Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

     Usiadłam z krzykiem na sofie. Nie za bardzo dochodziło do mnie co się stało. Dotknęłam policzków, miałam je rozpalone go granic możliwości, cała byłam spocona. 

     To był tylko sen.

     Rozejrzałam się jak głupia po pokoju, nasłuchując czy ktoś przypadkiem mi się nie kręci po mieszkaniu. Odetchnęłam z ulgą, że byłam sama. Nałożyłam sobie koc na głowę i jak cień poszłam do kuchni. Miska stała tak jak powinna, stół... Cóż, rzuciłam tylko na niego okiem, szybko złapałam butelkę wody i zawstydzona wyszłam z kuchni.

     - Co to było do cholery? - spytałam się siebie siadając znowu na sofie. - Czy ja naprawdę nie mogę być normalna? - zaczęłam wyrywać sobie włosy z głowy i szamotać się ze sobą na sofie.

     W końcu leżałam na plecach, zmęczona walką z samą sobą. Dotknęłam swoich ust, wydawało mi się, że czułam jeszcze smak Tae, jednak opamiętałam się szybko, przed snem jadłam ten cholerny ryż. Głupi mózg i jego wymysły. Dlaczego akurat takie coś mi się przyśniło? Nie mogło mi się przyśnić jak biegam goła po polanie jak jakaś nimfa pomiędzy jednorożcami, śpiewając piosenki trotowe? 

     - Brawo Sujin, jesteś taka zdecydowana na wszystko, że nawet pogoda wydaje się mieć bardziej ułożone w głowie niż ty - warknęłam do siebie. 

     Po tym jak się zdrzemnęłam, całe ciało przestało mnie boleć. Zebrałam więc dupę w troki i ruszyłam pod prysznic. Aż zrobiło mi się lepiej gdy ciepła woda otuliła moje ciało, że też wcześniej na to nie wpadłam. Może ominęłabym ten dziwny sen. Pokręciłam głową, przecież chyba nie zaczynałam czegoś czuć do Tae? Fakt, jego widok w aucie przyprawił mnie o nie mały ból serca, ale to tylko współczucie, prawda? Obiecałam sobie przecież, że już nie pozwolę żadnemu facetowi się do mnie zbliżyć. 

     Kiedy już miałam wychodzić spod prysznica, do moich drzwi zaczął ktoś się dobijać. Zdenerwowałam się, bo nie dałam rady założyć ubrań, tylko zawinęłam się ręcznikiem. Mokre włosy opadały mi na ramiona, wyglądałam jak mop. Ktokolwiek to był, będzie żałować decyzji odwiedzenia mojego mieszkania dzisiaj.

     - Już idę! - krzyknęłam w stronę drzwi, gdy ktoś za nimi zaczął bawić się dzwonkiem i tworzył jakąś melodię. Ciekawe kto był tym śmieszkiem. 

     Otworzyłam drzwi i, aż odetchnęłam z ulgą, Jimin powitał mnie uśmiechem. Jednak szybko się speszył gdy zauważył co mam na sobie. Albo bardziej, czego nie mam. Zauważyłam, że jego policzki zrobiły się różowe. 

     - S-Sujin, h-hej - powiedział patrząc w ziemię.

     - Cześć - poprawiłam ręcznik, który trochę mi się zsunął. - Mówiłam przecież, że nie musisz przyjeżdżać.

     - Wiem, wiem - pokiwał głową. - Ale muszę Cię gdzieś zabrać. Mogę wejść? - spytał się nieśmiało.

     - Jasne - przepuściłam go w drzwiach.

     Cicho poszedł do kuchni, obserwowałam go jak nalał sobie do kubka wody i wypił duszkiem wszystko. Ten to miał spust.

     - Chim? - powiedziałam cicho. - Pójdę się ogarnąć, ok?

     - J-jasne - odpowiedział patrząc w lodówkę, jego twarz zaczynała się robić aż czerwona. Chyba go trochę speszyłam swoim strojem.

     Szybko pobiegłam do pokoju po ubrania na wyjście, po drodze oczywiście ręcznik prawie mi zleciał i gdy czułam, że odsłoniły mi się plecy, usłyszałam jak Chim głośno wciąga powietrze. Przez to jeszcze szybciej pobiegłam z pokoju do łazienki.

     W mgnieniu oka założyłam czarne spodnie i ciepłą, flanelową, niebieską koszulę. Nie zapięłam jej do końca bo wyglądałabym zbyt oficjalnie i sztywno, miałam założoną bluzkę na ramiączkach pod spodem więc nawet gdyby było zimno, to miałam trochę warstw ubranych na sobie. Włosy szybko wysuszyłam i zawiązałam w koński ogon. Złapałam telefon, portfel i klucze z szafki w przedpokoju i poszłam do Jimina, który dalej był w kuchni. Stał przy oknie i obserwował jak pada śnieg. Wyglądał uroczo gdy nadymał policzki i palcem jakby prowadził jeden z płatków śniegu.

     - Już jestem gotowa - Jimin aż podskoczył na dźwięk mojego głosu. - Możemy jechać.

     - O-okej - wydukał, nawet nie spojrzał na mnie i szybko ruszył do drzwi.

     Gdy wyszliśmy na dwór zaczęłam żałować, że nie ubrałam czapki, jeszcze trochę wilgotne włosy wręcz zamarzły mi na głowie. Skrzywiłam się akurat wtedy gdy Chim zdecydował się na mnie spojrzeć. 

     - Czapki to nie masz? - westchnął widząc moją reakcję na zimno na dworze.

     - Zapomniałam ją ubrać - warknęłam naciągając kaptur na głowę.

     - To ci nic nie da. Jestem przecież motorem - ściągnął swoją czapkę z głowy i wyciągnął rękę w moją stronę.

     - Sam zmarzniesz, plus przecież w kasku będzie mi ciepło - poprawiłam sobie włosy wpadające na twarz.

     Przewrócił oczami i podszedł mnie. Szybko zdjął mi kaptur z głowy i założył czapkę. Patrzyłam się na jego uroczą twarz. Nos zrobił mu się lekko czerwony od zimna, policzki też miał zaróżowione. Wyglądał jak taka klusia, aż wyciągnęłam ręce i złapałam jego policzki.

     - C-co ty robisz? - spytał zmieszany.

     - Robię ci kuci kuci, bo jesteś taki uroczy - uśmiechnęłam się szeroko tarmosząc za policzki.

     - Noona, ogarnij się - powiedział ze złością strącając moje ręce. - Nie jestem uroczy.

     - Jesteś! - powiedziałam ujmując jego twarz w ręce.

     Jimin stał jak wmurowany, i jedyne co czułam to to, jak jego policzki robią się gorące. Mimo padającego ciągle śniegu i pierwszego mrozu tej późnej jesieni. Wpatrywał się we mnie, a ja z uśmiechem przekręcałam głowę raz w lewo, raz w prawo. W końcu nie wytrzymał i też się uśmiechnął.

     - Noona, ty też jesteś urocza - zaśmiał się.

     - No po kimś mój mały braciszek musi być uroczy - przytknęłam swoje czoło do jego i szybko go puściłam.

     - Braciszek... - zaczął szeptem i nie usłyszałam nic więcej.

     - Mówiłeś coś?

     - Nie, nieważne. Jedźmy już - wskazał na motor.

     Jak zwykle podał mi kask, i siadając za nim wtuliłam się w jego plecy. Trochę się spiął, co mnie cholernie zdziwiło. Jimin zachowywał się dzisiaj dziwnie, nie wiedziałam dlaczego. Odpalił silnik i ruszyliśmy. Jechał wolniej niż normalnie, przez padający ciągle śnieg ulice były coraz bardziej zasypane, i nie chciał wpaść w poślizg.

     - Chim, co jest? - spytałam się gdy stanęliśmy na światłach.

     - A co ma być? - burknął pod nosem.

     - Jesteś jakiś dziwny, coś się stało? - pogłaskałam go po plecach, jak to zwykłe on robił.

     - Nie, nic się nie stało. Złap się mnie bo zaraz ruszamy - odpowiedział sucho.

      Tylko westchnęłam i zrobiłam to co kazał. Jechaliśmy w stronę mieszkania Tae, rozpoznałam to po okolicy w której się znaleźliśmy. Dostałam guli w gardle, przypomniał mi się dzisiejszy sen, którego jak na złość nie mogłam zapomnieć.

     Gdy znaleźliśmy się pod blokiem Tae, szybko zeszłam z motoru, oddałam Jiminowi kask i z rękami w kieszeni zaczęłam ubijać nogą leżący śnieg. Nie miałam ochoty wchodzić na górę. Chimin ruszył pierwszy, wysyłając mi pytające spojrzenie. Pokręciłam tylko głową i poszłam za nim.

     Im bliżej mieszkania Tae byliśmy, tym bardziej zaczynałam się denerwować. Nie wiedziałam nawet dlaczego. Chim się nie odzywał, unikał znowu mojego wzroku. W windzie oparłam się o ścianę i spojrzałam na lustro, które było przede mną. Wyglądałam paskudnie, że też musiał mnie wyciągnąć z domu. 

     - "Piętro siódme" - odezwała się z głośnika kobieta.

     Chim wyszedł pierwszy, ja tuż za nim. Szliśmy korytarzem, chłopak bawił się kluczykami od motoru, ciągle je obracał na palcu. Nigdy w sumie nie przyglądałam się jego palcom, dopiero teraz zauważyłam jakie były słodke, malutkie. Zupełnie jak ich właściciel. Cicho zaśmiałam się pod nosem.

     - Co jest? - Jimin odwrócił głowę w moją stronę.

     - Nic, nic - zakryłam usta hamując kolejny napad śmiechu.

     - Noona, przecież widzę, że coś jest nie tak - zwrócił się w moją stronę i szedł tyłem. 

     - Nie obraź się, ale - przerwałam, parskając śmiechem. - Masz takie słodkie paluszki. Jak malutkie paróweczki, które chciałabym zjeść z ketchupem i musztardą.

     Chim aż stanął i patrzył się na mnie jak na głupią. A ja wpadłam w głupawkę stulecia. Aż musiałam oprzeć się o ścianę. Reakcja chłopaka jeszcze bardziej wzbudziła we mnie śmiech. W końcu też zaczął się ze mną śmiać. Oboje ledwo co szliśmy korytarzem.

     - Co to za śmiechy? Też chcę się pośmiać! - powitał nas JK, stojący w otwartych drzwiach.

     - Nie, stary. Ja już nie mam siły się śmiać - wysapał Jimin wchodząc do mieszkania i uwalając się na podłodze. 

     - Noona, coście jarali po drodze? - zaśmiał się młody. - Też chcę! - tupnął nogą jak małe dziecko.

     - Lepiej nie, bądź chociaż jedynym normalnym w rodzinie- odezwał się niski głos od którego przeszły mnie ciarki na plecach.

     Z jednego z pokoi wychodził Tae, w bluzie narzuconej na dresy. Spod nich wystawały bandaże, ręce miał czerwone, ledwo co stał. Jednak co oprócz bandaży zauważyłam to to, że w przeciągu jednej nocy zmienił kolor włosów. Teraz był blondynem. Przełknęłam ślinę gdy spojrzał mi w oczy.

     - Hej Sujin - przywitał się słabo, stając za JK. Oparł mu głowę o ramię. Młody z kolei przewrócił oczami.

     - Hej - powiedziałam słabo.

     - A o mnie to zapominasz? - wysapał Jimin z podłogi podnosząc jedną rękę i machając nią we wszystkie strony.

     Wszyscy spojrzeliśmy na niego. Leżał jak rozgwiazda na kamieniu i wolną ręką, wycierał rękawem łzy. Zaczynał się znowu ksztusić i wpadł w kolejny napad śmiechu.

     - Już się z tobą witałem - burknął Tae wtulając się w JK. 

     - Hyung, weź opanuj się - powiedział młody z obrzydzeniem na twarzy. - Masz tam Sujin, do niej się tul. Nie rób ze mnie jakiegoś geja.

     - Ale Sujin mnie nie lubi - wszyscy przekręcili oczami, Chim aż zaserwował sobie facepalma, którego było słychać głośniej niż jego chichranie się.

     - Stary, ogarnij się - rzucił JK. - Yo, hyung, chodź. Sujin musi zlać mu dupsko, tak jak Jinowi. Może się w końcu ogarną oboje - pomasował się po skroniach.

     Młody uwolnił się z uścisku blondyna, pomógł wstać Jiminowi i razem z nim opuścili mieszkanie zostawiając mnie z Tae sam na sam. Chłopak uśmiechnął się krzywo i wyciągnął do mnie rękę. 

     - Co? - spytałam. 

     - Nie co, ale daj mi rękę - powiedział udając złego.

     Przewróciłam oczami i złapałam jego rękę. Powoli zaprowadził mnie do salonu i posadził na sofie. Sam podszedł do szafki i wyciągnął jakieś pudełko. Wolno podszedł do mnie i usiadł obok. Otwierając pudełko zauważyłam, że jest to apteczka. Chwycił za środek antybakteryjny, włożył mi go w jedną rękę, a w drugą waciki. Odłożył pudełko na stolik, wstał i ściągnął bluzę ukazując zawiniętą w bandaż klatkę piersiową oraz pełne ran ramiona. Aż przełknęłam głośno ślinę gdy usiadł przede mną plecami i nic nie mówiąc wskazał na wielką ranę wystającą spod bandaża na plecach. Położyłam buteleczkę na kolanach i odsunęłam lekko materiał z rany. Tae lekko syknął gdy wacikiem dotknęłam bolącego miejsca. 

     - Po co ci to człowieku było - wydusiłam ciężko.

     - Poco to się nogi nocą - chciał się zaśmiać, ale zmieniło się to w kolejny syk z bólu, bo dotknęłam znowu rany.

     - Zabawne. Wiesz ile to ci się będzie goić? 

     - Krótko, jeśli się mną zajmiesz - odwrócił głowę w moją stronę i słabo się uśmiechnął.

     Moje ręce zatrzymały się w powietrzu i powoli opadły na kolana. Nawet zabandażowany, z ranami na twarzy wyglądał nieziemsko. Serce gwałtownie mi przyśpieszyło, czułam wręcz motylki w brzuchu, a do oczu zaczęły napływać mi łzy. Siedziałam i jak wariatka wpatrywałam się w jego doskonałą twarz. On jeszcze bardziej się uśmiechnął, sprawiając, że jeszcze szybciej biło mi serce. 

     W tym momencie zrozumiałam. Czułam do niego coś więcej niż koleżeństwo czy też przyjaźń. Utwierdziłam się w przekonaniu, że Tae był kompletnym przeciwieństwem Jina, do którego czułam wręcz strach, że gdy nie będę mu posłuszna to coś mi zrobi. Z kolei ta ofiara losu siedząca przede mną sprawiała, że mimowolnie się uśmiechałam, czułam się bezpiecznie, chciałam go ochraniać przed wszystkim. Doszło do mnie, że już podczas biegania prawie codziennie rano, chciałam go bliżej poznać. I nie wiedząc kiedy zbliżyłam się do niego na tyle, że brak jego osoby sprawiał, że czułam wielką pustkę w środku.

     Wbrew sobie zakochałam się w Tae.

_______________
Siema, hej, jak tam xD? Tu Wasz, mam nadzieję, ulubiony Polsat xD

Mam nadzieję, że nie zabijecie mnie, za taki obrót spraw. Spodziewaliście się tego, czy nie xD?

I proszę o brawa dla Sujin, w końcu się ogarnęła z uczuciami xD

Miłej majówki życzę, trzymajcie się ciepło 💜

Do następnego Bąbelki 💜

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro