korytarzu idąc na siłownię. W sumie nie dziwiło mnie to, byłam dziewczyną syna ich przywódcy, musieli czuć do mnie jakiś respekt.
Tak jak zwykle założyłam rękawice bokserskie i zaczęłam uderzać czerwony worek, który aż prawie zrywał się z łańcucha od moich uderzeń. Byłam u szczytu formy, tydzień temu pokonałam jedną z najtrudniejszych zawodniczek, przyprawiając ją o wybity bark i biodro. Sama wychodząc z tego bez większego szwanku. Jedyne co, to byłam osłabiona intensywnymi ćwiczeniami oraz drażliwym brzuchem, z wielkim siniakiem po boku.
- Hej księżniczko - powitał mnie Seokjin łapiąc od tyłu i wtulając się w moje włosy.
- Witam księcia, cóż masz dzisiaj w planach - spytałam przygryzając usta gdy chłopak delikatnie pocałował mnie w szyję.
- Mam dla ciebie zawodniczkę - wymruczał mi do ucha.
- Miałam mieć wolne przez jakiś czas, wiesz jak te walki wykańczają - westchnęłam.
- Ale to jedyna okazja. Przyjeżdża specjalnie z drugiego krańca kraju - pocałował mnie za uchem. - Zapłacą potrójnie. Tej zawodniczki nie da się pokonać.
Przewróciłam oczami, zeszłym razem też tak mówił, a pokonałam ją bez jakiegoś większego problemu.
- To jak? - zrobił uroczą minkę stając przede mną. Uderzyłam go w ramię.
- Pomyślę - rzuciłam i wróciłam do worka treningowego.
- Nie masz o czym myśleć! Walka jest dzisiaj, tam gdzie zawsze - rzucił wybiegając z salki.
Nawet nie zdążyłam mu odpowiedzieć, znowu to zrobił, że wciągnął mnie w walkę kiedy jestem osłabiona. Ostatnim razem kiepsko to się dla mnie skończyło. Ze złością uderzyłam w worek, aż spadł z haka. Zębami złapałam za zapięcie rękawiczek, rozpięłam je bez problemu i rzuciłam na podłogę, miałam ochotę rozsadzić całe pomieszczenie.
Szybko złapałam swój plecak i wyszłam z salki. Jina już nigdzie nie było, ale za to teraz rozumiałam dlaczego ludzie tak się na mnie patrzyli, wysyłał mnie na walkę, której mogę nie przeżyć.
Wkurzona ruszyłam w stronę gabinetu ojca. Ale zatrzymałam się pod drzwiami, bo akurat z kimś rozmawiał.
- Ile zapłacą?
- 300tyś dolarów.
- Tyle? Jesteś pewny, że da sobie radę?
- Powinna.
- A co jeśli nie da?
- Są zakłady o to, że może przegrać. I tak i tak dostaniemy pieniądze. Jedna dziewczyna mniej czy więcej nie robi nam różnicy.
Ugięły się pode mną nogi, to czy przeżyje czy nie było im obojętne. Byłam głupia sądząc, że mogę na kogoś liczyć.
Zdenerwowana wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić, nie miałam do kogo zgłosić się o pomoc. Złapałam się za głowę i oparłam łokciami o kolana. Walka miała być o 4 nad ranem, miałam sporo czasu na ucieczkę, była dopiero 16. Jednak szybko wybiłam sobie to z głowy, ojciec miał wszędzie kontakty, szybko by mnie znalazł. Położyłam się na łóżku, popękany sufit wydawał się teraz taki ciekawy.
Czułam, że został na mnie wydany wyrok śmierci. Od tak, dla pieniędzy. Złapałam za telefon i napisałam smsa do Yoongiego, który jako, że był synem policjanta, który często współpracował z ojcem i czyścił bałagan, który zostawiali za sobą ludzie, po jego przejściu na emeryturę został jego następcą.
"Oppa, gdzie jesteś? Musimy się spotkać."
Odłożyłam telefon, jednak słysząc wibracje szybko go odblokowałam i przeczytałam wiadomość.
"Jestem z kumplami w tej knajpie co zawsze. Daj znać kiedy będziesz to do ciebie wyjdę. 😊 "
Nałożyłam bluzę, złapałam plecak i wybiegłam z pokoju. Przy wejściu do budynku stał rower, nie wiedziałam kogo. Jednak bez wahania wsiadłam na niego i ruszyłam w stronę dość obskurnej knajpy.
Pędziłam jakby ktoś mnie gonił, w ciągu kilkunastu minut byłam na miejscu. Poczułam charakterystyczny dla tego miejsca zapach alkoholu, wymieszanego z męskimi perfumami. Do tej knajpy przychodzili policjanci, którzy po ciężkiej służbie chcieli sobie odbić. Alkohol tutaj lał się strumieniami, ale nikt nie mógł nic powiedzieć, pijani policjanci potrafili odstawiać gorsze sceny niż jakiś pracownik z firmy budowlanej.
Szybko napisałam wiadomość do Yoongiego, przebierając z nerwów z nogi na nogę. Kilku policjantów pijanym krokiem wyszło z klubu. Mimo, że nawet nie było dwudziestej, ba, ledwo co zbliżała się siedemnasta, już byli pijani.
Zdenerwowana pisałam jeszcze jednego smsa do Yoongiego, jednak gdy podniosłam głowę aby sprawdzić czy przypadkiem nie idzie, kamień spadł mi z serca. Blondyn, w dżinsowej kurtce i czarnych spodniach, z czapką nałożoną na głowę szedł w moim kierunku i szczerze się uśmiechał.
- No hej, młoda! - zawołał ochoczo stając naprzeciwko mnie. Trochę było czuć od niego alkohol, ale nie był pijany. Yoongi był znany ze swojej mocnej głowy.
- Hej - uśmiechnęłam się słabo. - Nie przeszkadzam ci?
- Ty? - machnął ręka. - Reszta i tak już zalana w trupa i nie mam z kim gadać - podrapał się po szyi. - Co się stało? Co mam posprzątać? - szepnął pochylając się bliżej mnie.
- Nic poważnego, jeszcze - oparłam się o ścianę. - Jin wymyślił walkę dla mnie.
- I w czym problem?
- Kilka dni temu walczyłam, a wiesz jakie są te walki - westchnęłam. - Wiesz, że potrzeba conajmniej dwóch tygodni na regenerację.
- Niestety wiem - prychnął.
Yoongi doskonale wiedział jak te walki wyglądają, bo nieraz był wybierany na policjanta dyżurującego podczas tego spotkania. Głównie dlatego, że był znany nie dość z tego, że mimo swojej pozycji w policji i tak większość policjantów była pod jego ręka, ale i z tego, że nie dawał sobie w kaszę dmuchać i doskonale potrafił rozstrzygnąć największe spory. Często mówiło się, że Yoongi jest jedną z tych osób, które z łatwością może założyć swój gang i nie mieć sobie równych, bo mnóstwo osób pójdzie do niego.
Jednak on sam był za bardzo pochłonięty swoją pracą w policji, kochał to robić. Wiele razy pokazywał mi pewne chwyty dzięki którym mogłam obezwładnić przeciwników. Policja była jego pasją, i wątpię czy kiedykolwiek zdarzy się, że zejdzie ze swojej drogi.
Razem z nim odeszłam od klubu. Yoongi myślał nad czymś intensywnie. Jego usta zmieniły się w jedną kreskę.
- Sujin - przerwał ciszę. - A jeśli postawisz się Jinowi i powiesz mu, że nie jesteś w stanie walczyć?
- Oppa... - westchnęłam siadając na murku otaczającym mały park koło klubu. - Wiesz jaki jest.
- Wiem, ale nie sądzisz, że pora w końcu przemówić mu do rozumu? - stwierdził siadając koło mnie.
- To zbyt ryzykowne. Dostaną za wygraną trzysta tysięcy... - powiedziałam cicho.
- Ile? - Yoongi o mały włos nie poleciał do tyłu w krzaki za murkiem. - Dlaczego?
- Podobno to jakaś mocna zawodniczka, której nikt nie pokonał.
- Podobno? - podniósł brew. - Jin jest pojebany czy pojebany? To, że sam wpycha się w takie walki i wychodzi z tego czasem marnie, nie znaczy, że ty masz iść jego śladem.
- Weź mu to wytłumacz - kopnęłam kamyk leżący koło buta.
- Ugh - warknął, blondyn i wstał. - Powiedz mi jedno, czy dalej jego kochasz?
Jego pytanie wmurowało mnie w ziemię. Nie zastanawiałam się nad tym. Byłam z nim bo byłam. Bałam się w sumie mu sprzeciwić. Wszystko musiało być tak jak on chciał.
- Yo, ziemia do Sujin - machnął mi ręka pod nosem. - Mam pomysł jak ci pomóc. Musisz po prostu powiedzieć mu "nie". To jest najprostsze.
- Ale... On wtedy się wścieknie - powiedziałam ledwo łapiąc oddech.
- Będę z tobą. Dasz radę.
Spojrzałam się na niego. Delikatnie się uśmiechał, jednak jego oczy były poważne. Wiedziałam, że ten człowiek nie rzuca słów na wiatr.
- Walka jest dzisiaj. Niech radzi sobie później sam. Nie daj się dalej tak traktować, Sujin - mruknął kopiąc ziemię.
- Ale oppa... - zaczęłam.
- Nie oppuj mi tutaj - warknął. - Mam dosyć tego co z tobą robi, jak cię traktuje. Najwyższa pora aby się ogarnął.
- Ale...
- Sujin, do cholery. Chcesz ruszyć dalej ze swoim życiem? Chcesz być wiecznym przydupasem Jina? - powiedział siadając znowu obok mnie.
Nie odpowiedziałam nic. Yoongi wiedział czasem lepiej co bym chciała. Był dla mnie jak surowy, starszy brat.
- Dobra, młoda - klasnął rękami. - Zrobimy tak. Zadzwonię do niego i powiem, że mam sprawę. Każe mu przyjść na salkę ćwiczeń w waszym budynku. Będziesz tam, porozmawiacie i po problemie.
- On się wkurwi- jęknęłam chowając twarz w dłoniach.
- Spokojnie, spokojnie - poklepał mnie po plecach. - Będę za drzwiami. Jakby coś się miało dziać, wkroczę do akcji.
- Naprawdę? Dziękuję - przytuliłam się do niego.
- No już, już - głaskał moje plecy. - Oppa się wszystkim zajmie, zaufaj mi.
* 4 godziny później *
Czekałam już na salce, z nerwów zaczęły mi się pocić dłonie. Poczułam wibracje telefonu. Yoongi wysłał mi smsa.
"Jin będzie za 5 minut, przyjdę za nim pod salkę. Nie denerwuj się, oppa panuje nad sytuacją 😊"
Głośno przełknęłam ślinę i spojrzałam w wielkie okno. Schowałam telefon i zdenerwowana zaczęłam krążyć po salce. Aż skoczyłam gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
- Sujin? Co ty tutaj robisz? - spytał zmieszany Jin.
- Musimy porozmawiać - wydusiłam.
Stałam odwrócona do niego plecami, poczułam jak przytula się do mnie od tyłu, obejmując rękami w pasie.
- O czym? - zamknęłam oczy gdy usłyszałam jego głos przy uchu.
- O t-tym, że nie chcę walczyć dzisiaj - wydukałam.
Zrobiło się cicho. Jin stał jak wmurowany, ja z nerwów zaczęłam gryźć wargę.
- Co powiedziałaś? - spytał, odwracając mnie do siebie.
- Nie chcę walczyć dzisiaj - powiedziałam patrząc mu w oczy.
Jego twarz była bez wyrazu, jednak oczy stawały się coraz ciemniejsze. Czułam, że zaczyna się denerwować bo zaciskał ręce na moich ramionach.
v- Sujin - uśmiechnął się, obracając głowę. - Ale tych walk nie można od tak odwołać.
- Wiem.
- To co wymyślasz? - złapał mnie za brodę i podniósł moją głowę. - Sujin, Sujin... - pokręcił głową.
- Nic nie wymyślam - złapałam delikatnie jego ręce. - Nie będę w stanie walczyć.
- Będziesz.
- Oppa - spojrzałam mu w oczy. - Nie dam rady...
- Nie wymyślaj - wyrwał mi ręce z moich. - Walka dzisiaj o czwartej. Nie zapomnij - odwrócił się ode mnie i ruszył w stronę drzwi.
- Nie przyjdę - stanął. - Nie pójdę na walkę, która jest dla mnie zbyt ryzykowna. Zrozum, że nie dam rady jej pokonać.
- Sujin... - zauważyłam, że zaciska pięści. - Dzisiaj, czwarta, tam gdzie zwykle.
- Nie.
- Nie? - odwrócił się wściekły. - Co to za nie? Jaja sobie robisz?
- Nie przyjdę. Nie będę dzisiaj walczyć - przełknęłam ślinę. - Nie zmusisz mnie.
Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do mnie. Zrobiłam krok w tył, on dalej zbliżał się do mnie, a ja od niego odchodziłam. Jednak w pewnym momencie poczułam za sobą ścianę. Jin zaczął się śmiać.
- No i co teraz? - powiedział kładąc dłonie na ścianie, zastawiając mi drogę ucieczki.
- Wypuść mnie.
- Kochanie, nie - udał mój ton głosu. - Chyba zapomniałaś kto tu rządzi.
- Nie zapomniałam - spojrzałam na ziemię starając się powstrzymać łzy. - Ty chyba zapomniałeś, że jestem twoją dziewczyną.
- Nigdy o tym nie zapomnę, nie martw się - zaczął mnie głaskać po ramionach, nie mogłam podnieść głowy i spojrzeć na niego. - Już, już. Spójrz mi w oczy i obiecaj, że dzisiaj będziesz.
- Nie będę - powiedziałam cicho.
- Sujin - warknął podnosząc moją głowę. - Będziesz dzisiaj walczyć.
- Nie będę - łzy zaczęły mi lecieć strumieniami. - Zrozum, że nie dam rady.
Jin był wściekły. Jego twarz zrobiła się czerwona. Puścił moją twarz, odszedł trochę i zaczął targać swoje włosy. Padłam na ziemię gdy podszedł do drzwi i zamknął je od środka.
- J-Jin, co ty robisz? - wydusiłam cicho.
- Nie, nic - podniósł rękawice, które nakładało się do ćwiczeń z workiem.
- Widzę, że coś robisz.
- Hahahahahaha! - jego śmiech rozniósł się echem po pomieszczeniu. - Dobra jesteś!
- Przerażasz mnie - powiedziałam wstając i kierując się do drzwi. Stał za nimi Yoongi, tylko, że bez klucza.
- Ja? No co ty dzisiaj wymyślasz to głowa mała - złapał mnie w pasie i podniósł z ziemi.
Starałam się mu wyrwać, bez skutku. Rzucił mnie na matę na podłodze i okrakiem usiadł na mnie, stawiając przy tym ręce na wysokości mojej głowy.
- Sujin, kochanie. Będziesz grzeczna i pójdziesz na walkę czy mam ci coś zrobić? - powiedział nachylając się do mnie.
- Nie pójdę na żadną walkę.
- Oj, uparta dziewczyna - wyprostował się. Poprawił rękawiczki, szybko wstał i gdy sama chciałam zerwać się do ucieczki, uderzył mnie w brzuch.
Zwinęłam się z bólu, świeże siniaki jeszcze bolały. Jednak to było dla niego za mało. Złapał mnie za włosy i postawił do pionu. Uderzył znowu, jednak teraz trzymał mnie za kark uniemożliwiając mi upadek na ziemię.
- Jin, do cholery, zostaw ją! - usłyszałam jak Yoongi drze się za drzwiami i szarpie nimi.
- Ooo, masz obrońcę? - sapnął mi do twarzy przyduszając do ściany.
- Yoongi! - wrzasnęłam.
- Hahaha, głupia - złapał mnie za szyję i zaczął dusić. - Nikt ci teraz nie pomoże.
Czułam jak jego uścisk wręcz miażdżył mi krtań, uderzałam go rękami ale to nic nie dawało. Ledwo mogłam łapać już powietrze, zaczynało mi się robić ciemno przed oczami. Poczułam nagle tylko szarpnięcie i upadłam na ziemię, tracąc przytomność.
_________________
NO SIEMA XD
Po dość długim Polsacie, oto jest kolejny rozdział.
Przepraszam, że nie dawałam znaki życia, ale studia mnie pochłonęły oraz licencjat. 2/10. Nie polecam.
Teraz zbliżają się wakacje to rozdziały od lipca powinny pojawiać się tak jak zwykle.
Trzymajcie się 💜
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro