Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

Rhiannon

Byłam zaskoczona, gdy przed drzwiami zobaczyłam Deana. Nie spodziewałam się, że będzie stał przed moimi drzwiami, a co dopiero, że zobaczę go we Włoszech. Moje serce stanęło, a przeze mnie przeszło tysiąc uczuć. Największym była miłość. Nie wiedziałam, że mi go tak brakuje, dopóki go nie zobaczyłam. Powiedziałam mu po hiszpańsku, że bardzo za nim tęskniłam. To była prawda. Miałam ochotę zostać w jego ramionach i nigdy z nich nie wychodzić. Zawsze to ja byłam tą, która opuszczała facetów, a dokładniej swoich narzeczonych, ale tym razem było inaczej. Nie chciałam go opuszczać. Choć te miesiące bez siebie minęły szybko, to i tak mi go brakowało.

Po skończonym posiłku, usiedliśmy na tarasie i po prostu spędzali czas razem. Mieliśmy tak na prawdę pół godziny, ale to była dla mnie, jak wieczność. Nigdy nie chciałam, aby ten czas się kończył. Jednak zawsze to, co dobre musi się szybko kończyć. Zamówiłam taksówkę, gdyż tutaj nie chciałam mieć samochodu i odwiozłam Deana na lotnisko. Kazałam taksówkarzowi zaczekać na siebie. Wysiadłam razem z blondynem i poszłam za nim.

– Nie idziesz po bilet? – zapytałam, gdy ominął kasę.

– To jest mój bilet – pokazał mi papier, na którym było napisane nazwisko Willa. – Will, dla mnie naraził się swojemu ojcu. Dostałem tylko kilka godzin, żeby pilot mógł wrócić na czas.

– Będę musiała mu za to podziękować – uśmiechnęłam się i chwyciłam go za dłoń. – Spojrzał w tamto miejsce, a później na mnie, odwzajemniając uśmiech.

– Czas się pożegnać – powiedział, gdy doszliśmy do wyjścia z lotniska na jego płytę.

– Chyba tak – westchnęłam. Dean, chwycił obie moje dłonie. – Kocham cię – wyznałam, patrząc mu w oczy.

– Ja ciebie też kocham – nachylił się i połączył nasze usta w czułym pocałunku.

– Będę tęsknić – proszę nie wyjeżdżaj, dodałam już w myślach. – Idź już, bo za chwilę ciebie nie puszczę – zrobiłam krok do tyłu.

– Przepraszam, że przeze mnie wszystko się spieprzyło.

– Nie przepraszaj. Potrzebowaliśmy tej przerwy – dotknęłam jego policzka. – Idź już, bo samolot ci odleci. Do zobaczenia na ślubie.

– Do zobaczenia, czarnulko – pocałował mnie w czoło, odwrócił się i odszedł.

Zaplotłam ramiona na piersi i patrzyłam za nim. Zagryzłam wargę, aby się nie rozpłakać, a w najgorszym przypadku pobiec za Deanem. Dopiero teraz, gdy odchodził, uświadomiłam sobie, jak bardzo go kocham. Nie umiałam żyć już bez niego. Odwrócił się, pomachał mi i zniknął za drzwiami. Odchyliłam głowę do tyłu, ale pojedyncza łza zaczęła płynąć po moim policzku. Tym razem to nie on żegnał mnie na lotnisku, ale ja jego. To było straszne uczucie.

Wytarłam policzek i wyszłam z budynku. Taksówkarz czekał na mnie. Wsiadłam do środka i kazałam mu wrócić na adres. Oparłam głowę na dłoni i patrzyłam się na okno, starając nie rozpłakać przed obcą osobą.

– Mąż? – zapytał nieoczekiwanie taksówkarz.

– Chłopak – odparłam i spojrzałam na niego.

– My już z żoną czterdzieści lat po ślubie. Wy będziecie tacy sami – uśmiechnął się i zaczął sobie coś nucić pod nosem.

– Oby pan miał rację.

Przez całą późniejszą drogę spędziliśmy w ciszy. Pod moim blokiem, zapłaciłam taksówkarzowi i wróciłam do pustego mieszkania. Usiadłam na kanapie i podkuliłam nogi, opierając na nich brodę. Patrzyłam przez okno i zaczęłam płakać. Tęskniłam. To było najgorsze, co mogło być. Tęsknota za inną osobą. Pragnęłam Mediolanu, ale teraz go nie chciałam. Chciałam Londyn.

Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mamy. Musiałam z nią porozmawiać, a wiedziałam, że ona mi pomoże. Nie ważne, że miałam prawie trzydzieści lat.

– Mamo – odezwałam się, gdy odebrała. – Pogubiłam się – mówiłam przez płacz.

– Córeczko – westchnęła. – Tak bardzo go kochasz?

– Tak. Czuję, że to ten jedyny. Poplątało mi się wszystko i dlatego wyjechałam. Zawsze ci mówiłam o Mediolanie, ale teraz... Moje serce chce Londyn. Kocham go, jak jeszcze żadnego faceta w życiu. Tak, jak ty tatę. Co ja mam zrobić?

– Nie rezygnuj z miłości. Wiem, że mi to jest łatwo powiedzieć, ale gdy czujesz, że to ten jedyny, to może wróć? Twój kontrakt jest na rok, ale może nawet jakiś urlop? Bo najgorzej będzie, jeśli nagle to wam się przerwie i nie będziecie umieli tego znów złączyć. A przecież jeszcze musze poznać zięcia, wyprawić to wielkie weselicho i bawić wnuki.

– Mamo – zaśmiałam się przez łzy. – W lipcu mamy wesele jego kolegi, więc wtedy się z nim zobaczę.

– Tylko oby wam czasu starczyło, kochanie. I amor con amor se paga... – dodała.

– Lo sé, mami – mruknęłam ciszej. – Muszę kończyć. Kocham cię.

– My ciebie też, córeczko.

Cieszyłam się, że moja mam była rannym ptaszkiem, bo inaczej bym nie mogła z nią porozmawiać, przez różnicę czasową. Odłożyłam telefon obok i oparłam czoło o kolana. Sama nie wiedziała, co miałam zrobić. Chciałem obie rzeczy, ale to było nie realne. Jednak bardziej ciągnęło mnie do Deana, niż dalszego spełniania marzeń.

Wstałam z kanapy i przeszłam na taras, na którym jeszcze kilka godzin temu stałam z Deanem. Spojrzałam na stolik i zauważyłam na nim zapalniczkę. Podeszłam i wzięłam ją do ręki. Miała napisane jego inicjały; DP.

Znów zachciało mi się płakać, ale już teraz przełknęłam łzy. Nie wiedziałam, co się ze mną stało. Z dziewczyny, która zawsze była pewna siebie i nie płakała, nagle byłam tą, która płakała za chłopakiem i miała ochotę wrócić do domu, który był przy nim. Nie chciałam taka być. Wróciłam do środka i poszłam do sypialni. Usiadłam na łóżku i patrzyłam się pustym wzrokiem przed siebie.

***

Minęło dwa tygodnie odkąd Dean był u mnie. Byłam masochistką, ale zaczęłam patrzeć na nasze zdjęcia, które znalazłam w telefonie, czy na forach plotkarskich. We Włoszech żyli w dalszym ciągu moim spotkaniem z Marco, czego już miałam dość. Nie było go w agencji od dwóch tygodni. Domyślałam się, że chce doprowadzić swój nos do stanu przed pięści Deana. Między Londynem, a Mediolanem była tylko godzina różnicy, więc mogliśmy do siebie bez przeszkód dzwonić. Zaliczyliśmy kilka seks telefonów, który były dla nas bardzo gorące.

Nie potwierdziliśmy tego oficjalnie, że wróciliśmy do siebie. Część mnie tego chciała, bo nie chciałabym być tylko nazywana, że jestem "jego", ale chciałam być oficjalnie jego dziewczyną. Dean, miał teraz też napięty grafik przez mecze, które miał średnio raz w tygodniu. On był zajęty treningami, ja reklamami, dlatego nie miałam, aż tak dużo czasu wolnego, aby o nim myśleć i rozpaczać.

Byłam w swoim pokoju w agencji, gdy do środka wszedł Marco. Na nosie miał wielki plaster, a jego mina wyglądała na zbolałą. Zaczęłam się mu przyglądać i zauważyłam jeszcze bladego siniaka na policzku. Pędzel od pudru wypadł mi z wrażenia z ręki. Zamknęłam usta, które miałam otwarte i podeszłam do niego.

– Przepraszam cię za niego – chciałam dotknąć jego policzka, ale odsunął się do tyłu.

– Nic się nie stało. Chirurg powiedział, że będę mógł być w dalszym ciągu modelem – podniósł kącik ust. – Przynajmniej spotkałem pana " to skomplikowane ". Zapomniałaś wspomnieć, że ma dobry prawy sierpowy i jest piłkarzem. Idealna para z was.

– Marco, nie mów tak. Nie wiedziałam, że on przyjedzie. To był dla mnie taki sam szok, jak dla ciebie.

– Dla mnie dość bolesny szok – dotknął delikatnie swojego nosa. – A było warto oberwać?

– Co masz na myśli?

– Czy się z nim pogodziłaś? Po facecie było widać, że był w chuj zazdrosny.

– Pogodziliśmy się – przyznałam. – Na prawdę cię za to przepraszam.

– To tylko przymusowy urlop. Nie będę ci więcej zabierał czasu. Żegnaj.

– Żegnaj? – zapytałam, bo nie za bardzo rozumiałam, dlaczego mi to powiedział.

– Bo wiem, że gdy tu wrócę ciebie nie będzie – wzruszył ramionami. – Ciao, bella.

Wyszedł z pokoju, cicho zamykając drzwi. Zmarszczyłam brwi na jego pewną odpowiedź, ale machnęłam na to ręką i wróciłam do robienia makijażu. Usiadłam przed lustrem i dokończyłam ją pudrować. Gdy przyszła po mnie Adrianna, spojrzałam na zegarek i uśmiechnęłam się do siebie. Właśnie teraz Dean był na treningu. Chwyciłam telefon do rąk i zobaczyłam, że czeka na mnie tam jedna wiadomość, właśnie od niego.

Dean: Kocham cię. Miłego dnia.

Ja: Tobie również, hermoso.

– Idziemy – powiedziałam do asystentki, gdy zobaczyłam, że przygląda mi się z uśmiechem.

Przeszłam obok niej i skierowałam się na plan. Było już pełno innych dziewczyn oraz fotografów. Wiedziałam jedynie, że robiłam zdjęcia do kalendarzu dla panów. Wszystkie miałyśmy bardzo minimalistyczną bieliznę. To była moja praca, więc nie przeszkadzał mi taki strój. Najpierw miałyśmy wszystkie razem parę ujęć, a później każda osobno. Mi się akurat trafił grudzień. Dostałam czapkę Świętego Mikołaja i miałam robić seksowne pozy. Nie musiał mi za bardzo mówić, co dokładnie miałam robić, bo każdy choć raz widział kalendarz z prawie pół nagimi kobietami.

Cały plan zdjęciowy i do tego powtórne ujęcia zabrały nam ponad cztery godziny. Była po raz pierwszy wykończona. Nie myślałam o niczym innym, niż wrócić do domu i wyciągnąć lampkę wina. No, może jeszcze rozmowa z Deanem się w to wliczała. Wróciłam do swojego pokoju i przebierałam się w swoje ciuchy, gdy tym razem zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i pojawiła się nazwa pani Sophii.

– Dzień dobry – przywitałam ją zaraz po odebraniu.

– Rhiannon, moja ty gwiazdo. Opowiadaj, co tam u ciebie się zmieniło? Joanna, dalej jest miła, prawda?

– Zgadza się, pani Sophio. Wszystko jest idealne. Właśnie takie o jakim zawsze marzyłam. Mediolan okazał się być nawet lepszy – spojrzałam w lustro na dziewczynę, która uśmiechała się do telefonu, ale ten uśmiech nie dosięgał oczu.

– Ale? Słyszę w twoim głosie niepewność.

– Ale Deana tutaj nie ma – przyznałam jej się. – Bardzo kocham pani syna. Nie umiem być tutaj bez niego.

– Och, dziecko... Nie mówiłam ci tego przy ostatniej rozmowie, ale gdy Dean chciał twój adres, powiedział do mnie; Mamo, jeśli chcesz mieć synową, to mi go daj. Nigdy bym nie pomyślała, że mój synek się zakocha i to tak na prawdę. Rhiannon, jesteś dla niego wyjątkowa.

– Na prawdę? – powiedział przez zaciśnięte gardło.

– Na prawdę. Więc jeśli chcesz być szczęśliwa, to przylatuj pierwszym samolotem. O swoje rzeczy się nie martw. Ktoś od Joanny je przyśle.

– Ale mam kontrakt. Nie mogę go zerwać.

– O to się nie martw. Joannę, zostaw na mojej głowie.

– Tak nie można... Co ja zrobię, gdy moja kariera przez to się zakończy?

– Nie zakończy. A teraz pakuj się i widzę ciebie jutro w Londynie. W końcu będę musiała ze swoją synową spędzić trochę czasu i poznać jej rodzinę.

– Uwielbiam panią.

– Nie pani, tylko Sophia. Do zobaczenia, czarnulko.

Rozłączyła się, a ja z największym i najszczerszym uśmiechem na świecie, wzięłam torebkę i wyszłam ze swojego pokoju, który widziałam po raz ostatni. Po drodze spotkałam Adriannę. Przytuliłam ją bez żadnego słowa. Najpierw była zaskoczona, ale później oddała uścisk. Oddaliłam ją na odległość ramion.

– Przepraszam, że chwilami byłam dla ciebie suką. Nie powinnam taka być. Nie daj sobie, gdy będziesz miała następną modelkę.

– Wyjeżdżasz?

– Wracam do domu.

– Bardzo miło ciebie poznać – zauważyłam w jej oczach łzy.

– Nie płacz, bo ja też to zrobię. Do zobaczenia.

– Do zobaczenia.

Posłałam jej ostatni uśmiech i odwróciłam się. Poczułam, jakby cały ciężar nagle spadł z moich ramion. Czułam się, jakbym leciała na skrzydłach. A dokładniej, na skrzydłach miłości. Wróciłam na piechotę do mieszkania. Weszłam do sypialni, rzuciłam torebkę na lóżko i wyciągnęłam walizki. Pakowałam wszystkie ciuchy do jednej, raz do drugiej. Pudła, które zabrałam tutaj z Londynu, nie były rozpakowane, więc tylko je przesunęłam bliżej drzwi. Zadzwoniłam po taksówkę i pociągnęłam walizki do salonu. Zostawiłam je tam i po raz ostatni weszłam na taras, żeby zobaczyć widok. Zaciągnęłam się powietrzem i uśmiechnęłam. Marzenie spełniłam. Byłam w Mediolanie, ale nie byłam tak szczęśliwa, jak chciałam. To w Londynie było moje serce. I dom.

Zrobiłam jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć. Kiedy przyszła wiadomość, że taksówka już czeka, wzięłam torebkę oraz walizki i zeszłam na dół. Klucze od mieszkania schowałam do skrzynki pocztowej. Pociągnęłam walizki i wyszłam przed budynek. Gdy taksówkarz mnie zauważył, wysiadł z samochodu.

– To pani? – zapytał zdziwiony, a po chwili przypomniałam sobie, że to ten sam mężczyzna, z którym wracałam z lotniska.

– A to pan – zaśmiałam się. – Miłe spotkanie.

– Dla mnie też. Gdzie będziemy jechać? – zapytał, gdy schował bagaże.

– Do domu – odparłam z uśmiechem.

Był chyba jednym z niewielu taksówkarzy, którzy umieli mówić po angielsku. Ruszyliśmy spod budynku i udali się w stronę lotniska. Starałam się zapamiętać te budynki, czy ulice, które były moim domem przez kilka miesięcy. Byłam tutaj szczęśliwa, ale tęskniłam jeszcze bardziej za Londynem.

– Powodzenia! – krzyknął do mnie taksówkarz, gdy szłam już na lotnisko.

Odwróciłam się, kiwnęłam głową i poszłam dalej. Będąc przy kasie, okazało się, że ktoś zrezygnował z lotu, więc udało mi się z miejscem. Lot miałam za dwie godziny. Szybko obliczyłam, że i tak o dwudziestej pierwszej wyląduje w Londynie. Była to bardzo dobra godzina. Zdałam bagaże, które i tak przekroczyły normę o kilka kilo, za co musiałam dopłacić i później zostało mi tylko czekanie.

Po pół godziny czekania, zaczęli odprawę i wpuszczać nas na pokład. Zajęłam miejsce przy oknie, a koło mnie miała miejsce para. Cieszyłam się, że nie dziecko. To był pierwszy raz, gdy cieszyłam się, że wracam do Londynu. Teraz miałam tam wszystko, czego potrzebowałam. Brakowało jedynie mojej rodziny, która była w Chicago. Stewardessa kazała nam zapiąć pasy i przygotować się do startu. Zaczęłam rzuć gumę i patrzeć za okno, jak Mediolan stawał się tylko pięknym wspomnieniem.

W czasie lotu miałam przez cały czas założone słuchawki, a i tak słyszałam jak para obok słodziła sobie, aż miałam odruch wymiotny. Brakowało tylko, żeby nagle pojawiła się tęcza oraz biegało stado jednorożców. Nie lubiłam tego typu słodkości w związkach. Nigdy nawet o takiej nie marzyłam. Co prawda znalazłam teraz tego jedynego, ale Dean też nie był z takich facetów, co mówią do ciebie na każdym roku; słoneczko, kwiatuszku, czy misiaczku. Byłam mu za to wdzięczna. Miał za to coś innego, co mnie przyciągnęło. Charyzmę, władczość oraz bycie zajebistym w łóżku.

Kiedy nareszcie wylądowaliśmy, poszłam odebrać bagaże. Na moje szczęście były jako ostatnie. Nawet para od jednorożców dostała je wcześniej. Wyszłam z lotniska i poszłam na postój taksówek, Wsiadłam do jednej z nich, a kierowca zapakował walizki do bagażnika. Podałam mu adres Deana i z wielką ulgą, ale też z szybko bijącym sercem pojechałam do niego.

Kilkanaście minut później, wysiadłam z taksówki i gulą w gardle weszłam do środka apartamentowca Deana, ciągnąć za sobą walizki. Stanęłam przed jego drzwiami i zapukałam w nie. Zagryzłam wargę i czekałam, aż mi otworzy. Miałam nadzieję, że był w domu. Zapukałam jeszcze raz, a wtedy usłyszałam ciężkie krok. Wypuściłam ciężko powietrze i czekałam. Gdy drzwi się otworzyły, stanął za nimi zdziwiony blondyn.

– Mamy zaproszenie na ślub – powiedziałam cicho i przełknęłam ciężko ślinę. Puściłam walizki i wskoczyłam na biodra Deana, prawie przewracając nas na podłogę. – Tęskniłam – mruknęłam w jego szyję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro