Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.1∆

New Hampshire, 2015 roku,

- Ty jesteś pewny, że to wypali? - Larson nie krył zdziwienia, widząc Clowesa w przebraniu hamburgera. - Kev nie lubi takich niespodzianek.

- To szybko zmieni zdanie - odparł Mac, wzruszając ramionami. - Wiem, że ma osobowość starego zgreda, ale kto nie lubi waty cukrowej? Bickner w takim razie nie wie, co traci - prychnął, poprawiając strój.

Amerykanin pewnym krokiem zmierzał w stronę rodzinnego domu. Dziś był dzień jego urodzin, o których zresztą zapomniał, więc nie spodziewał się żadnych niespodzianek. Ależ się zdziwi, jak tylko przekroczy próg.

- Niespodzianka! - krzyknął Kanadyjczyk, wyskakując zza rogu. Rudowłosy odskoczył przerażony, z początku nie rozpoznając kolegi. Casey wychylił się z tortem i dwudziestoma jeden świeczkami, uśmiechając się, jakby przepraszająco.

- Wszystkiego najlepszego, Kev - powiedział, kurczowo zaciskając palce na talerzu.

- Kto was tu zaprosił? I czyj to był pomysł? - zapytał spokojnie. Wiedział, że atak gniewu nastąpi lada chwila.

Larson słysząc ten ton głosu, momentalnie pobladł.

- Wiesz, twój ojciec nas wpuścił, tylko wyskoczył na chwilkę do sklepu. Mówiłem Mackenzie'emu (kij wie, jak to odmienić xD), że to zły pomysł z tymi przebierankami, balonami i... - urwał, przypominając sobie o ukrytej maszynie do waty cukrowej.

- Iiiii? - dociekał jeszcze opanowany [były] skoczek*. W każdej chwili ze spokojnego człowieka mógł się zmienić w żądną krwi bestię.

Do domu wrócił pan Bickner. Już po przerażonych oczach Casey'ego mógł wywnioskować, iż nie jest dobrze.

- Kevin? - wyszeptał prawie niesłyszalnie. To jednak wystarczyło, by wspomniany chłopak odwrócił się, szukając źródła głosu.

- Co oni tutaj robią? Dlaczego oni tutaj są? Przecież mówiłeś, że to będzie nasz wieczór przy piwie! - rudowłosy ostatnie zdanie niemal wykrzyknął, nie spuszczając wzroku że swojego rodziciela.

Tymczasem Mackenzie nie za bardzo rozumiał zachowania przyjaciela. Teraz rzadko bywał u niego, jednak za dzieciaka, spędzali każdy możliwy dzień razem. Chciał wrócić do tamtych czasów, a ta impreza miała być tego dowodem. Bo przecież każdy lubi niespodzianki, prawda?

- Kevin, nie podoba Ci się? Cóż, to z pewnością poprawi Tobie humor, na 100%! - zawołał Clowes, taszcząc urządzenie. To przelało czarę goryczy.

- CO TO MA ZNACZYĆ? CHCESZ MNIE ZABIĆ TYM CHOLERSTWEM?! - wrzasnął, rzucając się na młodszego. Larson bezskutecznie próbował ich rozdzielić, uważając, by samemu nie oberwać.

Kanadyjczyk nie rozumiał co się dzieje. Miał wrażenie, że śni mu się okropny koszmar, z którego nie jest się w stanie obudzić.

- Mac, radzę Ci uciekać. Najszybciej jak tylko potrafisz - wymamrotał ojciec, wyciągając z lodówki strzykawkę.

Wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Kevin leżący na ziemi, przytrzymywany przez starszego Amerykanina [Casey]. Chłopak z kraju Klonowego Liścia, stojący w rogu pokoju, przecierający oczy ze zdumienia. I wreszcie tata Jankesa, z bólem serca, wstrzymujący zawartość szprycy, prosto w przedramię cierpiącego syna. A później, już tylko cisza.

|||

* Ze względu na chorobę, Kevin w tym ff zawiesił karierę skoczka, tymczasem Mackenzie nie ma nic wspólnego ze skokami. Jest studentem... polonistyki xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro