Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 25

Rhiannon

Od czterech miesięcy byłam już w Mediolanie. Moje marzenie się spełniało. Byłam tam, gdzie od zawsze chciałam i pracowałam z najlepszymi projektantami na świecie. Po tygodniu wszystkie moje rzeczy doleciały do nowego mieszkania. W kontrakcie miałam zapewnione mieszkanie na rok. Pani Sophia, nic nie powiedziała na to, że wyjeżdżam, tylko życzyła mi szczęścia. Po jej tonie głosu i tak wiedziałam, że domyśliła się, że to stało się przez Deana.

Widząc smutek w jego oczach, było mi żal tego, co się stało. Miał rację, że to on pchnął mnie do podjęcia tej decyzji. To, co się wtedy dowiedziałam, było dla mnie za dużo. Przynajmniej wydała się prawda, którą chciałam znać. Jednak nie spodziewałam się, że będzie to Rose. Brałabym każdą inną dziewczynę pod uwagę, ale nie ją. Cały lot przepłakałam. Ilekroć przypominałam sobie jego wyznanie, tak brało mnie na płacz.

Najgorszy był pierwszy miesiąc, bo nikogo nie znałam. Poszłam sama na głęboką wodę, ale sama tego chciałam. Poznałam miłych modelów, którzy pomogli mi się tutaj zaaklimatyzować. Codziennie rozmawiałam z Charlotte przez telefon oraz raz w tygodniu z panią Sophią. Zakazałam im wspominać choćby słowem o Deanie. Nie chciałam, żeby to bardziej bolało. I tak widziałam każdy jego mecz, a później pisałam wiadomość z gratulacjami po wygranej. Zachowywałam się, jak masochistka.

– Bella! – pomrugałam chwilę oczami i popatrzyłam w odbicie lusterka.

Stała tam Adrianna. Była moją osobistą asystentką. Nie wiedziałam nawet, że taka funkcja istniała dla modelki. Patty, dalej była moją menadżerką i wszystko doglądała z Londynu. Kilka razy w tygodniu rozmawiamy na Skype i omawiamy nowe kontrakty. Wszystko, jakby toczyło się, jak do tej pory, ale jednak było inaczej.

– O co chodzi?

– Od pięciu minut powinnaś być na planie – powiedziała nieco zciszonym głosem.

– Już idę – wstałam z krzesła i poszłam za nią.

Podałam jej telefon, który zawsze miałam ze sobą i weszłam na plan zdjęciowy. Fotograf był już przygotowany i wyglądał na znudzonego wręcz. Zauważyłam swojego partnera, więc odwiązałam szlafrok i dałam znać ekipie, żebyśmy zaczynali. Brałam udział w reklamie jeansów. Ściągnęłam całkiem szlafrok i rzuciłam w stronę Adrianny. Mój parter Marco, który był znanym modelem na Włoskim rynku, stanął blisko mnie i położył dłoń na moim biodrze. Ja stałam tyłem do obiektywu, a on przodem. Moje piersi były przygniecione do jego klatki piersiowej. Później zmieniliśmy się pozycją, że to ja byłam przodem, a on tyłem. Zasłoniłam ręką piersi i przekręciłam głowę. Wykonaliśmy jeszcze kilka ujęć razem, a później każdy z nas osobno. Na początku nie mogłam się skupić, bo czułam na sobie przez cały czas wzrok Marco, ale w końcu się spięłam i wykonałam profesjonalnie swoją pracę.

– Proszę – Adrianna, podała mi szlafrok.

– Ktoś dzwonił? – wyciągnęłam rękę, aby podała mi telefon.

– Pani mama oraz Pani Charlotte.

– Oddzwonię do nich. Jak chcesz, to możesz już iść – machnęłam dłonią.

– Pani Roderick, ale mam jeszcze...

– Powiedziałam, że możesz odejść – spojrzałam na nią.

– Oczywiście. Do widzenia.

Dziewczyna odeszła, a ja wypuściłam powietrze i poszłam do swojego pokoju. Zaczęłam się bawić telefonem w dłoni i zastanawiałam się, do której pierwszej zadzwonić. W końcu zaczęłam wyliczać i padło na Charlotte. Wybrałam jej numer i czekałam, aż odbierze, ale tego nie zrobiła, dlatego poszłam po swoje ciuchy i się przebrałam. Gdy zapinałam stanik, który był jednocześnie bluzką, mój telefon się rozdzwonił. Nie patrząc na telefon odebrałam

– Rhiannon... – usłyszałam po drugiej stronie płacz Charlotte.

– Lottie, co się stało? – usiadłam na kanapie.

– Greg, on... Zerwaliśmy.

– Dlaczego? Co się stało? – jeszcze tydzień temu mówiła, że są bardzo szczęśliwi.

– Nakryłam go z inną. Czemu ciebie tu nie ma? Byśmy poszły i zabalowały, a tak muszę w samotności pić.

– Tylko nie pisz do niego, jak będziesz pijana. Tak bardzo mi przykro... – westchnęłam. – Gdybym była koło ciebie, to bym cię przytuliła. Może zadzwoń do koleżanek i umów się z nimi, żebyś sama nie siedziała?

– One nie będą tobą – pociągnęła nosem. – Nie będę ci przeszkadzać.

– Nigdy nie przeszkadzasz. Pamiętasz Marco? – starałam się zmienić temat.

– Tego Włocha, z którym pracujesz?

– Dokładnie ten. On znowu się na mnie gapił.

– Wpadłaś mu w oko – wyczułam w jej głosie, że się uśmiechnęła. – Dean, jak się dowie nie będzie zadowolony – na wspomnienie jego imienia nerwowo się wyprostowałam. – Rhiannon, nie chciałam...

– Nic się nie stało. Spokojnie – nie wiedziałam tylko, którą z nas ja chciałam uspokoić. Drzwi do pokoju się otworzyły, a w nich stanął, ów mężczyzna. – Charlotte, oddzwonię później.

Rozłączyłam się i odwróciłam się w jego stronę. Był przystojnym mężczyzną, jak każdy Włoch i w dodatku model, ale moje serce i tak było zajęte. Chyba za długo się na niego gapiłam, bo na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Zamknął drzwi za sobą i oparł się o nie. Zaplotłam ramiona na piersi i podniosłam brew.

– Możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz? Bo jeśli się nie mylę, to nie widziałam tutaj na drzwiach twojego nazwiska.

– Widać, że jesteś Hiszpanką – podszedł do mnie bliżej. – Mówiłaś raz, że wyjdziemy razem na kolację.

– Iiii...? Do czego zmierzasz?

– Tak sobie pomyślałem, że dzisiaj będzie ten dzień. Rozmawiałem z Adrianną i powiedziała, że masz wolne resztę dnia.

– A może mam zajęcia, o których Adrianna nie wie? Nie pomyślałeś o tym?

– Rhiannon – westchnął. – Jedno spotkanie i damy sobie spokój

– Marco... Ale tylko jedno – wycelowałam w niego palec.

– Zgadzam się, królowo. Przyjadę po ciebie o szóstej. Do zobaczenia, bella – mrugnął okiem i wyszedł z mojego pokoju.

Nie wiedziałam czemu zawsze do mnie przylatują tacy faceci. Marco, był w moim wieku, ale brakowało w moich oczach mu tego czegoś. Czegoś, co sprawiało, że nie był Deanem. Nie czułam się, jakbym go zdradzała, bo tak na prawdę nawet niczego sobie nie obiecywaliśmy. Powiedzenie; kocham cię i tak dużo tutaj nie dawało. Oboje musieliśmy na spokojnie spojrzeć na tą sytuację i dlatego też Mediolan był tutaj doskonałym wyjściem.

Tym razem postanowiłam wrócić pieszo do domu. Spotkanie z Włochem nie było niczym zobowiązującym. Dla mnie to było zwykłe wyjście i miałam nadzieję, że dla niego także. Chociaż mieszkałam w tym mieście ponad cztery miesiące, to jednak dalej czułam się tutaj obco. Fakt pogarszało jeszcze to, że mieszkałam sama, a nie lubiłam samotności. Niestety tutaj nawet maj był o wiele bardziej gorętszy w porównaniu do Londynu. Choć praktycznie nie miałam na sobie nic grubego, to i tak czułam, że za chwilę będą musieli mnie zbierać ze środka ulicy.

Będąc w domu, poszłam do kuchni i wyciągnęłam wino z lodówki. Nalałam sobie do kieliszka i przeszłam z nim na wielki taras, który przynależał do mieszkania. Było ono dla mnie na rok. Dopóki kontrakt miał obowiązywać. Usiadłam na huśtawce i zaczęłam pomału popijać trunek, odpychając się nogami. Spojrzałam na panoramę Mediolanu i uśmiechnęłam się smutno do siebie. Spełniłam marzenie, ale w środku czułam się pusta. Brakowało mi czegoś, a raczej kogoś... Nie wiedziałam, kiedy zaczęłam płakać. Najpierw była jedna łza, później kolejna i kolejna, aż w końcu lały się strumieniami.

– Tęsknie za tobą... – powiedziałam przez płacz.

Wypiłam w samotności i smutku pół butelki wina. Na lekko uginających się nogach przeszłam do sypialni, a później łazienki. Odkręciłam wodę, zdjęłam ciuchy i weszłam pod strumień wody. Odchyliłam głowę do tyłu i starałam się, aby woda spływając po moim ciele, zebrała również ślady łez i smutku, a przede wszystkim tęsknoty. Chciałam Parkera, jak jeszcze nigdy nikogo. Dzisiaj było moje załamanie, którego bardzo się bałam. Na cholerę był mi ten Mediolan, jeśli nie było przy mnie osób, które kochałam, a najbardziej Deana. Tęskniłam za nim i za jego dotykiem. Bolało mnie, gdy powiedział, że mnie kocha, a ja już podjęłam decyzję o wyjeździe.

Kiedy już się uspokoiłam i byłam w stanie wyjść spod prysznica, owinęłam się ręcznikiem i przeszłam do garderoby. Wyszukałam wzrokiem czarny kombinezon. Zdjęłam go z wieszaka i położyłam na łóżku. Później zdjęłam ręcznik, założyłam bieliznę i usiadłam przed lustrem, aby zrobić sobie makijaż. Nie przykuwałam większej uwagi do mojego wyglądu, ale nie chciałam zrobić sobie też wstydu. Dla mnie to było tylko zwykłe wyjście na kolację, ale bałam się, że Marco mógł sobie coś ubzdurać innego. Gdy miałam już zrobiony makijaż oraz ułożone włosy, zdjęłam z wieszaka kombinezon i go ubrałam. Cały strój dopełniały czarne szpilki. Może kolor czarny nie był najlepszy o tej porze roku we Włoszech, ale czułam się w nim najbardziej komfortowo. Zadzwonił mój telefon, więc podeszłam i odpięłam go z ładowarki. Na wyświetlaczu był nieznany włoski numer.

– Proszę? – odebrałam niepewnie.

– Bella, tu Marco.

– Skąd masz mój numer? – zmarszczyłam brwi.

– Od dobrego anioła stróża.

– Adrianna – mruknęłam w zrozumieniu. – Co chcesz?

– Chciałbym ci powiedzieć, że czekam na ciebie na dole. Jak nie zejdziesz do pięciu minut, to sam po ciebie wejdę.

– Już schodzę – rozłączyłam się, nie siląc na żadne pożegnanie.

Sprawdziłam jeszcze, czy wszystko wyłączyłam, a później wzięłam torebkę i wyszłam z mieszkania. Przed moją bramą stało czerwone Porsche. W końcu mogłam się jego spodziewać po Marco. Wsiadłam do środka, zapięłam pas i odwróciłam się w jego stronę.

– To, gdzie chcesz mnie zabrać?

– W miejsce, gdzie podają dobre jedzenie – mrugnął do mnie okiem i ruszył z piskiem opon.

– Aż tak mi się nie śpieszy.

– Ale mi tak, bo jestem głodny.

Boże, daj, żebym dzisiaj nie zginęła.

Pojechaliśmy w część Mediolanu, w której jeszcze nie byłam. Podziwiałam malownicze kamienice, podczas gdy Marco, jechał jak kierowca rajdowy po ulicy. Ciężko było skupić wzrok na czymkolwiek dłużej, gdyż za chwilę i tak to zniknęło z pola widzenia. Podjechaliśmy pod restaurację, której nazwa nic mi nie mówiła. Wysiadłam równocześnie z Włochem z samochodu i weszliśmy do środka. Kelner zaprowadził nas do wolnego stolika i powiedział, że zaraz wróci.

– Robią tutaj najlepsze owoce morza – powiedział, rozpierając się wygodnie na krześle.

– A co, jeśli ja nie lubię owoców morza?

– Lubisz, bo widziałem, jak nieraz Adrianna tobie je przynosiła.

– Spostrzegawczy jesteś – zauważyłam.

– Jeśli mi na kimś zależy, to tak jest – uśmiechnął się szeroko.

Miałam mu odpowiedzieć, ale podszedł kelner do stolika. Ja wzięłam czerwone wino, a Marco szampana. Oboje zamówiliśmy makaron z owocami morza. Siedzieliśmy koło okna, więc mogłam podziwiać panoramę miasta. To pozwalało mi się uspokoić.

– Podoba ci się?

– Co? – zamrugałam oczami, aby skupić się na rozmowie.

– Włoch, Mediolan, ludzie... – zaczął wyliczać.

– Może być – wzruszyłam ramionami.

– Joanna, była bardzo szczęśliwa, gdy dowiedziała się, że przyjmiesz ofertę.

– Od ilu z nią pracujesz? – do stolika podszedł kelner z zamówieniem, dlatego było chwilę ciszy między nami.

– Od roku. To moja ciotka – zaczęłam się krztusić pitym winem.

– Na prawdę? – wytarłam serwetką usta. – Macie różne nazwiska.

– Przyjęła nazwisko męża – wzruszył ramionami. – A ty masz kogoś? Chłopaka, narzeczonego? Bo męża raczej nie.

– Teraz mi się pytasz, jak już mnie zaprosiłeś na kolację? – zaśmiałam się lekko na końcu zdania. – Mój status jest obecnie na; to skomplikowane.

– Czyli jesteś wolna?

– Nie zupełnie – westchnęłam i wsadziłam do ust krewetkę.

Marco, chciał coś powiedzieć, ale tym razem jemu przerwał mój dzwonek telefonu. Przeprosiłam go i sięgnęłam do torebki po komórkę. Na nazwę, która się wyświetliła, krewetka niemal stanęła mi w gardle.

Dean.

Chwilę trwałam w bezruchu, bo nie wiedziałam, co miałam zrobić. Kiedy w końcu się ocknęłam, telefon przestał dzwonić. Za bardzo nie wiedziałam, co miałam zrobić. Dean, nigdy do mnie nie zadzwonił, aż do dzisiaj. I to akurat w momencie, gdy byłam na kolacji z innym facetem. Drżącą ręką położyłam komórkę na stoliku i przeniosłam wzrok na chłopaka, który mi się przyglądał.

– To skomplikowane – pokazał widelcem na urządzenie.

– Tak. Ale nie przejmuj się, oddzwonię później – uśmiechnęłam się do niego, ale bardziej wyszedł z tego grymas.

Włoch kiwnął głową, ale nie wyglądał na przekonanego. Wzięłam widelec z powrotem do ręki i zaczęłam jeść danie, które nie było już tak dobre, jak przedtem. Zjadłam pół talerza i wypiłam dwa kieliszki wina. Cały głód nagle mi przeszedł, a zastąpiła go gula w gardle. Gdy czekaliśmy na rachunek, Marco oparł się wygodnie i spojrzał na mnie wnikliwie.

– Kochasz go?

– Marco... – westchnęłam.

– Rhiannon, to łatwe pytanie. Czy go kochasz?

– Tak, chyba tak... – zaczęłam się bawić nóżką kieliszka. – Nasza relacja była od początku skomplikowana, ale tak zakochałam się w nim – podniosłam na mojego towarzysza wzrok.

– To po cholerę przyjeżdżałaś do Włoch?

– Byłam zraniona, ale to też spełnienie moich marzeń.

– Które doprowadza cię do nieszczęścia – nachylił się i chwycił moje dłonie w swoje. – Widać po tobie, że nie jesteś szczęśliwa. Joanna, na to zrozumie, jak będziesz chciała wrócić.

– Mam kontrakt, którego muszę się trzymać – wzięłam dłonie i przechyliłam zawartość kieliszka. – Chodźmy już.

Wstałam od stolika i wyszłam z restauracji. Na dworze, odchyliłam głowę i wzięłam głęboki uspokajający oddech. Dalej było gorąco, choć słońce chyliło się, ku zachodowi. Na swoim biodrze poczułam dłoń i spojrzałam najpierw na nią, a później na Marco. Pokazał ruchem głowy na samochód, abyśmy do niego poszli. Zaczęłam iść, a później wsiadłam do auta i odjechaliśmy spod restauracji.

– Lubię cię – odezwał się w czasie jazdy.

– Chcesz bardziej rozwinąć tę myśl? – popatrzyłam na niego.

– Chciałem, żebyś to tylko wiedziała.

– Okej. Ja ciebie też lubię, choć czasami jesteś wnerwiający.

– W końcu jestem Włochem – uśmiechnął się dumnie. – Chciałbym być na miejscu; to skomplikowane.

– Deana? Czemu? – zmarszczyłam brwi.

– Nie znam faceta, ale wiem, że ma niesamowite szczęście. Trafił na zajebistą dziewczynę.

– To prawda... – westchnęłam i odwróciłam głowę w stronę szyby.

Dopóki nie stanął przed moim apartamentowcem, nic się nie odzywaliśmy do siebie. Najpierw ja wysiadłam z samochodu, a zaraz po mnie Marco. Stanął zaraz za mną i położył dłoń na ramieniu.

– Dzięki za dzisiejszą kolację.

– Ja też dziękuję. Dużo mi pomogła – uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością. – Dobranoc.

– Dobranoc, Rhiannon.

Poczekałam, aż odjedzie i dopiero wtedy weszłam do budynku. Otworzyłam drzwi do mieszkania i przywitała mnie cisza i spokój, której nie lubiłam. Nie lubiłam samotności. Rzuciłam klucze na szafkę obok drzwi, zdjęłam szpilki i poszłam do salonu. Wyciągnęłam telefon z torebki i drżącą ręką go odblokowałam, a później nacisnęłam na nazwę. Przygryzłam wnętrze policzka i w duchu, modliłam się, aby nie odebrał. Usiadłam na kanapie, ale po chwili wstałam i zaczęłam chodzić po całym mieszkaniu. Gdy miałam się rozłączać, Dean odebrał.

– Cześć – powiedziałam, ledwo słyszalnym głosem.

– Rhiannon – wyczułam ulgę w jego głosie. – Dzwoniłem do ciebie, ale widocznie przeszkadzałem.

– Nie, po prostu... – zawiesiłam się na chwilę. – Po prostu miałam jeszcze sesję. Coś się stało?

– Nic, to znaczy... Dostałem zaproszenie na wesele Willa oraz chrzciny Julii. Czy chciałabyś pójść ze mną, jako osoba towarzysząca?

– Kiedy ono miało by być?

– Siedemnastego lipca.

– Pójdę z tobą – powiedziałam niemal bez zająknięcia.

– Dziękuję. Nawet nie wiesz, jak się stresowałem, że mi odmówisz – powiedział szczęśliwy. – Co tam u ciebie?

– Wszystko dobrze. Wiesz, sesje, sesje i jeszcze raz sesje – czułam, że ta rozmowa była sztywna, jakbyśmy nie umieli ze sobą już rozmawiać. – A u ciebie?

– Też dobrze. Teraz mamy sezon, więc, co chwilę gramy. Podoba tobie się Mediolan?

– Jest cudowny – ale ciebie tutaj nie ma, dodałam w myślach. Czułam, że za chwilę się rozpłaczę, dlatego wypuściłam powietrze i pomrugałam parę razy oczami. – Przepraszam, ale muszę już kończyć.

– Rozumiem. Do zobaczenia, czarnulko.

– Dean... – mruknęłam cicho załamanym głosem. – Do zobaczenia.

Rozłączyłam się szybko, żeby nie zacząć przy nim płakać. To było najgorsze uczucie, gdy kogoś kochałeś, ale nie mogłeś przy nim być. Położyłam telefon obok siebie, a później wstałam z kanapy. Wyszłam na taras i oparłam dłonie o barierkę. Nigdy bym nie pomyślała, że to ja będę płakać za facetem. Spojrzałam w niebo, na którym było teraz już pełno gwiazd.

Kocham cię, Dean.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro