Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8

     Obudziły mnie 2 męskie głosy. Jestem ukryta między kartonami i wątpię czy ktoś mnie widział. Moje ciało jest całe zdrętwiałe, czuję też, że zaczynam mieć dreszcze. Muszę mieć wysoką gorączkę, bardzo źle się czuję.

     - Tato, mówiłem przecież, że nie zniszczę tego samochodu.

     - Ostatnim razem też tak mówiłeś. A skończyło się, że Maek musiał załatwiać biznes z policją. Nawet o tym nie myśl, że tam pojedziesz.

     - Maek zjebał sprawę sam. Nie potrzebował do tego mojej pomocy.

     - Zamknij już się bo przywalę Ci w ten zakuty łeb.

     Nie słyszałam wyraźnie co mówiły dalej te głosy. Kręci mi się w głowie i zbiera na wymioty. Starałam się powstrzymywać ale moje ciało wiedziało czego chce, chciało wymiotować. Już i tak było mi wszystko jedno, więc wstałam na równe nogi. Przede mną pojawili się dwaj mężczyźni. Jeden z nich wyglądał na to, że jest w moim wieku. Stał obok grubego pana z wąsem. Przez moje wstawanie zamilkli, a ja... Zwymiotowałam do najbliższego wiadra.

     - Co to jest do kurwy nędzy? - krzyknął pan z wąsem.

     - Prze-przepraszam... Nie chciałam - wyduszam i zrzucam drugą serię do stojącego na kartonach wiadra.

     - Jin, leć po gosposię. Gówniara zarzyga nasze zapasy!

     Słyszałam tylko trzaskające drzwi. Padłam razem z wiadrem na kolana, przed oczami zaczyna pojawiać mi się ciemność.

***

     Leżałam na czymś miękkim i z czymś wilgotnym na głowie. Z ledwością otworzyłam oczy, przez mgłę ujrzałam trzy postacie. Jedna z nich kierowała się w moją stronę. Ze strachu zaczęłam krzyczeć i rzucać się na łóżku.

     - Ej, ej, ej, uspokój się. Nic ci się nie stanie - usłyszałam głos podobny do tego z garażu.

    Mrugnęłam parę razy oczami aż w końcu ukazał mi się chłopak w dresie i z krzywym uśmiechem.

     - Hej! Jestem Kim Seokjin. Miło mi cię poznać! - wyciągnął rękę w geście przywitania się.

     Nie miałam siły ruszyć nawet palcem.

     - Park Sujin - odpowiedziałam ochrypniętym głosem.

     Rozejrzałam się wokół, dalej kręciło mi się w głowie. Widziałam jak pomieszczenie szybko opuszczają dwie  kobiety.

     - Gdzie jestem?

     - U mnie w domu, a gdzie niby indziej. Tak wparowałaś nam do garażu, że sądziłem, że jakiś motor w nas wjechał - zaczął się śmiać.

     - Nie rozumiem.

     - Zemdlałaś w garażu, przynieśliśmy cię tutaj bo byłaś cała rozpalona. Miałaś gorączkę. - chłopak spokojnie tłumaczył.

    - Ah... - odpowiedziałam mądrze.

     Chłopak przez chwilę siedział i wpatrywał się w moją twarz, czułam jak zaczyna mi się robić znowu niedobrze i znów dostaje temperatury.

     - Eee, Seokjin, tak?   

     - Po prostu mów mi Jin - uśmiechnął się. - Co się stało?

     - Jest mi niedobrze.

     Cicho złapał za termometr i przy okazji podał mi miskę, żebym wymiotowała.

     - Cholera, nie spadła Ci temperatura - powiedział z przerażeniem w oczach.

     - Trudno, i tak jest mi wszystko jedno - stwierdziłam kładąc głowę na poduszki. - Nie mam po co żyć.

     - Głupia jesteś.

     Chłopak wstał, ściągnął ze mnie kołdrę i podłożył ręce pod moje zgięte kolana, a drugą ręką łapie mnie za plecami. Szybko podnosi do góry. Żeby nie spaść łapie go za szyję.
Czuję jego zapach perfum, trochę mnie mdli, ale nie chcę go obrzygać. Chłopak jest wysoki i silny, czuję jak jego napięte mięśnie ramion otulają moje plecy. Bez problemu schodzi ze mną po małych schodkach. 

     - Jeszcze trochę - powiedział

     Pół przytomnym wzrokiem patrzyłam na jego twarz, zaczęłam się śmiać.

     - A tobie co? - spytał z przerażeniem w oczach.

     - Wyglądasz jak jakiś wujek po przejściach pod tym kątem - dotknęłam palcem jego policzka. On się głupio uśmiechnął.

     - To nie obrazisz się jak wujek ci zafunduje zimną kąpiel?

     - Zimną? Nie chcę zimna, nie. Nie. Nie chcę - zaczęłam miotać się mu w ramionach.

     - Uważaj bo spadniesz! - krzyknął.

     Przestraszyłam się i zdrętwiałam. Jego krzyk przypomniał mi o tym jak mój ojciec za mną wołał.

     - Puść mnie - poprosiłam słabo. - Proszę.

     - Dziewczyno... Co Ci się stało... - Seokjin delikatnie postawił mnie na ziemi. Kręciło mi się w głowie, zachwiałam się lekko ale chłopak łapie mnie za ramię.

     - Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam z całej siły i wyrywałam ramię z jego uścisku.

     Chwiejąc się wróciłam do pokoju z którego wyniósł mnie chłopak. Na fotelu w rogu zauważyłam moje rzeczy. Mokre tenisówki założyłam na stopy, ubrałam bluzę na siebie i zarzuciłam plecak na ramię. Było mi słabo ale nie miałam zamiaru tutaj przebywać.

     - Gdzie się wybierasz? - Seokjin stanął w drzwiach blokując mi wyjście.

     - Nie mam pojęcia ale daleko stąd - rzuciłam mu zmęczone spojrzenie. - Daj mi wyjść.

     - Zapomnij. Jest zima, ty masz temperaturę, plus chyba chyba cię pogrzało jeśli sądzisz, że wyjdziesz w tych butach na mróz.

     - Co cie do cholery obchodzi co zrobię? Nie twoja sprawa - przepchnęłam się koło niego. - Równie dobrze mogę zdechnąć gdzieś pod mostem - syknęłam pod nosem.

     Nie miałam pojęcia gdzie jest wyjście z tego domu. Szłam w kierunku gdzie wcześniej niósł mnie chłopak, może tam jest jakieś wyjście. Seokjin tylko słyszałam, że westchnął. Moje mokre tenisówki piszczały na panelach. Plecak był strasznie ciężki, ale to tylko przez to, że byłam słaba.

     - Głupia dziewczyna - usłyszałam za sobą jego kroki. Odwróciłam się, Seokjin jednak w oka mgnieniu złapał mnie w ramiona i prowadził w stronę łazienki. Postawił mnie szybko na ziemi, rzucił w kąt mój plecak i ściągnął mi bluzę. Robił to tak szybko, że nie dałam rady protestować.

     - Rozbieraj się - rozkazał. Tylko prychnęłam w odpowiedzi. Seokjin zaczął masować się po głowie. - Jeśli się sama nie rozbierzesz to ja to zrobię.

     - Hah, powodzenia. - odpowiedziałam krzyżując ręce na klatce, na co chłopak uśmiechnął się krzywo.

     Wstał i podszedł do prysznica, przekręcił jeden kurek do oporu, zaczęła lecieć woda. Jej cichy szum grał mi w uszach. Stałam tylko i obserwowałam chłopaka. Zaczął ściągać swoje buty, oraz górę dresu. Został tylko w spodniach i koszulce bez ramion.

     - A ty co? - spytałam śmiejąc się.

     - Zobaczysz.

     Podszedł do mnie, ściągnął moją bluzkę, zostawiając mnie w samym staniku. Nawet nie dałam rady zasłonić się, bo złapał mnie w ramiona i wszedł pod prysznic. Lodowaty strumień wody rozbudził mnie, zaczęłam krzyczeć. Nie chciałam zimna. Jednak on nie ustępował, trzymał mnie mocno w ramionach. Oboje byliśmy cali w wodzie. Zimno wody i strach ogarniający moje ciało jest coraz większy. Zaczęłam wbijać paznokcie w ramię chłopaka.

     - Kurwa, boli - warknął

     Puścił mnie z ramion i postawił na ziemi, chciałam uciec, ale złapał mnie od tyłu w szczelnym uścisku, blokując przy tym moje dłonie. Jest mi zimno, cholernie zimno. Zupełnie jakbym znowu była na ulicy. Zaczelam płakać w głos. W łazience rozchodził się tylko cichy szum wody i mój szloch. Chłopak nie odpuszczał, trzymał mnie mocno. Jednak to pomagało zbić moją temperaturę, czułam jak mniej kręciło mi się w głowie.

    Seokjin wyciągnął jedna rękę i zakręcił wodę. Stał tak ze mną jeszcze chwilę, zupełnie jakby czekał aż przestanę płakać. Gdy w końcu się uspokoiłam, słychać było tylko kapanie wody z prysznica i jego głośny oddech. Czułam jak na głowę spada mi kropla z jego włosów. Widocznie musiał się nade mną nachylić.

     - Już ci lepiej? - szepcze mi do ucha.

     - Nie mam pojęcia - odpowiedziałam z chrypą.

     - Wnioskuję, że lepiej

     Wyszedł ze mną w objęciach, było ślisko, cała łazienka zalana. Seokjin nie zdążył zamknąć drzwiczek od kabiny i do tego dziwne ustawienie słuchawki prysznicowej sprawiły, że podłoga to jedna wielka kałuża.

     - Tylko się nie poślizgnij - powiedział puszczająv mnie wolno.

     Było mi już to obojętne. Stałam mokra w samym staniku. Z obcym chłopakiem. Obserwowałam co Seokjin robi. Zaczął szukać czegoś po szafkach. Jego mokra koszulka przyklejona była do ciała i uwidoczniała jego mięśnie. To był pierwszy raz gdy widziałam tak rozebranego chłopaka. Chodziłam do szkoły dla dziewcząt i nie miałam styczności z płcią przeciwną.

     - Masz. - rzucił we mnie ręcznikiem. Szybko owijam się nim i zasłaniam swoje ciało. Seokjin z kolei zawinął najpierw w pasie ręcznik, a później ściągnął spodnie. Kompletnie przemoczone. Na ramionach miał gęsią skórkę i trochę trząsł się z zimna. Tak samo jak ja. 

     Rozejrzałam się po łazience. Moje ubrania leżały mokre w kącie. Podeszłam do nich ostrożnie, podnosząc je ręcznik zsunął mi się z ramion. Chciałam go poprawiać ale poczułam jak ktoś to robi za mnie.

     - Chodźmy stąd - powiedział chłopak wyciągając do mnie rękę.

     - Pójdę sama - zaprotestowałam.

     - Nie. Jesteś słaba, nie dojdziesz.
Spojrzałam się na niego, czułam, że z nim nie wygram. Posłał mi tylko wkurzony uśmiech.

    Jego ręka była ciepła, asekurował mnie żebym się nie poślizgnęła na mokrych kafelkach. Cicho przeprowadził przez korytarz, zostawialiśmy za sobą mokre ślady.

     - Stój tu - powiedział i wyszedł gdzieś.

     Chłopak miał rację. Kręciło mi się dalej w głowie. Musiałam długo mieć temperaturę. Obróciłam się w stronę lustra które stało w rogu pokoju. Wyglądałam jak jakieś zombie, trupioszarą twarz otulały mokre włosy, podkrążone oczy, moje usta były prawie białe. Przestraszyłam się siebie.

     - Sujin, pięknie wyglądasz. Nie ma co - mówię do siebie.

     - Może i nie najlepiej wyglądasz, ale patrz - Seokjin stanął obok mnie. - Nawet jakbyś wyglądała normalnie to przy mnie nie masz szans.

     Miał rację, był cholernie wysoki, wyższy o głowę ode mnie, umięśniony. Twarz miał zaokrągloną, ale przystojną, pełne usta były dopełnieniem całego obrazka. Włosy dalej mokre opadły na jego czoło, zasłaniając trochę małe oczy, które się do mnie uśmiechały. Wyglądałam przy nim jak pożal się Boże brudny mop wyciągnięty z obrzydliwie tłustej wody.

     - Potrafisz pocieszyć człowieka. - zaczął się śmiać. Jego śmiech był uroczy, aż zdziwiłam się, że w takim ciele tkwi taki głos.

     - Wiem! - krzyknął zarzucając mi coś na głowę. - Ubierz się w to, suszarka leży w koszu koło biurka i sio do łóżka. Muszę iść załatwić sprawę z ojcem.

     - Ojcem?

     - Tak. Nie podoba mu się to, że weszłaś od tak do jego domu. Nie ma tak miękkiego serca jak ja - westchnął. - Nie dziwię się, że nie mogę odpędzić się od dziewczyn.

     - Współczuję - powiedziałam klepiąc go po ramieniu.

     - Ja sobie nie - zaśmiał się. - A tak na marginesie, ile masz lat?

     - Piętnaście. Za trzy miesiące mam urodziny.

     - Jaka ty młoda! - otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

     - A ty, ile masz?

     - Osiemnaście. Ale urodziny miałem niedawno.

     - Uhum. - przytaknęłam.

     W odpowiedzi tylko złapał moje policzki i zaczyna szarpać nimi na boki, jak ciocia, której dawno się nie widziało. Uśmiechnelam się, ten człowiek wydaje się być dobry. Ciekawe czy będzie tak dalej.

***
*teraźniejszość*

     - Sujin-a! Gdzie cię znowu wcięło! - dobiegł nas głos w korytarzu. Jak oparzona odskoczyłam od Seokjina. Mój cień chyba doszedł do siebie bo zadowolony kroczył środkiem długiego korytarza.

     Szybko wytarłam twarz z łez, rzuciłam nienawistny wzrok na mojego towarzysza i jak pokraka na swoich szpilkach ruszyłam do pokoju gdzie była reszta. Nie mogłam pokazać, że płakałam, więc udawałam, że tarłam oczy.

     - Idę! Tęsknisz za moim kolanem? - zarzuciłam rękę na szyi Tae.

     - Bardzo - odwrocil się w stronę Seokjina. - A ty nie idziesz?

     - Chyba sobie daruję - stwierdza patrząc mi prosto w oczy. Poprawił kurtkę i znika w ciemności korytarza.

     - A temu co? - spytał Tae nadymając policzki. - Jemu też przywaliłaś z kolana czy co?

     - Przywaliłam mu jeszcze gorzej niż tobie, chłoptasiu - złapałam go i pociągnęłam za głowę w stronę pokoju. Wyrywał się jak głupi.

     Wróciliśmy do reszty. Coraz patrzyłam się w drzwi czy Jin nie wraca. Jednak do końca zabawy nikt do nas więcej nie dołączył. Czułam pustkę. Znowu tą cholerną pustkę gdy wyrwałam się z tego paskudnego życia z nim. Wszystko do mnie wracało, że zdwojoną siłą.

     Naprawdę. Coraz bardziej nienawidziłam tego wyjazdu.

______________________
WITAM WAAAAS!
Wiem, że mówiłam - kolejny rozdział za ponad tydzień ale... Jestem w tak zajebistym humorze, że wstawiam go dzisiaj XDDD

Powodem mojego dobrego humoru jest to:

Trzymajcie się ciepło! Dzisiaj międzynarodowy dzień szczęścia <3
Nie powiem, ja chodzę od rana z wielkim bananem na twarzy, chce mi się biegać, tańczyć skakać po suficie, WAAAAAAAAAAAAAAAAAAH

Do następnego, który już teraz serio może być za ponad tydzień XDD <3

BTW ten rozdział bez mojej notatki ma 1930 słów O_O 
Zwariowałam chyba XDDD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro