Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9

- Widziałeś mój skok? Sto dwadzieścia osiem i pół metra! - krzyknął uradowany Kevin, wieszając się swojemu narzeczonemu na szyi.

- Widziałem. Prawie na zawał zszedłem, jak zobaczyłem Ciebie w powietrzu. Nie wiem jakim cudem wpadłeś na bycie skoczkiem.

- Takim samym, jak ty na zostanie studentem polonistyki - odpowiedział kpiąco.

Mackenzie prychnął, udając obrazę. Nie trwała ona jednak zbyt długo, gdyż po kilku minutach dołączył do nich trener Amerykanina.

- Clint Jones - przedstawił się mężczyzna, ścigając rękawiczkę.

- Mackenzie Boyd-Clowes - odparł blondyn, odwzajemniając uścisk. - Co pan sądzi o wynikach?

- Powiem szczerze, że nie spodziewałem się ich tak dobrych. Kevin nie trenował w zasadzie od... od 2014 roku. A tu proszę, taka niespodzianka. Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.

Konwersacja zajęła im dobrą godzinę. Po tym czasie, mężczyźni pożegnali się z trenerem i udali się w stronę pobliskiej kawiarni, by napić się dla odmiany gorącej czekolady.

Pogrążeni w rozmowie, nie zauważyli idącej w ich stronę kobiety, niosącej ogromną siatkę z zakupami.

- Ał! - krzyknęła jednocześnie cała trójka.

- Ojej, przepraszamy! - Kevin wyglądał na przejętego. - Chodź, Mac, trzeba to pozbierać - dodał, wskazując na część rzeczy poza torbą.

- Spokojnie, przynajmniej nie miałam tutaj jakiejś cennej wazy - parsknęła czarnowłosa. - Jestem wykończona zakupami i tak się rozglądałam za jakąś kawiarnią.

- My do takowej właśnie zmierzamy! Może w ramach przeprosin dasz się zaprosić na czekoladę?

- Czemu nie. Tylko płacę za siebie! - uprzedziła.

- Ale...

- Albo po połowie, bo już widzę niezadowolonego Maca, a to źle wróży - zaśmiał się rudowłosy.

- Nie jestem niezadowolony!

- Niech będzie - przyznała szatynka. - Prowadźcie

***

- Naprawdę jesteście narzeczeństwem?

- Od trzeciego listopada - oznajmił radośnie Kanadyjczyk, całując Bicknera w skroń.

Możesz pakować walizki, Larson - pomyślała dziewczyna. - Nie przyłożę ręki do ich nieszczęścia.

- To naprawdę cudownie. W sumie jesteście pierwszą parą chłopaków - narzeczonych, których znam. I to miłe uczucie. A co na to Wasi rodzice?

- Mój ojciec to się nawet ucieszył i nie był przesadnie zdziwiony... chyba coś przeczuwał - odparł Amerykanin, dopijając napój. - A rodzice Maca...

- Nie żyją od pięciu lat.

- Oh... - zmieszała się. - Przepraszam, nie powinnam pytać.

- Przecież nie wiedziałaś - uśmiechnął się blondyn.

- Ja mieszkam tylko z matką, ojca nigdy nie poznałam.

- To przykre.

- Wiecie co, proponuję zmienić temat, bo jeszcze chwila i ze spotkania zrobi się stypa - parsknął Kevin.

- Racja - odparł jego narzeczony. - A ty, Blanche? Studiujesz?

- Moim marzeniem jest nauka norweskiego, ale mam chorą matkę na utrzymaniu i zwyczajnie nie mam na to ani czasu, ani pieniędzy - wyjaśniła.

Mężczyźni pokiwali głowami ze zrozumieniem, uśmiechając się smutno.

- A wy?

 - Cóż, Kenzie studiuje polonistykę, a ja, o ile to tak można nazwać - skoki narciarskie.

- Poważnie, jesteś skoczkiem narciarskim? Mogę autograf? - ożywiła się.

Dalsza część rozmowy toczyła się w bardzo przyjemnej atmosferze. Blanche opowiadała im różne anegdotki ze swojego życia, a Kevin zdecydował się powiedzieć o chorobie.

Słuchała w skupieniu, a na końcu wyraziła swoją pomoc w razie jakichkolwiek trudności. Nie zdawała sobie sprawy, że śmierć stoi tuż za rogiem.

- O kurczę, już po siedemnastej! - Mac złapał się za głowę, zakładając w pośpiechu kurtkę. - Miło było Cię poznać, kochaniutka, ale musimy wracać do domu! Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy!

- W zasadzie to i ja muszę się zbierać, obiecałam mamie, że będę o szesnastej. Jeżeli nie macie nic przeciwko, to wyjdę z Wami.

Uiścili rachunek i opuścili przytulną kawiarenkę. Już mieli się rozejść, każdy w swoją stronę, ale przeszkodziła im dość krótka, aczkolwiek głośna rzecz.

Strzał.

///

Jakiś taki nudny ten rozdział XD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro