Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1∆

Równo o ósmej dwadzieścia trzy, Kevin otworzył oczy. Usiadł na łóżku, włożył stopy w miękkie, puchate kapcie i udał się do toalety, wykonać podstawowe czynności. Jak zresztą każdego, cholernego dnia.
O ósmej pięćdziesiąt siedem, Bickner odwiedził kuchnię na dokładnie osiemnaście minut. Nastawił wodę na herbatę, wyjął toster, chleb i żółty ser. Z szafki wyjął butelkę keczupu, którą postawił na stole, w odległości nie większej, jak sześciu centymetrów od solniczki i pieprzniczki. Trzy minuty i siedemnaście sekund później elektryczne urządzenie pstryknęło, co było równoznaczne z zalaniem torebki czarnej herbaty gorącą wodą.
Czarnej, jak moja dusza - pomyślał ze śmiechem. Podniósł z blatu kubek wypełniony ciemną cieczą. Lubił go. Dostał go w prezencie, w ubiegłe święta od swojego współlokatora Casey'ego. Znaczy, byłego współlokatora.
O dziewiątej jeden, Amerykanin podłączył do prądu opiekacz, a następnie zajął się przygotowywaniem śniadania. Miał na to zaledwie dwie i pół minuty - po tym czasie, urządzenie było gotowe do użycia.
Tu możecie się zdziwić - ale Kevinowi zrobienie kanapek zajęło dokładnie sto czterdzieści osiem sekund. Uśmiechnął się, kiedy tosterowi zmieniło się światełko informujące o stopniu nagrzania.
Włożył przygotowany chleb i zamknął pokrywę. Wyjął torebkę herbaty i dolał siedem mililitrów soku malinowego. Trzy minuty później wyłożył na kwadratowy talerz dwa tosty, krojąc się na dwie połowy.
Dziewiąta osiem - upił łyk herbaty.
Dziewiąta dziewięć - zjadł jedną drugą pierwszego tosta.
Dziewiąta piętnaście i trzydzieści trzy sekundy - skończył jeść śniadanie, dlatego żwawym ruchem wstawił puste naczynia do zlewu. Na tą czynność przeznaczy nie więcej jak cztery minuty - ale to dopiero po powrocie do domu.
Skończył wiązać sznurowadło w czarnym bucie, kiedy usłyszał dzwonek do drzwi. Z początku myślał, iż się przesłyszał. Ale kiedy dźwięk powtórzył się, był przekonany, że to ktoś do niego. Niemniej jednak wciąż był tym faktem mocno zdziwiony.
Spojrzał na zegarek - dziewiąta trzydzieści cztery - kto zamierzał mu zrujnować cały dzień nagłym przybyciem? Bickner podniósł się z klęczków i podszedł do drzwi. Westchnął ciężko i je uchylił. Spodziewał się nawet okropnej i zrzędliwej sąsiadki spod siódemki, ale nie jego.
- Mackenzie?
|||
Witam w całkiem nowym opowiadaniu! Wiem, że wspominałam o ff z udziałem Learoyda, ale cóż - wena dopadła mnie na to. Mam nadzieję, że ujdzie w tłumie. Dajcie znać co sądzicie!
KDP

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro