Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 20

Dean

Czułem coś dziwnego w sercu, patrząc, jak Rhiannon odchodzi. Chciałem ją zatrzymać, ale nie wiedziałem, czy to właściwe. Po raz pierwszy pomyślałem o niej w innym kontekście, niż tylko laski, których miałem wiele. Włożyłem palce we włosy i pociągnąłem za nie. Po chwili dostrzegłem, jak zaczęła biec. Nie powinienem jej tak zostawiać, ale tak właśnie wyglądała nasza droga do tego miejsca. Tak miało być od początku. Przecież kochałem Rose, a nie Rhiannon. To Rose, była od zawsze w moich myślach, a nie Rhiannon. Obie tak różne, ale jednak coś miały w sobie, co mnie pociągało niesamowicie. Wyciągnąłem papierosa i odpaliłem go. Zaciągałem się głęboko, aby uspokoić swoje serce, które nie wiedzieć czemu, pękało na pół. W dość szybkim tempie wypaliłem go, a niedopałek wyrzuciłem na ziemię, przydreptując butem. Wsiadłem do BMW i pojechałem w stronę swojego apartamentu.

Zaparkowałem na swoim miejscu i poszedłem do apartamentu. Po drodze wyciągnąłem do niego klucze. Będąc w windzie, oparłem się plecami o ścianę i westchnąłem ciężko. Kurwa, to nie tak miało wyglądać nasze rozstanie. Czarnulka, miała być tylko dobrą dziewczyną do pieprzenia, a nie, żebym teraz o niej myślał. Była piękna. Była całkiem inna, niż zakładałem. Była tą, która mogła mnie uratować, ale sam z tego zrezygnowałem i ją puściłem. Mogłem za nią pobiec, ale tego nie zrobiłem.

– Kurwa, Dean! Opamiętaj się – powiedziałem do siebie.

Wysiadłem na swoim piętrze i poszedłem do swojego apartamentu. Przed drzwiami, zobaczyłem siedzącego, Samuela. Miał przymknięte powieki i opartą głowę o drzwi. Podszedłem do niego i kucnąłem naprzeciw.

– Stary, co ci jest? – potrząsnąłem go za ramię.

– Żebym to ja, kurwa wiedział..

– Emma? – zapytałem, choć sam znałem odpowiedź na to pytanie.

– Zgadza się. Możemy iść, gdzieś się napić? Chyba, że jesteś zmęczony, to zrozumiem.

– Nie no, co ty. Przyjacielowi nie odmówię. Chodźmy – pomogłem mu wstać i wróciliśmy z powrotem do windy. – Ja też muszę się napić – dodałem ciszej.

– Mówiłeś coś? – spojrzał na mnie, przyjaciel.

– Nic – pokręciłem głową.

Zamówiłem nam taksówkę i kazałem zawieść się do pierwszego baru, jaki będzie otwarty o tej porze. Samuel, nic nie mówił przez całą drogę, tylko patrzył się za okno. Nie chciałem mu przeszkadzać w jego wewnętrznej gonitwie myśli i zająłem się sobą. Wyciągnąłem telefon i zacząłem się nim bawić. Wchodziłem na różne portale społecznościowe i przepatrywałem, co ciekawego działo się u moich przyjaciół. Mimowolnie wszedłem na stronie portalu plotkarskiego. Na pierwszej stronie było zdjęcie moje i Rhainnon. Uchwycili nas w momencie, gdy patrzyła się na mnie, a ja uśmiechałem do paparazzi. Uśmiechnąłem się i pogładziłem kciukiem jej zdjęcie. Patrzyła się na mnie tak, jak wtedy. Wzrokiem, który nie wiedziałem, co miał znaczyć. Zacisnąłem palce na telefonie i wyszedłem ze zdjęcia, a później zablokowałem telefon. Schowałem go do kieszeni marynarki i oparłem się wygodnie o siedzenie. Byłem wdzięczny Samuelowi, że przyszedł do mnie.

Kiedy w końcu znaleźliśmy otwarty bar, zapłaciłem taksówkarzowi za kurs i wysiedliśmy z samochodu. Weszliśmy do baru, w którym było tylko trzech mężczyzn. Zajęliśmy wolny stolik, a koło nas zaraz pojawiła się kelnerka. Zamówiliśmy całą butelkę wódki. Nie musieliśmy długo czekać, aby pojawiła się przed nami.

– Za kobiety, które kochamy! – podniósł swój kieliszek.

– Za kobiety! – stuknąłem się z nim kieliszkiem, a później nalałem następną kolejkę.

– Powiedz mi, co ja robię źle? – popatrzył się na mnie, kołysząc dłonią, w której była szklaneczka. – Staram się, robię wszystko, co tylko chce... Dla niej, dla Cassidy, a i tak nam się nie udaje być ze sobą. Może my do siebie nie pasujemy?

– Pasujecie – poklepałem go po ramieniu. – To kobieta, Sam. Ich nigdy nie zrozumiesz... Patrzą się na ciebie takim wzrokiem, jakby chciały powiedzieć; kocham cię. Uśmiechają się, jak nigdy wcześniej, a i tak nie mówią tobie, o co im chodzi. Przejebana sprawa – wychyliłem naraz to, co miałem i dolałem sobie jeszcze.

– Mówisz, jak zakochany – zaśmiał się. – Dobra, nie rozmawiajmy już o nich, tylko pijmy. To jest to, co nas nigdy nie opuści, stary – pokazał na flaszkę wódki.

– To prawda – przyznałem mu rację i nalałem nam znowu.

Pijąc z Samuelem i rozmawiając o wszystkim i o niczym, nie mogłem zrozumieć jednego. Kiedy zakochałem się w niej? Dopiero słowa Samuela, mi to uświadomiły. Cholernie się tego bałem. Od zawsze chciałem tylko Rose, a tutaj przeznaczenie postawiło na mojej drodze kogoś innego. Obie na pozór podobne, ale całkiem inne.

Przetarłem twarz dłońmi i poprosiłem o następną butelkę. Nie mogłem tego do siebie przyjąć. Starałem się zrozumieć, w którym momencie to się stało, ale nie potrafiłem. Byłem ciekaw, co myślała o mnie Rhiannon. Być może dla niej była to zabawa, jaką obiecaliśmy sobie na początku.

– Pojebana sprawa – mruknąłem do siebie i wychyliłem napełniony kieliszek.

Zauważyłem, jak Samuel do kogoś macha ręką, a później spojrzałem w tamtą stronę. W drzwiach baru stał, Will. Westchnąłem i wróciłem spojrzeniem do pustego kieliszka. Brunet, usiadł obok mnie i popatrzył na stolik, a później na nas.

– Co się stało, że pijecie?

– Serce, Will. Pijemy za złamane serca – odpowiedział mu Samuel. Will, posłał mi dziwne spojrzenie, ale wzruszyłem ramionami.

– Czy nie powinieneś być teraz w domu? – zapytałem i popatrzyłem na niego.

– Powinienem. Razem z moją dziewczyną i jej rodzicami, ale gdy usłyszałem jego głos – pokazał na Sama. – Proszący mnie, żebym był waszą taksówką, tak przyjechałem. Zbierajcie się już. Pamiętajcie, że jutro trening, a jako kapitan, każe wam zrobić parę dodatkowych kółek. Zbieramy się – wstał z krzesła i poczekał, aż zrobimy to samo.

Kiedy byliśmy już na nogach, poszedł zapłacić nasz rachunek. Samuel, ledwo co trzymał się na nogach, więc szedł wsparty o mnie i Willa. Wsiedliśmy do Audi Willa i pojechaliśmy najpierw do domu bruneta. W czasie krótkiej podróży, musieliśmy zatrzymać się, aby Samuel opróżnił żołądek. Gdy udało nam się dojechać. Will, pomógł mu wysiąść z samochodu. Zaprowadził go do domu. W tym czasie przesiadłem się do przodu i włączyłem radio.

– Zabrałbym cię do siebie, ale wiesz rodzice, Rose – zaśmiał się, Will, gdy ruszyliśmy spod domu, Samuela. – Chcieli zostać do porodu, ale powiedziała, że nie potrzebnie będą czekać na wnuka – popatrzył na mnie, a uśmiech zamarł mu na ustach. – Sorry, stary.

– Za co? – pomrugałem parę razy i spojrzałem na niego. – Aaa, za to, że mówiłeś o Rose? Nic się nie stało.

– Jesteś pewien? – skręciliśmy w pobliże apartamentu, Rhiannon.

– Tak. Rozumiem, że jest twoją dziewczyną – wzruszyłem ramionami. – Wiem, kiedy odpuścić.

– Jak tak mówisz – mruknął cicho, ale nie pewnie.

Na wzmiankę o Rose i rodzinie, którą stworzą zakuło mnie coś w okolicy serca, ale nie było to tak silne, jak do tej pory. Po prostu nauczyłem się z tym żyć, a może bardziej, ktoś mi w tym pomógł. Między nami była cisza, dopóki nie wysiadłem. On zrobił to samo. Włożyłem ręce do kieszeni spodni i przechyliłem głowę, aby zaczął mówić.

– Wiem, że to nie odpowiednia chwila na takie pytanie, ale czy mógłbyś zostać chrzestnym małego? Dean, przyjaźniliśmy się przed Rose i nie chciałbym, aby ona nas poróżniła. Nie chciałbym, żeby nasza przyjaźń skończyła się w tym momencie. Od zawsze byliśmy blisko siebie...

– Skończyłeś? – wciąłem się mu w słowo. Will, kiwnął głową, że tak. – To super. Will, powiem szczerze, że za prawdę się zakochałem w Rose. Gdy wybrała ciebie byłem wkurwiony. Byłem w stanie zrobić wszystko, żeby spierdolić to, co było między wami, ale teraz... Kurwa, sam nie wiem, co się stało, ale Rose już dla mnie nie nic nie znaczy – prawie, dodałem w myślach. – Będę jego chrzestnym – dodałem to już z lekkim uśmiechem.

– Kurwa, nawet nie wiesz jaki kamień spadł mi z serca – przybiliśmy sobie męską piątkę. – Bardzo tobie dziękuje.

– Tylko mi się nie rozbecz – poklepałem go po ramieniu. – Będę uciekał, bo dzisiejszy dzień był dla mnie męczący.

– Jasne. Do zobaczenia jutro na treningu – podniósł rękę w geście pożegnania i odjechał spod mojego apartamentowca.

Odchyliłem głowę do tyłu i spojrzałem na gwiazdy, które było widać. Nie wiedziałem, czy dobrze zrobiłem, zgadzając się na to. Dalej, gdzieś w środku czułem coś do Rose. Nawet teraz mówiąc to Willowi, nie czułem się w stu procentach czysty. Nie czułem tego, że blondynka jest już mi obojętna. Kurwa, byłem popieprzony.

Wszedłem do apartamentowca, a później do swojego mieszkania. Idąc w stronę łazienki, zdejmowałem wszystkie ciuchy po kolei, aż w końcu nagi wszedłem do pomieszczenia. Odkręciłem wodę i z dyszy zaczęła lecieć woda. Wszedłem pod strumień i oparłem się o zimne płytki. Nie chciałem, aby mój rozdział z Rhiannon się tak skończył, ale też nie chciałem jej urazić. Powiedziałem jej, że w moim sercu już jest kobieta. Dalej była, ale już nie tak, jak wtedy.

– Kurwa! – uderzyłem pięścią w ścianę.

Przeczesałem mokrymi rękoma włosy i pociągnąłem lekko za końcówki. Musiałem z kimś porozmawiać, ale sam nie wiedziałem z kim. Może Greg, mógłby mi pomóc w tej sprawie. Sam coś kręcił z Charlotte, więc to nie był, aż tak głupi pomysł.

Umyłem się i w przepasanym ręczniku na biodrach, przeszedłem do swoich ciuchów. Pozbierałem je i wyciągnąłem telefon. Choć był środek nocy, to i tak wiedziałem, że nie będzie spał. Zazwyczaj był już w klubie i zamykał wszystkie rozliczenia samodzielnie.

– Jeśli dzwonisz do mnie o tej porze, to znaczy, że masz problem. Słucham – usłyszałem głos przyjaciela, a później skrzypnięcie fotela.

– Jak ty mnie już dobrze znasz – zaśmiałem się i usiadłem na sofie, kładąc nogi stoliku przed nim. – Chodzi o Rhiannon.

– Mogłem się tego spodziewać. A teraz, jak na spowiedzi. Co się dzieje?

– Chyba się zakochałem. Wiesz, dalej w moim sercu jest Rose, ale przy Rhiannon czuje się inaczej. Nawet złapałem się na tym, że coraz łatwiej przychodzi mi rozmawianie o niej. Dzisiaj był nasz ostatni event. Umówiliśmy się, że wtedy zakończy się nasza znajomość, ale nie umiem...

– Rozumiem doskonale, co cię trafiło. Rose, była twoją zachcianką, Wiem, że ją kochałeś, ale to może było tylko coś powierzchownego, nie uważasz? Jeśli teraz tak naprawdę dopiero teraz znalazłeś swój prawdziwy obiekt westchnień, to się nie dziwię, że Rose poszła w odstawkę. Ona jest dla ciebie zakazana, ale to Rhiannon, jest przy tobie teraz. Cykasz się, jakbyś był w liceum. Idź i umów się z nią na randkę, czy nawet jakieś nie zobowiązujące spotkanie.

– A nie mógłbyś się czegoś dowiedzieć od jej przyjaciółki, Charlotte? Wiem, że kręcicie ze sobą.

– Tylko, że jest mały problem.

– Jaki? – zapytałem i wstałem z sofy, idąc do sypialni.

– Powiedzmy, że zobaczyła coś czego nie powinna, a resztę sobie dodała.

– Czyli zostałem w ciemnej dupie. Dzięki, Greg.

– Kurwa, ale to nie moja wina.

– Zawsze wina jest po stronie dziewczyny. Wiem... – przekręciłem oczami. – Dobra, nie zatruwam ci więcej dupy. Do zobaczenia.

– Na razie, stary – rozłączyliśmy się i rzuciłem telefon na łóżko.

Zdjąłem ręcznik, a później ubrałem spodnie od piżamy i położyłem się na łóżku. Nie miałem innej możliwości, jak zapytać się jej wprost, ale nie wiedziałem, jak to przyjmie. Dałem ręce pod głowę i zacząłem myśleć. Musiałem to dobrze rozegrać, aby się z nią spotkać, a nie wzbudzać podejrzeń. Nie chciałem znów sprawić jej przykrości, którą widziałem w jej oczach, gdy podawała mi dłoń na pożegnanie. To było najgorsze uczucie, jakie przeżyłem. Najgorsze było zobaczyć ból w oczach kobiety, którą kochałem.

***

Tej nocy nie spałem długo, gdyż przekręcałem się z boku na bok, a obraz zasmuconej twarzy Rhiannon, nie chciał mnie opuścić. Gdy na dworze zrobiło się już jasno, wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Zrobiłem sobie kawy i przeszedłem na balkon. Miałem wspaniały widok na panoramę Londynu. Usiadłem na jednym z krzeseł ogrodowych i patrzyłem, jak miasto budziło się do życia, pijąc gorącą kawę. Chociaż był koniec grudnia, to na dworze nie było, aż tak zimno, a śnieg nigdzie nie leżał. Usłyszałem dźwięk przychodzącej wiadomości, więc wstałem i wszedłem do mieszkania.

Will: Widziałeś?

Kliknąłem w link, który mi przysłał, a filiżanka w mojej dłoni niebezpiecznie zadrżała. Wielki nagłówek, aż do mnie krzyczał;

DEAN PARKER I RHIANNON RODERICK ROZSTALI SIĘ!

Rhiannon, mówiła prawdę z tym, że powie swojej menadżerce, aby wysłała taką wiadomość. Nie myślałem, że zrobi to tak szybko. Myślałem, że da nam kilka dni, zanim na to się zdecyduje. Odłożyłem filiżankę na stolik i cisnąłem telefonem przez salon. Nie chciałem, żeby to się w taki sposób skończyło. Tak na prawdę, nie chciałem nawet, aby się zaczęło, ale los sobie ze mnie zadrwił. Nie mogłem być szczęśliwy w moim popieprzonym związku. Każde poznane kobiety, doprowadzały mnie tylko do zniszczenia. Cecylia, Rose i teraz Rhiannon. Każdą pokochałem i skończyło się to dla mnie tragicznie. Nie chciałem tego tak zostawić. Nie chciałem zostawić jej.

Wróciłem do swojej sypialni i założyłem dres oraz adidasy. Chwyciłem jeszcze z biurka słuchawki i wyszedłem z mieszkania. Gdy byłem trochę dalej od apartamentowca, zacząłem biec. W moich słuchawkach leciało Bon Jovi, a ja biegłem przed siebie. Dobiegłem, aż do mostu, na którym wtedy wysiadła Rhiannon. Przystanąłem i położyłem dłonie na kolanach.

Kurwa, nie mogłem tego tak skończyć.

Rose, dalej będzie w moim sercu, ale to do Rhiannon poczułem to coś. Rhiannon, była moją ostoją oraz przystanią, do której mogłem w każdej chwili dopłynąć. Podniosłem głowę i zobaczyłem dziewczynę opartą o barierki. Miała piękne długie włosy, jak Rhiannon. To musiała być ona. Podbiegłem do niej i położyłem jej dłoń na ramieniu.

– Rhiannon? – zapytałem, a dziewczyna się odwróciła.

– Przepraszam? – dziewczyna podniosła na mnie wzrok i pomrugała parę razy.

To nie była ona.

– Pomyliłem ciebie z kimś innym. Przepraszam – posłałem jej ostatnie spojrzenie i odwróciłem się od niej.

Zacząłem biec w drogę powrotną. Musiałem z nią porozmawiać. Jak nie dzisiaj, to jutro, ale musiałem. Nie chciałem, żeby to dalej we mnie siedziało. Do cholery, kochałem ją. Jak tak dalej pójdzie, to w każdej napotkanej osobie będę widział Rhianoon, a tak nie mogło być. Zdeklarowałem jej, że będzie tylko moja i miałem zamiar dotrzymać tego słowa.

Kilka godzin później, zacząłem zbierać się na trening. Mieliśmy mecz za kilka dni. Trener, chyba nie rozumiał, że to mecz towarzyski, gdyż cisnął nas bardziej, niż zazwyczaj. Biegaliśmy, któreś z kolei okrążenie, żeby sprawdzić naszą kondycję. Nawet Will, patrzył na mnie, jakby sam nie wiedział, kiedy to się skończy. Wiedziałem, że jemu bardziej zależało na tym, aby treningu szybciej się kończyły przez Rose.

– Trenerze, może już starczy? – krzyknął, Matt.

– Dzięki panu Lewisowi, dodatkowe pięć! – trener założył ręce na piersi i spojrzał na nas z wyższością.

– Dzięki – warknąłem cicho i dalej biegałem.

W końcu po dodatkowych dziesięciu okrążeniach, kazał nam się podzielić na dwie drużyny i zagrać przeciwko sobie. Każda z drużyn, miała do zastosowania inną taktykę, gdyż trener musiał sprawdzić, która jest lepsza. Tym razem nie grałem przeciwko Willowi. Tym razem było inaczej. Nie chciałem już niczego udowadniać, ani pokazywać, że jestem zraniony. Chciałem tylko jak najlepiej zagrać i zwinąć się stąd.

Nasz mecz trwał dobre dwie godziny. Zakończył się remisem. Drużyna Archiego, poszła do domu, ale nasza musiała zostać. Trener rozłożył nam pachołki, każdemu dał piłkę i musieliśmy najpierw pokonać slalom, a później wbić piłkę do bramki. Kto nie trafił, musiał robić dodatkowe dziesięć pompek.

– Parker! Scott! Do mnie! – trener, przywołał nas gestem dłoni.

– O co chodzi trenerze? – zapytał, Will.

– Doskonale wiemy, że Krystian odpadł z tego meczu i musimy kogoś dać na jego miejsce. Kto waszym zdaniem jest najlepszy? – patrzył raz na mnie, raz na przyjaciela.

– Może, Adam? – zaproponowałem. – Chłopak stara się i robi postępy. Widać, że zależy mu, aby zagrać.

– Adam, to nie taki zły wybór – zgodził się ze mną, Will. – A może by tak Zacka? Też nie jest zły – odwróciliśmy się i popatrzyliśmy na dwóch naszych kandydatów.

– Cholera, chyba Adam – odezwał się trener po dłuższej ciszy. – Poradzi sobie, prawda?

– Ręczę za niego – odpowiedziałem pewnie.

– Miejmy nadzieję, bo inaczej ty Parker, na następny mecz zajmiesz miejsce obok Krystiana – dotknął mojego ramienia i je ścisnął. – Wracajcie na trening. Za pół godziny was puszczę.

Wróciliśmy na boisko i dokończyliśmy nasz trening. Chociaż biegałem, to i tak dopiero teraz poczułem, że moja kondycja nie była najlepsza. Wiedziałem, że to było spowodowane paleniem, ale nie umiałem go rzucić. Paliłem od szesnastego roku życia, więc to już był mój nałóg.

Pożegnałem się z chłopakami i wsiadłem do samochodu. Zapaliłem go i z uśmiechem na ustach odjechałem w stronę domu. Teraz moją misją było zdobyć Rhiannon od nowa. Musiałem wymyślić dobry plan, aby mi się udało.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro