13
- Jeśli nie chcesz, to nie mów, trochę głupio mi teraz. Nie powinienem wypytywać o twoje życie osobiste.
- Odeszła, pewnego dnia stwierdziła, że to życie nie jest dla niej. Byliśmy jeszcze wtedy zaręczeni, planowaliśmy ślub, to wszystko po prostu prysło jak bańka mydlana. Na początku próbowałem ją zatrzymać, ale sam nie widziałem w tym sensu, pozwoliłem jej odejść. Wiem, że to było mega głupie, zważywszy na Rose, która została teraz bez matki. Tym bardziej że Teresa jasno stwierdziła, że nie chcę mieć nic wspólnego z małą. Chce zacząć od początku, nawet nie wiem gdzie.
Przez chwilę panowała cisza, dość niezręczna.
Spuściłem wzrok na dywan.
- To zmienia faktu, że zachowała się okropnie, nie powinna was zostawiać. Powinna jednak wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Mimo wszystko nie powinieneś jej na to pozwolić.
Spojrzałem znowu w jego stronę.
- Skończmy już mój temat, bo nie chcę o tym myśleć a tym bardziej gadać. Możesz mi przynajmniej powiedzieć, dlaczego tak nagle do mnie przyjeżdżasz, z podbitym okiem oraz zadrapaniami. Nie jestem na tyle głupi, żeby tego nie zauważyć, mimo iż nałożyłeś sobie podkład, czy inny kosmetyk. Przecież już wcześniej ci powiedziałem, że się zmieniłeś.
Zamarłem, najgorsze, że cały czas patrzył mi w oczy.
Przełknąłem wielką gulę w gardle.
- To M-Minho, mi zrobił, przez przypadek.
Zobaczyłem jak wyraz jego twarzy, gwałtownie się zmienia, aktualnie wyrażała wściekłość.
- Pieprzony chuj, tacy ludzie nie powinni chodzić po świecie. Z łaski swojej nie wmawiaj mi, że to przez przypadek, bo i tak ci nie uwierzę. - Powiedział wściekle.
- Kiedy jeszcze.........gadaliśmy ze sobą, miałeś rany na ciele, czy to przez niego ? - Powiedział już spokojniej.
- N-Nie wtedy to był m-mój ojciec.
- Nigdy mi nawet o tym nie powiedziałeś.... Przez te wszystkie lata tak cierpiałeś, a ja nie mogłem ci nawet pomóc. Kiedy to się zaczęło ? Twój ojciec i Minho, no wiesz.
Nie umiałem utrzymać kontaktu wzrokowego, spuściłem wzrok na moje palce, które w tym momencie wydawały się bardziej interesujące.
- Ojciec zaczął mnie lać, kiedy dowiedział się, że jestem innej orientacji. Minho, krótko po tym, jak się do niego wprowadziłem po liceum.
Thomas wstał z kanapy, poszedł do kojca, położył w nim Rose, która ewidentnie zasnęła, przykrył ją kocykiem.
Wrócił do mnie, usiadł blisko mnie, trochę nawet za blisko.
- Jestem pod wrażeniem, jakimś cudem uśpiłeś ją. Uwierz mi, to graniczy czasami z cudem. Wracając do drugiego, to czuję się winny, za to wszystko, co ci się stało. Mogłem już wtedy zareagować na to wszystko, ale byłem zbyt głupi.
Schował twarz w dłonie.
- Przestań, nic mi nie jest. Żyję. Nie obwiniaj się za to, bo nie ma to sensu.
Spojrzał na mnie, jego oczy były załzawione i lekko czerwone.
- Zrobimy tak, od teraz będziesz mieszkał ze mną. Pomogę ci stanąć na nogi, później możesz robić, co chcesz. Tylko daj sobie pomóc, przynajmniej na początku. Nie pozwolę już nigdy więcej, żeby ktoś choćby się tknął.
Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Newtie nie maż mi się tutaj, wszystko, co złe masz już praktycznie za sobą. - Powiedział delikatnie z uśmiechem na ustach.
Pokiwałem lekko głową i na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech.
Patrzyliśmy sobie w oczy, ale jakoś teraz dopiero zobaczyłem kilka delikatnych zmarszczek na jego twarzy, nie byliśmy już tymi nastolatkami z przed lat. Każdy z nas zmienił się z wyglądu, ale z wnętrza również, może nie jakoś diametralnie, ale niestety tak.
Tylko pomimo tych lat nadal coś do niego czułem, to uczucie nigdy we mnie nie wygasło.
Ponieważ praktycznie tylko on dawał mi szczęście w tym całym szaleństwie.
No jeszcze była Sophie, ale dla własnego dobra, staram się o niej mało myśleć. Nikt nigdy nie zastąpi mojej małe siostrzyczki, która już zapewne nie jest taka mała.
Kiedy tylko się urodziła, pokochałem ją, oczywiście praktycznie spadła na mnie cała opieka nad nią, ale nie żałuje żadnego opuszczonego dnia w szkole, tylko dlatego, że była chora. Miała tylko mnie, nie była niczemu winna. Tym bardziej że to rodzice powinni się wtedy nami zająć. Zasługiwała na szczęście i miłość, które starałem się jej dać, pomimo tego, że sam byłem jeszcze wtedy dzieckiem, troszkę za szybko dorosłem.
- Pokażę ci, gdzie będziesz spał.
Wstaliśmy z kanapy, wziąłem swoje rzeczy.
Poszliśmy na piętro, weszliśmy do pierwszego pokoju na lewo.
- Możesz rozpakować się do szafy, jest tam pusto. Skoczę tylko na dół, rozgość się. Bardzo zależy mi, na tym byś poczuł się swobodnie. Łazienka jest naprzeciwko.
Nie zdążyłem, niczego powiedzieć, a już go dnie było.
Rozpakowałem moje rzeczy, szybko się z tym uwinąłem.
Pokój nie był za duży, podwójne łóżko, szafa, kilka kwiatków w doniczkach, lustro.
Postanowiłem zejść na dół.
Zajrzałem najpierw do salonu, nie umiejąc się powstrzymać, zajrzałem do kojca a szukanie ciemnookiego zeszło na drugi plan.
Na środku spokojnie leżała sobie Rose, która jak tylko mnie zobaczyła, usiadła i zaczęła wyciągać swoje rączki, oraz jakieś śmieszne grymasy.
- Na rącki !!!
No i jak tu jej odmówić.
Wziąłem ją na ręce, oparłem ją sobie na biodrze i zacząłem chodzić z nią po pokoju, mogło mi się wydawać, ale czułem, jakby się we mnie wtulała.
Nawet nie zauważyłem, jak przygląda nam się Thomas, spojrzałem mu w oczy.
- Ewidentnie masz dar do dzieci. No ale niestety muszę ci ją zabrać, zapewne jest głodna i potem nie da mi żyć.
- Ciekawe skąd to znam ? - Delikatnie się zaśmiałem.
- To było raz człowieku, wtedy na serio umierałem z głodu a była matematyka, to był okropny dzień. - Powiedział to z nadal widocznym uśmiechem.
Podszedł do mnie, kiedy chciał wziąć Rose, ta zaczęła kręcić głową.
- Ne !!!
- Już dziecko nastawiłem przeciwko mnie, wstydź się. - Dosłownie teraz pękaliśmy ze śmiechu.
- Chodź za mną, przy okazji ciebie też nakarmię.
Przewróciłem tylko na to oczami.
Poszliśmy do jadalni, w której stało krzesełko dla dzieci. Ciemnowłosy od razu pognał do kuchni.
Posadziłem w nim Rose.
Zostałem na chwilę z nią sam, Thomas wrócił z talerzem pizzy oraz miseczką z jakąś papką, oraz łyżeczką.
Podał mi talerz z uśmiechem.
- Masz to zjeść, bo będziesz gorszy niż Rose. - Na co malutka się zaśmiała.
Usiadłem przy stole i zacząłem konsumować posiłek i patrząc na poczynania Thomasa, który próbował ją nakarmić, różnymi sposobami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro