Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Rhiannon

Minęły trzy dni odkąd widziałam się z Parkerem. Dostawałam od niego wiadomości, albo dzwonił, ale nie reagowałam na to. Po dniu, w którym nawaliłam się z Charlottą, wszystko zrozumiałam, że to na mnie nie ma, aż takie wpływu. Zawsze będę mogła grać zdradzoną i biedną dziewczynę. Chodziłam na swoje sesję i nie przejmowałam się nim. Sophia, mówiła mi, że porozmawiała z nim dość poważnie. Byłam ciekawa, czy ta rozmowa przyniosła, jakiś zamierzony skutek. Sprawdzałam strony plotkarskie, czy nie dowiedzieli się o tym incydencie, ale była cisza. Rozpisywali się o nas, ale nawet na to nie wchodziłam. Robiła to za mnie przyjaciółka. Jak zobaczyła śmieszny fake news na nasz temat, to dopiero mi czytała.

– Idę pobiegać! – krzyknęłam, zaglądając do jej pokoju.

– Idź, idź – machnęła ręką, nawet na mnie nie patrząc.

Zauważyłam, że rysowała następny projekt sukienki. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wyszłam z pokoju. Zabrałam butelkę wody z blatu w kuchni i wyszłam z mieszkania. Przeszłam do siłowni, w której wyjątkowo było dużo ludzi. Kilku mężczyzna zatrzymało się i skanowało mnie wzrokiem. Przewróciłam oczami na ich zachowanie i podeszłam do bieżni. Nacisnęłam przycisk i zaczęła działać.

Przez godzinę biegałam tylko na niej, ignorując wszystko, co działo się obok mnie. Kiedy poczułam, że moje nogi nie dadzą już rady dłużej biec, zeszłam z bieżni. Chwyciłam wodę i pociągnęłam kilka dużych łyków. Przechodząc obok recepcji, pomachałam do dziewczyny, która tam stała. Ciężko oddychając po wysiłku, weszłam do apartamentu.

W moją stronę przybiegła Charlotta z palcem na ustach, żebym była cicho. Pokręciłam głową w niemym zapytaniu, o co chodzi, ale pociągnęłam mnie do łazienki przy drzwiach.

– Możesz mi powiedzieć, dlaczego tak się zachowujesz? – zapytałam, gdy zamknęła za nami drzwi.

– Góra lodowa tu przyszła – powiedziała głosem drżącym z emocji.

– Jaka góra lodowa? – po chwili do mnie to dotarło. – Że, Parker?

– Tak! Przyszedł nie długo po tym, jak wyszłaś.

– Mówił coś? – uchyliłam delikatnie drzwi i chciałam dojrzeć Parkera.

– Nie, ale kobieto... On ma coś dla ciebie! – powiedziała podekscytowana.

– Co? – popatrzyłam na nią, spod uniesionej brwi.

– Idź i sama zobacz.

Wypchała mnie z łazienki i szła zaraz za mną. Weszłam do salonu i popatrzyłam na Deana, który siedział na krześle przy stole oraz na stół, na którym leżały czerwone róże. Stanęłam przed nim i położyłam dłonie na biodrach czekając, aż się odezwie. Podniósł najpierw głowę i zeskanował moje ciało wzrokiem, zatrzymując się trochę dłużej, niż powinien na piersiach. Odchrząknęłam, a on dopiero wtedy się na mnie popatrzył. Wstał z miejsca, wziął kwiaty do ręki i mi je podał.

– To na przeprosiny. Nie powinienem tak tobie robić – wzięłam od niego bukiet i spojrzałam na niego.

– Myślisz, że kwiaty to załatwią? – wróciłam wzrokiem do Parkera.

– A nie? Przeprosiłem – wzruszył ramionami. – Idź się ubierz i zabiorę cię na obiad. Musimy pokazać się razem.

– Teraz o tym pomyślałeś? – położyłam z powrotem kwiaty na stole i odeszłam od niego. – Za późno.

– Rhiannon, ja nigdzie stąd nie wyjdę bez ciebie.

– Miłego zestarzenia się – weszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.

Wiedziałam, że za kwiatami na pewno stała Sophia, ale i tak było mi bardzo miło, że wykonał jej polecenie. Bardzo lubiłam czerwone róże, choć były najbardziej pospolitym rodzajem kwiatów. Wzięłam z szafy czyste rzeczy i poszłam do łazienki. Zdjęłam z siebie strój do ćwiczeń i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i chwilę postałam pod strumieniem. Odchyliłam głowę do tyłu, a uśmiech sam mi się cisnął na usta.

Parker, kupił mi kwiaty.

To było dla mnie dość dziwne, zważając na jego podboje miłosne, albo nawet ich brak. Połowa agencji z nim się pieprzyła, ale na szczęście ja do niej nie należałam. Wzięłam z półki żel waniliowy i umyłam się nim, a następnie włosy, również waniliowym szamponem. Ściągnęłam ręcznik, owinęłam się w niego i odwróciłam się, żeby wyjść spod prysznica.

– Parker! – krzyknęłam w strachu.

Blondyn, stał oparty o ścianę na przeciwko prysznica i z przygryzioną wargą patrzył się na mnie. Nic nie mówił, tylko patrzył się na mnie takim wzrokiem, jak za każdym razem, gdy chciał się ze mną pieprzyć. Przycisnęłam bardziej ręcznik do piersi i podeszłam do niego.

– Co tutaj robisz?! To mój pokój i moja łazienka.

– Doskonale o tym wiem, czarnulko – odsunął się od ściany i dotknął mojego policzka. – Powiedziałem, że bez ciebie nigdzie stąd nie pójdę.

– A ja tobie powiedziałam, że nie chcę z tobą nigdzie wychodzić. Idź sobie z tą dziewczyną, którą pieprzyłeś – przeszłam obok niego i weszłam do pokoju.

– Z zazdrością ci do twarzy, Rhiannon – słyszałam jego kroki zaraz za mną. Odwróciłam się gwałtownie do niego i wycelowałam palcem.

– Ja nie jestem zazdrosna, Dean! Ile razy mogę tobie to powtarzać – podniósł brwi, jakby mi nie wierzył, później rozglądnął się po pokoju i usiadł na moim łóżku. – Co ty robisz?

– Czekam, aż się ubierzesz i pójdziemy na obiad, a może już bardziej na kolację – spojrzał na zegarek w telefonie. – Ruchy, Rhiannon.

– Nie odpuścisz, prawda? – westchnęłam.

– Nie – pokręcił głową.

– Idę się ubrać, a ty tu siedź – pokazałam na łóżko.

Wróciłam do łazienki, zamknęłam na zamek drzwi i ściągnęłam ręcznik. Założyłam bieliznę, a później włączyłam suszarkę i wysuszyłam włosy, zostawiając je naturalnie lekko pokręcone. Ponad pół godziny później wyszłam z pomieszczenia. Góra lodowa, dalej siedziała na swoim miejscu. Założyłam moje ulubione trampki na koturnie i popatrzyłam na niego.

– Jestem gotowa.

– Nareszcie. Myślałem, że nigdy stamtąd nie wyjdziesz – wstał z łóżka i wyszedł za mną z pokoju.

– Nie wiem, ile przygotowywały się twoje wcześniejsze dziewczyny, ale ja potrzebuję tyle czasu – wzięłam z wieszaka płaszcz i ubrałam. – Gdzie jest, Charlotta? – zapytałam się go, bo nigdzie nie słyszałam krzątaniny przyjaciółki.

– Wyszła – wzruszył ramionami. – Widocznie widziała, że chcę zostać z tobą sam – podszedł do mnie niebezpiecznie blisko, a jego lodowe niebieskie oczy, przeszyły moją duszę na wylot. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie. Pomrugałam parę razy i wróciłam do rzeczywistości, cofając się parę kroków.

– Idź pierwszy – otworzyłam drzwi i czekałam, aż wyjdzie. Będąc obok mnie posłał mi zadowolony uśmieszek. Zapominałam chwilami, że był w tym tak dobry. W końcu to playboy Londynu z bardzo dobrej rodziny.

– Pojedziemy najpierw coś zjeść, żeby nas zobaczyli razem, a później może jeszcze, gdzieś skoczymy – odezwał się, gdy wsiadaliśmy do jego samochodu.

Podczas jazdy BMW, nie odezwałam się nawet słowem. Nie chciałam w tym wszystkim uczestniczyć. Miałam udawać tylko, że jesteśmy razem, a to dla mnie i tak było za dużo. Spojrzałam na jego profil boczny, ale gdy zobaczyłam, że przyłapał mnie na gapieniu się, odwróciłam wzrok. Patrzyłam wszędzie byle nie na niego. Byłam ciekawa, gdzie mnie zabierał, ale z drugiej strony miałam nadzieję, że to nie będzie hotel jego ojca.

Po ponad pół godzinnych korkach, dojechaliśmy do Ritza. Otworzyłam szerzej usta w zdziwieniu i popatrzyłam na Deana. Ten jednak niewzruszony wysiadł z samochodu i poszedł na moją stronę, aby otworzyć mi drzwi. Podał mi dłoń, aby pomóc mi wysiąść. Zaczęłam się śmiać, ale gdy posłał mi znudzone spojrzenie, zmieniłam to na kaszel i wysiadłam z samochodu. Trzymał mnie przez cały czas pod rękę, gdy weszliśmy do środka.

– Jak tobie udało się zarezerwować tutaj miejsce? – zapytałam, gdy usiedliśmy już do stolika.

– Z nazwiskiem Parker, to nie jest nic trudnego – wzruszył ramionami. – Choć na to mój ojciec mógł się przydać – wypowiedział to z niesmakiem.

– Macie jakiś problem? – podniósł brew ku górze, żeby doprecyzowała pytanie. – Ty i ojciec. Z Sophią normalnie się dogadujesz, a na ostatnim evencie zdawało mi się, jakbyś chciał ojcu skręcić kark.

– Czarnulko... – westchnął. – Nie mam siły na ten temat. Powiedzmy, że ja i mój ojciec nie dogadujemy się od dawna, a tylko znosimy obecność w jednym pomieszczeniu.

– Ale z jego hotelu, czy na pewno innych udogodnień korzystasz.

– A kto by nie korzystał – prychnął i przywołał kelnera do stolika.

– Masz rację – poddałam się. Widziałam po nim, że ten temat był dla niego bardzo niewygodny, dlatego też odpuściłam.

– Poprosimy danie dnia oraz kieliszek czerwonego wina i wodę – powiedział władczo do kelnera.

Mężczyzna kiwnął głową i odszedł od stolika. Patrzyłam chwilę zanim, a później wróciłam wzrokiem do mojego udawanego chłopaka. Był zwrócony do okna i nad czym intensywnie myślał. Nie chciałam mu przeszkadzać, dlatego zaczęłam bawić się pierścionkiem, który miałam na palcu. Dostałam go na swoje dwudzieste pierwsze urodziny od rodziców. Myślałam nad tym, jakim facetem był Dean. Na pewno był tajemniczy, seksowny, dążył do celu, jaki sobie obrał. Nie spotkałam jeszcze takiego rodzaju mężczyzny. Przeważnie ci, z którymi się spotykałam byli za bardzo romantyczni. Oczywiście byłam dziewczyną, która też potrzebowała takiego zachowania, ale pisanie kilku krotnie; kocham cię, albo kochanie, wychodziło mi bokiem. Potrzebowałam takiego kogoś, jak Dean.

– Rhiannon – pstryknął mi palcami przed nosem.

– Co? – mrugnęłam parę razy i spojrzałam na niego.

– Mówiłem do ciebie, ale mi odpłynęłaś. Pytałem się, czy masz plany na wieczór, czy mogę ciebie, gdzie porwać.

– Jestem cała twoja – odpowiedziałam, a uśmiech na jego twarzy, przybrał wyraz drapieżnego. – Nie o to mi chodziło. Chodziło mi, że możemy, gdzieś pójść. Wiesz, jako udawana para. Nie wiem do parku, galerii, London Eye, ale nie tam, gdzie ty pomyślałeś – uspokoiłam się dopiero, gdy poczułam dotyk jego dłoni na mojej.

– Spokojnie – zaśmiał się lekko. To był najpiękniejszy dźwięk, jaki usłyszałam. Cholera, nie powinnam tak myśleć. – Mówił tobie ktoś, że włącza tobie się tryb katarynki, gdy jesteś zdenerwowana?

– Od zawsze rodzice mi to mówią – moje wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Za każdym razem słyszałam mamę, że to moja wenezuelska krew. – Gdy jestem zdenerwowana to bardzo szybko mówię, albo dużo przeklinam.

– Muszę to zapamiętać – mrugnął okiem.

Do stolika przyszedł wcześniejszy kelner z naszym jedzeniem oraz winem i wodą dla Deana. Upiłam delikatny łyk, rozkoszując się słodyczą alkoholu. Odłożyłam kieliszek i zaczęliśmy jeść. Porcje na talerzu były tak pięknie ułożone, że szkoda było je jeść, ale mój żołądek domagał się jedzenia. Odkroiłam kawałek steka i westchnęłam. To było pyszne. Jednak po chwili doszłam do wniosku, że w końcu byliśmy w Ritzie. Tutaj musiało być pysznie. Od czasu do czasu Dean, posyłał mi uśmiech, albo tylko mi się zdawało. Po posiłku, wyciągnęłam portfel, żeby zapłacić za swoje jedzenie, ale Parker, zaczął się ze mną kłócić, żebym go schowała. Nie chciałam go naciągać na koszty. Oboje dobrze wiedzieliśmy, że stać mnie, jak i jego na obiad tutaj. Jednak, aby nie wywoływać sensacji, zgodziłam się.

Gdy wyszliśmy zobaczyłam, że po mojej prawej stronie stał jeden z paparazzi. Nim się spostrzegłam, Dean szybko przybliżył mnie do siebie i położył dłoń na moim policzku. Patrzył się głęboko w moje oczy. Po raz pierwszy, zobaczyłam u niego taki wzrok. Jasny, aż lodowy odcień niebieskiego, teraz wyglądał inaczej. Nie potrafiłam tego opisać. Przybliżył swoją twarz do mojej i delikatnie pocałował. Przymknęłam powieki i napawałam się tym uczuciem. Nie przypominało to niczego, co z nim przeżyłam. To było bardzo delikatne muskanie o siebie warg, ale cholernie mi się to podobało. Kiedy odchylił się ode mnie, otworzyłam oczy i popatrzyłam na niego. Dean, nic się nie odezwał, tylko przyciągnął mnie do siebie i przytulił. Byłam zaskoczona jego zachowaniem, ale oddałam uścisk. Mogłabym przysiąść, że wciągał mój zapach.

– Poszedł już – odezwał się po chwili, która dla mnie trwała godziny.

– Kto? – zapytałam, będąc jeszcze pod wrażeniem jego pocałunku.

– Paparazzi.

No, tak. Paparazzi. Zrobił to pod publikę.

– Wsiadajmy już do samochodu – odeszłam od niego i poczekałam, aż otworzy samochód.

– Coś się stało? – zapytał, gdy odjeżdżaliśmy spod hotelu.

– Nic – pokręciłam głową i posłałam mu blady uśmiech. – Gdzie mnie teraz zabierasz?

– Pomyślałem, że musimy się lepiej poznać, dlatego jedziemy do klubu mojego przyjaciela.

– I w klubie lepiej się poznamy? – zapytałam z kpiną w głosie.

– Nie zapominaj, że właśnie tak się poznaliśmy.

– Już nie będę się odzywać – przekręciłam oczami.

Dotrzymałam słowa. Dopóki nie dojechaliśmy do klubu jego kolegi, nie zamieniłam z nim, ani jednego słowa. Przełączałam stację w radiu i patrzyłam się wszędzie, byle nie na Deana. Będąc pod klubem, wysiadłam pierwsza i poczekałam na niego przed samochodem. Podał mi rękę, tłumacząc cichym; żebym się nie zgubiła i po przywitaniu z ochroniarzami, weszliśmy do klubu. Zajęliśmy wolne miejsca przy barze. Remix, jakieś klubowej muzyki, aż dudnił mi w uszach.

– Butelkę tequili – powiedział do barmana.

– A kto będzie prowadził? – zapytałam, nachylając się do niego.

– Weźmiemy taksówkę, albo któryś z chłopaków nas odwiezie – wzruszył ramionami. Dla niego wszystko wydawało się proste.

– Więc, jak chcesz, abyśmy się lepiej poznali w klubie? – zapytałam, gdy barman położył nam butelkę alkoholu na stół z kieliszkami.

– Proste – odezwał, nalewając nam tequili do kieliszków. – Jeśli coś robiłaś pijesz, jeśli nie, to nie pijesz.

– Zgoda. Ty pierwszy.

– Pieprzyłem się z kimś na świeżym powietrzu – podnieśliśmy oboje kieliszki i wypiliśmy. Deana, lekko wykrzywił posmak alkoholu, dlatego przegryzł cytryną.

– Straciłam dziewictwo w liceum – oboje się napiliśmy.

– Wciągałem zioło – napił się tylko on. – Serio?

– Jestem modelką. Nie mogę pozwolić sobie na skandal – wzruszyłam ramionami. – Żeby załatwić komuś miejsce w agencji, pieprzyłam się z nim – znów wypił tylko on. – Ile dziewczyn?

– Nie liczyłem. Kilka numerów poszło do śmieci, a kilka dałem matce. – wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni spodni i podsunął bliżej mnie, ale pokręciłam głową. Wyciągnął jednego i go odpalił. – Przeleciałem kogoś w łazience w klubie – wypiliśmy oboje. – Czarnulka, jest nie grzeczna – wypuścił dym w moją stronę.

– Zdarza się. Byłam zakochana – wypiliśmy oboje. – Ktoś już zdobył serce, Deana Parkera – gwizdnęłam.

– Stara sprawa – machnął ręką. – Mieszkam z przyjaciółmi – znów podnieśliśmy oboje kieliszki.

– Nie lubię samotności – usprawiedliwiłam się. – Byłam zaręczona – Dean, nie wypił, ale za to ja tak.

– Rhiannon Roderick była zaręczona – powiedział w szoku, gasząc papierosa. – Opowiadaj.

– Muszę to doprecyzować. Byłam zaręczona dwukrotnie. Z Billem, poznałam się w liceum. Byliśmy ze sobą trzy lata i zaręczyliśmy się. Szkoda mi było odmówić. A drugim razem facet po pół roku związku wyleciał mi z pierścionkiem – zaśmiałam się na wspomnienie tamtego wieczoru. – Nie jestem dziewczyną, która jest stała w uczuciach. Jeszcze nie znalazłam tego kogoś, komu prosto z serca powiedziałabym; kocham cię i byłby w stanie mnie zatrzymać w jednym miejscu i przy sobie. Moja mama, chciała już zapraszać całą rodzinę z Wenezueli, żeby przylecieli do Chicago na wesele. Była bardzo smutna, gdy dowiedziała się, że zerwałam zaręczyny.

– Kto by pomyślał, że z ciebie taka osóbka. Przynajmniej oboje zgadzamy się, że miłość jest przereklamowana – podniósł kieliszek i stuknęliśmy się.

– Dopóki nie spotykamy tej odpowiedniej osoby – doprecyzowałam.

– Albo jeśli ta osoba będzie odwzajemniać nasze uczucia – powiedział już dużo ciszej i nalał nam następną porcję alkoholu.

Po siódmym kieliszku, straciłam rachubę, po którym opuściliśmy klub. Poznałam jego kolegę Grega, Georga, albo jeszcze inaczej na G, który był właścicielem klubu. Nie zdziwiło mnie to, gdyż Dean obracał się w świecie pieniądza od najmłodszych lat. Jego kolega odwiózł nas, samochodem Deana. Pożegnałam się z jego przyjacielem i wychodząc z samochodu, odwróciłam się i przygryzłam delikatnie wargę.

– Wejdziesz?

Dean, spojrzał na mnie, ale nic nie odpowiedział. Wydawało mi się, że był bardziej trzeźwy ode mnie. Wysiadłam z samochodu i obeszłam go, kierując się do wejścia apartamentowca. Weszłam do środka budynku i skierowałam się do swojego mieszkania.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro