Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Rhiannon

– Pójdziemy na mecz – z tymi słowami, następnego dnia weszłam do pokoju przyjaciółki.

– Wiedziałam! – wstała z krzesła przytuliła mnie. – Nie dasz rady go sobie odpuścić – uśmiechnęła się i uderzyła mnie żartobliwie w nos.

– Do wyjścia mamy jeszcze godzinę, więc zdążysz jeszcze dokończyć projekt.

Podeszłam do biurka i podniosłam na razie szkic sukienki. Była piękna już jako projekt. Długa, bez ramiączek i z gorsetem. Charlotte, miała wielki talent i wierzyłam, że pewnego dnia stanie się jedną z cenionych projektantek mody. Nie widziałam innej szansy, niż wielka sława. Odłożyłam szkic i podeszłam do dwóch manekinów, które miały na sobie dwie sukienki, których nigdy wcześniej nie widziałam.

– Piękne – dotknęłam jednej delikatnie.

– Dobrze, że tobie się podobają. Są dla ciebie – odwróciłam się do niej gwałtownie.

– Naprawdę?

– Tak. Od razu widziałam w nich ciebie, a nie kogo innego. Dobra, ale teraz zjeżdżaj z mojego pokoju. Muszę z Fioną uzgodnić, co tutaj dodać.

– No, dzięki... Wywalasz mnie – prychnęłam, ale pocałowałam ją w policzek.

Wyszłam z jej pokoju i poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie musli z jogurtem naturalnym oraz wzięłam sok pomarańczowy i poszłam do salonu. Usiadłam przy stoliku i popatrzyłam na – teraz już zasuszone – róże, które dostałam od Deana na przeprosiny. Nie wyrzuciłam ich z sentymentu. Dotknęłam delikatnie jednego kwiatka i uśmiechnęłam się sama do siebie. To były początki naszej znajomości, ale za to jakie piękne...

Czterdzieści minut później do mojego pokoju weszła Charlotte, ubrana w czerwono–białe barwy. Otworzyłam szerzej oczy, a później zaczęłam się śmiać, ocierając dłonią łzy.

– Co ty masz na sobie? – zapytałam przez śmiech.

– Jak to; co? Barwy zespołu twojego faceta.

– Nawet nie ma mowy, żebyś w tym weszła na trybuny, a co dopiero wyszła z tego mieszkania. Idź się przebierz, póki mamy czas.

– Rhiannon, nie znasz się na zabawie.

– Znam, ale to już poziom żenady, moja droga. Nawrót i do pokoju – pokazałam jej palcem.

Rzuciła mi ostatnie spojrzenie, ale wyszła z pokoju. Kiedy drzwi się za nią zamknęły, znów wybuchłam śmiechem. Przynajmniej mój ściśnięty z nerwów żołądek, trochę się rozkurczył. Charlotte, zapukała kilka minut później do mojego pokoju, że możemy już wychodzić. Teraz była ubrana normalnie. Jeansy, golf i kurtka, a nie to, co przedtem.

Pojechałyśmy moim Mercedesem na stadion, na którym rozgrywał się mecz. Parking był już w większości zapełniony, więc trudno było znaleźć miejsce. Z torebki wyciągnęłam kartę i pokazałam ją ochroniarzowi przy wejściu. Ten najpierw spojrzał na nią, a później na mnie. Kiwnął głową i zaprowadził nas na miejsca. Dwa krzesła były już zajęte. Jedno przez kobietę w ciąży, a drugie przez Emmę.

– Cześć – przywitałam się z nią, a później dotknęłam główki dziewczynki. – To moja przyjaciółka, Charlotte – przedstawiłam jej blondynkę.

– Jesteś razem z Deanem? – odezwała się ciężarna dziewczyna. – Sorry, nie przedstawiłam się. Rose – podała mi dłoń, którą przyjęłam.

– Rhiannon – posłałam jej uśmiech. – Bardziej przyjaciółką – sprostowałam.

– Jeśli dostałaś to miejsce, to chyba raczej piętro wyżej, niż przyjaciółka. No nic, siadajmy, bo za chwilę nasi wyjdą.

Usiadłyśmy na krzesłach i zaczęłyśmy rozmawiać między sobą. Widziałam po zachowaniu Emmy, że byłam tam tylko dla Cassidy, która chciała zobaczyć tatę. Było mi trochę żal dziewczyny, bo jednak dziecko na tym również cierpiało. Widać było, że znają się długo, bo czasami rozmawiała o takich rzeczach o poprzednich meczach, o których ja nigdy nie słyszałam.

– Dobrze zrobiłyśmy, że tutaj przyszłyśmy – zagadnęła, Charlotte.

– Zobaczymy – odpowiedziałam zdawkowo. – Ja dalej nie jestem przekonana.

– Wieczna pesymistka – westchnęła i przekręciła oczami.

– Jak ty mnie już dobrze znasz – poklepałam ją po nodze.

Nagle całe trybuny oszalały, a nasza drużyna wyszła na środek. Przed zawodnikami stały dzieci, po których widać było dumę i radość. Gdy hymny obu drużyn skończyły się, dzieci zeszły z murawy, a piłkarze przywitali się ze sobą. Sędzia rzucił monetą i nasza drużyna miała zaczynać. Szybko zorientowałam się, że Rose, strasznie lubi piłkę nożną, bo krzyczała razem z innymi fanami, za to Emma, tylko trzymała na rękach córkę i pokazywała, gdzie biega tata.

Rose, od czasu do czasu krzyczała słowa w całkiem innym języku, na co marszczyłam brwi, gdyż byłam ciekawa, co one znaczyły. Łatwo było się zorientować, że Will był kapitanem, a jego pomocnikiem Dean. Prawie przez cały czas, to oni mieli piłkę. Poznałam jeszcze jednego jego przyjaciela, który był bliżej bramki. Przez cały czas obserwowałam, jak wszyscy biegali za piłką. Nie miałam nic przeciwko piłce nożnej, ale też nie było nam po drodze.

Po pierwszej połowie, zawodnicy obu drużyn zaczęli schodzić z murawy i kierować się do szatni. Wtedy Dean musiał mnie zauważyć, gdyż dłuższą chwilę się mi przypatrywał. Uśmiechnęłam się, ale nie wiedziałam, czy to nawet zauważył. Wydawało mi się, że jednak nie był zadowolony z tego, że mnie zobaczył. Kiedy zniknął mi z pola widzenia, połowa trybun się zwolniła.

Podobała mi się atmosfera, jaka tutaj panowała. Było całkiem inaczej, niż zakładałam. Nawet Chatlotte, która nie jest fanką piłki nożnej zaczęła skakać i krzyczeć, gdy nasi tracili piłkę. Musiałam przyznać, że bawiło mnie to, a dokładniej widok tak zainteresowanej przyjaciółki, piłką nożną.

– Pójdę po coś do picia – nachyliła się i powiedziała do mnie.

– Dobra – kiwnęłam głową i sięgałam po portfel, ale machnęła tylko ręką.

– Pójdę z tobą. Kupię coś córce – odezwała się Emma i dołączyła do Charlotte.

– Jak tobie się podoba? – zagadnęła po chwili, Rose. Usiadła na krześle Emmy i czekała na odpowiedź.

– Może być – wzruszyłam ramionami. – Nie jestem fanką, ale nie przeszkadza mi piłka nożna. W którym miesiącu jesteś? – wskazałam na jej brzuch.

– Koniec ósmego. Za chwilę już mam termin, ale nie mogłam opuścić jeszcze ostatniego meczu przed tym. Will, nalegał, żebym została w domu, ale wiedział, że ze mną nie wygra.

– Will? – zmarszczyłam brwi. – Jesteś jego dziewczyną?

– Zgadza się. Love story, mnie trafiło – zaśmiała się. – Będziemy mieli chłopca.

– Gratulacje – dotknęłam delikatnie jej dłoni. – Boisz się?

– Tak trochę – przyznała. – Ale po porodzie moi rodzice przylatują z Polski, więc mam nadzieję, że mi coś pomogą.

– Teraz już rozumiem, dlaczego nie rozumiałam wszystkich słów, które wykrzykiwałaś. Długo się znacie?

– Kilka miesięcy, ale dla mnie wystarczająco, abym wiedziała, że go kocham. A jak tam u ciebie i Deana?

– Dobrze – wzruszyłam ramionami. – Jesteśmy przyjaciółmi.

– Przyjaciółmi? – podniosła brwi w zdziwieniu.

Miała się o coś jeszcze zapytać, ale w tym czasie wróciły dziewczyny. Rose, została już koło mnie, ale za to zajęła się rozmową z Emmą. Była to dla mnie niewyobrażalna ulga, gdyż nie wiedziałam, co jeszcze mogła ode mnie chcieć, ale wiedziałam, że to było związane z Willem.

– Uratowałaś mnie przed przesłuchaniem – nachyliłam się do przyjaciółki i wzięłam butelkę wody.

– Nie wydaje się taka – Charlotte, spojrzała na blondynkę.

– Ale jest – pociągnęłam kilka większych łyków, a później nachyliłam się do przyjaciółki. – Dziewczyna, Willa.

– Mhy – mruknęła. – Powiem ci, że mają nasi oko do dziewczyn. Co następna, to ładniejsza – cmoknęła ustami.

– Masz rację. Emma i Rose, są bardzo ładne.

– I ty.

– Ja? – prychnęłam. – Przecież już z nim nie jestem.

– Gdyby tak było, facet by ciebie nie zaprosił na mecz i nie przyszedł po ciebie – otworzyłam usta, aby zaprzeczyć, ale Charlotte uciszyła mnie gestem dłoni. – Cicho, bo mecz się zaczyna.

Westchnęłam i założyłam ręce na piersi. Charlotte, nie mogła zrozumieć, że już nie jesteśmy razem. To było po prostu przyjacielskie zaproszenie na mecz. Przynajmniej ja sobie tak to tłumaczyłam. Nie chciałam znów wyobrażać sobie czegoś, co nigdy nie miało prawa się udać. Jego serce było zajęte, a ja nigdy nie chciałam być kimś, kto tylko będzie obok kogoś, a nie będzie w jego sercu. Westchnęłam i wróciłam do teraźniejszości.

Mój wzrok od razu utkwił na Deanie. Choć bardzo tego nie chciałam, przez resztę meczu patrzyłam tylko na niego. Oficjalny koniec meczu, zakończył się remisem, ale został doliczony nam czas. Pół trybun wstało i dopingowało naszych chłopców jeszcze bardziej. Zaczęli krzyczeć jakąś piosenkę, która musiała być hymnem klubu, gdyż nawet Emma ją wykrzykiwała. Byłam za to jedną z nielicznych osób, które siedziały. Jednak, gdy zauważyłam, że Dean miał piłkę wstałam i z lekko uchylonymi ustami patrzyłam, jak biegł coraz szybciej i sprawnie wymijał zawodników innej drużyny. Po chwili piłka znalazła się w bramce, a cały tłum oszalał. Emocje wzięły górę, gdyż zaczęłam krzyczeć ze szczęścia i skakać razem z Charlottą. Przytuliłyśmy się i piszczałyśmy z nadmiaru emocji.

– Cholera, wygraliśmy! – krzyknęłam.

– Zgadza się! Widzisz? Warto było przyjść – Charlotta, poklepała mnie delikatnie po plecach.

– Nasi chłopcy dobrze się spisali – podeszła do mnie Rose.

– Chyba twój. Dean, to tylko przyjaciel. Mówiłam już tobie.

– Tak tobie się wydaje. Zauważ, jak na ciebie patrzy.

– Powiedziałam jej to samo – wcięła się moja przyjaciółka do rozmowy.

– Ja tu dalej jestem – mruknęłam cicho. – Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Wszystko, co nas łączyło się skończyło. Nie wystarczyło wam oświadczenie w tabloidach? – spojrzałam na obie blondynki.

– Dla kogoś z boku może tak, ale nie dla nas – powiedziała, Rose. – Idę razem z Emmą do szatni, poczekać na nich. Chcesz do nas dołączyć?

– Nie wiem, czy to pasuje, a poza tym muszę wracać z Charlotte do domu – popatrzyłam na przyjaciółkę, żeby przytaknęła na moją odpowiedź.

– Nie musisz. I tak mam do dokończenia kilka projektów – nachyliła się i powiedziała do mojego ucha. – Idź z nią, a później uprawiaj z Parkerem dzikie seksy. Do zobaczenia! – krzyknęła i po chwili nie było już jej koło mnie.

– Prowadź – westchnęłam i machnęłam ręką w stronę blondynki.

Poczekałyśmy, aż wszyscy zejdą z trybun, abyśmy mogły spokojnie przejść. Rose, szła jako pierwsza, gdyż więcej osób zaczęło ją puszczać przez brzuch ciążowy. Zaraz za nią szła Emma, z córką na rękach, a na końcu ja. Ciągle zastanawiał się, czy dobrze robiłam, idąc tam. W końcu byłam nikim dla Deana. Jego serce dalej było zajęte przez dziewczynę, którą pokochał. Byłam ciekawa, czy kiedykolwiek ją poznam. Na pewno musiała być piękna, skoro się w niej zakochał.

Doszłyśmy do białych drzwi, na których był napis; szatnia. Stanęłyśmy przy ścianie na przeciwko i czekałyśmy, aż wyjdą. Cassidy, co chwilę wołała, kiedy wyjdzie tata, bo się za nim stęskniła. Miałam nadzieję, że wszystko się u nich ułoży i będą razem. Nie ze względu na dziecko, ale na swoją miłość. Musiała wyczuć moje spojrzenie na sobie, bo popatrzyła się na mnie. Posłała mi uśmiech, ale nie dosięgał on oczu. Odwzajemniłam go i delikatnie dotknęłam jej dłoni.

– Rhiannon – podeszła do mnie Rose. – Wiem, że Dean jest trudny, ale widzę, że rozumiecie się bardzo dobrze. On przeszedł niedawno dół, z którego jeszcze nie wyszedł.

– Chodzi ci o tę dziewczynę, którą kocha?

– Powiedział ci o niej? – jej wzrok był lekko spanikowany.

– Uciął szybko temat. Znasz ją? – podniosłam brew i uważnie się jej przypatrywałam.

– Rhiannon, to.... – niestety nie dokończyła, bo drzwi szatni się otworzyły.

Stanął w nich jako pierwszy Will, a zaraz za nim Dean, którego wzrok skakał pomiędzy mną, a Rose. Jego szczęka zacisnęła się, ale podszedł do mnie i stanął obok. Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Widocznie nie był zachwycony moim widokiem.

– Cześć, Rhiannon – przywitał się ze mną Will.

– Cześć – odpowiedziałam mu z uśmiechem.

– Razem z Samem i Emmą idziemy coś zjeść. Chcecie iść z nami? – zaproponował brunet, dotykając delikatnie brzuszka dziewczyny.

– Nie. Mamy plany z Rhiannon – odpowiedział mu blondyn.

– Szkoda, może następnym razem – mruknął i odszedł z dziewczyną.

Po chwili pojawił się Samuel. Przywitał się najpierw z córką, a później z Emmą. Widziałam ból w jego wyrazie twarzy, ale starał się to maskować szerokim uśmiechem. Dean, ciągle stał obok mnie i nie odezwał się nawet jednym słowem. Czekał, aż on pierwszy coś powie, ale siedział cicho.

– Dean, do cholery! Powiesz coś wreszcie? – odwróciłam się w jego stronę.

– Chodźmy do mnie – mruknął i zaczął iść w kierunku wyjścia z budynku.

– Tylko tyle? Nawet nie powiesz głupiego; cześć? Chciałabym tobie przypomnieć, że to ty mnie tu ściągnąłeś i chciałeś, żebym przyszła.

– Rhiannon, jestem zmęczony. Pogadamy w domu.

– Świetnie – wyprzedziłam go i wyszłam jako pierwsza.

Przeszłam przez cały parking i wsiadłam do swojego samochodu. Zauważyłam, że Dean poszedł w kierunku swojego BMW. Poczekałam, aż wyjedzie i pojechałam za nim. Zdenerwowało mnie jego zachowanie. Nie wiedziałam, czemu tak się zachowywał. Gdy zobaczył mnie z Rose, nagle zobaczyłam chłód w jego oczach. Zacisnęłam mocniej palce na kierownicy i starał się uspokoić. Odpieprzał jakieś fochy, jak nastolatka.

Gdy dojechaliśmy do jego apartamentu, zaparkowałam zaraz za nim i udałam się do wnętrza apartamentowca. Kiedy dotarliśmy do jego mieszkania, rzucił torbę na kanapę i skierował się do kuchni. Wyciągnął butelkę wody i zaczął brać duże hausty wody. Oparłam się o blat i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.

– O czym z nią rozmawiałaś? – zapytał, dalej na mnie nie patrząc.

– Z kim? – zmarszczyłam brwi.

– Kurwa, Rhiannon, nie pogrywaj sobie. Z Rose.

– O niczym – wzruszyłam ramionami. – Czemu chcesz to wiedzieć?

– Na pewno nie o niczym. Co ci powiedziała? – podszedł do mnie bliżej i chwycił mocniej za ramiona.

– O co ci do kurwy chodzi?! – starałam się wyrwać z jego uścisku, ale wzmocnił uścisk. – Dean, to boli – powiedziałam cicho. Rozluźnił palce, ale dalej miał je na moich ramionach.

– Odpowiedz mi. O czym rozmawiałaś z Rose?

– Czym się tak przejmujesz?! Byłam miła i rozmawiałam z blondynką. Spokojnie, twój temat nie był poruszany.

Obserwowałam jego reakcję na te słowa. Wydawało mi się, że oddychnął z ulgą. Przypatrywał mi się jeszcze trochę, aż w końcu odpuścił i odszedł w stronę lodówki. Zagryzłam wargę i zastanawiałam się, co chciała mi powiedzieć Rose. Tutaj coś mi nie pasowało coraz bardziej... Musiałam do tego dojść, co on ukrywał przede mną.

– Chcesz coś do picia? – wyrwał mnie z moich myśli głos Deana.

– Woda wystarczy – westchnęłam i usiadłam na jednym z krzeseł. – Sam urządzałeś to mieszkanie? – zapytałam, rozglądając się dookoła.

– Nie. Wynająłem architektkę wnętrz – odpowiedział i podał mi butelkę wody.

– I pewnie ją też przeleciałeś – mruknęłam cicho, odkręcając zakrętkę.

– Mówiłaś coś? – spojrzał na mnie i podniósł brew.

– Nie, nic – pokręciłam głową i zaczęłam pić.

– Chodź, oprowadzę cię po wnętrzu – wyciągnął dłoń w moją stronę, ale jej nie przyjęłam.

Usłyszałam z jego strony ciche westchnienie, ale nic się nie odezwał. Najpierw pokazał mi w połowie urządzony salon, później łazienkę, a na końcu sypialnię. Wszędzie było pełno kartonów w połowie, albo w ogóle nie rozpakowanych. Musiałam przyznać, że było tutaj bardzo ładnie. Wnętrze idealnie odzwierciedlało samego Deana. Było surowe, ale miało w sobie to coś. Na środku sypialni stało wielkie łoże, a koło niego dwie lampki nocne. Cała była utrzymana w szarości oraz czerni. W garderobie było tylko kilka koszulek oraz spodni i nic więcej. Wyszłam na wielki balkon i oparłam dłonie na balustradzie. Rozejrzałam się na panoramę Londynu i zauważyłam, że było widać z niego mój apartamentowiec.

– Specjalnie kupiłeś tutaj mieszkanie, żeby być bliżej mnie? – odwróciłam się do niego przodem.

– Kupiłem to mieszkanie zanim ciebie poznałem, czarnulko – uśmiechnął się i odepchnął od ściany. – Teraz jestem zadowolony, że je wybrałem – zaplótł pasmo włosów za moje ucho. – Podobasz mi się jeszcze bardziej, gdy jesteś taka.

– Taka, czyli jaka? – starałam się coś dowiedzieć, co może rozjaśniłoby mi rozmowę z Rose.

– Lekko zła, wyniosła... – schylił głowę i zaciągnął się moim zapachem. – Jesteś wtedy niesamowicie seksowna, aż mam ochotę ciebie pieprzyć.

– Dean, nasz układ się skończył – podniosłam na niego wzrok. – Nasz udawany związek też, więc nie widzę już nic, co by nas łączyło.

Pragnęłam, aby w tym momencie zdeklarował to samo, co ja do niego czułam. Kochałam go, choć tego nie chciałam. Wiedziałam, że w jego sercu jest inna i broniłam się przed tym, ale nie udało mi się. Bycie tą drugą, nigdy nie wychodziło dobrze. Wpatrywałam się w chwile jego oczy i chciałam zobaczyć w nich to samo, co było w moich, ale tego nie zobaczyłam. Zobaczyłam za to, tylko pragnienie i pożądanie. Dla mnie, to było za mało. Musiałam od niego odejść i skupić się na tym, co umiałam robić najlepiej. Moim celem był Mediolan, choć od pewnego czasu został zepchnięty na drugi plan, bo pierwszy zajęła góra lodowa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro