Inne, lepsze zakończenie
Thomas Pov.
Gdy się obudziłem to pierwsze co poczułem to silny ból głowy. Byłem zdezorientowany. Na samym początku ciężko mi było zrozumieć gdzie jestem, ale kiedy wstałem z łóżka i wyszedłem z chaty zrozumiałem, że... się udało. Wszyscy trafiliśmy w nowe, lepsze miejsce za oceanem. Bezpieczna przystań.
Mimo iż powinienem poczuć ulgę, bo udało się i odbiliśmy Minoh to jednak... jakim kosztem?
Dalej miałem w myślach śmierć Teresy, ale nawet ona nie zabolała mnie tak bardzo jak... śmierć Newta...
Chociaż łzy cisnęły mi się do oczu to musiałem je odgonić i sprawdzić co się działo kiedy byłem nieprzytomny. Na szczęście bardzo szybko udało mi się odnaleźć Minho, który ku mojej uldze był cały i zdrowy.
-Nareszcie. Myślałem, że już nigdy się nie obudzisz- śmiał się przytulając mnie.
-Jak długo spałem?- zapytałem gdy się od siebie odsunęliśmy.
-Będzie z tydzień- odpowiedział po czym na jego twarz pojawił się jakiś dziwny uśmiech. -Trochę cię ominęło.
-O czym ty mówisz?- spytałem zdezorientowany.
-Cóż... Jest tu ktoś kogo musisz zobaczyć.
Nie zadawałem już innych pytań. Po prostu poszedłem za Minho, który zaprowadził mnie do jakiegoś namiotu i tam... zobaczyłem jego...
-Newt?
Nie mogłem uwierzyć własnym oczom. To był on. Newt leżał na leżał na łóżku przykryty cienkim kocem, podłączony do jakiejś kroplówki. Nie wyglądał już tak samo kiedy go widziałem. Jego ciało wracało do normalności i nie wyglądało jak zakażone. Najważniejsze było dla mnie jednak to, że... oddychał... żył...
-A-Ale... jak... przecież on nie...- wyjąkałem w totalnym szoku.
-Sam do końca nie wiem jak to możliwe, ale... kiedy wzięliśmy ze sobą jego ciało na statek to... on nagle zaczął oddychać- wytłumaczył Minho.
-Ale przecież nóż ja... ja wbiłem mu nóż w klatkę piersiową, jak on mógł to przeżyć?
-Czy ten nóż miał na sobie twoją krew?
I to pytanie rozjaśniło mi całą sytuację.
-T-Tak.
-Czyli mamy odpowiedź. Twoja krew. Sam nie wiem jak, ale... twoja krew przywróciła mu życie.
To było takie szalone, że aż niemożliwe. A jednak Newt tu był... i żył...
-Nim wróciliśmy do przystani Brenda podała mu serum. Nie możemy wyprodukować go więcej, ale widać, że ta dawka jakoś zadziałała. Jednak dalej się nie budzi.
Uklęknąłem obok łóżka, na którym leżał Newt i pochyliłem się nad jego twarzą. Delikatnie odgarnąłem włosy z jego czoła na co on lekko się poruszył, ale się nie obudził.
-Teresa mówiła, że moja krew może wyleczyć wirusa- zacząłem po czym spojrzałem na Minho. -Weźcie jej najwięcej jak możecie...
Trochę to trwało, ale na szczęście udało się pobrać moją krew. Nie można było pozyskać z niej serum, ale chyba to nie było potrzebne. Mimo to nie byliśmy pewni ile jej potrzeba, aby wyleczyć Newta, którym już całkowicie zawładnął wirus, dlatego...
-Trzeba więcej, więcej- powtarzałem cały w nerwach.
-Uspokój się- skarciła mnie Sonya biorąc kolejną dawkę mojej krwi. -Nie możemy brać za dużo, bo nam tu zemdlejesz.
-Jeśli to moja krew może uratować Newta to możesz pobrać ją całą.
Po tych słowach blondynka spojrzała na mnie z jakąś dziwną, zaskoczoną miną, a potem o dziwo z małym uśmiechem.
-Co?- zapytałem kiedy ona zabrała strzykawkę.
-Naprawdę ci na nim zależy- odpowiedziała bandażując już zmęczone zastrzykami ramię.
-No bo to mój przyjaciel. To przecież normalne- powiedziałem nie rozumiejąc jej zachowania.
-Na pewno tylko przyjaciel?
Wtedy do namiotu, w którym byliśmy weszli Patelniak, Minho, Brenda oraz Gally, którzy zachowywali się tak samo jak Sonya.
-No dobra ludzie, ja nie wiem o co wam chodzi, ale przerażacie mnie!- zawołałem już kompletnie zdezorientowany.
Wtem wszyscy spojrzeli po sobie i wymienili dziwaczne spojrzenia.
-O co wam chodzi?
-Chyba sam wkrótce się przekonasz- mówił jakoś dziwnie zadowolony Patelniak.
Dobra, więcej pytań nie zadaje...
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mijały dni, a mimo podania mojej krwi to Newt dalej nie odzyskiwał przytomności. Nie mogłem zrozumieć dlaczego to nie działa przecież Teresa mówiła, że może usunąć wirusa, a jej odrobina ożywiła Newta, więc dlaczego on się nie budzi?!
Minoh i reszta powtarzali mi, że to na pewno tylko kwestia czasu i chodź starałem się w to wierzyć to z każdym dniem było mi coraz trudniej. Jednak nie zamierzałem się poddać. Jeśli jest choć nikła szansa, że Newt może z tego wyjść to nie zamierzam się poddać.
-Newt...- zacząłem patrząc na nieprzytomnego przyjaciela i delikatnie wziąłem jego dłoń w swoją. -Nie wiem czy mnie słyszysz, ale... jeśli tak to proszę cię... nie poddawaj się. Już zbyt wielu straciłem... Najpierw Alby, potem Chuck, Winston...
Chociaż do ust aż cisnęło mi się imię Teresa to... moje serce nie pozwoliło, aby ono padło i chociaż tego nie rozumiałem to tak naprawdę nie czułem się z tym źle.
-Oni zginęli przeze mnie, bo nie udało mi się ich obronić. Nie zamierzam tracić nikogo więcej słyszysz? Nie zamierzam cię stracić... nie po tym co razem przeszliśmy. Nie pozwolę ci odejść. Choćbym miał oddać ostatnią kroplę krwi jaką mam ja nie pozwolę ci umrzeć. Nie tym razem.
Z moich oczu łzy poleciały same, nawet nie wiem kiedy. Patrzyłem jedynie na twarz Newta w nadziei, że otworzy oczy, ale... nie zrobił tego.
-Możesz mi dać chociaż sygnał, że mnie usłyszałeś?
Na to pytanie nie spodziewałem się żadnej odpowiedzi... Do czasu kiedy poczułem... jak dłoń Newta zaciska się na mojej. Patrzyłem przez chwilę na nią w szoku, a potem na Newta, którego twarz delikatnie się skrzywiła.
-Newt?- wyszeptałem nachylając się nad nim.
-T-Tommy?
Jego głos był niezwykle cichy i niezbyt wyraźny, ale mimo wszystko słyszalny.
-To ja Newt. Jestem przy tobie, słyszysz? Jestem.
Mimo iż wszystko układało się pięknie to jednak szybko piękne być przestało... Newt się nie obudził... Ani tego dnia, ani następnego, ani kolejnego...
~~~~~~~~~~~~~~~~~
-To nie ma sensu. Brenda była zdrowa zaledwie po jednym dniu przy małej dawce, a Newt się już nie budzi od dwóch tygodni!
-Spokojnie Thomas- uspokoił mnie Minho. -Pamiętaj, że Brenda była we wczesnej fazie wirusa, a Newt nie. Potrzebuje czasu.
-Czas, czas, czas... Czas mija, a jego dalej z nami nie ma.
Nie wiem co się ze mną wtedy działo. Emocje wzięły nade mną górę i nijak nie chciały puścić. Tak bardzo martwiłem się o Newta... tak bardzo chciałem znów zobaczyć ten jego zawsze błyszczący uśmiech i spojrzeć prosto w te przepiękne brązowe oczy... Chwila co ja gadam?
-Thomas...- zaczął spokojnie Minho kładąc dłoń na moim ramieniu przez co na niego spojrzałem. -Wiem, że jest ci ciężko. Mnie też uwierz. Ale gdyby Newt się obudził to nie chciałby, abyś się tak zamartwiał. On nigdy tego nie chciał.
Nim zdążyłem nic odpowiedzieć kiedy Minoh sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej... naszyjnik, który dał mi Newt.
-Schowałem go dla ciebie kiedy byłeś nieprzytomny. Wybacz, że ci go nie dałem wcześniej, ale nie było dobrej chwili. Myślę, że teraz jest dobra.
Bez słowa wziąłem naszyjnik do ręki i... wyciągnąłem z niego kilka kartki papieru. To był list... list do mnie od Newta.
-Może lepiej jak cię zostawię.
-Dzięki Minoh- powiedziałem na co on pokiwał lekko głową i odszedł.
Siedziałem tak jeszcze przez chwilę nie wiedząc czy jestem w stanie to zrobić, ale... musiałem. Dlatego popatrzyłem na list i zacząłem go czytać.
Drogi Thomasie,
Jak pamiętam to chyba pierwszy list, który w życiu piszę. Oczywiście nie wiem czy napisałem jakiś przed labiryntem, ale nawet gdyby nie był pierwszy to pewnie będzie ostatni.
Chciałbym, żebyś wiedział, że się nie boję. Nie boję się umrzeć, boję się raczej utraty pamięci. O to, że będzie mną rządził wirus. To mnie przeraża.
Czuję, że mi się nie uda. Wiem to. I chociaż chcę walczyć to wiem, że nie ma już dla mnie nadziei.
Mam nadzieję jednak, że tam gdzie trafię spotkam tych, których straciliśmy, Alby'ego, Chucka, Winstona. Tak bardzo ich brakuje.
Jednak póki jeszcze jest mi dane pobyć jeszcze na tym świecie chciałbym powspominać czasy kiedy wszystko wydawało się jakieś lepsze. Tak, życie w strefie nie było idealne i chwilami go nienawidziłem, ale przynajmniej byliśmy wtedy wszyscy razem. A to było najważniejsze.
To życie ciężko jest zapomnieć. W końcu innego nie pamiętam. Chciałbym jednak przede wszystkim pamiętać najlepsze jego drobiazgi. Na przykład takie jak te chwile kiedy strefę oświetlało słońce tuż przed zmierzchem. Przypominam sobie smak potraw Patelniaka. Nie przypuszczałem, że będę za nim tęsknił.
Pięknych chwil w strefie pamiętam kilka, ale żadna nie może się równać z chwilą, w której to ty się w niej pojawiłeś. Byłeś przestraszoną świeżyną, nawet nie pamiętałeś swojego imienia. Ale od kiedy wbiegłeś do labiryntu wiedziałem, że pójdę za tobą wszędzie, i poszedłem, jak wszyscy.
Gdy trzeba było to zrobiłbym to jeszcze raz, tak samo. I mam nadzieję, że kiedy w przyszłości wspomnisz te lata też będziesz mógł tak powiedzieć. Przyszłość jest w twoich rękach. Wiem, że znajdziesz sposób, aby zrobić to co należy. Zawsze ci się to udawało.
Tak wiele chciałbym ci przekazać, ale nie mam tyle papieru, aby to zrobić. Chcę i muszę jednak powiedzieć ci coś co duszę w sobie już od dawna. Pewnie mnie znienawidzisz gdy się o tym dowiesz, bo powinienem ci to powiedzieć prosto w twarz, a nie na kartkach papieru, ale nie potrafiłem inaczej.
Mówiłem już, że chwila, w której przybyłeś do strefy była piękna, prawda? Cóż, była piękna bo to właśnie w niej pojąłem to niezwykłe uczucie, którego nie dane mi było poczuć będąc więźniem labiryntu. To była miłość.
Tak Tommy. Wiem, że teraz musisz mieć dużo pytań i być na mnie wściekły. Uwierz mi, że ja chciałem wyzbyć się tych uczuć, ale one dopadły mnie od razu i nie chciały opuścić choćbym nie wiem jak się starał. To chyba była tak zwana, miłość od pierwszego wejrzenia, tak myślę.
Na początku chciałem ci powiedzieć, ale gdy pojawiła się Teresa to wiedziałem, że powinienem usunąć się w cień. Ona była dla ciebie lepsza niż ja. Była wtedy i myślę, że dalej jest mimo tego co zrobiła. W końcu to piękna i mądra dziewczyna. Jest lepsza od takiego kuśtykającego kaleki jak ja.
O moim uczuciu wiedział tylko Minho i Patelniak, ale sądzę, że teraz wie o nim więcej osób, więc nie wiem czy moje wyzwanie w tym liście może cię zaskoczyć. Chcę jednak żebyś wiedział, że to uczucie było szczere.
Kochałem cię Tommy. Kochałem cię od początku i będę kochał do śmierci. To ty dałeś mi szansę na ucieczkę ze strefy i walkę o nowe, lepsze życie poza murami tego przeklętego labiryntu. Za to będę ci zawsze wdzięczny. Gdyby nie ty to nie wiem jak moja historia by się skończyła. Dałeś mi nadzieję Tommy, a twoja odwaga pozwoliła mi uwierzyć, że mogę żyć i nie powinienem się poddać.
Dziwnie jest mówić to w chwili kiedy teraz najprawdopodobniej już mnie na tym świecie nie ma, ale cóż. Widocznie tak musiało być. Mimo iż mnie przy tobie nie ma to chcę, żebyś szukał szczęścia i wiem, że je odnajdziesz. Zasługujesz na szczęście.
Dziękuję ci, że byłeś przy mnie. Żegnaj.
Twój na zawsze,
Newt
Gdy skończyłem czytać ten list... chyba jeszcze nigdy tak nie płakałem jak teraz. Nie mogłem uwierzyć... Newt był we mnie zakochany? Był przez ten cały czas odkąd się znamy... Jak mogłem być taki głupi i tego nie zauważyć? Jak mogłem do tej pory pozostawać taki ślepy?!
Szybko schowałem list i jak najszybciej pobiegłem do namiotu, w którym leżał Newt. W środku zobaczyłem Minho, Gally'ego i Patelniaka, którzy przy nim czuwali.
-Wiedzieliście?- zapytałem niemal od razu wciąż pełen emocji. -Wiedzieliście co Newt do mnie czuje?
Wtedy Minho wstał z miejsca i podszedł do mnie.
-Tak- odpowiedział spokojnie. -Newt wygadał się mnie i Patelniakowi gdy byliśmy jeszcze w strefie.
-Mi i Sonyi chłopaki powiedzieli jak jeszcze byłeś nieprzytomny- dodał Gally.
-Dlaczego nikt mi nie powiedział?- wciąż zadawałem sobie to pytanie.
-Newt zabronił nam ci mówić- odparł Patelniak. -Bał się twojej reakcji. Poza tym, był przekonany, że kochasz Teresę, a do niego nic nigdy nie poczujesz.
Na te słowa zamilkłem i spojrzałem na wciąż nieprzytomnego Newta. Zacząłem myśleć nad tym i dotarło do mnie... że... było inaczej.
Fakt, czułem coś do Teresy i może to było coś więcej. Jednak dopiero teraz rozumiem, że mimo iż czułem coś do niej to to uczucie nie mogło się równać z tym co czułem do Newta.
To szalone, wiem, ale moje serce mówi samo za siebie. Cały czas ciągnęło mnie w kierunku Newta i dopiero teraz to widzę. Nie zauważyłem go i nie słuchałem głosu mojego serca, które wyraźnie mi mówiło, że...
-Ja go kocham...
I gdy powiedziałem to zdanie poczułem tak wielką ulgę jakiej nie czułem chyba nigdy. Jakbym w końcu był szczery sam ze sobą.
-No dobra bracie, w końcu załapałeś- zawołał ucieszony tak samo jak reszta Minho.
Ja byłem jeszcze bardziej szczęśliwy. W końcu po tak długim czasie... wreszcie rozumiem swoje uczucia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze tego samego dnia wieczorem czuwałem przy łóżku Newta sam. Jego stan był już na tyle dobry, że niemal nie było śladów wirusa. Mogło to oznaczać, że w końcu się obudzi, a ja chciałem być przy nim kiedy to się wydarzy.
-Wiem, że mnie słyszysz Newt- zacząłem w końcu przerywając tą długą chwilę ciszy i wziąłem go za rękę. -I też wiem, że wkrótce się obudzisz. Wiem to. Chcę ci powiedzieć, że... przepraszam... Za to jak byłem głupi i ślepy. Byłem zaślepiony uczuciem do Teresy i nie zauważyłem, że... do ciebie czuję coś o wiele więcej. Teraz to wiem. Wybacz, że zbyt późno zdałem sobie z tego sprawę, ale... teraz pierwszy raz odkąd pamiętam jestem pewny tego czuję i wiem, że... Kocham cię Newt.
Spuściłem wzrok lekko w dół jednak szybko go podniosłem kiedy usłyszałem kaszel. Newt... on się budził.
-Newt? Newt, słyszysz mnie?- zapytałem cicho nachylając się nad jego twarzą.
-Tommy?- wyszeptał.
-To ja. Jestem przy tobie.
I wtedy stało się coś o czym marzyłem przez te ostatnie tygodnie. Newt w końcu otworzył oczy, a widząc ich piękny, brązowy kolor, a nie kompletną czerń... nie mogłem być szczęśliwszy.
-C-Co się dzieje?- wyjąkał bardzo cicho. -Przecież ja nie...
-Jesteś ze mną Newtie. Moja krew pokonała wirusa i jesteś już zdrowy. Jesteś ze mną.
Newt przez chwilę patrzył na mnie z lekko przymrużonymi oczami i twarzą pełną szoku.
-Czy to sen?
-Nie- odparłem chichocząc cicho ze łzami szczęścia w oczach. -To nie jest sen. Wszystko się udało. Nie zginąłeś i jesteś ze mną.
Na te słowa i w oczach Newta pojawiła się łzy.
-Hej- powiedziałem ocierając łezki z jego pięknej twarzyczki. -Proszę, nie płacz kochany. Wszystko jest dobrze.
-J-Ja... ja myślałem, że już po mnie, że ja... ja nie wyjdę z tego- mówił pełen emocji.
-Wiem. Opisałeś to wszystko w liście- uśmiechnąłem się szeroko.
-Czy-Czytałeś?- zapytał przestraszony na co ja pokiwałem głową. -J-Ja przepraszam Tommy ja... ja wiem, że nie powinienem tego robić, ale musiałem. Rozumiem jeśli mnie teraz nienawidzisz, ale ja-
Nie dałem mu dokończyć. Po prostu nie mogłem się powstrzymać przed pokusą pocałowaniem tych jego idealnych ust.
Ten pocałunek był... cudowny... Zupełnie inny niż ten jeden raz kiedy całowałem Teresę. Wtedy nie byłem pewny tego co czuję, a teraz... teraz moje serce wypełniła jedynie czysta miłość.
-Ja ciebie też kocham Newtie- powiedziałem niemal natychmiast kiedy się od siebie odsunęliśmy.
Newt w odpowiedzi uśmiechnął się szeroko i słodko zaczerwienił. Natomiast ująłem jego policzek i ucałowałem w czoło.
-Kocham cię- szepnęliśmy jednocześnie znów łącząc nasze usta w kolejnym, pełnym uczucia pocałunku.
I to właśnie w tej chwili pojąłem... że ta historia wreszcie skończyła się tak jak powinna. W końcu odzyskałem miłość swojego życia, a przy tym znalazłem prawdziwe szczęście... lepszego zakończenia być nie mogło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
Okej, żeby było jasne to ja w życiu nie planowałam napisać tego one-shota, ale gdy wczoraj wreszcie obejrzałam "Więzień labiryntu: Lek na śmierć" no to po prostu musiałam to napisać, bo tak nie może wyglądać koniec! 😐
Dlatego napisałam inne i myślę, że lepsze zakończenie z jednym z najlepszych shipów jakie widziałam czyli Newtmasem! :D
Mam nadzieję, że ten pisany na szybko i nie przemyślany kompletnie one-shot wam się spodobał, a jeśli tak będzie to może w przyszłości napiszę więcej opowiadań o tematyce Newtmasa i Więźnia Labiryntu :)
Do następnego!
~BraveHope989
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro