Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Rhiannon

Bałam się tego, co wymyślił Dean, ale z drugiej strony nie miałam nic do stracenia, a te eventy, mogły być dla mnie wielką szansą na zaistnienie w większej części modelingu. Byłam sama, więc nie musiałam mieć wyrzutów sumienia za to, co zrobiłam. Dean był przystojnym mężczyzną, więc to dużo ułatwiało. Wiedziałem, że ten dupek będzie się z tego cieszył, ale zrobiłam to też dla jego matki. Szkoda mi było pani Sophii, gdyż była niesamowitą osobą. To tylko niezobowiązujący układ dwójki osób. W końcu byłam dorosła i sama odpowiadałam za swoje czyny.

Razem z Charlottą, siedziałyśmy w salonie i oglądałyśmy komedię romantyczną. Chociaż byłam sarkastyczną dziewczyną i samowystarczalną, to jednak nuta romantyczki, gdzieś tam we mnie siedziała. Było po drugiej w nocy, a my siedziałyśmy i patrzyłyśmy, jak Sandra Bullock, biegała z psem po ogródku, a jej telefon przechwycił orzeł. Takie miałyśmy nudne życie. Usłyszałam dzwonek do drzwi, ale nawet się nie podniosłam. Lotta, popatrzyła na mnie kątem oka i westchnęła.

– Pójdę zobaczyć. Może to portier.

– Opowiem ci, co cię ominęło – machnęłam jej dłonią, w której trzymałam popcorn. Przewróciła oczami, ale poszła do drzwi.

– O cholera! – nagle usłyszałam jej krzyk. – Góra lodowa, mnie atakuje!

– Jaka góra lodowa? – otrzepałam palce z okruszków i wstałam z sofy. – Ja pierdziele, co on tutaj robi? – spojrzałam na przyjaciółkę, która starała się utrzymać Deana.

– Mnie się pytasz? – popatrzyła na mnie ironicznie. – Pomóż mi, bo za chwilę on mnie przewróci.

– Już – podbiegłam do niej i chwyciłam go z drugiej strony. – Jaki on jest ciężki – westchnęłam.

– Gdzie go dajemy? Na sofę?

– Tam jest mój popcorn! – oburzyłam się. – Zaprowadźmy go do mojej sypialni, a na noc pójdę do ciebie.

– Dobra.

Gdy w końcu udało nam się go położyć na łóżku, podeszłam bliżej jego twarzy. Podniósł na mnie zamglony wzrok. Popatrzyłam w jego źrenice i już wiedziałam, co mu się stało. Nie dość, że był pijany to jeszcze naćpany. Pokręciłam głową i poszłam mu zdjąć buty. Charlotta, pokazała, że będzie na mnie czekać w salonie. Kiwnęłam głową, że rozumiem i chciałam mu zdjąć kurtkę, ale zaczął coś mruczeć przez sen. Starałam się skupić, aby coś zrozumieć.

– Rose... Rose...

Powtarzał przez cały czas, dopóki nie zaczął chrapać. Wyciągnęłam spod niego kołdrę i go przykryłam. Chwilę patrzyłam na niego, zastanawiając się, kim była Rose i co go tutaj sprowadziło. Miał przecież, gdzie mieszkać. W końcu, nie wymyślając sensownego usprawiedliwienia, wyszłam z pokoju. Zamknęłam po cichu drzwi i wróciłam do Charlotty. Siedziała bokiem na sofie, głowę miała podpartą na ręce i mnie obserwowała.

– Jesteś pewna, że pomiędzy wami nic nie ma? Bo ja innego wytłumaczenia nie widzę, czemu akurat góra lodowa tutaj przyszła.

– Nic między nami nie ma – usiadłam obok niej. – Sama jestem zdziwiona jego przyjściem. Nawet nie mamy, jak poinformować kogoś, że tutaj jest.

– Jest dorosły, więc nie trzeba nikogo informować – na ustach przyjaciółki pojawił się nikły uśmiech. – Ale, cholera, trzeba przyznać, że nawet w takim stanie jest przystojny. Na żywo jest jeszcze wyższy, niż wydaje się na zdjęciach.

– Przestań – uderzyłam ją w ramię i zaczęłam się śmiać. – Nic w nim szczególnego nie widzę – wzruszyłam ramionami.

– I dlatego wtedy z nim poszłaś się pieprzyć? No to na prawdę nie widzisz nic szczególnego.

– No, dobra – westchnęłam. – Może jest przystojny, ale to wszystko. Mieliśmy jedną sesję razem w sobotę mamy event, ale to wszystko. Traktuje jego, jak pracę.

– Czekaj – dotknęła mojej dłoni. – W sobotę idziecie na event? Razem? Co wy tam będzie robić?

– Jesteśmy twarzą kampanii, pana Teodora. Musimy być parę razy razem na takich imprezach. Mi to dobrze zrobi, bo będą tam też inni właściciele firm, więc może ktoś mnie zauważy.

– I przy okazji spędzisz dzień z panem górą lodową.

– Charlotta, to jest praca.

– Może lepiej go uprzedzę, że bez pierścionka lepiej, żeby nawet z tobą nie zaczynał znajomości – rzuciła ze śmiechem.

– A pieprz się! – wzięłam poduszkę i w nią rzuciłam. – Idę spać – nachyliłam się, pocałowałam ją we włosy i poszłam do jej pokoju.

W środku wszędzie były porozrzucane projekty sukienek oraz skrawki materiałów. Podniosłam jeden projekt, na którym była naszkicowana piękna beżowa sukienka z kamyczkami na dekolcie. Miała niesamowity talent. Podeszłam do manekina, na którym była czerwona sukienka, która była asymetryczna z czerwonego lekkiego materiału. Dotknęłam jej delikatnie. Miałam nadzieję, że kiedyś odkryje ten talent i będzie sławną projektantką.

– Zostaw moją Fionę w spokoju – do pokoju weszła, przyjaciółka.

– Dałaś manekinowi imię? – popatrzyłam na nią szerokimi oczami.

– Oczywiście. Myślisz, że do kogo mówię, gdy ciebie nie ma? – podeszła do manekina i pogładziła go po peruce.

– Rhiannon, nie chciała ciebie zasmucić, moja kochana.

– Nie wierzę w to – pokręciłam głową i położyłam się do łózka. – Dobranoc, wariatko

Przykryłam się szczelnie kołdrą i zamknęłam oczy. Jednak sen długo nie nadchodził, bo myślałam o osobniku, który aktualnie spał w moim pokoju. Nie wiedziałam, co go tutaj sprowadzało, ale musiałam się tego dowiedzieć. Poczułam, jak Charotta, przekręcała się parę razy w nocy, aż w końcu oplotła mnie wszystkimi kończynami jakie miała i się uspokoiła. Przymknęłam powieki i uciszyłam wszystkie myśli, jakie siedziały mi w głowie.

***

Następnego dnia, obudziły mnie promienie słoneczne, które wpadały do pokoju. Popatrzyłam na stronę przyjaciółki, ale jej tam nie było. Podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na zegarek, który miała nad biurkiem. Była jedenasta. Od godziny powinnam być w agencji. Wstałam szybko z łóżka i biegiem rzuciłam się w stronę swojego pokoju.

– Cześć, śpiochu! – krzyknęła z kuchni, dziewczyna.

– Cześć – odpowiedziałam w biegu. Otworzyłam drzwi od pokoju i zobaczyłam, że Dean dalej spał. Mogłam go użyć jako mojej wymówki, dlaczego się spóźniłam. – Góra lodowa, wstawaj – potrząsnęłam jego ramieniem, ale to nie działało. – Dean! – dalej nic. – Parker! – nachyliłam się do jego twarzy, aby sprawdzić, czy oddycha. Wtedy on otworzył oczy, a ja odskoczyłam od niego.

– Cholera, co ty robisz? – zapytał się z poranną chrypą.

– Przepraszam, co ja robię? To chyba ja powinnam spytać się, co robiłeś u mnie w mieszkaniu o drugiej w nocy? Byłeś kompletnie zalany i naćpany. A przez ciebie teraz spóźniam się do pracy. Idę się ubrać, a ty w tym czasie się ogarnij, Parker.

Przeszłam do garderoby, wybrałam biały garnitur oraz czarną bluzkę i przeszłam z ubraniami do łazienki. Zdjęłam piżamę i puściłam wodę. Gdy była wystarczająco ciepła, weszłam pod strumień. Był to bardzo szybki prysznic, gdyż nie miałam czasu na kąpiel. Po kilkunastu minutach, wyszłam z łazienki ubrana i wymalowana. Zajrzałam do pokoju, ale nie było już tam naszego gościa. Zabrałam torebkę i skierowałam się na przedpokój. Stał on i rozmawiał o czymś z Charlottą. Schyliłam się, ubrałam kozaki na wysokim obcasie, a później płaszcz.

– O ile się tutaj nie zadomowiłeś, mogę ciebie odwieźć do domu – popatrzyłam na niego przelotnie, szukając kluczyków od samochodu.

– Jak tobie się nic nie stanie przez to, to chętnie skorzystam, czarnulko – odłożył kubek, który miał w dłoni. – Dzięki, Charlotta – uśmiechnął się do przyjaciółki i wyszedł z apartamentu.

– Czarnulko? – poruszyła dwuznacznie brwiami.

– Przestań. Wystarczy, że wjebałam się w pozowanie z nim – pogroziłam jej palcem. – Dobra, ja idę. Do później – nachyliłam się i pocałowałam ją w policzek.

– Do później, kochana.

Wyszłam z mieszkania i znalazłam Deana, stojącego obok schodów i czekającego, aż wyjdę. Machnęłam głową, że możemy iść. Szedł za mną. Czułam na plecach jego palące spojrzenie. Przez cały czas powstrzymywałam się, żeby nic mu nie powiedzieć, gdyż nie chciałam jeszcze bardziej zepsuć sobie poranka. Zeszliśmy na parking i otworzyłam samochód. Wsiadłam do niego i poczekałam na blondyna.

– Dobra, to gdzie mam cię odwieźć? – zapytałam, wyjeżdżając z parkingu.

– Pokieruję cię – rozsiadł się wygodniej na siedzeniu.

– Jak chcesz.

– W lewo – powiedział, przymykając na chwilę oczy. – Ustaw nawigację na Canberra Rd.

–Wiem, gdzie to jest – przekręciłam oczami. – Chcę cię tylko poinformować, że zrzucę na ciebie winę za to, iż się spóźniłam.

– Na mnie? – popatrzył się w moją stronę. Chwilę mi się przypatrywał, aż w końcu machnął ręką. – A niech będzie. Matka i tak wie, jaki jestem. Dobrze, że nie słuchasz radia, bo by mi łeb pękną – spojrzałam na niego kątem oka, a później przyciskiem na kierownicy włączyłam radio.

– Ups... Przepraszam, samo się włączyło.

– Kurwa, Rhiannon zgaś to.

– Trzeba było się tak nie załatwić, to byś teraz nie miał problemu – wzruszyłam ramionami.

Piętnaście minut później, zaparkowałam pod jego domem. Akurat wychodziła z niego blondynka z dość pokaźnym brzuchem i Will. Charlotta, dała mi dość pokaźną lekcję, kto kim był i z kim mieszkał, Parker. Zauważyłam, że na ich widok mięśnie blondyna się spięły. Widocznie mieli konflikt między sobą

– Chciałabym tobie tylko przypomnieć, że w sobotę o dziewiętnastej mamy ten bankiet, na którym musisz być. Jeśli mnie wystawisz, osobiście dopilnuje, żeby twój następny mecz stał się klapą.

– Doskonale pamiętam, czarnulko. Ty też mi coś obiecałaś, pamiętasz? – odpiął pas i nachylił się w moją stronę. Zbliżał się pomału w moją stronę, ale nie poruszyłam się. – Mam nadzieję, że dalej nie zmieniłaś zdania – w czasie wypowiadania słów, jego usta muskały moje.

– Nie – odpowiedziałam cicho. Przybliżał się do mnie coraz bardziej. Spojrzałam na jego usta, a później z powrotem w oczy. Zwilżyłam językiem wargi i przymknęłam oczy, czekając na pocałunek. Jednak on nie nadchodził. Otworzyłam powieki i ujrzałam jego zadowolony uśmiech.

– Cieszę się, że dobiliśmy targu, czarnulko – odezwał się i wysiadł z samochodu.

– Pieprz się – krzyknęłam i pokazałam mu środkowego palca. – Głupi idiota! Pieprzona, góra lodowa! – odjechałam spod jego domu i udałam się do agencji.

Byłam spóźniona półtorej godziny. Jedyną pozytywną rzeczą było to, że Parker pozwolił mi siebie użyć jako alibi. Zaparkowałam samochód i prawie wbiegłam do budynku. Przywitałam się skinieniem głowy z pracownikami i zamiast pójść do pokoju i się przebrać, poszłam do gabinetu pani Sophii. Siedziała za biurkiem i robiła coś na laptopie.

– Pani Sophio, wiem, że się spóźniłam i bardzo za to panią przepraszam, ale byłam u pani syna i prosiłam go o udział w tym evencie – mówiłam szybko.

– Usiądź – wskazała krzesło przed biurkiem. – I co powiedział? Przekonałaś go?

– Tak – pokiwałam głową. – Porozmawialiśmy i Dean się zgodził, żeby zostać twarzą marki razem ze mną. Obiecał pojawić się w sobotę i mi towarzyszyć.

– Cudownie! Będziesz musiała mu jeszcze przekazać, że to będzie odbywało się w Parker Hotel's. To pierwsze, bo późniejsze miejsca będzie już wam podawał Teodor. Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę – uśmiechnęła się szeroko. – Jak udało tobie się przekonać Deana, żeby wziął w tym udział? – na chwilę wstrzymałam powietrze i starałam się wymyśleć dobry argument.

– Jak pani wie, Dean jest bardzo nieugięty, ale obiecałam mu, że za to przyjdę na mecz i wypiję z nim kawę – powiedziałam pierwsze, co mi przyszło do głowy. Nawet dla mnie brzmiało to bardzo kiepsko.

– Na Deana, to niepodobne – chwilę mi się przypatrywała. – No nic, może w końcu się zmienił. A teraz wracaj do pracy, Rhiannon – uśmiechnęła się do mnie i wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia.

– Do widzenia – pożegnałam się z nią.

Westchnęłam z ulgą i poszłam do swojego pokoju się przebrać. Na wieszaku znalazłam powieszoną sukienkę wieczorową. Nawet nie sprawdzałam, co miałam danego dnia reklamować, bo tym wszystkim zajmowała się moja menadżerka. Przebrałam się w sukienkę, zrobiłam makijaż i wtedy dopiero wyszłam z pokoju, aby stylistka poprawiła mi włosy.

– Cześć – przywitałam się z nią i usiadłam na fotelu.

– Cześć – zaczęła próbować różne fryzury.

Przez pół godziny siedziałam i patrzyłam, co Vanessa robiła z moimi włosami. W końcu wstałam z krzesła w koku, a kilka włosów miałam wokół twarzy. Jedna z dziewczyn, zeszła z miejsca i zastąpiłam ją. Tym razem nie było Jaydena, tylko był inny fotograf. Nie znałam go, ale nie musiałam. Wystarczyło mi, żebyśmy dogadywali się w temacie zdjęć. Bycie w tym świecie prawie od urodzenia, nauczyło mnie, że nie wolno mieć tutaj koleżanek. Witałam się z dziewczynami kiwnięciem głowy i to mi wystarczyło.

Po prawie godzinie skończyłam swoją sesję. Wybrałam kilka najlepszych zdjęć, żeby pokazał je szefowej. Weszłam do pokoju, przebrałam się w swoje ciuchy i odwiesiłam sukienkę w to samo miejsce. Wiedziałam, że i tak w ciągu kilku dni znajdzie się ona w mojej szafie.

– Na razie! – krzyknęłam do dziewczyny i wyszłam z pomieszczenia.

Zaczęłam iść w kierunku parkingu, ale usłyszał swoje imię. Odwróciłam się i zobaczyłam panią Sophię, która biegła w moją stronę na szpilkach. Kiedy przystanęła koło mnie, wzięła kilka głębszych oddechów i dopiero się odezwała.

– Rhiannon, mam do ciebie prośbę. Wiem, że Dean nie odbiera ode mnie przeważnie telefonów, dlatego masz tutaj jego numer i zadzwoń do niego. Wyjaśnij mu wszystkie szczegóły waszego spotkania – podała mi kartkę. Popatrzyłam na nią, a później wróciłam wzrokiem do kobiety.

– Nie jestem pewna, czy on ode mnie odbierze. Może nie odbiera nieznanych numerów – starałam się bronić, gdyż nie chciałam mieć do czynienia z Parkerem do eventu.

– Proszę, zrób to dla mnie – popatrzyła się na mnie wzrokiem matki, która prosiła o wielką prośbę.

– No, dobrze – westchnęłam. – Zadzwonię do niego – wzięłam kartkę i schowałam do kieszeni płaszcza.

– Bardzo tobie dziękuje. Najlepiej, jak przyjedziecie tam razem – dotknęła mojego ramienia. – Aha i powiedz mu, że czekam na niego – odwróciła się i odeszła ode mnie.

Pomrugałam parę razy i odwróciłam się. Wyszłam z budynku i wsiadłam do samochodu. Odpaliłam go i chwilę tak stałam. W końcu przygryzłam wargę i wyjęłam kartkę. Wystukałam numer i czekałam, aż odbierze. Za pierwszym razem tego nie zrobił, więc wyjechałam z parkingu. Gdy byłam już na drodze, oddzwonił do mnie.

– Słucham – usłyszałam jego głos w głośnikach samochodu.

– Dean, to ja Rhiannon. Twoja mama kazała mi do ciebie zadzwonić i powiedzieć o szczegółach sobotniego wyjścia.

– Już myślałem, że błagałaś ją o mój numer.

– W twoich snach, a teraz zapamiętaj to, co tobie powiem – stanęłam na czerwonym, więc mogłam się skupić na tym, co mówiłam. – Sobota, godzina dziewiętnasta, Parker Hotel's. Mamy się ubrać wyjściowo, więc tego nie zepsuj – ruszyłam z miejsca.

– No to mamy problem, bo ja o osiemnastej mam trening – powiedział to, a ja zaczęłam się denerwować.

– Kurwa! – krzyknęłam, gdy prawie przejechałam babcię na pasach. – Co ty gadasz?! Jaki trening? Parker, do cholery nie na to się umawialiśmy. Powiedz trenerowi, że masz ważną sprawę do zrobienia i nie możesz przyjść. Nie wiem, kot tobie umarł, auto się zepsuło, babcia z Ameryki przyleciała, ale masz coś wymyśleć!

– Rozmawiałem z trenerem, ale trening jest dla mnie najważniejszy. Jak się spóźnię nic się przecież nie stanie.

– Czy ty, do cholery wiesz, co mówisz?! Nie obchodzi mnie, jak to zrobisz, ale masz być o osiemnastej czterdzieści pod moim apartamentem, gdyż mamy jechać razem. Nie pozwolę tobie, żebyś mi zepsuł moją okazję do zawarcia nowych znajomości w świecie modelingu. Zapamiętaj to sobie, Parker! – rozłączyłam się, nie dając mu dojść do słowa.

Moje ciśnienie ogromnie wzrosło, ale starałam się opanować emocje, jakie we mnie były. Raz, drugi, dziesiąty wzięłam uspokajające wdechy, ale to było na nic. Uderzyłam dłonią o kierownicę, chcąc chociaż trochę rozładować swoje napięcie.

– Mierna! – zaklęłam po hiszpańsku. – Cholerna, góra lodowa.

Zjechałam na najbliższy parking i wysiadłam z samochodu. Musiałam się uspokoić, dlatego zamknęłam samochód i zaczęłam iść przed siebie. Skręciłam w mniej uczęszczaną uliczkę i odchyliłam głowę do tyłu, aby się uspokoić. Zaczynało to mi pomagać. Mój wenezuelski temperament zaczął się odzywać. Musiałam zacząć myśleć racjonalnie. Parker, nie był, aż takim zadufanym w sobie facetem, żeby mnie zostawić na lodzie. Prawda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro